Zawartość lukru w lukrze, czyli koniec z mitami o kadrze Nawałki
Autor wpisu: Marcin Kalita 2 września 2017 10:48
Lanie w Kopenhadze dało odczuć bardzo boleśnie, jaka jest różnica między piątą drużyną rankingu FIFA a drużyną klasową. Zagłaskaliśmy kadrę, którą prowadzi Adam Nawałka, a najgorsze, że ona sama też się zagłaskała.
Piąta drużyna w rankingu FIFA przegrywa w beznadziejnym stylu takie mecze – bez ambicji, zaangażowania, podjęcia walki potykając się o własne i przeciwnika nogi. Klasowa nie. Też zdarza się, że polegnie wysoko – oczywiście, ale nie zdarza się, by stało się to po meczu, w którym oddaje się jeden celny strzał na bramkę rywala. I zostaje w tak niesamowity sposób zdominowana.
– Nastąpiło rozluźnienie u wszystkich wokół – rzucił Robert Lewandowski po meczu. Racja. Zagłaskaliśmy tę kadrę lejąc wiadra lukru na pomnik, któremu w istocie dopiero fundamenty się z lekka zarysowały. A do jego zbudowania jeszcze daleka droga.
Ale dobrze. Dobrze, że budowa pomnika została zatrzymana, dobrze, że spotkał nas ten za przeproszeniem wp… w Danii (0:4 – więcej o tym smętnym meczu TUTAJ). I stało się to akurat w momencie w miarę nieszkodliwym. W momencie, w którym biało-czerwoni mają przewagę w tabeli i jakiś tam komfort tracenia punktów, a awans do finałów MŚ wciąż zależy tylko od nich samych.
Przy okazji jednak runęły mity, na których budowany był ten miły, bezstresowy obraz, którego symbolem rozpogodzona twarz Adama Nawałki.
* Mit o tym, że – jak przed każdym meczem słyszymy – piłkarze zawsze są optymalnie przygotowani. No nie byli, pod żadnym względem, a już na pewno nie mentalnie i ambicjonalnie – i nie jest to tylko czcza dywagacja, a słowa ich samych – Roberta Lewandowskiego (TUTAJ) i Kamila Glika (TUTAJ).
* Mit o tym, że symbolem kadry jest dbałość o szczegóły i perfekcja doprowadzona do wzorca z Sevres. Tak a propos tego „rozluźnienia”, o którym wspomina Lewandowski – sytuacja z Łukaszem Piszczkiem, niby normalna, a przecież kompletnie nieoczekiwana na tym poziomie przygotowania do meczu, przejdzie z czasem do księgi kadrowych anegdot.
* Mit o tym, że Lewandowski sam jest w stanie wygrać mecz. Z Armenią – tak, z Kazachstanem – może tak, ale nie zawsze i nie wszędzie, nie na tym poziomie wyczynu, jaki zaprezentowała Dania. Lewandowski może być języczkiem u wagi, może załatać dziury, które tu i ówdzie powyłażą, może zrównoważyć słabszą dyspozycję partnerów z ofensywy, ale gdzieś wsparcie mieć musi. W Kopenhadze nie miał go nigdzie.
* Mit o tym, że można odciąć grubą krechą postawę w lidze od postawy w kadrze. No nie, nie można. To się udawało w pojedynczych przypadkach – na przykład Krzysztofa Mączyńskiego, który w kilku meczach kadry potrafił się wznieść na poziom w lidze, jak się wydawało, dla niego niedostępny. Ale wtedy, gdy taki „delikwent” był wpasowywany w świetnie funkcjonującą drużynę, dzięki czemu dostawał zastrzyk prądu. A nie wtedy, gdy „delikwentów” w lidze kompletnie pogubionych próbuje się sklecić pół defensywy i jeszcze kawałek drugiej linii. I to jeszcze na dodatek w maszynie, w której i bez nich parę rzeczy szwankuje. To błaganie o katastrofę, no i w Kopenhadze tę katastrofę Nawałka wybłagał.
* Mit o tym, że zawsze rywale są perfekcyjnie rozpracowani. Może i byli, tylko jakie to miało przełożenie na taktykę? Albo na jej realizację? Jeśli Glik przyznaje, że nie wie, kto miał przy pierwszym golu kryć Delaneya, a Lewandowski, że grali tak jak wiedzieli, że nie mają grać, to chyba jednak coś tu poszło nie tak.
* Mit, że ta drużyna chce wygrać każdy kolejny mecz. To znaczy – może i chce, tylko problem w tym, że inni też chcą, a Duńczycy akurat chcieli bardziej.
I jeszcze jedno – przekonanie, że drużynie Nawałki przytrafił się „jeden słabszy mecz”. To nieprawda. Słaby mecz przytrafił się jej w Astanie, gdzie z 2:0 zrobiło się nagle 2:2. Słaby mecz przytrafił się jej z Armenią na Narodowym, gdzie długimi okresami po prostu biła bezradnie w mur, a w ostatnich chwilach zawisło nad nią widmo porażki. Humory uratował jakże szczęśliwie Robert Lewandowski.
Właśnie – humory uratował, bo na koniec te dobre wyniki (w Astanie może nie taki dobry, ale też nie najgorszy) okazywały się takim dywanem, pod który zamieciono niedostatki. Dobra, kuleliśmy, kuleliśmy, ale się otrzepaliśmy, idziemy dalej. Zapominamy, będzie lepiej.
Teraz standardowymi formułkami do porządku dziennego po laniu w Kopenhadze przejść się nie da. I nie wolno o nim, broń Boże, zapominać. Trzeba zakasać rękawy, zewrzeć poślady, skończyć z mitami, makietę pomnika schować głęboko do szafy i znaleźć ulepszony pomysł na kadrę. Bo jednak trochę do poprawienia wciąż jest. Na każdej praktycznie półce.
– To był najgorszy mecz czasu Nawałki – rzucił w studiu Polsatu Włodzimierz Lubański. I niech takim już pozostanie.
Inne artykuły o: Mistrzostwa Świata 2018 | Reprezentacja
-
jz166
-
zgubek
-
jz166
-
zgubek
-
jz166
-
-
-
-
-
ursynów