Dobrze, że przynajmniej selekcjoner jest zadowolony
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 5 września 2020 16:39
Smutno się oglądało mecz reprezentacji Polski z Holandią w Lidze Narodów. A jeszcze smutniej słuchało tego, co mówi Jerzy Brzęczek i niektórzy zawodnicy po spotkaniu. Mam wrażenie, że selekcjonerowi nikt nie doradza co mówić i jak mówić po meczach, w których nasza kadra nie robi sztycha, jest kompletnie zdominowana, nie jest w stanie zipnąć. Na dodatek przez cały mecz robi ze dwie akcje ofensywne i oddaje jeden celny strzał w bramkę. A później kibic, wykończony do szczętu meczem–męczarnią słyszy na konferencji prasowej od Brzęczka wypowiedź, która zaczyna się od słów: „jestem zadowolony…”.
Selekcjoner bardzo nieudacznie broni swojej drużyny i swojej pracy. Do chóru optymistów po przegranym meczu dołączają niestety, także niektórzy piłkarze. Przez litość nie przytaczam nazwisk, bo plotą androny. Typu: „niestety, nie przyznaje się punktów za piękny styl” (że niby my pięknie graliśmy, a oni brzydko, ale punkty zdobyli). Albo: „mieliśmy kilka bramkowych akcji, a oni z jednej sytuacji strzelili gola po naszym błędzie”). No nie wiem o co chodzi, że z boiska tak trudno ocenić właściwy przebieg wydarzeń. Każdy kto ma telewizor albo ekran komputera, musiał przecierać oczy ze zdziwienia gdy usłyszał te mądrości.
A te „mądrości” byłyby może do zaakceptowania, gdyby nie fatalna gra naszej „repry”. No przecież bezradni byliśmy. U nich każde przyjęcie piłki jest ze zwodem, albo ze zmianą kierunku biegu. Olbrzymia przewaga techniczna, taktyczna i fizyczna. No to jak tu marzyć o wygraniu. Taki mecz to może być jedynie materiałem szkoleniowym do wyciągania wniosków. Ale już się o nie boję, skoro po spotkaniu z Holendrami Jerzy Brzęczek jest zadowolony z realizacji taktyki i z przesuwania.
Nie chciałbym bym panu Jerzemu wyjaśniać gdzie kibic ma przesuwanie.
Polski kibic nadal żyje mitem o wielkiej reprezentacji, takiej na miarę kadry Nawałki z Euro 2016, co najmniej. I z czasu naszego zwycięstwa w Warszawie z Niemcami 2:0. Tyle, że to legenda, której obecne kadra (na dodatek pozbawiona Lewandowskiego) nie jest w stanie sprostać.
Nie ma sensu się pastwić indywidualnie nad poszczególnymi zawodnikami, dlatego tutaj tylko śladowo o pewnych zjawiskach.
Nie podzielam niestety, dość powszechnych zachwytów mediów grą Kamila Jóźwiaka. Gdy w studio Polsatu Sport Tomasz Hajto został poproszony o wystawienie not naszym reprezentantom, to dał pomocnikowi Lecha ocenę o punkt wyższą od większości kolegów. Poproszony o uzasadnienie swojej oceny Hajto powiedział, że docenił Jóźwiaka za dwa powroty za rywalami na pełnym gazie… No dobra, te powroty miały miejsce, ale… bez żartów.
Skrzydłowego to mamy rozliczać przede wszystkim z gry w ofensywie: z rajdów, z dryblingów, z dorzutów piłki w pole karne itd. Jeśli ekspert Polsatu dostrzegł jako plusy lechity głównie zachowania defensywne, to już nie jest zbyt dobrze. Ja z gry Jóźwiaka w ofensywie zapamiętałem głównie akcję z początku meczu, gdy spod linii bocznej zszedł do środka i oddał – niecelny i lekki – strzał. Później jeszcze próbował dryblingu z polu karnym, ale zwód który pokazał zawodnik Lecha był bardzo toporny, więc holenderski obrońca z łatwością sobie z Jóźwiakiem poradził. Na Ekstraklasę to wystarcza, ale już na nic więcej nie wystarczy.
Ja wiem, że Jóźwiak to jeszcze młody zawodnik (22 lata), może jeszcze zrobić postęp. Tego mu życzę. Ale na razie nie chwalmy ponad miarę, gdy jeszcze nie ma za co. Poprzeczkę dla skrzydłowych zawiesili dość wysoko w tej reprezentacji Kuba Błaszczykowski czy Kamil Grosicki. Oczywiście, gdy byli w formie. I do tego w kadrze trzeba równać. Niestety, tym razem nie byli w stanie tego zrobić ani Kamil Jóźwiak, ani Sebastian Szymański, który ma wielki potencjał, ale widywałem go już w dużo wyższej formie.
Były legionista nie pograł sobie tym razem. W defensywie miał straszne kłopoty, często musiał ratować się faulem, bo bywał łatwo mijany, co ma oczywiście związek z fizycznością Sebastiana, która nie jest jego atutem. Tym wyraźniej to było widać na tle silnych, dobrze przygotowanych, mocno stojących na nogach Holendrów. Na pewno na tle słabszego rywala Szymański będzie sobie radził lepiej, ale co w meczach z tymi silniejszymi? Szczerze mówiąc, znając standardy ligi rosyjskiej, liczyłem na to, że w Dynamie Moskwa praca nad fizycznością naszego skrzydłowego pójdzie dużo szybciej. Ale – przyznaję, że mam słabość do tego chłopaka, dajmy Sebastianowi czas.
Jak po każdym meczu reprezentacji, także i tym razem podniósł się lament, że Piotr Zieliński nie gra tak jak wszyscy oczekują, że zbyt mało daje reprezentacji. Problem jest taki, że w meczu z Holandią, zbyt mało to dali wszyscy. Nie wiem jakich cudów spodziewano się po Zielińskim, ale on – na tle reszty naszej drużyny – to wygląda na prawdziwego piłkarza. Miał kilka takich zagrań, które znamionują jego klasę: subtelny zwód, niekonwencjonalne podanie otwierające. Nie oddawał strzałów z dystansu, choć wiemy, że potrafi to robić, ale też okazji nie było, bo drużyna nie potrafiła zbudować takich akcji. „Zielu” – choć go nie rozgrzeszam – da drużynie więcej, ale wtedy gdy pograją z nim partnerzy, gdy będzie w składzie Lewandowski.
Brak Roberta to oczywiście wielka wyrwa w ataku, bo widzieliśmy, że Krzysztof Piątek i Arakadiusz Milik, choć to dobrzy napastnicy, to jednak piłkarze z innej półki. To typowi wykończeniowcy, którzy potrzebują dobrej gry całej drużyny, żeby skończyć akcję golem. Nie ma mowy o szarżach w stylu „Lewego”, ale nie ma też porównania w grze na utrzymanie piłki, tyłem do bramki. Tego bardzo naszej drużynie brakowało w meczu z Holandią.
Wyrwę zrobił sam Brzęczek, bo się zgodził na odpoczynek Lewandowskiego. Niby wszyscy podeszliśmy do zwolnienia kapitana kadry ze zrozumieniem, ale sprawa nie jest tak oczywista jak się to próbowało przedstawiać. Czyli, że Robert nie przyjedzie na mecz reprezentacji, bo musi odpocząć po wygranym przez Bayern turnieju Ligi Mistrzów. Bo niby inni zawodnicy klubu z Monachium, np. Niemcy dostali od swojego selekcjonera wolne na mecze Ligi Narodów. I to jest prawda, a jednocześnie nie jest… Bo taki Thiago Alcantara – też zawodnik Bayernu – zagrał w czwartek wieczorem w barwach Hiszpanii w meczu z Niemcami w Lidze Narodów. A przecież też był uczestnikiem turnieju finałowego Champions League w Lizbonie. Czyli jednak można było pogodzić obowiązki wobec klubu i wobec kadry. Ciekawe, że przy tylu mediach sportowych w Polsce nie odbyła się na temat absencji Lewandowskiego żadna poważna dyskusja.
Wiem, że odpoczynek jest ważny, ale mam wrażenie, że doszło do tego, że teraz to Robert wskazuje kiedy chce odpoczywać. Kiedy ostatnio Jerzy Engel – od dawna nie po drodze mu z obecnymi władzami PZPN – powiedział w jednym z programów telewizyjnych, że on nie rozumie decyzji o zwolnieniu Roberta z wrześniowych meczów w Lidze Narodów, został „rozjechany” przez kilku dziennikarzy. Że to wypowiedź kuriozalna, że co on się czepia „Lewego”, który właśnie wygrał Ligę Mistrzów. W domyśle, jakby ją wygrał dla nas, jakby wygrał z polskim klubem.
Rozumiem Engela, że to zwolnienie Roberta z gry dla kadry wcale nie jest takie oczywiste. Bo choć „Lewy” wygrał Ligę Mistrzów, jest to powód do dumy dla nas wszystkich, ale… to nie zastąpi nam gry dla reprezentacji Polski.
Przecież – na miły Bóg – mecze z Holandią oraz Bośnią i Hercegowiną nie są towarzyskie. To mecze o punkty, o kasę, o prestiż, o pozostanie w elicie, w dywizji A Ligi Narodów. A Brzęczek z reprezentacją już raz z tej elity spadł, ale uratowała nas reorganizacja. Żeby uniknąć ponownej degradacji, trzeba grać w najsilniejszym składzie, z Robertem Lewandowskim w pierwszej jedenastce. Nie może być inaczej.
Trochę nie rozumiem, dlaczego Robert ma odpoczywać w terminach kiedy powinien być do dyspozycji trenera kadry? Przecież reprezentacja nie ma w tym roku ważniejszych meczów niż te spotkania Ligi Narodów. Nie bardzo mamy go na co oszczędzać. Jeśli Bayern uznał, że „Lewy” ma odpoczywać, to może niech odpoczywa w czasie gdy piłkarz jest w dyspozycji klubu. To byłoby uczciwe. Zwolnić go z części przygotowań, a może nawet z pierwszych meczów Bundesligi. Bo niby dlaczego punkty, które są do zdobycia w lidze niemieckiej mają być ważniejsze niż te, które reprezentacja Polski ma do zdobycia w Lidze Narodów?
Poza tym zgrupowanie kadry zaczęło się po tygodniu od finału Ligi Mistrzów, więc „Lewy” czas na odpoczynek już miał. A wcześniej miał już odpoczynek przed turniejem Ligi Mistrzów. No i długą przerwę w Bundeslidze, gdy wybuchła pandemia.
Chyba ktoś tu nam nawija makaron na uszy z tym, że „Lewy” musiał odpoczywać akurat teraz, kiedy reprezentacja Polski gra mecze Ligi Narodów. Ja bym się na stratę swojego najlepszego piłkarza tak łatwo nie zgodził. Ale tu pojawia się też kwestia pozycji Jerzego Brzęczka. Boje się, że selekcjoner nie ma wielkiego wpływu na takie decyzje. Że zapadają gdzieś ponad jego głową, a on może je jedynie biernie i milcząco zaakceptować.
Uwaga. Wcale nie jestem przekonany, że szybko da efekt ewentualna decyzja o zmianie selekcjonera. A Bońka na taką decyzję stać, bo ma własne wizerunkowe kłopoty i nie potrzebuje, żeby teraz dodatkowo kadra ciągnęła go w dół.
Tyle tylko, że dobrze żebyśmy zeszli na ziemię: naszym zwykłym, średnim poziomem nie jest taka gra, jaką pokazała kadra na Euro 2016. To był wyjątek, sytuacja w której wiele czynników się zgrało. Tam graliśmy jak równy z równym nie tylko z ekipami takimi jak Szwajcaria czy Ukraina, ale także z Niemcami czy mistrzem Europy – Portugalią.
Ale ważne by mieć świadomość, że to nie jest nas zwykły poziom. To było święto. Nie możemy oczekiwać – przynajmniej na razie nie ma ku temu podstaw– że będziemy wygrywali z Holandią. Na razie, w szczególności bez Lewandowskiego, to zbyt wysokie progi.
Inne artykuły o: Reprezentacja