Riposta Bońka, czyli kto kogo chciał wystrychnąć na Dudka?
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 29 listopada 2018 09:22
Zbigniew Boniek w wywiadzie dla „Wyborczej” przywołał do porządku Jerzego Brzęczka. Ale postanowił się nie zatrzymywać. Tym razem „postawił” do pionu Jerzego Dudka, za jego krytykę ostatnich działań prezesa PZPN. Boniek jest jednak ewidentnie w słabszej formie. Styl w jakim odpowiada, używana argumentacja, poziom są szokujące. Zresztą kibice na Twitterze i w komentarzach pod tekstem szybko to podchwycili. Pada mnóstwo zarzutów o małość, niskie pobudki i arogancję. Ludziom się nie spodobała odpowiedź Bońka.
Jerzy Dudek nie powiedział wiele więcej niż inni piłkarscy eksperci w ostatnich dniach. Ale powiedział dosadnie: „Boniek mówi o profanacji reprezentacji powołaniami piłkarzy, którzy nie grają, ale to on nieustannie wbija szpilki w selekcjonera i próbuje wymieniać „uprzejmości”. To jego zachowanie można nazwać profanacją, nie znam innego prezesa federacji, który byłby w mediach tak często jak Boniek i który nie wspierałby selekcjonera niezależnie od wszystkiego” – napisał Dudek w swoim felietonie na łamach „Przeglądu Sportowego”. Nikogo nie obraził, wyraził zdziwienie działaniami Bońka, ich poziomem i stylem.
Na ripostę Bońka nie musiał długo czekać.
To ten sam Jurek, któremu jako prezes zorganizowałem po dwóch latach pożegnalny mecz w Krakowie? To ten sam, którego zrobiłem Ambasadorem Finału EL Warszawa 2015? O meczy z Łotwą i fatalnej interwencji juz nie wspomną. Ukłony Jurek👍🏻👍🏻
— Zbigniew Boniek (@BoniekZibi) 27 listopada 2018
Boniek stosuje zasadę: kto nie idzie z nami, maszeruje przeciw nam. Utkwiła mu w głowie zasada jednomyślności, znana z komuny: wszyscy myślą tak jak przewodniczący (sekretarz, kacyk, itp.) i jeszcze się z nim zgadzają.
Dudek jest jedną z najbardziej znanych na świecie postaci polskiego futbolu. Aż do ery Roberta Lewandowskiego to właśnie nasz bramkarz był najmocniej kojarzony z polskim futbolem współczesnej ery. Podstawowy bramkarz Liverpoolu, zawodnik Realu Madryt, triumfator Ligi Mistrzów i bohater pamiętnego finału w Stambule w 2005 roku. Jego „Dudek dance” na linii bramkowej stał się kultowy i przeszedł do świata pop-kultury.
Nazwisko Dudka świetnie nadawało się do tego by go zrobić ambasadorem finału Ligi Europy w Warszawie w 2015 roku, bo go wszyscy znali. Przecież Boniek, zamiast się chwalić przed gośćmi z piłkarskiej Europy Dudkiem, mógł się pochwalić np. sekretarzem Sawickim i to jego zrobić ambasadorem finału. Na pewno nie miałby z sekretarzem problemu lojalności. A jednak Boniek zdecydował się na Dudka. Chyba z jakiegoś powodu, prawda?
Kolejne dwa argumenty Bońka też zasługują na to, żeby zrobić z nich „tatara”. Prezes związku podnosi kwestię, że zorganizował Dudkowi pożegnalny mecz po niemal dwóch latach od zakończenia kariery. Dudek miał 59. spotkań i brakowało mu jednego występu by dostać się do grona Wybitnego Reprezentanta Polski (dziś potrzeba już 80-ciu meczów). Mecz był towarzyski, w Krakowie gdzie Dudek mieszka, a jego występ symboliczny. Bez sportowego znaczenia. Wszyscy czuli, że kogo jak kogo, ale Dudka wypadałoby miło pożegnać. I PZPN pożegnał i zebrał za to frukty: chwalono związek za ten gest, pokazywano różnicę klasy między poprzednim a obecnym prezesem (w praktyce okazała się ona znacznie mniejsza). Dziś okazuje się, że Boniek oczekiwał za to pożegnanie lojalności Dudka i nie krytykowanie posunięć prezesa. Tylko czy mu o tym WTEDY powiedział?
Boniek sam wówczas forsował pomysł pożegnania Dudka, co było ideą trochę od czapy, ale prezes PZPN był niezrażony. Przeżywał wówczas fascynację golfem, a kwestie pożegnania bramkarza, panowie uzgodnili na polu golfowym. Nawet ulubiony dziennikarz Bońka, napisał wówczas, że z tym pomysłem to „musiała piłka golfowa trafić prezesa w łeb’. Boniek się wtedy nie zraził. Zraził się dopiero teraz.
No a wypominać Dudkowi mecz z Łotwą? Który jest jedną z najbardziej haniebnych porażek w historii reprezentacji w meczach o punkty u siebie? Skoro się wtedy samemu było selekcjonerem? I to takim, który niedługo potem zniknął na lotnisku po przegranym meczu z Danią, a rezygnację z prowadzenia kadry przysłał faksem? Czy to nie była profanacja reprezentacji?
I jeszcze jedna kwestia.
Boniek nie zauważa, że mówiąc iż powołania do kadry piłkarzy, którzy nie grają, są profanacją reprezentacji obraża spore grono dość ważnych nazwisk w polskim futbolu. Historia reprezentacji Polski w ostatnich 25-30 latach, to jest historia budowana na piłkarzach, którzy mieli – mniejsze lub większe – problemy z regularną grą w klubie. Dotyczy to między innymi Jerzego Dudka, który przyjeżdżał na zgrupowania kadry jako rezerwowy Liverpoolu, ale też tak zasłużonej postaci jak Jacek Krzynówek, który – na przestrzeni wieloletnich występów w kadrze – miewał problemy z grą w klubie.
Zresztą nie trzeba szukać w historii aż tak głęboko. Najlepszym przykładem jest tu przecież Kuba Błaszczykowski, który rok przed Euro 2016 poszedł z Borussii Dortmund na wypożyczenie do Fiorentiny, żeby grać. Ale iw klubie z Serie A miał olbrzymie problemy z załapaniem się do składu. Wiosną 2016 roku grał bardzo mało, a w końcówce sezonu w ogóle. Miał być nawet odstrzelony z kadry i nie pojechać na turniej, ale w meczu z Serbią, który miał o tym decydować, Kuba zagrał fantastycznie, zdobył gola, był bohaterem spotkania i zamknął usta krytykom. Pojechał na bardzo udane dla Polski mistrzostwa Europy i to on był na nich – wcale nie Robert Lewandowski – najlepszym polskim piłkarzem. Tak więc świat nie jest tak czarno-biały jak to kreśli w wywiadzie dla „Wyborczej” Boniek: albo grasz w klubie, albo nie grasz. A jak nie grasz, to powołanie dla ciebie to profanacja reprezentacji. Sprawa jest trochę bardziej skomplikowana.
Ale dziś najważniejsze dla Bońka jest to, kto wobec niego jest lojalny. Jakby lojalność można było kupować jak w sklepie: za pożegnalny mecz czy za bycie ambasadorem.
O sprawie pisaliśmy też tutaj
oraz tutaj
Inne artykuły o: PZPN
-
zgubek