Zbigniew Boniek tonie w morzu pochwał. Niestety, własnych

Autor wpisu: 31 października 2018 14:42

Zbigniew Boniek rządzi polską piłką sześć lat. Gdyby ktoś nie wiedział, to się od samego prezesa dowie, że ten czas to pasmo nieustających sukcesów, a polski futbol stał się krainą mlekiem i miodem płynącą. Wystarczy poczytać wywiad prezesa PZPN dla katowickiego „Sportu”. Perły, no perły się tam sypią, nie słowa. Słuchając Bońka można odnieść wrażenie, że zreformował w polskim futbolu już wszystko. Po co więc właściwie otworzył sobie na wtorkowym zjeździe PZPN drogę do trzeciej kadencji? Przecież jeśli trzeci raz zostanie prezesem, to śmiertelnie się wynudzi, bo zrobił już wszystko.

Poniżej możecie przeczytać materiał, który ukazał się dziś w formie felietonu w Sportowych Faktach/Wirtualnej Polsce.

– Zmodernizowaliśmy związek i jego działalność w bardzo wielu aspektach. Podsumowując sześciolecie pracy w PZPN potrafiliśmy wyszczególnić aż 49 obszarów, które są naszymi autorskimi projektami, albo zostały gruntownie zmodyfikowane i poprawione – mówi w wywiadzie Boniek, w dobrym, starym stylu, który mnie się kojarzy ze zjazdami – zupełnie innej instytucji – w Sali Kongresowej.
Aż 49 obszarów! Wow! Wiedzieliście, że ten futbol jest aż tak skomplikowany, a kwestia jego naprawy tak złożona i trudna? Nie wiedzieliście? To już wiecie!
W zasadzie Boniek w tym wywiadzie nie poradził sobie tylko z jedną rzeczą. Gdy dziennikarz poprosił go o wskazanie trzech największych sukcesów jego ekipy. Nie dał rady chłop wymienić, bo po prostu tyle ich było: – Musiałbym się głęboko zastanowić, żeby określić, czy bardziej strategicznym produktem jest Pro Junior System, czy Centralna Liga Juniorów? Czy lepszy jest Puchar Polski, czy Szkoła Trenerów? Czy ważniejsze było wprowadzenie VAR-u, czy może jednak przejęcie przez PZPN opłat sędziowskich we wszystkich ligach niższych od Ekstraklasy? – zastanawiał się Boniek, żonglując swoimi sukcesami niczym czarodziej w cyrku.
Cały Boniek, niepodrabialny. Takie rzeczy może mówić tylko on. I to w sposób taki, że nawet mu powieka nie zadrży. Nikt inny w polskim środowisku piłkarskim nie ma tyle tupetu. Te popisy trochę przypominają zachowanie nieznośnego brzdąca na rodzinnej imprezie, gdy wszyscy tolerują męczące wygłupy, ale każdy swoje myśli.
Sukcesy Bońka w reformowaniu PZPN są niewątpliwe, ale – bądźmy szczerzy – po epoce prezesa Grzegorza Laty, odniósłby je każdy sensownie myślący menedżer. Wystarczyło jedynie postawić sprawy z głowy na nogi.
Boniek, mówiąc o 49 obszarach dodaje: – I, uwaga, w dokumencie opisującym nasze wszystkie działania nie ma ani słowa o reprezentacji Polski. Bo kadra narodowa to tylko dodatek – mówi, jakże skromnie. Znów, bez zmrużenia powieki. Mnie akurat jakoś nie dziwi, że Boniek – mistrz PR – nie chwali się teraz reprezentacją. Po kompromitacji kadry na mundialu, odpadnięciu z Ligi Narodów, w okresie gdy zespół Brzęczka gra niepojętą smutę, gdy w mediach jeszcze pobrzmiewa spięcie selekcjonera z Robertem Lewandowskim, chwalenie się reprezentacją byłoby strzelaniem sobie w stopę.
Boniek idzie w innym kierunku: „Nadal jako federacja jesteśmy w czołowej piątce globu! Widzimy jak oceniane jest nasze zarządzanie przez inne zagraniczne związki, z jaką przyjemnością jesteśmy wszędzie witani i goszczeni, jak chętnie UEFA i FIFA powierzają nam kolejne poważne turnieje i konferencje do zorganizowania”. Skromność, skromność, skromność ponad wszystkim.
Boniek sam sobie podbija bębenka – lubi taką muzykę, jego prawo. Ale nasze przyjrzeć się tym sukcesom, od których szafa w PZPN pęka w szwach.
No rzeczywiście, dostajemy imprezy od UEFA i FIFA. Większe i mniejsze. Częściej te drugie, ale przy każdej szum samochwalstwa w mediach jest taki, że mam wrażenie, że Boniek wdrapał się na Wieżę Mariacką w Krakowie i hejnał gra.
Przy okazji tych imprez, prezes zapomina, że tę najważniejszą – Euro 2012 – to nam UEFA dała za kadencji jego poprzedników. Może dlatego zapomina, że wówczas twierdził, że Polska nie ma szans i w mediach w roli organizatorów mistrzostw Europy 2012 ochoczo wskazywał Włochy…
Ale odłóżmy historię na chwilę na bok. W wywiadzie dla katowickiego „Sportu” Boniek chwali się jak w okresie jego rządów wzrósł budżet PZPN. Do 240 milionów złotych. Brawo, ale mnie się wydaje, że nie należy mylić funkcji prezesa związku sportowego z funkcją prezesa banku. Te pieniądze powinny być szybko wpompowane w rozwój polskiej piłki, a nie gromadzone na kontach.
Tysiące trenerów młodzieży w całej Polsce pracuje z dzieciakami za marne grosze, a PZPN się chwali, że ma dużo kasy? Do pracy z młodzieżą – w wielu miejscach – trwa nabór na zasadzie selekcji negatywnej: idą do niej ci, którzy sobie nie radzą już nigdzie indziej i którzy się do pracy wychowawczej nie nadają. Ci zdolniejsi, lepsi, inteligentniejsi uciekają do innych zawodów, bo muszą jakoś przeżyć. To im – tu i teraz – potrzebne są pieniądze zalegające na kontach związku.
PZPN chwali się Szkołą Trenerów. A w środowisku ciągle pada jeden zarzut: kursy szkoleniowe na poszczególne kategorie trenerskie są nadal zbyt drogie. Czy naprawdę PZPN musi zarabiać na szkoleniu trenerów? Przecież związek stać na to, żeby akurat w tym miejscu nie tłuc kasy.
I tak PZPN robi to bez opamiętania w innych obszarach (mam, nadzieję, że nie we wszystkich 49-ciu, o których mówił Boniek). Na przykład PZPN drenuje kieszeń kibica reprezentacji Polski. Związek zawłaszczył ją do potrzeb komercyjnych i kazał płacić sobie grubą kasę za bilety na mecze drużyny, która jest własnością wszystkich Polaków. Przecież nie chodzi o to, żeby na wyjście z dziećmi na mecz stać było jedynie najbogatszych. Niech ten PZPN ma tylko 200 baniek budżetu, ale niech nie buduje bariery finansowej w oglądaniu reprezentacji. Niech Boniek robi interesy w innym miejscu. Kasa ze sprzedaży praw telewizyjnych i pakietów sponsorskich jest przecież wystarczająca. Nie trzeba drenować kieszeni kibica i młodego trenera. To nie z kasy powinno się rozliczać prezesa PZPN, a z rozwoju piłki nożnej w Polsce. A w jakim miejscu jest nasza piłka klubowa? Jak funkcjonuje szkolenie młodzieży?
Niedawno PZPN dostrzegł – bo tylko ślepy by nie dostrzegł – wielki ruch społeczny, jakim jest rozwój szkółek piłkarskich w Polsce. Ten ruch oddolny przywrócił masowość uprawiania piłki w kraju, ale rozwinął się bez pomocy fasady PZPN. Bez jego struktur, boisk i pieniędzy. Bo w Polsce, to nie żaden PZPN jest największym sponsorem rozwoju piłkarskiego młodzieży, tylko… rodzice, którzy sami płacą na szkolenie swoich dzieci. PZPN im w tym nie ulżył, choć taka powinna być jego rola. Za to teraz związek chętnie będzie wydawał certyfikacje tych akademii. Wśród właścicieli szkółek już mówi się, że PZPN próbuje położyć łapę na tym ruchu społecznym i podpiąć się pod oczywisty sukces. W szkółkach obawiają się, czy PZPN rzeczywiście chce im pomóc, czy chce nimi rządzić, wprowadzając swoje wymogi i zasady.
W wywiadzie dla katowickiego „Sportu” Boniek chwali się sukcesem Pucharu Polski. Czy to może te same rozgrywki, których finał – rok w rok – kończy się chuligańską burdą albo strzelaniem do ludzi z wyrzutni rac, czy – tak jak w tym roku – podpaleniem dachu Stadionu Narodowego? To jest ten flagowy sukces 6-letniej kadencji? A co prezes Boniek zrobił z największą gangreną, jaka wyniszcza polski futbol, czyli z bandytyzmem stadionowym?
Czy Boniek pamięta, że mecz decydujący o mistrzostwie Polski w 2018 roku, pomiędzy Lechem a Legią nie został dokończony, bo przerwali go kibole i nie pozwolili kontynuować?
Czy przydzielanie tytułu mistrza Polski przy zielonym stoliku, przez organy dyscyplinarne, to też jest sukces miłościwie panującego nam prezesa? Kiedy i jak Zbigniew Boniek zamierza rozwiązać problem burd na stadionach i brania klubów przez kiboli w jasyr? Chyba w swojej trzeciej kadencji…
Bo prezes – poza chwaleniem siebie – koncentruje na tych innych obszarach. Na przykład właśnie otworzył sobie – głosami delegatów na wtorkowym zjeździe – furtkę do trzeciej kadencji rządów w PZPN. Działacze związku znieśli wczoraj ograniczenie mówiące, że prezesem związku można być tylko dwa razy.
Teraz Boniek ma dwa lata na wylobbowanie u polityków zmiany ustawy o sporcie, która na dzisiaj przewiduje maksymalnie dwukadencyjność prezesów związków sportowych.
Czy się tej misji Boniek podejmie? Zostawiam to już inteligencji czytelników.

Inne artykuły o: PZPN | Reprezentacja

  • ursynów

    Każdy ma swojego mola co go gryzie- tak mówi ludowe przysłowie. Przenosząc to na tekst redaktora, to każdy ma swojego Bońka, który mu nie leży. Redaktor Tuzimek często w swoich tekstach ma krytyczny stosunek do Prezesa PZPN. Tu go szczypnie, tak go drapnie,czasami połaskocze po piętach. Mnie tam Boniek lotto, nie przepadam za nim, ba uważam go za zarozumiałego pyszałka, lubiącego błyszczeć na salonach i silącego się na inteligentnego dowcipnisia. Niestety Boniek Prezes to nie Boniek piłkarz. Piłkarz światowa klasa, Prezes najwyżej druga liga. Zresztą jego poprzednik Lato to najwyżej III liga. Widocznie wybitni piłkarze, nie mają genów do kierowania ludźmi poza boiskiem.Jednemu Bozia dała talent w nogach, ale tego talentu pozbawiła go w głowie. Co innego jest dobrze kiwać, strzelać, etc, niż mieć to coś co pozwala kierować takim organizmem jakim jest PZPN.
    Boniek kieruje się dewizą – można ze mną czasami wygrać, ale pokonać – nigdy.
    Pisze redaktor,że słuchając Bońka można odnieść wrażenie,że zreformował w polskim futbolu wszystko. To tak jak robi to teraz inny Prezes, zastał Polskę zrujnowaną , a teraz ją odbudowuje.O ile ten z PZPN, to wisi mi kalafiorem, ten drugi już nie.
    Dlatego bardzo mi są bliskie słowa Oscara Wilda,,Zawsze przebaczaj swoim wrogom. Nic ich bardziej nie potrafi rozzłościć”.
    A zresztą jutro mamy Wszystkich Świętych.

  • Piotr Borkiewicz

    Podobnie jak redaktor Tuzimek mam wiele zastrzeżeń do prezesa Bońka,ale redaktor chyba się w tym tekście zapędził. Stawianie zarzutów że bilety na mecze reprezentacji są drogie i „biedni” nie mogą na nie chodzić jest absurdalne. Na mecze i tak było więcej chętnych niż miejsc, więc co z tego wynika, że mamy budowac stadiony na 200tys widzów?
    Solą piłki nożnej są PIŁKARZE, bo to ich przychodzą oglądać widzowie. Jednocześnie jest to nasz podstawowy deficyt. Nie wystarcza nam ich nawet na kadrę już nie wspominając o klubach.
    Jednocześnie wspomniany przez redaktora bum na szkółki, zresztą wbrew lansowanym opiniom że młodzież nie chce uprawiać sportu, jest pierwszą materialną selekcją społeczeństwa. Zajęcia w szkółkach są płatne i dzieci z biedniejszych rodzin nie stać na uczestnictwo w nich.
    I tu się zaczynają moje pretensje do Bońka, że zrobił tak mało dla rozwoju i upowszechnienia piłki dla wszystkich chętnych. Nie lobbuje w ministerstwach Sportu i Edukacji żeby piłka zaczynała się w szkołach. Żeby trenerzy dzieci byli zatrudniani na etatach nauczycielskich i mogli sie skupić na swojej pracy. Żeby stworzyć na tej bazie piramidę selekcyjną dającą jednocześnie sport dla wielu i wyczyn na wysokim poziomie dla najzdolniejszych. Żeby ze szkołami współpracowały kluby tworząc drogi wzrostu dla tych najlepszych. We współczesnym szkoleniu wszyscy podkreślają jak ważny dla dalszego rozwoju jest „złoty wiek” 7-12 lat. To wtedy dzieci wyrabiają w sobie podstawowe umiejętności na których potem bazują i je rozwijają.
    Zamiast tego Boniek lansuje historię o „podwórkach”, z której nie wiadomo co ma wynikać. Bo jeśli podwórka były podstawą sukcesu a wiadomo że już nie wrócą, to czy to znaczy że wygaszamy polską piłkę?
    W statucie PZPN jest napisane że jego zadaniem jest rozwijanie dyscypliny sportu którą zarządza. A Boniek chce zarządzać wyłącznie tym co można robić z apartamentów hotelowych płaconych przez PZPN i wiąże się z natychmiastowym prestiżem i lansem w mediach.
    Certyfikacja akademii jest dobrym ruchem i szkoda że tak późno. Może ona spowodować uporządkowanie strumieni zawodników, trenerów i pieniędzy w te miejsca gdzie swoją robotę wykonuje sie rzetelnie. Trzeba umieć oddzielić sport amatorski od wyczynowego. W pierwszym okresie (7-12 lat) sport musi byc amatorski, to znaczy powszechny i stopniowo dokonywać selekcji, wyłaniając tych najlepszych (zawodników, trenerów i jego organizatorów). Ale nawet w tym wczesnym okresie powinien dawać możliwość skupiania najlepszych w jednym miejscu żeby rozwijali się szybciej w wymagającym otoczeniu, bo potem będzie jeszcze większa konkurencja.
    Certyfikacja stwarza możliwości wyłonienia tych lepszych i będzie drogowskazem dla dzieci, ich rodziców, trenerów i na koniec sponsorów, gdzie skupić swoją energię żeby uzyskać najlepszy efekt. Piszę o tych którzy myślą o wyczynie.
    Krytykować też trzeba rozumnie. Tak samo jak zarządzać a bez kasy nie ma zarządzania.
    Akurat w kumulowaniu kasy Boniek radzi sobie nieźle, przynajmniej na tle poprzedników. a więc nie krytykujmy go za zarabianie, tylko zastanawiajmy się wspólnie jak najlepiej tą kasę spożytkować. Czy wydawać ją na apartamenty dla kadr narodowych i działaczy czy może więcej dać dać na szkolenie trenerów, bo przecież ten proces jest całkowicie w kompetencjach PZPN i bezpośrednio lub posrednio to PZPN odpowiada za jakość edukacji trenerów i ich liczbę.
    Polscy trenerzy jeżdżą po świecie i porównują jakość pracy za granicą i w Polsce. Nie wypadamy na tym tle dobrze. Poziom kursów trenerskich jest u nas niski a liczba trenerów, szczególnie dziecięcych mała. Czytałem niedawno wywiad z polskim trenerem dziecięcym pracującym w Hiszpanii, która słynie ze świetnego wyszkolenia piłkarzy i on stwierdził że potrzebne w Polsce są 2 rzeczy; więcej trenerów na liczbę piłkarzy i kryte boiska na zimę. W Hiszpanii jeden trener przypada na 3-4 piłkarzy a więc szkolenie indywidualne odbywa się na każdym treningu a halami możemy zniwelować różnice klimatyczne żeby grać cały rok a nie tylko 8 miesięcy w roku.
    Jak będziemy mieli piłkarzy na poziomie to reszta się ułoży. Kluby będą grały w pucharach, popłyną do nich pieniądze i reprezentacja nie będzie musiała powoływać piłkarzy z głębokich rezerw średniaków europejskich.

    • Dariusz Tuzimek

      Panie Piotrze,
      gratuluję złożonej i wielowątkowej analizy. Bardzo cenny głos w dyskusji.
      Wiele trafnych spostrzeżeń, aczkolwiek nie wydaje mi się, że się w krytyce co do cen biletów za mecze kadry zapędziłem. Ja wiem o tym, że na mecze reprezentacji było więcej chętnych niż miejsc na stadionie (choć ostatnio PZPN nauczony tym, że nie sprzedały się wszystkie bilety na mecz z Włochami w Chorzowie, obniżył ceny na zbliżający się mecz z Czechami w Gdańsku). A jednak nie uważam, że z tego powodu, że jest (była?) koniunktura, to można bez opamiętania podnosić ceny za bilety, używając argumentu: „no przecież się sprzedały, więc o co chodzi?”.
      Idąc tym tropem, można ceny podnosić tak długo, aż w końcu rynek powie; „stop”.
      A w przypadku reprezentacji, która jest dobrem wszystkich Polaków, także tych mniej zamożnych, trzeba mieć inne priorytety. Cena za bilet może zejść w dół – PZPN niech zarabia na sponsorach i prawach telewizyjnych, a kibic niech ma szansę (finansową) kupić bilety i pójść na mecz z dziećmi. Skoro jest duże zapotrzebowanie to niech na te bilety poluje, ale niech go będzie na taką rodzinną wyprawę na mecz stać. Reprezentacja musi być powszechnie dostępna, bo to ona budzi zainteresowanie, bo to ona przyciąga dzieciaki do uprawiania futbolu.
      A co do zarabiania kasy, to nie krytukuje Bońka za samo zarabianie (poza biletami na reprezentację), tylko za dystrybucję. My musimy wzmocnić finansowo młodych trenerów zanim wszyscy pouciekają do lepiej płatnych zawodów.
      Pozdrawiam serdecznie!

      • Piotr Borkiewicz

        z mojego doświadczenia wynika że zainteresowania czymś nie buduje się przez tworzenie deficytu, tylko przez podnoszenie jakości. W Anglii podnieśli ceny na bilety meczów ligowych i nie spowodowało to spadku zainteresowania piłką. Bo zadbano o jakość. Jakość na boisku i na trybunach. Kibice płacący wysokie ceny nie muszą oglądać żenujących scen na trybunach i mogą zobaczyć wysoką jakość na boisku.
        To jest uniwersalna zasada. Nawet Biedronka zmieniła format ze sklepów dla biednych na sklepy dla klasy średniej, dostosowując asortyment.
        Nie każdemu udaje się przebić do wyższej kategorii w swojej branży.
        Japończycy przestali sprzedawać samochody tanie a zaczęli dobre i weszli do elity światowej. Teraz robią to Koreańczycy.
        W Polsce natomiast w dalszym ciągu najczęstszym pomysłem jest obniżanie ceny, jak nie idzie a bardzo rzadkim jest poprawa jakości.
        Ja jestem za poprawą jakości a na stadiony i tak nie wejdą wszyscy chętni jak będzie wysoka.
        Zasadą w biznesie jest zarabiać jak można, bo potem koniunktura może się zwinąć.
        W Polsce karierę robi słowo „sprawiedliwość”, które nie wiadomo co dokładnie znaczy. Jeśli to że wszystkim po równo, to oznacza powrót do utopii (do tego fałszywej) w ktorej żyliśmy 30 lat temu.
        Do teatrów, oper, filharmonii bilety też nie są tanie. A jeśli będą tanie to będzie lepiej dla tych instytucji?
        Za darmo to niech będzie edukacja szkolna i ta sportowa, bo to może przynieść wymierne korzyści dla wszystkich, dla społeczeństwa, dla sportu i kibiców.
        Za darmo niech będą zajęcia w domach kultury gdzie rozwija się talenty i zainteresowania przyszłych artystów a nie bilety do teatrów.

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli