Aghwan PAPIKJAN: Armenia nie zapomniała tego, co się stało w Warszawie. Czeka was droga przez mękę

Autor wpisu: 4 października 2017 11:51

Po cichu liczył na to, że dostanie powołanie i szansę gry przeciwko Polsce, ale jeszcze nie teraz. Nie zmienia to faktu, że naszego najbliższego rywala zna doskonale. O reprezentacji Armenii, jej mocnych i słabych stronach, rozmawiamy z Aghwanem Papikjanem. – Półżartem można powiedzieć, że Armenia gra jak Raków – śmieje się pomocnik… Rakowa.

FUTBOLFEJS.PL: Latem, gdy rozmawialiśmy, mówiłeś, że bardzo chciałbyś zagrać przeciw Polsce i gdzieś tam po cichu liczysz na powołanie, ale chyba nie doszło?
AGHWAN PAPIKJAN: Niestety, nie. Pewnie dlatego, że nie zostało wysłane (śmiech). Szkoda, choć ja oczywiście broni nie składam i wciąż będę walczył o powrót do drużyny narodowej. Tym bardziej że są sygnały, iż wciąż jestem w kręgu zainteresowań selekcjonera.

Kilka dni temu odebrałeś polski paszport i tak się zastanawiam, komu ty w czwartek będziesz kibicował…
(śmiech) Nie, no bez żartów – oczywiście Armenii. W każdym inny meczu Polsce, będę trzymał kciuki, byście awansowali na mundial, tym bardziej że wasza reprezentacja zwyczajnie na to zasługuje, ale w czwartek kibicuję tylko i wyłącznie Armenii. Tak więc teraz niech wygra Armenia, a wy wygrajcie w niedzielę i wywalczcie awans.

Nam zawsze bardzo trudno się u was gra, do tego stopnia, że jeszcze nigdy w Armenii nie wygraliśmy…
I to nie jest przypadek. Zresztą nie tylko wam trudno się u nas gra. My jesteśmy niedużym narodem, ale za to bardzo walecznym, ambitnym i charakternym. Nigdy się nie poddajemy i zawsze walczymy do końca. Szczególnie w meczach u siebie, gdzie jesteśmy zdecydowanie mocniejsi niż na wyjazdach. Pamiętasz nasz mecz z Czarnogórą? Do przerwy przegrywaliśmy 0:2, by wygrać 3:2. Czarnogórcy po pierwszej połowie myśleli, że jest już pozamiatane. No i się pomylili. W Armenii mamy niesamowitych kibiców, którzy potrafią stworzyć rywalom – jak to się w Polsce mówi – piekło. To jest taki typowy przykład, gdy fani zostają dwunastym zawodnikiem. Ciągną nasz zespół od pierwszej do ostatniej minuty, niezależnie od tego, z kim gramy i jaki jest wynik. To daje piłkarzom porządnego kopa. W czwartek czeka was prawdziwa droga przez mękę. Tym bardziej że w Armenii nikt nie zapomniał o tym, co rok temu stało się w Warszawie, w jak nieszczęśliwy, wręcz frajerski sposób przegraliśmy mecz, który powinniśmy byli wygrać.

No właśnie miałem cię o to zapytać – czy to, co stało się w końcówce tamtego spotkania, siedzi jeszcze w głowach waszych piłkarzy?
Na pewno. Zresztą z tego co wiem, selekcjoner nie pozwala im o tym zapomnieć. Dodatkowo ich tym motywuje. Pokazał im spotkanie z Warszawy i powiedział, że skoro tak blisko byli wygranej, to znaczy, że nawet z tak silnym rywalem jak Polska są w stanie sobie poradzić. Tym bardziej że tym razem zagramy u siebie, no i będzie u nas Mchitarjan, którego wtedy zabrakło. Tamten mecz przypadł w bardzo trudnym dla nas momencie. Był konflikt piłkarzy z poprzednim selekcjonerem (Varuzhan Sukiasjan – przyp. red.), a mimo to reprezentacja rozegrała jedno z najlepszych spotkań w ostatnim czasie. Teraz jest nowy trener, Artur Petrosjan, i gramy też, moim zdaniem, lepiej.

Mchitarjan znaczy pewnie dla Armenii tyle samo, ile Lewandowski dla Polski?
Więcej. Nie chodzi mi o to, że jest lepszym od Roberta piłkarzem, ale o to, że u was jest więcej klasowych zawodników, którzy mogą wziąć na siebie ciężar gry i odpowiedzialność za wynik. Przecież oprócz Lewandowskiego macie Grosickiego, Błaszczykowskiego, Piszczka, teraz do kadry wrócił Krychowiak. U nas takich mocnych nazwisk, poza Mchitarjanem, nie ma. W ogóle u nas za dużo piłkarzy na reprezentacyjnym poziomie nie ma. Dziesięciu, może jedenastu, oczywiście Mchitarjan wybijający się ponad całą grupę, no i reszta, która jest uzupełnieniem kadry. Natomiast Henrik nie tylko ubogaca tę drużynę swoimi umiejętnościami, ale dodaje jej przede wszystkim pewności siebie. Jak go nie ma, to niby gramy, ale tak jakoś bez przekonania, że możemy coś ugrać. Ta gra to taka trochę sztuka dla sztuki. Z nim w składzie od razu widać, że drużyna ma plan, że wie, co ma robić, jakimi schematami rozgrywać piłkę. Jest zupełnie inne podejście chłopaków do meczu.

Oprócz Mchitarjana, co jest dziś największym atutem reprezentacji Armenii?
Charakter i waleczność. Ten, kto przyjeżdża do Armenii, musi się nastawić na prawdziwy bój. Ale to nie jest tak, że my gramy w kości, czy polujemy na przeciwnika. Bo też potrafimy grać w piłkę, chcemy w nią grać i pod tym względem na pewno dużo zmieniło się od czasu, gdy kadrę przejął Petrosjan.

Co najbardziej?
Sposób gry. Za poprzedniego selekcjonera graliśmy bardzo zachowawczo i defensywnie. Piątka z tyłu, czyli klasyczne murowanie bramki, druga linia z głównym zadaniem wywierania pressingu na rywalu, czekanie na jego błąd, przechwyt piłki i kontry. Teraz w tę piłkę mamy grać. Jest fajny pomysł, ta gra jest szybsza, widać, że w ataku mamy wypracowane ciekawe schematy – dziś Armenia gra dużo ciekawszą i bardziej ofensywną piłkę. No i bez strachu. Wtedy broniliśmy wyniku już przy 0:0 i dbaliśmy przede wszystkim o to, by nic nie stracić. Petrosjan mówi, że grać powinno się przede wszystkim po to, by strzelać gole i wygrywać.

Z czym macie największy problem?
Z grą defensywną. Mamy niezłych środkowych obrońców – jest Warazdat Harojan, który gra w Uralu Jekaterynburg, i Gaël Andonian, który przecież piłki uczył się we Francji, w Olympique Marsylia (były reprezentant tamtejszej reprezentacji U-16 – przyp. red.), tyle że wiesz, jaki jest teraz z nimi problem? Z Polską nie zagrają, bo muszą pauzować za kartki. No i trener ma spory ból głowy i musi nieźle pokombinować. W większości spotkań graliśmy trzema stoperami – tym trzecim był Howhannes Hambardzumjan z Vardaru – nominalny lewy obrońca. On akurat grać w czwartek może, ale z kim wystąpi na środku? Nie mam pojęcia. Sztab musi coś pokombinować. Natomiast i tak naszym największym problemem są boki. Wy macie szybkich skrzydłowych, więc tą drogą można spodziewać się waszych najgroźniejszych ataków.

Mówisz o tych trzech stoperach, a mi od razu skojarzyło się, że dokładnie tak gracie przecież w Rakowie.
Zgadza się. Można półżartem powiedzieć, że Armenia gra jak Raków (śmiech).

No to jak już przy tym Rakowie jesteśmy, to trzeba przyznać, że ostatnio poszaleliście – cztery zwycięstwa z rzędu, w każdym z tych spotkań po trzy strzelone gole. Co się stało, że tak zażarło?
Widzisz, tak to jest, kiedy w klubie nikt nie wytwarza zbędnej presji, nie ma żadnych nacisków, a właściciel wykazuje się cierpliwością i zaufaniem do trenera i drużyny. Widać było, że jesteśmy dobrze przygotowani i za chwilę zaczniemy wygrywać. To była kwestia jednego skutecznego meczu i przełamania. I teraz już wiemy, że w tej lidze jesteśmy sobie w stanie poradzić z każdym. Tym bardziej że gramy chyba najładniejszą piłkę w całej pierwszej lidze.

Jak tak dalej pójdzie, to jesień skończycie naprawdę wysoko.
Powiem tak: może być fajnie. A wtedy zimą będą się w klubie zastanawiać, co z tym fantem zrobić…

Rozmawiał Krzysztof Budka

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli