To był wielki dzwon. Ostrzegawczy!
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 2 września 2017 00:02
Łomot, baty, dramat, rozczarowanie. Każdy mecz można przegrać, no ale jednak nie w takim stylu. Bo szlachectwo zobowiązuje – reprezentacja przyzwyczaiła nas do tego, że w tak opłakanym stanie to jej jednak nie oglądamy. Duńczycy nas zmasakrowali. Wygrali 4:0 i – co chyba jeszcze gorsze – nie dali Polakom zipnąć. Nie byliśmy w stanie nawet sensownej akcji podbramkowej zrobić.
Trzeba oczywiście docenić siłę reprezentacji Danii, bo była porażająca. Odzwyczailiśmy się już od widoku tak bezradnej drużyny biało-czerwonych. Zespół Adama Nawałki wyglądał beznadziejnie, zawiedli niemal wszyscy na boisku, a i sam trener też nie miał dobrego dnia.
Graliśmy za miękko, apatycznie, bezkontaktowo, bez koniecznej w takich meczach agresji. Na dodatek zbyt wolno, za mało z pierwszej piłki, bez przyjęcia. Duńczycy złapali nas wysokim pressingiem i nie potrafiliśmy sobie z tym poradzić, robiliśmy błąd za błędem.
A gdy na boisku przestało się układać i zaczęliśmy przegrywać, zrobiło się nerwowo. I to na tyle nerwowo, że nie byliśmy w stanie wymienić celnie kilku podań. Jakby ktoś naszą świetną – idącą jak burza przez te eliminacje – drużynę zaczarował. I podmienił na tę starą reprezentację – jeszcze poprzednich selekcjonerów. Taką, w której Robert Lewandowski szarpie się osamotniony w beznadziejnych fizycznych pojedynkach, które do niczego nie prowadzą. Bo kapitan najczęściej był bez piłki. Duńczycy chcieli go odciąć od podań i tak zrobili.
Adam Nawałka chyba niepotrzebnie stał się niewolnikiem swojej żelaznej konsekwencji. Jak się przywiązał do pewnych nazwisk to stawia uparcie na tych samych piłkarzy, zupełnie nie patrząc, w jakiej są dyspozycji. Tak jest na przykład w przypadku legionistów – cała trójka: Mączyński, Pazdan, Jędrzejczyk ma teraz gorsze dni i okazało się, że nawet selekcjoner nie jest w stanie ich mentalnie podnieść. Pazdan wyglądał jakby… był po chorobie. Jednak ostatnie wydarzenia bardzo go dotknęły psychicznie. Jest sfrustrowany. Kryzys legionistów jest głębszy. Choć mecz – trzeba jasno powiedzieć – zawalili wszyscy. A Duńczycy niczym nowym nas nie zaskoczyli – grali długie piłki i walczyli jak gladiatorzy. Polacy nie byli w stanie się temu przeciwstawić. Bo poza tym, że źle wyglądaliśmy piłkarsko, to także źle się prezentowaliśmy fizycznie, taktycznie i mentalnie.
Zaczęło się od tego, że Łukasz Piszczek niepokojąco łatwo dał się ograć przy linii bocznej i to dwa razy. Przy czym za tym drugim razem dostał zawstydzającą „siatę”. Jorgensen z Feyenoordu tak go rozbujał, że człowiek się zastanawiał czy to na pewno Piszczek. Łukasz był też jakiś niedokładny w dośrodkowaniach, jakby mu te słabsze akcje w defensywie siedziały w głowie. Okazało się, że obrońca Borussii Dortmund miał jakieś dolegliwości żołądkowe i szybko został zmieniony (wyglądało to bliźniaczo do sytuacji, jaką mieliśmy w meczu z Niemcami we Frankfurcie).
Szkoda, że zmieniony akurat na Thiago Cionka, który pod względem piłkarskim orłem to nie jest. Ba! Jest wręcz surowy. Ta zmiana bardzo nam utrudniła normalne prowadzenie gry, bo nie było komu z obrony wprowadzać piłki. Glik nie robi tego najlepiej. Podobnie jak Cionek, a Jędrzejczyk i Pazdan są po klubowej traumie i brak im niezbędnej pewności siebie.
Ale wpuszczenie akurat Cionka dużo mówi o dyspozycji naturalnego zmiennika Piszczka, czyli Bartosza Bereszyńskiego. Właściwie źle można by ocenić wszystkich reprezentantów. Ale jednak więcej musimy wymagać od liderów. Zniknął gdzieś kompletnie Kamil Grosicki. Nawet Łukasz Fabiański nie pomógł tym razem drużynie.
Zaskoczeniem in minus była też postawa Piotra Zielińskiego. Wiemy, że ma ogromne możliwości, wielki talent i ogromne umiejętności techniczne, ale tym razem nie podźwignął prowadzenia gry reprezentacji. Inna sprawa, że dwóch defensywnych pomocników – Krzysztof Mączyński i Karol Linetty też w kreowaniu akcji nie pomogli. „Mąka” na początku meczu zrobił śmiałą akcją, w której wywalczył przed polem karnym Duńczyków rzut wolny (zmarnowany przez „Lewego”) i tyle było dobrego.
– Przyostrzyć musimy – wołał komentujący mecz Tomasz Hajto. Ale zawodnicy go niestety nie mogli słyszeć.
Zbyt dużo też było błędów indywidualnych. Strata piłki jaką zrobił Glik przy drugiej bramce była – jak to barwnie określił Tomasz Hajto – śmiertelna. No takie rzeczy to nam się w reprezentacji Nawałki jednak nie zdarzały.
Nie zawsze będzie nas ratował Robert Lewandowski.
Musimy liczyć, że to była tylko wpadka, wypadek przy pracy. Że chłopaki ze sobą porozmawiają w szatni, przyjmą krytykę i ta porażka jeszcze wzmocni naszą reprezentację.
Na szczęście jest w poniedziałek mecz z Kazachstanem. Jest się na kim odbić i zrehabilitować. Zmiany w składzie są konieczne, bo w kadrze muszą grać ci, którzy są w dobrej formie.Pewnie pojawi się od początku Milik, może do zespołu wskoczy Maciej Rybus, chyba warto kontynuować eksperyment z Makuszewskim, bo widać, że facet ma ochotę do ofensywnej gry. Dajmy się wykazać Nawałce.
Nie tracimy zaufania do kadry, dała nam dużo radości. Ale oczekujemy więcej.
Jest tylko jeden plus tego zimnego prysznica: przestaniemy wszyscy pieprzyć o rankingu FIFA i o tym jak reprezentacja Polski jest tam wysoko. To było już męczące.
Inne artykuły o: Mistrzostwa Świata 2018 | Reprezentacja
-
ursynów
-
Dariusz Tuzimek
-
-
ursynów