Rejs na statku szaleńców

Autor wpisu: 16 listopada 2021 12:01

Przegrany mecz Polaków z Węgrami przejdzie do historii. Ale nie historii futbolu, tylko historii głupoty na własne życzenie. Jest takie stare, polskie przysłowie: „Myślał indyk o niedzieli, a w sobotę mu łeb ucięli”. Ale jeśli ktoś urodził się w Portugalii, tak jak selekcjoner Paulo Sousa, to tego powiedzenia mógł nigdy nie słyszeć.

Mistrzostwo absurdu wygląda tak, że najlepszy napastnik świata –Robert Lewandowski siedzi zdrowy na ławce rezerwowych i nie wolno mu wejść na boisko, bo nie jest zgłoszony do bardzo ważnego meczu reprezentacji. Gdzie siedzi zdrowy Kamil Glik nawet nie wiem, bo w telewizji tego nie pokazali. Zdrowy – i w formie – Łukasz Fabiański siedzi w Anglii, bo nikt nie zdołał go przekonać, żeby nie kończył kariery reprezentacyjnej w środku eliminacji. Przegrywamy mecz z Węgrami i dziś wieczorem okaże się, czy cudem utrzymamy prawo do rozstawienia w barażach i gry na własnym stadionie. Całość tych „atrakcji” mamy na własne życzenie.
Człowiek drapie się w głowę i zastanawia: czy to wszystko to jest mokry sen paranoika czy rzeczywistość reprezentacji na finiszu kwalifikacji do mistrzostw świata w Katarze? Jest tu w ogóle ktoś, kto bierze odpowiedzialność za rejs tego statku szaleńców?
Bo trzeba zacząć od pryncypiów. Od tego, żeby pewne sprawy postawić z powrotem z głowy na nogi. Jeśli Robert Lewandowski chce odpoczywać (lub Bayern chce, żeby odpoczywał), to niech odpoczywa w klubie w Monachium. Na kadrę nie przyjeżdża się odpoczywać w ważnym meczu z Węgrami, żeby się nie zmęczyć przed piątkowym meczem z Augsburgiem, który – uwaga! – jest 16. zespołem w tabeli Bundesligi. Nikt mi nie wmówi, że to mecz o mistrzostwo Niemiec, a bez „Lewego” to Bayern z tym rywalem nawet nie zipnie. Zresztą co mnie, jako Polaka, Bayern obchodzi? Jak następnym razem zadzwoni ktoś z Monachium z taką propozycją, to trzeba wysłać go w cholerę. A Robertowi trzeba powiedzieć, żeby się nie wygłupiał. Tyle o pryncypiach. Jak sobie pryncypia ustawimy, to głupoty – takie jak w meczu z Węgrami – nie będą się nas czepiać.
Może to i dobrze, że Paulo Sousa nie rozumie po polsku. Bo w poniedziałkowy wieczór uszy by mu zwiędły, gdyby usłyszał jak kibice przed telewizorami recenzowali jego decyzje personalne. Nie tylko tę by nie grał Glik i Lewandowski. Ale też tę żeby w środku grał Klich, który złapał żółtą kartkę i nie zagra w barażu, a inny środkowy pomocnik Piotr Zieliński żeby w tym czasie siedział na ławce, choć zagrożony pauzą za kartkę nie był. Albo, żeby taki Kędziora zagrał na lewej stronie obrony.  Przecież on lewej nogi w ogóle nie używa do kopania piłki. W ogóle…
Albo co w tej kadrze robi Bereszyński? Czemu ten facet nie gra w reprezentacji na wahadle, skoro występuje – bardzo udanie – na tej pozycji w klubie? Ktoś wie?
Kolejny przykład – Przemysław Frankowski. On gra w reprezentacji wszędzie i nigdzie. O co tu chodzi? Przecież ten piłkarz jest w tym momencie w swojej życiowej formie.
Końcówka meczu z Węgrami, przegrywamy 1:2, potrzebujemy gola. Węgrzy się bronią. Jaki jest ruch trenera? Płacheta na boisko! Do ataku pozycyjnego? Naprawdę? To chyba musi być ktoś z rodziny…
Inna sprawa, że Sousa nie miał już kogo wprowadzić, bo na ławce zostali mu jedynie gracze defensywni. Dlaczego? Bo np. Sebastian Szymański, jeden z najlepszych graczy ligi rosyjskiej, nie jest powoływany. Dlaczego? No – głupia sprawa – Sebastian według Sousy się nie nadaje. Znów: dlaczego? Znów odpowiedz ta sama:  Nie wiadomo, ale podobno Sousa widzi więcej.
Trochę mnie dziwi naiwna wiara tych, którzy patrząc na – delikatnie mówiąc – dziwne decyzje personalne Sousy, przekonują siebie i innych, że „w tym szaleństwie musi być metoda”. Ja widzę tu więcej szaleństwa niż metody. W moim przekonaniu tak jak Portugalczyk robił wszystko na czuja na początku swojej kadencji, tak nadal to robi na czuja. Tylko po meczu, w zależności od wyniku, dorabia ideologię.

Trudno się słucha tego, co po porażkach mówi Sousa. Nie dlatego, że mówi po angielsku. Dlatego, że mówi nieprawdy i mówi bez sensu. To są – za przeproszeniem – brednie. Przegraną 1:2 Węgrami Portugalczyk tłumaczył tak: – Nie jestem trenerem, który boi się podejmowania ryzyka, podejmowania odważnych decyzji. Uważam, że to był odpowiedni moment i dobra decyzja, by podjąć walkę w ważnym meczu o punkty bez Kamila Glika i Roberta Lewandowskiego – mówi.

To była dobra decyzja? Naprawdę? Czy te słowa mówi selekcjoner po przegranym meczu? To mówi ten sam człowiek, który kompletnie spieprzył nam w czerwcu mistrzostwa Europy? Zresztą wtedy też był zadowolony ze swoich decyzji i z własnej odwagi. Czy to ten sam, człowiek, który w marcu nie znał polskich piłkarzy, których prowadził w Budapeszcie przeciwko Węgrom? Który za chwilę wywali nas spektakularnie z mundialu, bo lubi ryzyko? Jak mam to rozumieć? Czy jeśli rozbiłeś sobie głowę upadając na beton to – według Sousy – największą odwagą jest ponowne przypieprzenie łbem o ten sam beton? Kompletna aberracja umysłowa.

Zresztą ja już tę chorą retorykę słyszałem z ust Sousy po fatalnie przegranym Euro. Wtedy też to brzmiało mniej więcej tak, jakby w futbolu nie o zwycięstwa chodziło. Jakby katastrofa w meczach ze Słowacją i Szwecją oraz zajęcie ostatniego miejsca w grupie było konieczną ofiarą, jaką trzeba było złożyć w drodze do czegoś lepszego. Czegoś doskonalszego, co nas w przyszłości zaprowadzi w miejsca, w jakich nigdy nie byliśmy, do sukcesów, jakich nigdy nie osiągaliśmy. Do awansu na mundial. Ale to były opowieści warte funta kłaków. Na razie nauczyliśmy się wygrywać jedynie z Albanią.

Jak graliśmy na początku kadencji Portugalczyka naiwnie, tak nadal gramy naiwnie. Sousa jak nie wyciągał wniosków, tak nadal nie wyciąga.

Uśmiecham się z politowaniem, gdy sobie przypomnę, te głodne opowieści, że Paulo Sousa nie mógł być na meczu Legii z Lechem i innych ważnych meczach naszych klubów, bo załatwiał w Londynie akces do kadry Mattiego Casha. Strasznie był w tym Portugalczyk aktywny.
Zresztą co to w ogóle była za akcja? Selekcjoner reprezentacji Polski jeździ osobiście szukać kadrowicza gdzieś po ambasadach? I nikt się temu nie dziwi?
Ostatnią tak kuriozalną operacją sztabu kadry było szukanie przez trenera Smudę śladów po Sławomirze Peszce w niemieckich komisariatach. Tak, tak, była taka sytuacja…

Inne artykuły o: Reprezentacja

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli