Michniewicz trenerem roku? Jest wiele powodów, żeby się z tym nie zgodzić. Nawet więcej niż 711
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 4 lutego 2019 13:11
Wyniki plebiscytu tygodnika „Piłka Nożna” odbiły się głębokim echem w polskim światku piłkarskim. Głównie ze względu na wybór „Piłkarza roku 2018”, którym nie ogłoszono – jak się powszechnie spodziewano i jak wybierano bodaj siedem razy z rzędu – Roberta Lewandowskiego, a… Łukasza Fabiańskiego. Decyzja mocno kontrowersyjna. Ale dla mnie jeszcze bardziej kontrowersyjny był rezultat wyborów w kategorii „Trener roku”, gdzie nagrodzono tym tytułem dwóch szkoleniowców jednocześnie: Piotra Stokowca i Czesława Michniewicza. I to nie osoba aktualnego szkoleniowca Lechii jest tu kontrowersyjna.
Plebiscyt „Piłki Nożnej” już jakiś czas temu skręcił w jakimś niezrozumiałym kierunku. Zasłużone dla polskiego futbolu pismo przeżywało w ostatnich latach – jak większość prasy drukowanej –lepsze i gorsze chwile. Obecnie przechodzi coś, co można by nazwać próbą rewitalizacji tytułu.
Jednak wyniki plebiscytu za rok 2018 są dziwaczne. Nieprzyznanie Robertowi Lewandowskiemu tytułu „Piłkarza roku” odbiera się jako chęć zmiany laureata, który w ostatnich latach wygrywał wszystko. Ale to jest robienie zmiany na siłę. Tylko po to, żeby była zmiana.
Po drugie uważa się, że Lewandowski zasłużonej nagrody nie dostał, bo w ten sposób redakcja „Piłki Nożnej” chciała zaakcentować, ze Robert haniebnie zawiódł na rosyjskich mistrzostwach świata. Jako kapitan i jako najlepszy zawodnik tej reprezentacji. I to jest akurat prawda. Spodziewaliśmy się po nim dużo więcej. Ba! On sam spodziewał się po sobie dużo więcej. Rozczarował bez dwóch zdań. Tak samo zresztą jak Adam Nawałka i tak jak cała reszta drużyny.
No ale jeden turniej – nawet fatalny – nie może rzutować na całościową ocenę piłkarza. „Lewy” miał całkiem udany rok w rozgrywkach klubowych, wygrał mistrzostwo Niemiec, nastrzelał goli w Budeslidze i Lidze Mistrzów. W Polskim futbolu jest klasą sam dla sobie i nikt się nawet do niego nie zbliża. Lewandowski jest – według mnie – nie tylko najlepszym naszym piłkarzem w obecnych czasach, ale nawet w całej historii polskiego futbolu. Choć wiem, że nie wszyscy się zgodzą z tą tezą, pokazując mizerne sukcesy „Lewego” z reprezentacją Polski.
Natomiast nie ma wątpliwości, że Robert jest aktualnie najlepszym polskim piłkarzem. Był nim także w 2018 roku i takie „ukaranie” go za mundial w Rosji, wydaje mi się działaniem małostkowym.
Sam werdykt kontrowersyjny i stawiający na dodatek w bardzo niezręcznym położeniu laureata „Piłki Nożnej” za 2018 rok, czyli Łukasza Fabiańskiego. Widząc jego reakcję, chłopak sam był zaskoczony decyzją jury.
Łukasz jest sympatycznym facetem, profesjonalistą w każdym calu, który ma dobrze poukładane w głowie. Ma za sobą świetny sezon, choć jego Swansea spadło z Premier League. Łukasz bronił na tyle dobrze, że kupił go West Ham i tam znowu pokazuje wysoki poziom. Tyle, że Łukasz nawet w reprezentacji nie jest numerem 1, bo o tę pozycję cały czas walczy i dopiero w marcowym spotkaniu z Austrią zobaczymy na kogo ostatecznie postawi Jerzy Brzęczek.
Łukasz zasługuje – za swoją postawę życiową i sportową – na wszystkie nagrody świata, a jednak trudno nie odnieść wrażenia, że został przez redaktorów „Piłki Nożnej” wsadzony na konia. I nie czuje się z tym najlepiej.
Większość mediów skupiła się właśnie na kontrowersyjnej decyzji dotyczącej wyboru „Piłkarza roku”. Niemniej dla nas jeszcze większym nieporozumieniem był wybór „Trenera roku”. I nawet nie chodzi o to, że wybrano aż dwóch laureatów w tej kategorii, choć i to dziwne w kontekście tego, że 2018 był fatalnym rokiem polskiej piłki.
Piotr Stokowiec na nagrodę zasługiwał bez dwóch zdań. Przyszedł do Lechii pogrążonej w chaosie i uratował ją przed spadkiem z Ekstraklasy, co byłoby katastrofą dla gdańskiego klubu.
Stokowiec w krótkim czasie oczyścił w drużynie atmosferę, pozbył się kilku dużych nazwisk i zrobił porządek. Lechia jest liderem Ekstrakalsy, choć przecież spektakularnych transferów do klubu nie było.
A Michniewicz? Skąd pomysł by Michniewicz był trenerem roku? Trzeba by zapytać jury plebiscytu. Bo oczywiście wiem, że nasza młodzieżówka awansowała do mistrzostw Europy, ale warto zejść na ziemię, twardo po niej stąpać i nie robić propagandy sukcesu tam, gdzie główną rolę odegrał fart.
Po pierwsze to Michniewicz ma do dyspozycji wyjątkowo zdolne pokolenie zawodników, gdzie same nazwiska robią duże wrażenie. Wymieńmy tylko kilka: Grabara, Gumny, Bielik, Wieteska, Michalak, Dziczek, Kapustka, Żurkowski, Szymański, Jóźwiak, Jagiełło, Kownacki, Świderski…
Michniewicz naprawdę miał w czym wybierać. To nie są byle jakie nazwiska. Potencjał tej drużyny jest ogromny i – niestety dla Michniewicza – przez całe eliminacje był uśpiony. Ta drużyna grała słabo, grubo poniżej swoich możliwości. Nawet w wygranym meczu z Duńczykami w Gdyni, nasi młodzieżowcy niemal nie istnieli na boisku. W piłkę to grali rywale. Udały nam się tylko kontrataki, a zwycięstwo przyniosły nam fatalne nieporozumienia duńskiego bramkarza z kolegami z obrony.
Mało tego, ten wypasiony nazwiskami zespół Michniewicza nie potrafił wygrać żadnego z dwóch meczów z… Wyspami Owczymi. A na wyjeździe Polacy w ostatnich sekundach z trudem uratowali remis…
Awans do MME zawdzięczamy drugiemu meczowi barażowemu z Portugalią. Pierwszy przegraliśmy w Zabrzu 0:1 i przewaga rywali była bezdyskusyjna. Na tyle duża, że uśpiła czujność nawet samych Portugalczyków. W meczu rewanżowym u siebie wyszli jak na spacer, bo przecież kilka dni wcześniej nie dali zipnąć biało-czerwonym. Byli nieskoncentrowani, przekonani o swojej przewadze i zgubił ich grzech pychy. Zanim się obejrzeli już do przerwy przegrywali 0:3! Strat nie zdołali już odrobić i ostatecznie skończyło się wynikiem 1:3. Brawo dla drużyny, brawo za ten mecz dla trenera, ale bądźmy szczerzy. To rywale go przegrali, bo mentalnie widzieli się już na MME. Tak się w futbolu młodzieżowym zdarza. Niedojrzałość.
Nawet jeśli by uznać, że ten mecz to zasługa Michniewicza (choć bez naiwności Portugalczyków nic by się nie zdarzyło) to można go nagrodzić co najwyżej tytułem trenera… meczu! Ale na pewno nie „Trenera roku”.
I jeszcze jeden argument przeciw nagradzaniu Michniewicza. A w zasadzie jest ich aż… 711. Czyli tyle ile prokuratura udowodniła Michniewiczowi połączeń telefonicznych z „Fryzjerem”, specjalistą od korupcji i ustawiania meczów w polskiej lidze.
Można udawać, że to nie ma znaczenia, ale dla mnie ma znaczenie kto jest trenerem reprezentacji Polski i kto zajmuje się – z nadania PZPN – wychowaniem naszej piłkarskiej młodzieży.
W takim wypadku zawsze warto poczytać zeznania, jakie złożył Michniewicz w prokuraturze we Wrocławiu. Są szokujące. Zapraszamy do lektury bloga Dominika Panka Piłkarska Mafia.
Zeznania „Trenera roku 2018” można przeczytać tutaj:http://pilkarskamafia.blogspot.com/2012/04/czesaw-michniewicz.html
Inne artykuły o: PZPN | Reprezentacja
-
ursynów