Reprezentacja, która potrafi zagrać dwa mecze w jednym
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 16 listopada 2019 23:43
Dziwaczny to był mecz. Reprezentacja Polski miała w pierwszej połowie tak wielką przewagę nad Izraelem, że mogła tylko lać przeciwnika i patrzeć czy równo puchnie. Wygrała 2:1, ale wielki futbol to to nie był. Na pewno po meczu w Jerozolimie daleko nam do zachwytów. W drugiej połowie nasi wrzucili na taki luz, że Izrael zaczął na boisku dominować i nawet był bliski wyrównania. Jeśli mieliśmy po tym spotkaniu wysnuć jakiś wnioski na przyszłość, to chyba tylko takie, że z reprezentacją Polski to nigdy nic pewnego. Potrafi w jednym spotkaniu zagrać dwa rożne mecze: dobry i słaby. Tak, jak to właśnie było w sobotę w Jerozolimie.
Reprezentacja Izraela to jest taka drużyna, z którą można przećwiczyć każdy wariant taktyczny. Każdy. Nawet taki, że chcemy zobaczyć jak grają Biało-czerwoni bez Roberta Lewandowskiego i bez Kamila Grosickiego. Bo gospodarze dali naszym zawodnikom w pierwszej połowie tyle swobody na boisku, ile nie mają oni nawet na wewnętrznych gierkach w trakcie treningów. Od początku widać było, że górujemy nad rywalem fizycznie. Przewaga Polaków była miażdżąca. Gracze Jerzego Brzęczka byli od rywali szybsi, dynamiczniejsi i bardziej mobilni. Przewyższali też Izraelczyków pod względem jakości piłkarskiej: techniki, taktyki czy wizji gry. No i spokoju, bo Izraelczycy byli – szczególnie na początku – bardzo zdenerwowani i w głębokiej panice kopali piłkę na oślep, byle gdzie.
Właściwie dziwne było nie to, że tak szybko i łatwo zdobyliśmy gola (Krychowiak z bliska w 4. minucie), ale to, że od razu nie wbiliśmy kilku następnych. Było to nie tyle zasługą dobrej gry bramkarza Izraela – chociaż to też – co brakiem precyzji Polaków przy wykończeniu akcji. Tu aż się prosiło, żeby na plac wszedł „Lewy”, bo on tę jakość przecież ma. I Robert wszedł na ostatnie pół godziny, gdy prowadziliśmy już 2:0 (gol Piątka, znów po rzucie rożnym), ale gra była już wówczas szarpana i pojawienie się Roberta tego obrazu nie zmieniło. Co gorsza, mogliśmy być mocno pokarani za to, że mając ogromną przewagę nie potrafiliśmy już w pierwszej połowie „zamknąć” meczu.
Sam Piotr Zieliński miał tak dużo okazji do zdobycia gola, że nie uzbierałby tylu nawet gdyby mu je zliczyć z 10-ciu ostatnich meczów. „Zielu” co chwila uderzał na bramkę – a to z akcji, a to z rzutów wolnych. Było tego – „na wagę” – sporo, ale jakość tych strzałów pozostawiała wiele do życzenia. Albo był niecelne, albo zbyt lekkie, albo za bardzo przewidywalne.
Zieliński wyglądał w Izraelu dość efektownie (zresztą jak większość piłkarzy naszej reprezentacji w pierwszej połowie), ale wrażenie było tak korzystne, bo w dzisiejszym futbolu zazwyczaj nie zostawia się rywalom aż tyle swobody, ile zostawili nam gospodarze sobotniego meczu.
Oczywiście warto zauważyć, że potrafiliśmy łatwo budować akcje, kończyć je strzałami. I że czuliśmy przewagę nad rywalem. Wszystko szło dobrze, gdzieś do chwili gdy z boiska zszedł Sebastian Szymański. Od tego momentu gorzej zaczął grać np. Przemysław Frankowski, który po dobrej pierwszej połowie, nagle zaczął podawać – raz za razem – do rywali. Co się z nim działo? Zmęczenie? Zbyt duża przerwa po zakończeniu rywalizacji w amerykańskiej MLS?
Krzysztof Piątek strzelił gola i to bardzo dobrze. Dyskusje o jego aktualnej formie strzeleckiej uważam na ten moment za niepotrzebną. Nikt nie wie w jakiej dyspozycji będzie napastnik AC Milan w czerwcu. Po pierwszym hitowym okresie spędzonym na włoskich boiskach musiał zadołować, tym bardziej że cała drużyna z Mediolanu przechodziła kryzys.
Dzisiaj nikt nie wątpi, że jeśli Lewandowski strzelał gole w sierpniu, wrześniu, październiku i listopadzie to będzie też umiał je strzelać w czerwcu. Ja osobiście nie mam też wątpliwości, że niezależnie od obecnej formy Piątka, to na mistrzostwach Europy taki napastnik nam się przyda. I tu nie ma wielkiej filozofii.
Arkadiusz Reca – człowiek, o którym mówiło się, że jego obecność w kadrze jest nieporozumieniem – pokazał, że najgorsze ma już za sobą. Teraz były piłkarz Wisły Płock dobrze wygląda fizycznie. Jest silny, dużo biega (i to zarówno w ofensywie, jak i w akcjach obronnych), widać że nabrał pewności siebie. I może być pierwszym wyborem na lewej obronie zamiast wiecznie kontuzjowanego Macieja Rybusa.
Wrażenie co do gry reprezentacji, po meczu z Izraelem jest takie… pół na pół.
Tak to już jest z naszymi piłkarzami, że nawet jak zagrają dobry mecz w pierwszej połowie, to w drugiej może im się zdarzyć wszystko: brak determinacji, brak koncentracji i na koniec brak poczucia, że ta drużyna z każdym meczem jest lepsza.
A co najgorsze: człowiek ma wrażenie, że tak w ogóle nie musiało być. Wystarczyłoby trochę konsekwencji. Irytująca była ta końcówka. Trudno udawać, że jej nie było.
Inne artykuły o: Reprezentacja
-
smutas