Dramat i smuta. Jeszcze facet, co lepiej niż na boisku, wygląda w futrze…
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 6 września 2019 23:07
Dobra, sędzia się pomylił przy tym golu/niegolu Grosickiego, ale… Bądźmy szczerzy… Beznadziejne to było w wykonaniu Polaków. Chaos, niemoc i brak koncepcji. Dramat. Dawno nie byliśmy – jako reprezentacja Polski – tak rozczarowujący. Aż dziwne, że z tak dobrych jakościowo piłkarzy, jakich ma kadra Biało-czerwonych, Jerzemu Brzęczkowi udało się zbudować taką słabiznę. Ale spokojnie! Pewnie i tak awansujemy, nie da się inaczej.
Dostać lanie zawsze można. Ale tak? Bez stylu, klasy, walki? Bez siły? O co tu chodzi? Może wie Brzęczek, może Boniek – ja nie wiem.
Tak jak nie wiem, dlaczego w reprezentacji Polski gra taki Krychowiak? Może dlatego, że chodzi czasem w futrze… Innych powodów nie znajduję. Facet w jednej akcji, w której dostał żółtą kartkę, faulował – i to głupio – dwa razy. I jeszcze był zdziwiony, że arbiter go ukarał. Litości…
Krystian Bielik wszedł na boisko na krótko, ale co dotknął piłkę, to było widać, że facet gra, nie obleciał go strach. No i już dziś umie więcej niż ten przypadkowy facet z „dychą” na plecach. To czemu decyzje selekcjonera nie odzwierciedlają klasy piłkarzy? Tego też nie rozumiem.
To był taki mecz, o którym wiedzieliśmy wcześniej, że w przypadku wygranej, kadrowicze będą już mogli mierzyć garnitury, w których polecą na mistrzostwa Europy w 2020 roku. Zresztą od początku było jasne – absolutnie nie deprecjonując wcześniejszych sukcesów Biało-czerwonych – że skoro w turnieju wystartują aż 24 reprezentacje, to trzeba by się mocno nastarać, żeby na Euro nie pojechać. W przypadku potencjału, jaki ma dzisiaj nasza kadra i przy słabości tej grupy, jest to jednak niemal niemożliwe. Nawet jak się przegrywa 0:2 ze Słowenią.
Dlatego właśnie istotne jest, żeby tym razem popracować nad jakością drużyny już w czasie eliminacji, by na finałowym turnieju nie zadowalać się samym udziałem, a wreszcie coś ugrać. Ale trudno się skupić na rozwijaniu przyszłej jakości, skoro gra się takie mecze jak ten w piątkowy wieczór…
Drogą do tego, żeby podnieść jakość tej reprezentacji jest silna konkurencja o miejsce w składzie. Chodzi o to, by rywalizacja o wyjściową „jedenastkę” była realna, żeby odbywała się naprawdę, a nie tylko w teoretycznie, jedynie w deklaracjach.
Żeby ci „najedzeni” czuli, że nie mogą być pewni swojej pozycji, że muszą uważać, żeby za nich nie wskoczyli do drużyny ci młodsi, ci „głodni”. Chodzi o to, żeby nikt nie mógł być pewnym tego, że ma pewne miejsce w składzie, albo że dostaje je trochę na kredyt. A już tak bywało, choćby w przypadku Grzegorza Krychowiaka, którego powoływano do drużyny narodowej jakby „za zasługi” nie patrząc na to, że już od dawna nie jest tym Krychowiakiem z FC Sevilli.
Tym bardziej, że Jerzy Brzęczek ma niesamowity komfort i duży manewr w kwestiach personalnych, jakiego nie mieli poprzedni selekcjonerzy.
Nawet jeśli wypada mu z powodów zdrowotnych Arkadiusz Milik, to i tak dzisiejszą reprezentację Polski stać na to, by zagrać dwoma światowej klasy napastnikami: Robertem Lewandowskim i Krzysztofem Piątkiem. Inna sprawa: po co? Piątek potwierdził jedno: jest bez formy…
Obaj napastnicy w meczu ze Słowenią nie mieli prostego zadania.Bo w bramce rywali stał znakomity Jan Oblak, człowiek, który jest opoką w Atletico Madryt i na co dzień w lidze hiszpańskiej gra przeciwko najlepszym piłkarzom świata. Ale żeby miał tak mało do roboty? Przesada.
I jeszcze małe nawiązanie do wspomnianej powyżej kwestii konkurencji w kadrze.
Otóż histerii w kwestii tego, że nie mógł zagrać Kamil Glik tak do końca nie rozumiem. Też cenię naszą „białą skałę” za serducho do walki, za zaangażowanie, za ofiarność i gotowość do poświęceń, ale… Bądźmy szczerzy: Kamil ma słaby początek obecnego sezonu w klubie. W Monaco miał wpadki, robił błędy. Kiedy na dodatek przyjechał na zgrupowanie kadry z poważną kontuzją, (Brzęczek powiedział na konferencji coś w tym stylu, że nie chodzi o jeden tylko uraz), to już w ogóle należało sobie występ Glika w tym meczu odpuścić. Są przecież inni kandydaci do gry na środku obrony np. Michał Pazdan zbierający dobre recenzje za grę w Turcji, Artur Jędrzejczyk z Legii i jest Krystian Bielik.
Co do tego ostatniego to mam takie przekonanie, że ten chłopak i tak będzie etatowym reprezentantem na całe lata, czy to grając na stoperze czy w środku pola, na pozycji defensywnego pomocnika.
Już się obawiałem, że w meczu ze Słowenią powtórzy się po raz kolejny ten sam scenariusz, czyli że na kadrę przyjadą młodzieżowcy: Bielik, Sebastian Szymański, Robert Gumny i znów ich w reprezentacji nie zobaczymy. Bo Brzęczek do tej pory młodzieżowców co prawda powoływał, ale debiutować im nie dał.
Bielik na szczęście zagrał. I niech to ktoś dobrze w kadrze zanalizuje. Warto. Taki Krychowiak zbiera dobre recenzje za grę w Lokomotiwie Moskwa, ale jestem pewien, że to już jest moment kiedy selekcjonerowi bardziej opłaca się inwestować w dobrą przyszłość Krystiana Bielika. Dla dobra reprezentacji.
Przy okazji meczu ze Słowenią wspominano spotkanie sprzed 10-ciu lat w Mariborze, gdzie kadra Leo Beenhakkera poległa aż 0:3 i ostatecznie pogrzebała swoje szanse na start w mundialu w RPA.
Wtedy wydarzyła się słynna historia, gdy Grzegorz Lato zwolnił Beenhakkera przed kamerami, zanim o dymisji dowiedział się sam poszkodowany.
Pamiętam tę sytuację znakomicie, bo… to ja byłem tym dziennikarzem, któremu do kamery stacji nSport i TVN24, prezes PZPN powiedział – w programie na żywo – że Holender jest już zwolniony.
Afera się z tego zrobiła gigantyczna, no bo forma tego zwolnienia była naprawdę niecodzienna. Wspominano później, że Lato zwolnił Holendra za busikiem, za ciężarówką itp. Ale to nieprawda. Zwolnił go przed kamerami. Za ciężarówką, do której znoszono reklamy z band wokół boiska, odbył się tylko kolejny akt dramatu – rozmowa Leo z prezesem związku.
Holender, który udzielał wywiadu Jackowi Kurowskiemu z TVP, dowiedział się, że w tym samym czasie Lato, w rozmowie ze mną, go zwolnił. Beenhakker się wściekł. Był na tyle zirytowany, że nie chciał czekać dłużej, chciał sprawę wyjaśnić od razu, jeszcze na boisku. Ale, że dookoła byli dziennikarze, kręcili się operatorzy z kamerami, to panowie przeszli właśnie za tę ciężarówkę. Ale i stamtąd było widać jak siwowłosy Holender mocno gestykuluje i dało się słyszeć podniesiony głos: „Czy to jest właściwy moment? Czy to jest odpowiednie miejsce?” – pytał Beenkakker machając ręką. Lato się sumitował, był speszony, niepewny. Zapraszał Holendra następnego dnia do siebie do gabinetu PZPN, ale było jasne, że Leo się tam nigdy już nie pojawi. Tego dnia Beenhakker pożegnał się ze swoimi współpracownikami i rano odleciał zniesmaczony do Holandii.
Po Słowenii rozpoczął się nowy rozdział w historii naszej reprezentacji. Historii, w którą się trochę zaplątałem. Byłem jej świadkiem, ale i sprawcą, bo wiedziałem, że Lato chce zwolnić Beenhakkera. Ja zadbałem tylko o to, by zrobił to przed kamerami mojej stacji. A Lato chciał to zrobić już wcześniej, już przy wcześniejszym meczu, ale poczekał do momentu, gdy reprezentacja straciła już nawet matematyczne szanse na awans. Moim zadaniem było tylko być w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie.
Po Beenhakkerze nastał trener tymczasowy – Stefan Majewski. Jak mu poszło, sami Państwo wiecie. Dzisiaj, po 0:2 nikt nie zwolni Brzęczka. Dobra, nie o to chodzi, ale wymagajmy od niego chociaż tyle żeby wyciągał wnioski.
Inne artykuły o: Reprezentacja
-
ursynów
-
zgubek
-
xymoxon
-
zgubek
-
-