Albo zmiany, albo pogrzebowy wieniec dla polskiej piłki
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 27 lipca 2018 14:05
Szok kibica po mundialu jest gigantyczny. Polski futbol klubowy – choć ostatnio dołączyła do niego także reprezentacja – jest w katastrofalnym stanie. Kupa marnych, przepłaconych grajków, co chwila udowadnia nam, jak łatwo zrobić z nas wszystkich idiotów. Polskie drużyny leją zespoły półamatorskie, pasterskie, podwórkowe. Kluby są zakładnikami idiotycznego i wyniszczającego wyścigu o to, kto więcej zapłaci przeciętniakowi. Suwerenem w naszym futbolu jest Pan Kibol, a PZPN udaje, że nie widzi tego, co naprawdę dusi polską piłkę. Znikąd nadziei.
Paweł Kapusta z Wirtualnej Polski napisał kapitalny tekst pod tytułem: „Polska piłka w agonii. Na szczęście PZPN stać na ładny, pogrzebowy wieniec” (całość do przeczytania TUTAJ)
Ocena stanu polskiej piłki mocna, mogłoby się wydawać, że nawet radykalna. Ale w komentarzu czuje się, że autor jest naprawdę zirytowany tym, co się dzieje ostatnio w naszym futbolu. Że jemu – jak wielu z nas – już się ulewa.
Wszystkim nam nie pomógł mundial. Bezpośrednie przejście z tak intrygującej imprezy jak mistrzostwa świata na polskie podwórko musiało się skończyć frustracją i depresją. Jeden z moich kolegów zaproponował ostatnio, żeby wprowadzić obowiązkowy okres ochronny dla kibica: przez miesiąc po mundialu nie ma meczów z udziałem polskich drużyn. Tak żeby kibic rozpieszczony mistrzostwami miał czas trochę mundial zapomnieć, zanim przejdzie na poziom nieudolnej kopaniny. Niestety, tego okresu ochronnego nie dostaliśmy.
Frustrację kibica zwiększa tragikomedia w odcinkach, jaką są mecze naszych drużyn w europejskich pucharach. Ekstraklasę jest znieść łatwiej. Są piękne stadiony, świetna realizacja telewizyjna i człowiek się daje nabrać. Zapomina, że czasem dostaje g… zapakowane w papierek od cukierka.
Ale jak przychodzi grać w tych eliminacjach do poważnej klubowej piłki, to od razu przypominamy sobie, że jesteśmy piłkarskim trzecim światem, kibicami drugiej kategorii, którzy nie zasługują na dobry futbol. Przykro się robi patrząc na to jak nasi przepłaceni zawodowcy mordują się w upale, na jakichś pustawych stadionach, często w atmosferze sparingu, z amatorami, których głównym atutem jest to, że bardzo chcą wygrać. Umiejętności średnie, ale strasznie walczą. Jednym to nie wystarcza do sukcesu (Cork City), ale innym wystarcza (Spartak Trnava).
Polki kibic, oglądając te piłkarskie manewry – musi mieć dyskomfort, poczucie, że jest robiony w balona. I się wkurza. Zupełnie jak Paweł Kapusta w Wirtualnej Polski.
„Lani jesteśmy od zawsze, przez wszystkich, wszędzie, o każdej porze, niezależnie od kwalifikacyjnych rund, zaawansowania przygotowań, pogody, przeciwnika, miasta i strefy czasowej. Warszawa, Poznań, Białystok, Kraków – wszyscy są tak samo żałośni. Od sezonów mkniemy prosto w przepaść, teraz zostaje nam już albo obojętność i funkcjonowanie na piłkarskim marginesie Europy, albo bliżej nieokreślona rewolucja. Pewne rzeczy należy bowiem nazywać po imieniu: polska piłka jest w stanie agonalnym. AGONALNYM! Nie zmienią tego ani żarty prezesa Bońka podczas konferencji prasowych, ani nawet gole wracającego za kilka tygodni do ligowego grania Roberta Lewandowskiego”.
Kapusta ma rację. Dotarliśmy do momentu, w którym albo zrobimy jakieś radykalne zmiany, albo utkniemy w tym bagienku przeciętności na zawsze. Mundial był jak piękną słoneczna niedziela. Mistrzostwa były odtrutką, ale się skończyły, a my zostaliśmy z całym tym ligowym dżemem. Wrócił dobrze znany, nieznośny smrodek związany z krajową piłeczką. Jadąc na mundial, PZPN włożył problemy do lodówki. Ale one się przecież same nie rozwiązały. Kibole haniebnie zakończyli sezon w meczu Lecha z Legią. Haniebnie przerwali finał Pucharu Polski. I teraz też haniebnie odciskają piętno na ligowej piłce. W Poznaniu było dużo huku, grożenia radykalnymi krokami, karami itd. A tymczasem raz jeszcze się okazało, że to kibol w polskiej piłce jest suwerenem. Trzyma kluby za…. Wiadomo co. I jeszcze ściska!
Konflikt w Poznaniu skończył się totalną kapitulacją władz Lecha i kuriozalnym oświadczeniem stowarzyszenia kibiców, którzy najpierw dostali to co, chcieli, a później zapowiedzieli, że na wiosnę znów wezwą właściciela na dywanik, żeby go rozliczyć… Nawet nie dali mu szansy na wyjście z tego „kompromisu” z twarzą.
A w Krakowie kibole kazali zwolnić trenera Łukasza Surmę, który miał prowadzić młodzieżowe zaplecze pierwszej drużyny Wisły. Bo ubrdali sobie, że kiedyś rzucił koszulką klubu (w istocie rzucił w kierunku trenera, który go wprowadził na boisko i po chwili z niego zdjął). Kibol każe, klub robi. W innych miastach nie jest lepiej.
Co gorsza polskie kluby są nie tylko zakładnikami kiboli, ale także marnych piłkarzy, którym my płacimy wielokrotnie więcej niż Czesi, Słowacy, Rumuni, Chorwaci, a do poziomu sportowego ich klubów nawet się nie umywamy.
Kapusta pisze: „Zacznijcie od kasy. Polskie kluby ledwo zipią, bo biorą udział w jakimś skrajnie porąbanym wyścigu o to, kto więcej zapłaci marnemu, ligowemu kopaczowi. Całe zaciągi kulawych i piłkarsko upośledzonych zarabiają w polskich klubach takie pieniądze, że aż trudno w to dać wiarę. 30 tysięcy złotych dla gościa, który lewej nogi używa tylko do wciskania sprzęgła w nowym BMW to norma. W tym samym czasie w klubie juniorzy cisną się na jednym treningowym boisku, bo drugiego po prostu nie ma za co zbudować. Wprowadźcie jakieś zdrowe zasady, limity, dogadajcie się, pójdźcie wszyscy na ugodę z rozsądkiem. Minie trochę czasu, pojawią się dzięki temu pieniądze na inwestycje…
W międzyczasie wyprowadźcie z garażu pochowane wagony, wpakujcie w nie zupełnie nic niewnoszących do polskiej ligi przeciętniaków ze wszystkich stron świata i odeślijcie ich jak najdalej od naszych boisk. Dajcie szanse młodym, zdolnym, łaknącym grania, identyfikującym się z klubami i otoczeniem Polakom.”
Muszę też zgodzić się z Pawłem z tym, że nikt nie zrobi porządku z polską piłką sam z siebie, jeśli zmian nie zainicjuje instytucja, która do tego została powołana, czyli PZPN. Wielokrotnie pisaliśmy na Futbolfejs.pl, że związek nie może udawać, że problemy polskiej piłki to nie jego problemy. Kapusta ujął to bardzo celnie:
Odnoszę wrażenie – być może mylne, w takim razie poprawcie mnie – że Polski Związek Piłki Nożnej jest w polskim futbolu odpowiedzialny tylko za sukcesy. Przywrócenie świetności finałowi Pucharu Polski: PZPN jest organizatorem, więc to zasługa związku. Racowiska, przerywane mecze, podpalony stadion, strzelanina rakietnicami na trybunach, poparzeni ludzie: nie, to już nie PZPN. Kibice: PZPN! Kibole: nie PZPN! Coroczne kompromitacje klubów w europejskich pucharach: wiadomo, to nie PZPN. To kluby. Długo można by było wymieniać.
Patrzę na to i szlag mnie jasny trafia. Biorę bowiem do ręki statut PZPN, rzucam okiem na cele i zatrzymuję się na pierwszym z brzegu: „opracowywanie kierunków rozwoju sportu piłki nożnej w kraju” i kawałeczek dalej: „kierowanie i koordynowanie całokształtem działań związanych z uprawianiem i promocją piłki nożnej w Polsce”. Więc jeśli władze związku mówią mi: co nam do kompromitacji Legii czy Lecha w europejskich pucharach, odpowiadam: właśnie wy powinniście się nad tym pochylić, zająć się tą patologią. Właśnie teraz, gdy wszyscy wokół tkwimy po uszy w ligowym bagnie, gdy ze stadionów wylewają się pucharowe ekskrementy.
Związek nie jest tylko od tego, by zbijać kasę na wizerunku pierwszej reprezentacji i kisić ją na bankowych kontach. Jasne, wymagam wiele, bo wymagam ruszenia makówką, wyciśnięcia z niej logicznego pomysłu, co samo w sobie nie jest łatwe. Ale to właśnie PZPN jest od tego, by wytyczyć drogę. Po to właśnie funkcjonuje ten związek, do tego został między innymi powołany, by w tak trudnej sytuacji – mając na dodatek za dowódcę charyzmatycznego (ponoć) lidera – pełnić rolę podmiotu nawołującego do wprowadzenia rewolucyjnych zmian, uruchomienia systemu. To PZPN powinien pełnić rolę INICJATORA opracowywania kierunków rozwoju piłki (statut!!), doprowadzenia do wspólnego działania wszelkich możliwych podmiotów: związku, klubów, Ekstraklasy, państwa polskiego, samorządów.
Niestety, w PZPN chętnie wypinają piersi do orderów. Do trudnej pracy nad największymi problemami polskiej piłki jakoś się nie wyrywają. Trudno jednak to robić, jak ktoś tkwi w niezmąconym przekonaniu, że wszystko robi dobrze.
Inne artykuły o: Ekstraklasa | PZPN
-
ursynów
-
ursynów
-
GerardBukowski