Nawet „Fryzjer” by tego nie wymyślił
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 30 stycznia 2022 20:25
Jeśli w poniedziałek Cezary Kulesza rzeczywiście ogłosi Czesława Michniewicza selekcjonerem reprezentacji Polski, będzie można zacytować fragment z utworu Paktofonika „Jestem Bogiem”: „Ładnie się pan nam przedstawił, przed milionami słuchaczy ”. Ta decyzja dużo ludziom powie o nowym prezesie PZPN. Tak dużo, że nie zdołają tego odkręcić żadne działania PR-owe.
Trudno dociec jaki jest proces myślowy Cezarego Kuleszy, bo przez ostatni miesiąc nie da się za tym nadążyć. Koncepcje rodzą się tak, jakby ktoś je wymyślał na poczekaniu. Nie da się powiedzieć, że spektakl, którego jesteśmy świadkami jest zaplanowanym procesem wyboru selekcjonera. Wygląda raczej na chaos i miotanie się od ściany do ściany.
Naród mamy i tak już mocno podzielony, a osoba Michniewicza jako selekcjonera jest w stanie podzielić Polaków równie mocno jak polityka czy kwestia szczepień.
Dla mnie – a pewnie też dla wielu z was – reprezentacja to jest najważniejsza drużyna w kraju. Wiążą się z nią silne uczucia i emocje. Takie, jakie nosi się w sercu. Honor, duma, patriotyzm, prawość, uczciwość (z góry przepraszam za patos). Mnie się Czesław Michniewicz w ogóle z tymi wartościami nie kojarzy.
W żadnym zdrowym związku sportowym ktoś taki jak Michniewicz nie byłby nawet rozpatrywany do tak prestiżowego stanowiska jak trener reprezentacji kraju. Ze względu na niejasną przeszłość, z którą nigdy się uczciwie – wbrew temu co twierdzi wspierający go organ medialny – nie rozliczył.
Dziś niektórym ludziom w środowisku piłkarskim i medialnym wygodnie jest udawać naiwniaków. Ale każdy kto ma trochę oleju w głowie wie, po co się w tamtych czasach dzwoniło do „Fryzjera”. A szczególnie jeśli ktoś miał tych połączeń 711 przez 2,5 roku, czyli niemal codziennie.
Chętnie się dowiem na jakiejś konferencji, co takiego miał wtedy do załatwienia pan „Czesław 711”. A jeśli zostanie on selekcjonerem, to chętnie się też dowiem, czy w czasie przerwy w meczach reprezentacji też zamierza do kogoś dzwonić czy jednak znajdzie chwilkę na rozmowę z zawodnikami? Warto to wyjaśnić wcześniej, żeby np. taki Lewandowski nie miał w szatni głupiej miny, widząc metody, jakich mu nie było dane poznać u Kloppa, Guardioli czy Heynckesa.
Zastanawiam się czemu części dziennikarzy i kibiców nie przeszkadza, że selekcjonerem kadry mógłby zostać ktoś, kto 711 razy dzwonił do „Fryzjera”, a na swoim koncie ma choćby takie epizody jak dzielenie w autokarze – po pijaku – dolarów między zawodników, które pochodziły od innej drużyny (po szczegóły zapraszam do bloga Piłkarska Mafia), co Michniewicz sam zeznał w prokuraturze. Naprawdę to jest najlepszy kandydat do tego, by wyjść na boisko, przy hymnie narodowym, z orłem na piersi, jako selekcjoner kadry? Nie mamy innych trenerów?
Młodzi kibice (i młodzi dziennikarze) nie pamiętają tej gangreny, jaka trawiła polski futbol. Co tydzień mieliśmy „niedziele cudów”, przekręty, ustawiane mecze. Kompletna degrengolada moralna, etyczna, ale i sportowa. Wszystko podszyte korupcją i ogólnym syfem, od którego uczciwi ludzie i duzi sponsorzy trzymali się z dala.
Jak się dziś czują kibice, gdy czytają, że mecze, na których zdzierali gardła, były po chamsku i bezczelnie sprzedane?
A później codziennością polskiej piłki stały się aresztowania. Piłkarze, działacze, trenerzy, sędziowie byli przywożeni do Wrocławia z kajdankami na rękach i z kurtkami na głowach, bo ze wstydu chowali twarz. Ja to świetnie pamiętam i wielu ludzi też jeszcze pamięta.
Warto pamiętać, że ci skorumpowani i korumpujący ludzie ze środowiska piłkarskiego nie wyparowali. Jedynie część z nich udało się skazać po długotrwałym i męczącym procesie. Reszta siedzi cicho, modląc się, żeby nic na nich nie wypłynęło. Ale są i tacy, którzy idą w zaparte i mają tupet sięgać nawet po największe zaszczyty.
Działalność mafii piłkarskiej to nie jest cukierkowa opowieść z filmu „Jak pokochałam gangstera”. Ci ludzie byli bezwzględni. Działali według zasady: kto nie z nami, ten przeciwko nam. Niszczyli ludzi, opornym łamali kariery, słabszym łamali kręgosłupy moralne. Wielu dobrych sędziów zrezygnowała lub przepadła na zawsze. „Fryzjer” był szefem piłkarskiej mafii. Miał swoje macki w PZPN, w środowisku sędziowskim i medialnym. Sędzia robił na boisku gruby przekręt na zamówienie „Fryzjera”, a ten dbał o to, żeby dziennikarze, których miał w kieszeni wystawili arbitrowi wysoką notę w prasie. Albo żeby bronili go w ligowym programie telewizyjnym. Dzisiaj się tego nie pamięta. Albo nie chce pamiętać.
Czytam artykuł młodego dziennikarza pewnej poważnej, etosowej gazety, która zawsze o coś ważnego w Polsce walczyła. I ten dziennikarz pisze, że Michniewicz to jest najlepszy kandydat na selekcjonera, no bo mega taktyk, „zadaniowiec” i takie tam pierdoły, nie poparte faktami. Czytam i widzę ten cielęcy zachwyt i naiwność młodego dziennikarza, którego Michniewicz zaprosił za kulisy swojej pracy. Pokazał mu drony, opowiedział o laptopach, tabletach, bazie danych i fragmentach meczów (z konkretnymi zagraniami) wysyłanych do zawodników. Co – swoją drogą – nie jest niczym wyjątkowym w Ekstraklasie, ale dziennikarz raczej o tym nie wie.
Jest „zajarany”. Na tyle, że zapomina napisać jak udanie ten geniusz strategii wprowadził swoją taktykę w Legii. Czy czasem nie zostawił drużyny, która co roku biła się o mistrzostwo na spadkowym miejscu w Ekstraklasie? Szkoda, że nie popytał piłkarzy w jakim stanie fizycznym i mentalnym zostawił zespół? Albo o to jakie konflikty targały tą szatnią.
Argument, że Michniewicz to „zadaniowiec”, to jest taka sama prawda jak to, że „Franz miał strzelać do papieża”. Obrońcy Michniewicza opowiadają to co im wygodnie. „Zadaniowiec”, bo awansował z Legią do Ligi Europy. Aha… A sezon wcześniej też awansował czy nie? Bo tego nie przypominają. Tamto zadanie się nie liczy, bo niewykonane przez „zadaniowca”, czy co?
Czytam peany o sukcesach Czesława 711 w młodzieżówce. Że Michniewicz wygrał baraże z Portugalią i awansował na Młodzieżowe Mistrzostwa Europy. A czy w następnej edycji eliminacji też awansował? Bo jakoś o tym nie piszą. A zdaje się, że przegrał ile wlezie i zrobił dokładnie to co Sousa – uciekł z reprezentacji do klubu, bo ten lepiej płacił.
Jeśli się przypomina mecze młodzieżówki z Portugalią, to może warto by było też przypomnieć jak Michniewiczowi poszło w dwóch meczach z takim potentatem jak Wyspy Owcze ?
Ci którzy nie są umysłowo leniwi znajdą odpowiedzi. A inteligentni sami odpowiedzą sobie na pytanie dlaczego prokuratorzy nie postawili Michniewiczowi zarzutów, po tym gdy dobrowolnie do nich przyjechał podzielić się swoją wiedzą.
Inne artykuły o: Reprezentacja