Paszulewicz robi rewolucję. Znów GieKSa zagra pod hasłem: teraz albo nigdy
Autor wpisu: Marcin Kalita 7 lipca 2018 18:40
Jacek Paszulewicz układa GKS Katowice po swojemu. To jedna z tych drużyn Nice 1. Ligi, która latem zmienia się bardzo znacząco. Dla tych, którzy nie śledzą zmian na Bukowej na co dzień, może być wręcz nie do poznania, gdy wybiegnie na pierwszy mecz nowego sezonu.
Jedno, co się nie zmienia w Katowicach, to hasło: „teraz albo nigdy”. Co teraz albo nigdy? Oczywiście – ekstraklasa! GieKSa rok po roku do rozgrywek zabiera się jako jeden z faworytów. Tyle, że im dalej w las, tym bardziej okazuje się faworytem tylko papierowym, bo na finiszu się wykłada. Niezależnie od szkoleniowca. Niepowodzenie Jerzego Brzęczka było wręcz symboliczne, raz i drugi. W poprzednich rozgrywkach był moment, gdy zdawało się, że wreszcie Jacek Paszulewicz okaże się tym, który klątwę „papierowego faworyta” zdejmie.
Nie okazał się. Mimo świetnego startu rundy wiosennej, na finiszu GieKSa wyłożyła się na całego. Skończyło się na obelgach z trybun, oblężeniu budynku klubowego, polowaniu na czarownice. Czyli – znacie, to posłuchajcie.
Zaciętość Paszulewicza i surowe podejście do sprawy przyniosły w związku z powyższym letnią rewolucję. Nie żadne tam łatania, uzupełniania, wzmocnienia. Zastęp piłkarzy, którzy z GieKSą się kojarzyli ostatnimi czasy, poszedł w odstawkę. Jeszcze większy do Katowic nadciąga.
Pamiętną sprawą było odsunięcie od drużyny już po wstydliwym meczu z Ruchem Chorzów Grzegorza Goncerza, Wojciecha Kędziory, Dawida Plizgi, Armina Cerimagicia. Szczególnie pierwsi dwaj byli kluczowymi piłkarzami ekipy z Bukowej. Dziś już Goncerz jest w Podbeskidziu, Kędziora w Ruchu, Cerimagić próbuje zaczepić się w Zagłębiu Lubin, a Plizga szuka klubu.
Ale to był tylko początek. W Katowicach nie ma już także Mateusza Abramowicza (Chrobry), Tomasza Foszmańczyka (Chojniczanka), Andrei Prokicia (Stal), Bartłomieja Kalinkowskiego (ŁKS), Łukasza Zejdlera (Chrobry), Kamila Słabego czy Macieja Wierzbickiego. No i jeszcze po Lukasa Klemenza sięgnął Ireneusz Mamrot – ale to inna historia: wyróżnienie dla młodego obrońcy, bo akurat jego Paszulewicz pewnie chętnie by w zespole zostawił.
Gdyby dobrze pogrzebać, pewnie byśmy się doszukali meczów GieKSy, gdy wymienieni stanowili zdecydowaną większość w składzie drużyny.
Dziś fani GieKSy będą musieli przyzwyczajać się do nowych nazwisk. Takich typowo „pod Paszulewicza” – czyli szerokie grono młodych, ale przy dużym wsparciu także ludzi z doświadczeniem i to w niektórych przypadkach ogromnym, nawet ekstraklasowym. Jak Mariusz Pawełek (Jagiellonia), Grzegorz Piesio (Arka) czy Krzysztof Baran (Bruk-Bet).
Albo wystarczająco dużym na poziomie pierwszoligowym – jak Wojciech Lisowski (Chojniczanka), Rafał Remisz (Wigry) czy dwaj byli piłkarze Olimpii Grudziądz: Damian Michalik i Kamil Kurowski. Tak, o tych dwóch ostatnich śmiało powiedzieć, że to „ludzie Paszulewicza”.
Z tych najmłodszych szczególną uwagę można zwrócić na Adriana Łyszczarza wypożyczonego ze Śląska Wrocław 18-letniego pomocnika, który już ma za sobą kilkanaście meczów w ekstraklasie. Następnego 18-latka: Kacpra Tabisia z Rozwoju Katowice (30 meczów w II lidze w ostatnim sezonie). A także na 21-letniego Daniela Rumina, który w poprzednim sezonie dla III-ligowej Skry Częstochowa strzelił 21 goli. A Paszulewicz testuje jeszcze młodzieżowca z Odry Opole – Filipa Żagiela, który w Nice 1. Lidze postacią anonimową już nie jest.
– Mówiłem przed sezonem, że będziemy chcieli trochę zmienić strukturę drużyny. Doświadczenie takich piłkarzy jak Mariusz Pawełek ma zderzyć się z młodością, z nieprzewidywalnością. Ci doświadczeni piłkarze są dość przewidywalni, szczególnie jeśli chodzi o defensywę. Tam miejsca na finezję i eksperymenty nie ma. Natomiast duża kreatywność i nieobliczalność to coś, co cechuje młodość. Dlatego w tym zespole mamy duże rezerwy. Liczymy, że ci młodzi ludzie wkomponują się w zespół na tyle, że będą odgrywali znaczące role. A nie będą tylko uzupełnieniem – tłumaczy Paszulewicz swoją filozofię układania GieKSy na nowo.
Przy tych zmianach, jakie na Bukowej następują, oczywiste jest, że w nowy sezon GieKSa znów wejdzie z odkurzanym hasłem: teraz albo nigdy. I oczywiste jest, że ten zespół znów będzie wymieniany w gronie tych „żelaznych” faworytów. Ale ostatnie lata z życia GieKSy pokazały, że oczekiwania nie mają tu nic do rzeczy. Bukowa wciąż czeka na maga, który przegoni demony i upora się z klątwami.
Inne artykuły o: GKS Katowice | I Liga