Hej, Katowice, czy leci z wami pilot? Nie pomógł nawet… Wawrzyniak!
Autor wpisu: Marcin Kalita 26 sierpnia 2018 00:51
Cóż, GKS Katowice raptem kilka dni temu pochwalił się nowymi transferami: nie byle kogo, bo – ni mniej, ni więcej Arkadiusza Woźniaka i byłego reprezentanta Polski Jakuba Wawrzyniaka – no, ale teraz się już chwalić nie ma czym. Przegrana z Rakowem Częstochowa w tygodniu, a teraz (w sobotni wieczór na antenie Polsatu Sport) z beniaminkiem z Jastrzębia. Jak myślicie – fani Katowic bardziej przejęli się trzecią i czwartą porażką drużyny, czy debiutem Wawrzyniaka?
A może jednym w połączeniu z drugim? Bo tak się złożyło, że Wawrzyniak (no, wiemy, że czasami pechowiec z niego wychodzi przy różnych okazjach – co przykre, bo sympatyczny to chłop, a sympatycznym zawsze życzymy powodzenia) w barwach GieKSy zadebiutował właśnie z Jastrzębiem, właśnie gdy jego zespół przegrał czwarty mecz nowych rozgrywek. Na dodatek na Bukowej – beniaminek to prestiżowe dla niego spotkanie wygrał 1:0 po golu już w pierwszej połowie Krzysztofa Gancarczyka – ze środka pola karnego, gdzie był i Wawrzyniak. Gancarczykowi zdarzyło się, że grał w zespołach bardzo znanego w pierwszej lidze trenera – Zbigniewa Smółki (Oława, Odra Opole), ale nie zdarzyło się, by mimo 29 lat, sam zagrał zagrał w pierwszej lidze. Ten awans – i dla siebie, i dla zespołu – wywalczył dopiero z Jastrzębiem. A teraz musiał zagrać z GieKSą. Naprzeciwko Wawrzyniaka między innymi.
Wawrzyniak ma 247 meczów w ekstraklasie, 2 mistrzostwa Polski i 4 Puchary Polski na koncie. No i 49 meczów w reprezentacji A.
A jednak w sobotni wieczór – na oczach całej Polski (bo w telewizji) górą był Gancarczyk. No, nie tylko Gancarczyk. Cały zespół Jastrzębia zaskakująco dobrze poukładany przez trenera Jarosława Skrobacza. Jastrzębie na razie ma dwa zwycięstwa, trzy remisy i dwie porażki. Ale gra tak, że jest raczej chwalony, nawet gdy gubi punkty. Bo stara się grać w futbol a nie w autobusy. W pierwszej połowie z Katowicami najzwyczajniej przeważał, miał sytuacje.
Uwaga! Katowice po siedmiu kolejkach mają od beniaminka z Jastrzębia o… dwa punkty mniej. Dwa zwycięstwa, remis i cztery porażki. I jeszcze jedno – Jastrzębie transferów nie robiło, a w każdym razie takich, które by były głośne na miarę pierwszej ligi. Delikatna kosmetyka i gramy tym, co mieliśmy w drugiej lidze. Do roli guru urasta znany świetnie z Wigier Suwałki Kamil Adamek czy Ukrainiec Farid Ali mający na koncie występy w młodzieżowych zespołach Arsenału Kijów czy Metalurga Zaporoże. Ale on do Jastrzębia trafił już w 2016 roku… Taka droga Puszczy Niepołomice i Tomasza Tułacza sprzed roku.
Katowice jak na skalę pierwszej ligi transfery zrobiły wręcz gigantyczne, bo Jacek Paszulewicz zrobił je pod hasłem budowania „swojej” drużyny na miarę ekstraklasy. Arkadiusz Woźniak (jak człowieka jeszcze niedawno będącego wyróżniającą się postacią ekstraklasy w Zagłębiu Piotra Stokowca przekonano do pierwszej ligi?) i Jakub Wawrzyniak (on to się wydaje już zupełnie jakimś wybrykiem w tej pierwszej lidze) to przecież tylko te ostatnie zakupy. A jest jeszcze Mariusz Pawełek, Krzysztof Baran, Grzegorz Piesio, Wojciech Lisowski, Rafał Remisz, Hiszpan David Anon…
Sam kibicowałem tym transferom, przyznaję. Byłem pewien, że trener Paszulewicz i szefowie Katowic wiedzą, co robią, że radykalna odmiana drużyny personalnie jej posłuży. Ale… nie służy. Mamy już siódmą kolejkę. A w Katowicach brak stabilizacji. Rozumiem, że Woźniak (zagrał już w trzecim meczu) i Wawrzyniak przyszli dopiero teraz, że zmian było dużo, no ale ci piłkarze mają taką jakość indywidualną, że w pojedynkę powinni dawać przewagę na miarę pierwszej ligi.
Pamiętam jak Artur Skowronek składał Wigry Suwałki i w sierpniu zeszłego roku nie mógł wygrać, nie mógł strzelić gola. No ale postudiujcie sobie, z kogo składał ekipę Skowronek (i poskładał), a z kogo Paszulewicz.
Czy leci z nami pilot? No właśnie – leci? O co chodzi z Katowicami? Nie poradził sobie z nimi dzisiejszy selekcjoner Jerzy Brzęczek, nie poradził Piotr Mandrysz, nie poradził w końcówce sezonu poprzedniego i Jacek Paszulewicz. I jakoś dalej nie potrafi znaleźć przycisku „start”.
„Nie mieliśmy prawa przegrać tego spotkania” – powiedział po meczu Jacek Paszulewicz (właśnie!). I smętnie dodał: „Ostatnio zbyt często przychodzi mi gratulować trenerom rywali. Przed sezonem pomyliłem się mówiąc, że można być spokojnym o grę defensywną”.
Inne artykuły o: GKS Katowice | I Liga