Nie bądźmy najsmutniejszą drużyną mundialu
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 27 czerwca 2018 17:20
W czwartek o 16.00 reprezentacja Polski spotka się z Japonią i trzeba przyznać, że czekamy na ten mecz z dużym niepokojem. Niby gramy już o nic, ale na pewno nie chcielibyśmy wyjeżdżać z Rosji, ze smutnym mianem „najsmutniejszej drużyny mundialu”. Zagrajmy w najsilniejszym składzie. Ogląda nas cały świat, nie róbmy sobie już wstydu.
Futbol to rozrywka, to gra radości. Widzieliśmy to na mistrzostwach świata nie tylko w meczu Portugalii z Hiszpanią, spotkaniach Chorwacji czy Brazylii, ale także słabszych ekip np. Maroka czy Iranu, który podziwialiśmy za upór, walkę, za determinację.
Po całych kubłach – zasłużonej zresztą – krytyki, jaka wylała się na naszych piłkarzy wygląda na to, że już nie ma co kopać leżącego, ale trzeba dołożyć jeszcze jedno spostrzeżenie: kadra Nawałki na mundialu, to smutna drużyna, nie ma w tych chłopakach radości. Futbol nie może męczyć, powinien cieszyć. Tej radości i świeżości, z jakiej pamiętamy kadrę na Euro 2016 tym razem nie było, uleciała.
Przyczyn naszych porażek jest wiele, problem klęski w Rosji jest złożony. Od niedzieli wymieniane są kolejne elementy, w których sztab i piłkarze zawiedli.
Argument o tym, że przed mundialem zbyt wielu reprezentantów z podstawowej jedenastki miało kłopoty z grą w klubach (leczyli kontuzje, dochodzi do formy, nie łapali się do składów swoich drużyn) jest oczywiście sensowny i – niewątpliwie – miał wielki wpływ na postawę Biało-czerwonych w Rosji.
A jednak problemem numer 2 reprezentacji Polski na mundialu było dla mnie przygotowanie mentalne.
Wiara w sukces, we własne umiejętności, pewność siebie to w dzisiejszym futbolu podstawa. Ta grupa piłkarzy kompletnie to na mistrzostwach świata zagubiła. Czy możemy się dziwić, że kibice są rozczarowani i zwątpili w reprezentację, skoro reprezentanci zwątpili w siebie sami i jeszcze mówią o tym publicznie.
Bo jak inaczej odczytać wypowiedź choćby Wojtka Szczęsnego, że kto by nie zagrał przeciwko Kolumbii to i tak byśmy przegrali. Bo rywale tacy silni. I kto to mówi? Wojtek Szczęsny? Uwierzyć nie mogę. Przecież to jest chłopak, który przekonanie o własnej klasie bramkarskiej ma naprawdę na wysokim poziomie. Zawsze był takim… pewniaczkiem, który nawet jak puści jakąś „szmatę”, to jest przekonany, że to jedynie przypadek, nic istotnego, nic co by mogło wpłynąć na jego samoocenę. A tymczasem po Kolumbii słyszę z jego ust coś, co można by mogło być odebrane jako: „za słabi jesteśmy, nie pasujemy do tego towarzystwa”.
Druga – a może nawet pierwsza – nasza opoka pewności, Robert Lewandowski też utracił ten taki zawadiacki uśmieszek szeryfa, który w westernie kopie z buta w obrotowe drzwiczki salonu, wchodzi do środka i w pojedynkę jest w stanie wystrzelać wszystkich bandziorów w kapeluszach. Przecież Robert to miał…
Tymczasem w Rosji nie widać tej pewności u naszego najlepszego piłkarza zarówno na boisku, jak i w słownych deklaracjach. Pomeczowa konferencja „Lewego” też była przykrym widokiem dla fanów „Roberta zwycięzcy”.
„Lewy” na konferencji szukał usprawiedliwień i tłumaczył, że on wcale nie zapowiadał, że mundial miał być jego „turniejem życia”. No na miły Bóg… Nie musiał zapowiadać. Jest najlepszym strzelcem w całej historii reprezentacji Polski, jest królem strzelców eliminacji, jest królem strzelców Bundesligi i okolic. Jest w szczytowym momencie swojej kariery, walczy o transfer do Realu Madryt, sam sugeruje, że Bayern Monachium jest już dla niego za mały… To jest jeszcze zbyt mało znaków, żebyśmy mieli prawo myśleć – jeszcze te 10 dni temu – że mundial w Rosji to będzie dla Lewandowskiego turniej życia?
Przykro się słuchało słów Roberta na konferencji: – W meczu z Kolumbią liczyliśmy, że przy odrobinie szczęścia, przy układzie losowym w trakcie meczu, przy danej sytuacji – poczujemy pewność siebie i swobodę. A później może już nam pójść – mówił na Lewandowski.
„Odrobina szczęścia”? „Układ losowy”? Takich argumentów używa Robert, opisując to na co liczył? Naprawdę?
Z przerażeniem stwierdzam, że ktoś nie tylko podmienił nam selekcjonera, ale również najlepszego piłkarza w drużynie.
Adam Nawałka też dołożył swoje. O tym jak zawodnik może odebrać taką deklarację ze strony trenera, który na przedmeczowej konferencji zapowiada, że „gramy z Kolumbią, jednym z faworytów do tytułu mistrza świata”, już pisałem na tych łamach. To była tylko konferencja, nie wiem jak wyglądały przedmeczowe odprawy u Adama Nawałki. Ale boję się o treść przekazu, jaki poszedł do zawodników. Że był on – niestety – zbieżny z tym co selekcjoner mówił dziennikarzom. Kolumbia jawi się w tym przekazie jako jakieś piekielne horrendum, oceaniczny potwór o siedmiu głowach i kosmicznej sile. Taki co pachnie siarką i ogniem zionie. To monstrum rzeczywiście okazało się tworem niezniszczalnym i takim, które wytarło reprezentacją Polski podłogę, ale może dlatego, że Biało-czerwoni nie stawili tej bestii oporu. Nie użyli swoich argumentów piłkarskich, jakie niewątpliwie mają.
Trener – co zaskakujące – był jednym ze słabszych ogniw kadry na tym mundialu. Popełniał błędy taktyczne, personalne i jakby utracił kontakt i więź z drużyną. Nie potrafił ocenić przygotowania zawodników, źle ich obserwował. Przez przywiązanie do nazwisk, nie potrafił zauważyć, że niektórzy z jego żołnierzy są bez formy i wystawienie ich to będzie katastrofa.
Ten zespół umie grać znacznie lepiej. Mundial był dla reprezentacji egzaminem, którego – niezależnie od wielkich zasług w przeszłości – Adam Nawałka nie zdał. Nie uciekajmy w marne alibi, że tylko na tyle nas stać. To nieprawda, widzieliśmy że jest inaczej zarówno na Euro 2016 jak i w eliminacjach. Przecież nie jechaliśmy do Rosji jako piłkarskie golasy, mieliśmy jakieś argumenty i mieliśmy prawo mieć jakiekolwiek nadzieje na sukces.
Naszą porażkę na mistrzostwach świata tylko w części można wytłumaczyć siłą rywali. Bo ważniejsze jest, że to nasza drużyna zagrała poniżej swoich możliwości. I wierzę, że tę świadomość Adam Nawałka jednak ma. Dlatego spodziewam się, że po meczu z Japonią usłyszę z jego własnych ust, że to był jego ostatni mecz w roli selekcjonera.
Nie ma czasu na sentymenty i płacze. Przecież za chwilę mamy mecze z silnymi reprezentacjami Włoch i Portugalii w Lidze Narodów. Myśląc dalej Nawałką musielibyśmy się poddać, bo to przecież zbyt silni dla nas rywale. A w następnym roku są już eliminacje do mistrzostw Europy. Trzeba budować nową reprezentację. Już, nawet od meczu z Japonią.
Teraz właśnie przydałby się przegląd młodzieży, która mogłaby w przyszłości stanowić o sile naszej reprezentacji. No, ale młodzież: Szymański, Żurkowski, Frankowski zostali w domach. Teraz widać wyraźnie, że pierwszy błąd Nawałki to były złe powołania już tej szerokiej, 23-osobowej kadry.
Przecież taki Damian Kądzior z Górnika czy Przemysław Frankowski mieli lepszy sezon od 33-letniego Peszki, nad którym nie ma sensu się już znęcać. Sam się na mundial nie powołał.
Niestety Nawałka wybierał skład na mundial wyłącznie na tu i teraz, powtarzając, że potrzebuje zawodników gotowych na ten, konkretny turniej. Jakby wiedział, że po mistrzostwach nie będzie już selekcjonerem.
Tymczasem postawił na piłkarzy, którzy nie mają już tego samego głodu zwycięstwa co przed Euro 2016. Nie są tak zdeterminowani, nie są tak zdesperowani, nie są tak skłonni do wyrzeczeń i do absolutnego poświęcenia. A to istotne, bo najedzone tygrysy nie polują.
W efekcie nie mieliśmy w Rosji ani składu na tu i teraz, ani na jutro. To grzech ciężki Nawałki.
Liczę, że selekcjoner walczący z Japonią o swój własny honor, wystawi najsilniejszy, możliwy skład. Mundial to nie czas i miejsce na eksperymenty, to nie turniej, na którym daje się zagrać wszystkim tym, którzy nie wystąpili w dwóch pierwszych meczach, bo tak wypada.
Ogląda nas cały świat, nie róbmy sobie więcej wstydu.
Inne artykuły o: Mistrzostwa Świata 2018 | Reprezentacja
-
zgubek