Kim jest ten Kolew? Czyli trafiła się Stali Mielec perła godna gry w ekstraklasie
Autor wpisu: Krzysztof Budka 26 kwietnia 2017 09:26
Miał być uzupełnieniem drużyny szykującej się do ostrej bitwy o utrzymanie pierwszej ligi. Prawdę mówiąc, wiele się po nim nie spodziewaliśmy, szczególnie biorąc pod uwagę to, że jakiś czas temu szukał roboty w naszej ekstraklasie i został – brzydko mówiąc – spuszczony na drzewo. A tu spore zaskoczenie. Stali Mielec trafiła się prawdziwa perła. Aleksandyr Kolew to (przynajmniej na razie) zdecydowanie najbardziej wartościowy obcokrajowiec spośród tych, którzy zimą trafili do klubów pierwszej ligi. I gość, który spokojnie by sobie w tej ekstraklasie poradził
Przed startem rundy wiosennej zestawiliśmy TOP 10 kandydatów na gwiazdy, czyli taki przegląd najlepszych cudzoziemców, którzy zimą trafili do pierwszej ligi. Było w kim wybierać, bo jeszcze nigdy nie zaroiło się tak bardzo od zagranicznych piłkarzy jak tym razem. Co więcej, większość z nich to nie był żaden przypadkowy szrot, ale zawodnicy mający występy w miarę poważnych, a niektórzy nawet w bardzo poważnych ligach, w swoich reprezentacjach i europejskich pucharach. No i w tym zestawieniu Kolew wylądował na przedostatnim miejscu. Czarować mieli inni.
Zbigniew Smółka, trener Stali, mówił nam wtedy o Bułgarze: – Może grać jako typowa dziewiątka, może w systemie z dwoma napastnikami. Nie robi to dla niego większej różnicy. Na dziś jest bardzo blisko miejsca w wyjściowej jedenastce.
No dobra, uniwersalność to jedno, ale jak popatrzyliśmy na strzelecki dorobek Kolewa z zimowych sparingów (tylko dwa gole) i na to, że w Beroe Stara Zagora, gdzie występował jesienią, w 11 meczach nie trafił do siatki ani razu, to prawdę mówiąc, chwalić go nie było za co. Można się było tylko zastanawiać, jakim cudem spodziewają się po tym chłopaku bramek, które mają zapewnić Stali utrzymanie. Przecież skoro przychodzi napastnik, to nie po to, by nabijał licznik meczami, ale przede wszystkim asystami i golami. A jesienią Stali faktycznie brakowało z przodu takiego tarana i killera w jednym (takiego mniej więcej jak w Zagłębiu Sosnowiec Vamara Sanogo), co zresztą skutkowało tym, że beniaminek długo nie mógł się przystosować do pierwszoligowych zwyczajów i okupował miejsce w strefie spadkowej.
Do tego trzeba dodać, że Kolew to obcokrajowiec, a Smółka za obcokrajowcami – delikatnie mówiąc – nie przepada. Po zawirowaniach, jakie zakończyły w ubiegłym sezonie bytność Zawiszy w poważnej piłce, powiedział nam wprost (w rundzie wiosennej prowadził zespół z Bydgoszczy): – Zawiszę mógł uratować tylko awans, ale z tyloma obcokrajowcami się nie dało…
Zresztą zapytaliśmy go o tę niechęć do zatrudniania obcokrajowców, gdy zimą pojawiło się w Stali trzech graczy z zagranicy. – Wtedy narzekałem, bo tam rzeczywiści było ich za dużo. Zresztą Zawisza to był trochę inny klub. Z tych trzech, którzy do nas teraz dołączyli, znam Wasyla (Panajotow – przyp. red.) i wiem, że na niego zawsze można było liczyć. Kolew z kolei też jest blisko wyjściowej jedenastki, natomiast Milekić daje mi pole manewru wśród środkowych obrońców. Tak więc na razie akurat jeśli chodzi o liczbę cudzoziemców, nie mam powodów do obaw. Oczywiście jeszcze zobaczymy, jak będzie, ale trzech obcokrajowców – w tym dwóch Bułgarów – to nie jest tak dużo, nie ma z tym dramatu.
Panajotow zna pierwszą ligę i rzeczywiście, daje Stali sporo jakości w środku pola. Ale dużo większym zaskoczeniem jest postawa Kolewa. Facet rozkręca się z każdym meczem i już sprawia wrażenie takiego, który ciągnie całą ofensywę Stali. Szybko przystosował się do warunków panujących w naszej pierwszej lidze. Nie narzeka, nie odstaje, ostro walczy o każdą piłkę, jak trzeba to również wręcz (co zresztą widać po kartkach – bardzo szybko złapał cztery żółte i jedną czerwoną). Do tego ma gaz, jest silny, wytrzymały, no i całkiem nieźle wyszkolony technicznie – co akurat nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę to, że piłki uczył się w Belgii (ma też tamtejsze obywatelstwo).
Trzy gole i trzy asysty w dotychczasowych ośmiu meczach może nie robią jakiegoś piorunującego wrażenia, ale wystarczy popatrzeć na grę Bułgara, by od razu dostrzec, że Stali trafiła się perła. Szczególnie widać to było w drugiej połowie meczu z Katowicami (3:3), kiedy jako jedyny z ekipy gości nie stracił głowy po tym, jak GieKSa doprowadziła do wyrównania. Zresztą wściekły opuszczał wtedy murawę. – Gdybyśmy nie stracili koncentracji, nie przegralibyśmy tego meczu. Mówię o przegranej, bo w moich oczach ten remis smakuje jak porażka. Aspirującym do awansu zespołom takim jak Chojniczanka czy właśnie GKS pokazaliśmy, że nie jesteśmy gorsi, a nawet lepsi. Podstawowa zasada w takich meczach brzmi jednak: jeśli nie wykorzystujesz swoich szans, bądź pewien, że przeciwnik je wykorzysta – przyznał. Czyli również ambitny.
Po tym, jak Kolew prezentuje się na pierwszoligowych boiskach, mocno byśmy się zdziwili, gdyby jego nazwisko nie pojawiło się w kilku notesach ludzi przeglądających ten rynek na potrzeby klubów ekstraklasy. Zresztą Bułgar rok temu był na testach w Śląsku Wrocław, ale tam mu podziękowano. Mówiło się też, że zainteresowana jest nim Jagiellonia, niemniej temat – jeśli w ogóle był – szybko upadł. Niewykluczone jednak, że już w lipcu Kolew znajdzie się jednak w którymś z klubów ekstraklasy. Dokładnie na takiej samej zasadzie, na jakiej wypromował się Sanogo, któremu przecież wystarczyło zaledwie pół roku w pierwszej lidze i który wcale nie miał lepszych statystyk od Kolewa. Zresztą wydaje się, że Bułgar w niczym piłkarsko nie ustępuje napastnikowi Legii, a i w wieku jest optymalnym (24 lata).
A jak nie, to może powalczy o tę ekstraklasę w barwach Stali? Jeszcze ze dwa, trzy tak udane transfery jak te zimowe (Panajotow, Kolew, Milekić, czy Drzazga) i w Mielcu mogą kreślić poważne plany. Smółka już udowodnił, że z tą drużyną jest w stanie ugrać bardzo dużo.
Inne artykuły o: I Liga | Polecane | Stal Mielec