Druga afera alkoholowa w reprezentacji? [AKTUALIZACJA]
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 26 czerwca 2018 11:41
W głowie się to nie mieści, a jednak. Tuż po odpadnięciu reprezentacji Polski z mundialu, zaczynają wychodzić na światło dzienne bardzo niepokojące informacje na temat życia kadry. Drużyna jest jeszcze jest w Rosji, a już zaczęło się pranie brudów. Jeśli nawet tylko część informacji się potwierdzi, będzie jasne, że ta reprezentacja nie miała prawa odnieść żadnego sukcesu na mistrzostwach świata.
Jako donosi „Przegląd Sportowy” afera alkoholowa z 2016 roku wywołała terapię szokową, ale tylko na chwilę. Gazeta pisze, że granice były przekraczane także podczas przedmundialowych przygotowań, ale tym razem trener Nawałka nic z tym nie zrobił.
Przypomnijmy, że ta pierwsza afera alkoholowa miała miejsce w październiku 2016 roku, na zgrupowaniu kadry przed meczami eliminacji do mundialu. Reprezentanci urządzili imprezę w hotelu. Było na tyle ostro, że sprawa wyszła na światło dzienne.
Wtedy z kadry pozbyto się – choć odsunięto to dla niepoznaki w czasie – jedynie Artura Boruca.
PZPN zamiótł sprawę pod dywan. Oficjalnie nazwiska nie padły. Konsekwencją takiej krótkowzroczności było to, że imprezy na zgrupowania kadry wróciły. Były już wcześniej, przed samym Euro 2016 i – jak się okazuje – także teraz, przed mundialem w Rosji.
Sebastian Staszewski, w opublikowanej w maju książce pt. „Tajemnice kadry” ujawnił, że – za tę aferę z 2016 roku – aż po 50 tysięcy złotych kar musieli zapłacić Artur Boruc, Łukasz Teodorczyk, Kamil Grosicki i Kamil Glik. A po 10 tysięcy kary dostali: Artur Jędrzejczyk, Michał Pazdan, Tomasz Jodłowiec, Maciej Rybus, Krzysztof Mączyński, Sławomir Peszko i Paweł Wszołek”.
Niezła ekipa, pełna „jedenastka”. Nawet dałoby się z tego składu złożyć drużynę – niby nadmiar obrońców, ale mają przecież bramkarza, pomocników, skrzydłowych i środkowego napastnika.
Nazwa „Team spirit” byłaby dobra?
OK, nie czas na żarty, bo kwestia spędzania wolnego czasu na zgrupowaniu przez piłkarzy reprezentacji, znów wróciła w kadrze Nawałki.
Staszewski opisuje w swojej książce, że wtedy, w 2016 roku, kadrowicze bawili się w swoim gronie. W tajemnicy przed Nawałką wynajęli pokój w innym skrzydle hotelu. W pewnym momencie Teodorczykowi zrobiło się niedobrze. Wybiegł z pokoju, otworzył drzwi na korytarz i zwymiotował. „Kilku reprezentantów błyskawicznie otrzeźwiało. Spotkanie, którego oficjalnie nie ma, właśnie wymknęło się spod kontroli. Jak tłumaczą anonimowo jego uczestnicy, chcieli posiedzieć i porozmawiać we własnym gronie. Część grała w karty, inni toczyli nocne Polaków rozmowy, głównie o ewentualnych transferach i problemach w klubach. Było piwo, wino, whisky z colą. Trochę narzekań, trochę żartów. I fatalny koniec. Wymiotującego w hotelowym korytarzu Teodorczyka zauważył jeden z gości i powiadomił recepcję” – pisze w swojej książce Sebastian Staszewski.
Aferę ujawniono (choć szczegóły podał dopiero autor książki 1,5 roku po sprawie) i dobrze się stało. Bo wtedy – po aferze alkoholowej – Nawałka jeszcze raz odzyskał kontrolę nad drużyną. Boruc został pożegnany, a ukarani zawodnicy dowiedzieli się, że kolejny tego typu występek nie skończy się na karach i przeprosinach. Wydawało się, że pewne tematy mamy już przerobione. Wydawało się…
Dopóki była szansa na wynik reprezentacji Polski w Rosji, wszyscy udawali, że nie widzą problemu. Ale on był. Nie pisali o tym dziennikarze. Część z nich nie wiedziała. Część nie pisała, bo nie miała potwierdzonych, pewnych informacji. Część dlatego, że jest uwikłana w rozgrywki personalne pomiędzy kadrowiczami albo są wprzęgnięci w PZPN-owski aparat propagandy sukcesu. Bo głupio tak napisać, że ani Nawałka, ani Boniek nie panują nad tym, co dzieje się na zgrupowaniach.
Dopóki Polacy mieli szansę na wyjście z grupy trwała medialna cisza. Krążyły co prawda plotki o imprezie na zgrupowaniu w Arłamowie, ale nikt oficjalnie nie chciał wziąć na siebie brzemienia, że robi tej kadrze pod górę i sypie piasek do silnika przed ważnym turniejem. Dziennikarze liczyli się też z tym, że jeśli ktoś coś napisze, zostanie to zdementowane, a z autora zrobi się oszołoma, który nie odróżnia pijackiej imprezy od małego resetu, który jest konieczny dla rozluźnienia, dla pozbycia się stresu przed wielką imprezą.
Ale skoro sprawa się rypła, na mundialu dostaliśmy w „kuchnię” to i odwaga przyszła. Po meczu z Kolumbią pojawił się wpis Michała Pola, że Polacy pojechali na mundial nieprzygotowani. Zaatakował go za to inny użytkownik Twittera Janekx89: „Gdzie w Przeglądzie czy Onecie przeczytam o tych fatalnych przygotowaniach? Gdzie przeczytam o pewnych wydarzeniach z nocy przed powołaniami?” – pytał znany w środowisku piłkarskim Janekx89.
Wtedy jeszcze „Przegląd Sportowy” milczał. Ale kropla drąży skałę. W poniedziałek po południu, piórem Tomasza Włodarczyka pojawił się tekst, w którym czytamy o kadrze:
„Poza boiskiem to nie jest grupa ludzi, którą w całości łączą głębsze relacje. Działała bardziej jak grupa przychodząca do jednej pracy. Wykonuje robotę, potem rozchodzi się w swoją stronę. Jedni się przyjaźnią, drudzy nie. Jak nie wszystkim pasuje jako kapitan Robert Lewandowski, odbierany przez grupę ważnych zawodników jako odizolowana gwiazda, tak w drugą stronę napastnik może mieć też swoje pretensje o prowadzenie się niektórych kadrowiczów i przekraczanie granic na zgrupowaniach. Jeśli afera alkoholowa wywołała terapię szokową, to tylko chwilową. Wspomniane granice były przekraczane też podczas przedmundialowych przygotowań, ale nic z tym nie zrobiono. Uznano, że to nie czas i miejsce. Zawodnicy to bagatelizują, bo przed EURO też tak było, ale pojawia się pytanie o dyscyplinę. Trener tym razem nic z tym nie zrobił.”
Szokujące prawda? I to szokujące na wielu płaszczyznach. Po pierwsze pokazuje to prawdę o świadomości kadrowiczów, którą normalny człowiek musi się załamać. Trudno pojąć, że dorośli ludzie przed mundialem, o którym – jaka sami powtarzają – marzyli i śnili, nie są w stanie wytrzymać w abstynencji i absolutnym reżimie treningowym. Że dla nich imprezka to nic takiego. Bo przed Euro 2016 też tak było, a tam byliśmy o krok od medalu (być może dlatego tego jednego kroku właśnie zabrakło)?
Drugi szok jest taki, że trener Adam Nawałka nie ma nad reprezentacją kontroli. I odpuszcza temat, bo nie czas i nie miejsce. Podobnie jak Zbigniew Boniek, prezes PZPN, do którego należy reprezentacja. Charyzmatyczny szef związku, były piłkarz, silna osobowość i on też nie potrafi z tym zrobić porządku? To kto ma zrobić?
Kryzysów nie można zamiatać pod dywan, trzeba nimi zarządzać. Widać trafiło w PZPN na niewłaściwych ludzi, nie potrafili.
Po pierwszej aferze alkoholowej reguły były jasne: kto przekracza granice, wypada z kadry.
Być może uderzenie przed mundialem w reprezentacyjnych balangowiczów wcale by tej kadry nie rozwaliło? Być może byłoby ożywczym impulsem, czymś co zjednoczyłoby ten zespół. Byłoby szansą dla młodych, jeszcze nie zepsutych chłopaków, by nie dojrzewali piłkarsko w alkoholowym smrodzie? Chyba, że skala tej afery była tak duża, że na mundial nie mielibyśmy kogo zabrać? Ale w tym przypadku tym bardziej należało zrobić czystkę. Bez względu na nazwiska.
Bo dziś nie mamy ani wyniku na mundialu, ani drużyny, ani dyscypliny w kadrze. Trener nie ma autorytetu, grupki piłkarzy są podzielone, a zawodnicy nie czują przed nikim – łącznie z Bońkiem – respektu. Dramat.
Mam świadomość, że alkohol jest obecny w życiu piłkarzy. Znam hasło, że zawodnicy pili, piją i pić będą. Że „gaz robi gaz”. Nikomu nie bronię, ale – na miły Bóg – trzeba znać miejsce i czas… Zgrupowanie kadry tuz przed mundialem to nie jest to miejsce i ten czas.
Podziały w kadrze wzięły się nie tylko z tego, że Lewandowski za bardzo gwiazdorzy, zadziera nosa, ale także z jego pretensji do niektórych kolegów, jak oni się przygotowują, jak się regenerują, jak prowadzą.
Właśnie skończył się czas analiz tego, co nie zagrało na mundialu taktycznie, personalnie, w przygotowaniu fizycznym. To schodzi na drugi plan wobec światła jakie, na tę kadrę zostało właśnie rzucone: zespołu podzielonego, z problemami z dyscypliną, w którym liderzy nie mogą na siebie patrzeć.
Wygląda na to, że np. Glik nie chce już grać w kadrze Nawałki. Wymieniony wcześniej Sebastian Staszewski jest w bardzo dobrych relacjach z niektórymi kadrowiczami, m.in. z Kamilem Glikiem. Już przed mistrzostwami Staszewski napisał, że Glik zamierza po mundialu zrezygnować z gry w reprezentacji, mimo że ma dopiero 30 lat.
Być może po mistrzostwach powstanie druga część książki „Tajemnice kadry”. Tam Kamil Glik będzie się musiał rozliczyć z tym, o czym pisze dziś „Przegląd Sportowy” i z pytaniami, które dziś padają jedynie na Twitterze, np. w jakich okolicznościach doznał kontuzji barku.
Prawdę o przyczynach klęski na mundialu dopiero poznajemy. Okazuje się ona bardziej złożona niż myśleliśmy i na pewno nie ogranicza się jedynie do tego co widzieliśmy na boisku.
AKTUALIZACJA:
Kamil Glik, któremu na konferencji prasowej zacytowano kluczowy fragment tekstu z „Przeglądu Sportowego”, powiedział: To ohydne kłamstwo! Wstyd, że ktoś coś takiego napisał. Nigdy nie było problemu z dyscypliną.
• Czekamy na zajęcie stanowiska przez autora tekstu i „Przegląd Sportowy”.
Inne artykuły o: Mistrzostwa Świata 2018 | PZPN | Reprezentacja
-
coolio76-pń
-
zgubek
-
Spider
-
Xxx