Islandia – więcej wulkanów niż piłkarzy, czyli skąd się wziął piłkarski fenomen w tym kraju

Autor wpisu: 10 października 2017 15:04

Islandia znów zadziwiła piłkarski świat, awansując na mundial z 1. miejsca w grupie. Chyba już najwyższy czas przestać traktować tę reprezentację jak sympatyczne zjawisko, taki futbolowy meteor. Zobaczcie, gdzie są dziś Szwedzi, Duńczycy, Norwegowie i Finowie, a wyjdzie wam, że to właśnie dzielni Islandczycy bronią piłkarskiego honoru Wikingów. Kilka lat temu nie do pomyślenia.

O fenomenie reprezentacji Islandii porozmawialiśmy z Rafałem Ulatowskim, byłym asystentem Leo Beenhakkera w polskiej kadrze, człowiekiem, który tamtejszy futbol zna doskonale. W końcu spędził tam kilka lat – najpierw jako piłkarz, a potem rozpoczynając pracę szkoleniową.

FUTBOLFEJS.PL: Zaskoczony awansem Islandczyków?
RAFAŁ ULATOWSKI: Na pewno tym, że ten awans wywalczyli bezpośrednio. Znam tę drużynę, doceniam ją, ale pomimo całej mojej sympatii do niej, nie spodziewałem się, że wygrają grupę z Chorwacją, Ukrainą i Turcją. Wydawało mi się, że walka o baraże to wszystko, na co będzie ten zespół stać. Zresztą długo na to się właśnie zanosiło. Natomiast gol Finów w meczu z Chorwacją sprawił, że Islandczycy stanęli przed ogromną szansą, której nie wypuścili już z rąk. Ktoś powie, że szczęście. Jasne, ale po pierwsze – na szczęście trzeba sobie zasłużyć, a po drugie – szczęściu też trzeba umieć pomóc. Zwróć uwagę, że oni u siebie byli bezbłędni – na własnym boisku wygrali z każdym. Na logikę kraj, który ma 330 tysięcy mieszkańców, nie miał prawa wygrać grupy, mając za rywali kraje, w których są dużo większe pieniądze w futbolu, bogatsze kluby, mocniejsze ligi. Tyle że – jak widać – w piłce taka logika nie zawsze się sprawdza. Nie kasa jest najważniejsza.

No właśnie – podobno w Islandii jest więcej wulkanów niż zawodowych piłkarzy, mimo to chyba już najwyższy czas przestać traktować tę reprezentację jak sympatyczne zjawisko, taki futbolowy meteor, prawda?
Zgadza się. Myślę, że spokojnie na dłużej mogą się zadomowić w europejskiej czołówce. Zrobili w ostatnim roku pracy Larsa Lagerbäcka bardzo dobry ruch związany z tym, że jego dotychczasowy asystent, a dziś następca, czyli Heimir Hallgrimsson, został równoprawnym selekcjonerem. We dwóch, razem z Lagerbäckiem, odpowiadali za reprezentację. Tak jak kiedyś w Szwecji był duet Lagerbäck – Söderberg, tak samo było w Islandii. Prawdopodobnie była to inicjatywa Lagerbäcka, który chciał swojego następcę wprowadzać w atmosferę większej odpowiedzialności za zespół, za wynik, za podejmowane decyzje. Opłaciło się. Spokój, jakim Islandczycy zaimponowali na finiszu tych eliminacji, myślę, że zawdzięczają temu, że Hallgrimsson nie odpłynął. Trzymał piłkarzy przytomnych, świadomych, nie pozwolił na żadną euforię. Jak wracali w piątek z Turcji po zwycięstwie 3:0, kiedy okazało się, przed jaką szansą stoją, gorąco apelował do kibiców, by nie robili żadnego świętowania na lotnisku, by nie podchodzili do piłkarzy, tylko pozwolili im w spokoju przygotować się do ostatniego spotkania.

Lagerbäck zrobił z tą drużyną niesamowitą robotę, ale chyba krzywdzące dla Islandczyków byłoby mówienie, że tylko dzięki niemu zawdzięczają to, co teraz z ich reprezentacyjnym futbolem się dzieje?
Po pierwsze, Islandczycy z natury są idealni do uprawiania sportu, a zwłaszcza gier zespołowych. Mają w sobie zawziętość, nie lubią przegrywać, do niczego specjalnie nie trzeba ich motywować. Po drugie, bardzo ważny okazał się program szkolenia i edukacja trenerów. Tam z dziećmi i młodzieżą pracują tylko ci, którzy mają odpowiednie przygotowanie pedagogiczne. No i odpowiednie podejście, inne od tego znanego z naszej części Europy. W islandzkich szkołach, czy szkółkach piłkarskich trener nie ma prawa powiedzieć, że dziecko, które do niego zostało przyprowadzone, nie nadaje się do ćwiczeń. Ma obowiązek tak zorganizować zajęcia, stworzyć tyle grup szkolenia, by wszyscy mogli uczestniczyć w zajęciach. Pamiętam, jak swego czasu zdziwiło mnie, że w regionie, do którego pojechałem pracować, grano w zespołach siedmioosobowych w poprzek boiska. Szybko zostałem uświadomiony, że społeczność w tym regionie jest za mała – mieszkało tam niecałe 500 mieszkańców – by stworzyć normalne, 11-osobowe grupy na jednym poziomie. Lepiej więc ćwiczyć po siedmiu. No i po trzecie – infrastruktura. Dziesięć lat temu postawiono kilka hal z pełnowymiarowymi boiskami, ze sztuczną nawierzchnią, przykrytych dachem, gdzie można grać i trenować przez cały rok. Wiadomo, jaki tam jest klimat. Sezon na otwartych stadionach trwa w zasadzie od maja do końca września. Mały kraj, ale pasja do piłki jest tam ogromna. Stworzono więc – najlepiej jak potrafiono – warunki do tego, by w tę piłkę można było grać jak najlepiej.

Nie da się jednak ukryć, że Islandczykom trafiło się teraz wyjątkowo zdolne pokolenie piłkarzy. Takiego w swojej historii jeszcze nie mieli.
Zgadza się, ale tak jak mówiłem – ten kraj na to pokolenie zapracował. Symptomy rozwoju piłki w tym kraju pojawiały się już od jakiegoś czasu. Pamiętaj, że niedawno Islandczycy byli w ósemce mistrzostw Europy do lat 21. Awans na mundial do Brazylii przegrali dopiero po barażach z Chorwacją. To nie jest coś, co spadło nagle z nieba. Natomiast z drugiej strony nie wolno zapominać, że dzisiejszą reprezentację tworzą piłkarze, którzy grają zagranicą. Nie ma w niej ani jednego Islandczyka, który występowałby w islandzkim klubie. Oni świetnie szkolą młodzież, która w wieku 13, 14 czy 15 lat wyjeżdża z kraju. Najczęściej do Belgii, Holandii lub Anglii. I tam uczą się dorosłego futbolu. Podstawy mają opanowane, są zdrowi, wysportowani i pod względem fizycznym gotowi do podjęcia rywalizacji, ale najważniejsze kroki stawiają już poza domem. I to również ma ogromny wpływ na to, że zostają solidnymi piłkarzami na europejskim poziomie.

Rzeczywiście, patrząc na to, gdzie dziś są Szwedzi, Duńczycy, Norwegowie czy Finowie, wychodzi na to, że to właśnie dzielni Islandczycy bronią piłkarskiego honoru Wikingów. Kilka lat temu nie do pomyślenia.
Przyszła moda na Islandczyków. Dziś w mocnych europejskich ligach większość drużyn chce mieć Islandczyka w składzie. To są dzielni, charakterni ludzie, którzy nie narzekają, ciężko pracują, których nie trzeba pilnować, czy poganiać do roboty, którzy nigdy się nie poddają. W Islandii piłkę wciąż traktuje się jeszcze jak typowy sport, a nie sposób na zrobienie pieniędzy. Piłka to pasja, a nie komercja. I tak podchodzą też do tego kibice.

Na co stać będzie ten zespół w Rosji?
Zależy na kogo trafią. Na pewno nie wolno tej drużyny skreślać zawczasu, bo spokojnie stać ją na wyjście z grupy. Na pewno pojadą za nią kibice, którzy są niesamowicie dumni ze swojej reprezentacji i którzy gotowi są wpierać ją w każdym miejscu na świecie. Pamiętasz, jak było na EURO, kiedy w pewnym momencie więcej Islandczyków było we Francji niż w Islandii? Podobnie będzie w Rosji.

Ta drużyna wciąż się jeszcze rozwija, czy już osiągnęła swój sufit?
Na pewno jest w swoim najlepszym momencie. Ma piłkarzy z turniejowym doświadczeniem, którzy oswoili się z grą na najwyższym poziomie, ale też z sukcesami. Ma ustabilizowany skład, Hallgrimsson gwarantuje ciągłość tego, co z tym zespołem robił Lagerbäck, tak więc myślę, że ona jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa.

Rozmawiał Krzysztof Budka

Inne artykuły o: Mistrzostwa Świata 2018

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli