MAKUSZEWSKI: Szydera? Była… O, pan piłkarz na kadrę przyjechał
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 7 września 2017 19:32
Po meczu z Danią był jedynym piłkarzem reprezentacji, którego chwalono. W spotkaniu z Kazachstanem miał asystę przy golu Arkadiusza Milika i grał na tyle dobrze, że powinien w kadrze Nawałki zagościć na dłużej. A przecież na zgrupowanie Maciej Makuszewski jechał jako debiutant, ktoś kto jeśli w ogóle zagra, to raptem jakieś tam „ogony”…
DARIUSZ TUZIMEK: Pewno u ciebie teraz jak w „Seksmisji”: wywiady, autografy, wizyty w zakładach pracy, co?
MACIEJ MAKUSZEWSKI: Ty się śmiejesz, a to się naprawdę dzieje. Odkąd wróciłem z kadry, mam tyle obowiązków pozasportowych jak nigdy. Klub mnie wysyła na spotkania, udzielam mnóstwa wywiadów, zostałem ambasadorem szkółek ekstraklasy, no dzieje się, dzieje…
Każdy chce mieć selfie z kadrowiczem i facetem, który był chwalony nie tylko za debiut, ale nawet z występ w katastrofalnym 0:4 z Danią. A ty jak się odnajdujesz w tej nowej rzeczywistości?
Jeszcze jestem w szoku. Jechałem na kadrę z nadziejami, że może zadebiutuję, ale raczej symbolicznie, kilka minut w końcówce meczu. A tu 25 minut z Danią, a na Kazachstan wyszedłem w pierwszym składzie! Niesamowite! Czy mogło mnie spotkać coś lepszego?
HAJTO: Zawsze jadę z wątroby! TUTAJ
Trochę miałeś szczęścia w nieszczęściu reprezentacji w Kopenhadze. Przegrywaliśmy 0:3 i trener musiał stawiać na ofensywę. A ty wykorzystałeś szansę. Kiedy wielu kolegów patrzyło już tylko na swoje buty, szarpnąłeś parę razy…
Trener mówił mi, że jeśli się tylko nadarzy okazja mam pruć do przodu, podejmować ryzyko, atakować. A że dostałem kilka piłek, zrobiłem to, czego oczekiwał selekcjoner. Szkoda, że po moim podaniu Arek Milik uderzył tuż nad bramką. Już w pierwszym meczu mogłem mieć asystę,
Co się odwlecze to nie uciecze: zaliczyłeś ją w drugim spotkaniu. Ale jak się czułeś po meczu w Kopenhadze? Z jednej strony mogłeś się cieszyć z debiutu i dobrego – na tle kolegów – występu, a wszyscy dookoła mówili tylko o katastrofie z Danią…
Tak, to było dziwne. Człowiek chciałby się cieszyć wymarzonym debiutem, a tu nastroje raczej pogrzebowe. Pomyślałem od razu: „nie ma co, ale dzwonka zaliczyłem w debiucie, nie będzie się czym pochwalić…”. Na szczęście niemal od razu był mecz z Kazachstanem i można się było zrehabilitować na kolejnym rywalu, pokazać, że w Kopenhadze zdarzył nam się tylko wypadek przy pracy.
Pazdan odejdzie z Legii? Magiera: Nie wiem…
I tak podpadłeś paru osobom – choć trochę im się dziwię – bo wyszedłeś na mecz z Danią z numerem 10 na koszulce. Niektórzy byli oburzeni, że debiutant dostał „dychę”, że to zbyt ciężki dla ciebie numer.
Do pewnego momentu w ogóle nie miałem świadomości, że toczy się taka dyskusja w Polsce, bo staram się odciąć od mediów, skoncentrować na meczu. Dopiero brat mi powiedział: „chwalą cię za grę, ale jadą z tobą, żeś sobie dychę wziął”.
Zdziwiłeś się?
No pewnie. Bo trzeba nie mieć wiedzy, żeby takie rzeczy pisać. Ja nie miałem tu nic do wybierania. Ludzie nie wiedzą, że w reprezentacji jest inaczej niż w klubie. Tu nie ma numerów do 99, a jedynie do 23. Wolne były tylko dwa numery: 17 po Sławku Peszko i 10 po Grześku Krychowiaku. Trener zdecydował, że ja – jako zawodnik ofensywny – dostanę numer 10, a Marcin Kamiński 17. Nie miałem na to wpływu, ale też nie było to dla mnie super istotne. Pewnie, że się cieszę, że będę miał taką pamiątkę z debiutu, ale nie jest tak, że miło odbiło, że sobie pomyślałem, że jestem „pan piłkarz”. Nie jestem Deyną, nie jestem Maradoną, sam o tym wiem i twardo stąpam po ziemi. Ważniejsze jest jak zagrałem niż to z jakim numerem zagrałem, prawda?
Polska mistrzem świata? Nie przeginamy czasami? TUTAJ
No tak, ale nie powiesz mi, że w szatni jak koledzy z drużyny weszli i zobaczyli, że wisi twoja koszulka z numerem 10, to nie było szydery. Na pewno była, piłkarze nie odpuszczają takich okazji…
No co ci mam powiedzieć… Była! „Grosik” ze mnie pożartował: „O! Maki z dziesiąteczką… No pan piłkarz na kadrę przyjechał… O ludzie! To będzie dopiero turbo. Oglądam cię w tym Lechu, nieźle tam prujesz, o zawodnik w formie to i dziesiąteczka na plecy, no, no…” – kpił ze mnie Kamil. Ale to wszystko delikatnie, w żartach, ja sam się z tego śmiałem.
Konkurencję na skrzydłach w kadrze masz ogromną. Z jednej TurboGrosik a z drugiej Kuba Błaszczykowski – legenda reprezentacji Polski.
Stwarzam trenerowi alternatywę. Jak trzeba atakować – jak z Kazachstanem – to mam szansę na grę ze względu na szybkość. A jak rywal jest bardziej wymagający, to pewną przewagę daje to Kubie, który jest lepszy ode mnie w defensywie.
Pytanie, czy stworzysz na dłużej konkurencję wśród skrzydłowych reprezentacji, bo do tej pory dla pary Grosicki – Błaszczykowski takiej nie było. I nie ma.
Do tej pory to był Sławek Peszko, jest w kadrze także Paweł Wszołek…
Do Wszołka Nawałka raczej nie zaufania, mało gra. O punkty raz, z Armenią. A Peszko kontuzjowany do końca roku. Zresztą jego to selekcjoner wpuszcza dosłownie w końcówkach. Ty w dwóch meczach uzbierałeś więcej minut w spotkaniach o punkty, niż Sławek, który od dawna jest w tej kadrze. Przypominasz sobie jeszcze jakąś konkurencję w kadrze na skrzydle? No rzuć jakieś nazwisko…
Bartek Kapustka!
Brawo, nazwisko dobre, ale aktualnie poza poważnym futbolem i to się tak nagle nie zmieni. Czyli, jak mówili w „Seksmisji”, konkurencji praktycznie żadnej…
No poczekaj, szukam w głowie nazwisk z kadry, ale nie mogę sobie przypomnieć. Od zawsze grał tam Kuba, chyba od stworzenia reprezentacji (śmiech)…
Pomogę ci. Nawałka próbował jeszcze Michała Kucharczyka, twojego ex-kolegę klubowego Szymona Pawłowskiego, Michała Żyrę, Waldemara Sobotę a nawet Piotra Ćwielonga i Łukasza Madeja. Na dziś każdy z nich bez szans na grę w kadrze. Tak jak powiedziałem, konkurencji praktycznie żadnej.
No ale co chcesz udowodnić? Przecież Żyro wrócił do gry, Kapustka też pewnie wróci, a poza tym zawsze ktoś nowy może wyskoczyć. Ja bym chciał w tej kadrze zostać na dłużej, zrobię wszystko żeby tak się stało, ale wybór należy do selekcjonera.
Musiałeś chyba dobrze wyglądać już na treningach, że trener dał ci tak od razu szansę gry w obu meczach. To do Nawałki niepodobne, u niego trzeba terminować, poznawać się z reprezentacją zanim zadebiutujesz.
Na treningach naprawdę dawałem z siebie wszystko. Harowałem ile miałem sił. Dostałem szansę pokazania się i powiedziałem sobie, że jej nie zmarnuję. Trener okazał mi dużo zaufania, ale też sporo ze mną rozmawiał. Tłumaczył czego ode mnie oczekuje. On bardzo wiele uwagi poświęca taktyce, muszę być na tym skoncentrowany i konsekwentny, żeby spełniać jego oczekiwania. A gra w kadrze to wielki wysiłek, nie tylko fizyczny. Naprawdę wyczerpało mnie to zgrupowanie, także presją jaka jest w kadrze. Dajesz z siebie wszystko, jedziesz z wątroby. Myślę, że w końcówce meczu z Kazachstanem – gdyby Kuba mnie nie zmienił – mogłyby mnie złapać skurcze.
No to teraz w ekstraklasie będziesz pod lupą. Kibice będą patrzeć jak ci idzie w lidze. Legionistom np. Arturowi Jędrzejczykowi nie raz się dostawało po głowie za to, że w klubie nie gra tak dobrze, jak w reprezentacji.
Mam tego świadomość. Ale w lidze tak czasem bywało, że grałem dobrze, ale nie miałem goli czy asyst i różnie to było oceniane. Np. wiosną tego roku trener Nenad Bjelica powtarzał mi: „Maciek, teraz pracujesz dla drużyny, a jak będziesz tak grał, to liczby same przyjdą”. I miał rację, w tym sezonie mam asysty i gole, więc łatwiej dostrzec moją grę.
Zapunktowałeś też w reprezentacji. Asysta głową do Milika przednia. Poszedłeś w górę jak Małysz…
Rywal chyba uznał, że jestem zbyt niski, żeby sięgnąć tę piłkę i tu się pomylił. Poszedłem na nią z pełną determinacją, bo pomyślałem, że nawet jeśli nie zdołam zacentrować, to chociaż piłka się odbije od przeciwnika i będziemy mieli rzut rożny. Opłacało się!
Jak się poczułeś po tej asyście?
Kapitalnie! Jakbym to ja sam strzelił! W reprezentacji liczy się sukces nas wszystkich i razem na niego pracujemy. Jak będziemy wygrywali, to wszystkich nas będzie się dobrze oceniać. Pewnie, że apetyt rośnie. Człowiek najpierw chce być tylko powołany, potem myśli, że dobrze byłoby zagrać w meczu, a na końcu żeby zaznaczyć swoją obecność na boisku. Nie ma w tym nic złego, ale póki co muszę się skoncentrować na tym, żeby selekcjoner powołał mnie na kolejne zgrupowanie. Będę na to pracował.
Powiedziałeś nam przed zgrupowaniem, że to trenerzy Tomasz Hajto i Dariusz Dźwigała pchnęli twoją karierę na dobre tory. Jak to dokładnie było?
Byłem zawodnikiem Jagiellonii, ale w niej nie grałem i wcale mi się to nie podobało. Zdecydowałem się odejść i szukać drużyny, w której dostanę prawdziwą szansę. Miałem 20-lat i chciałem się rozwijać, a nie grać w Młodej Ekstraklasie. Klub nie bardzo chciał mnie puścić, ale byłem zdeterminowany. Nie pojechałem nawet na obóz przygotowawczy. Samowolnie. Bałem się, że znów mnie omamią obietnicami gry, a później będę siedział na ławie, albo będę zmieniany po pierwszej połowie. Wtedy do klubu przyszedł właśnie trener Hajto. Kazali mi przyjechać na obóz, ale ja nie miałem zamiaru. Dopiero prezes Kulesza postraszył mnie, że wlepi mi 50 tysięcy kary i dojechałem na ten obóz. Dotarłem w nocy, a rano czekało już na mnie gorące krzesło i rozmowa z nowym trenerem Tomaszem Hajto i jego asystentem Dariuszem Dźwigałą. Powiedziałem im, że na pewno w Jagiellonii nie zostanę, bo tu nie dostaję możliwości grania. Na to Hajto: „Ty widzę masz jaja. Ale przecież jeszcze mnie nie znasz, musimy dać sobie szansę”. I powiedział kategorycznie, że nie możliwości, bym odszedł. I pokazując na Darka mówi: „On też tak uważa i utwierdza mnie w tym przekonaniu, więc do niego możesz mieć pretensję.”. I zostałem w tej Jagiellonii, ale byli fair. Naprawdę dawali mi szanse i zaufanie. A ja niemal od razu tam odpaliłem, więc tym bardziej zasługiwałem na grę.
A jak twój debiut w reprezentacji przyjął twój tata i mieszkańcy Szczuczyna, z którego pochodzisz?
Tata dumny i szczęśliwy oczywiście. A w Szczuczynie to już w ogóle szaleństwo. Pan burmistrz bardzo się postarał. Jestem mu bardzo wdzięczny. W mieście ustawiono telebim na wspólne oglądanie meczu z Danią, a na Kazachstan to już były nawet fajerwerki. Normalnie dożynki we wrześniu (śmiech). Wysłałem mieszkańcom mojego miasta filmik z kadry z podziękowaniem za doping i wiarę we mnie. Śmiałeś się, że jeszcze kiedyś będę miał w Szczuczynie ulicę swojego imienia i nie wiem, czy to tak się nie skończy (śmiech).
Rozmawiał Dariusz Tuzimek
Inne artykuły o: Mistrzostwa Świata 2018 | Reprezentacja
-
ursynów