Na wozie siedzi sędzia czy cieć z ochrony? VAR potrzebuje zmian, a PZPN nie powinien chować głowy w piasek
Autor wpisu: Krzysztof Budka 6 listopada 2017 13:20
Coraz więcej osób domaga się rzetelnej dyskusji na temat VAR-u, która przy okazji miałaby doprowadzić do zmian w tym systemie. I trudno się tym głosom dziwić. Bo choć to dopiero wstępne wdrażanie projektu, już widać, że dyskusja jest konieczna. Tak samo jak zmiany w systemie. Bo VAR to narzędzie niezbędne, ale też takie, które na dziś ma wiele wad, niedoskonałości i ograniczeń. I PZPN zupełnie niepotrzebnie udaje, że taka dyskusja jest niepotrzebna, że z VAR-em wszystko gra. Bo nie gra. I na pewno nie jest tak, że jeśli ktoś żąda zmian w systemie, to znaczy, że nie rozumie zasad funkcjonowania VAR-u.
VAR „naraził” się już kilku szkoleniowcom i mamy przeczucie graniczące z pewnością, że jeśli nic się w tym temacie nie zmieni, „narażał” się będzie kolejnym. Może nie aż do tego stopnia, by trenerzy podnieśli zbiorowy bunt przeciwko wideo-weryfikacji, niemniej w wielu przypadkach mają rację. Od początku sezonu, z kolejki na kolejkę widać, że coś się kroi, szkoda więc, że – jak na razie – związek pozostaje głuchy na głosy środowiska. I albo udaje, że tematu nie ma, albo gasi go na samym starcie.
Ostatnio na zjeździe prezes Zbigniew Boniek rzucił z mównicy: – Nie marudźcie. VAR się sprawdza. Dzięki niemu 99 procent niesprawiedliwie zdobytych bramek zostało anulowanych. A o to przecież chodziło, prawda? Słyszę narzekania na VAR. To proponuję, byście wyciągnęli z kieszeni swojego iphone’a. Mimo iż macie go już pięć, albo sześć lat, pewnie nawet nie wiecie, do czego służy 40 procent programów czy aplikacji znajdujących się w nim. A chcecie, by po trzech miesiącach od wprowadzenia nowego systemu sędziowie znali go na wylot. Tak się nie da. Natomiast jedno jest pewne – od VAR-u nie ma już odwrotu i będziemy ten system wprowadzać z jeszcze większą intensywnością.
Wszystko fajnie. Problem polega jednak na tym, że z kolejki na kolejkę mamy coraz więcej kontrowersji, wątpliwości i niezadowolonych z systemu, który ma przecież kontrowersje i wątpliwości ograniczać do minimum. Kilka dni temu głośno o sprawie wypowiedział się wiceprezes Lecha Piotr Rutkowski (całość TUTAJ), czując się zapewne odpowiedzialny zabrać głos po tym, jak dwa razy z furią VAR zaatakował trener Kolejorza Nenad Bjelica. Rutkowski poruszył bardzo ważną kwestię – VAR nie działa, jak powinien, bo decyzję o skorzystaniu z wideo-weryfikacji podjąć może jedynie sędzia główny. – A przecież mając tak precyzyjne narzędzie i doświadczonych kolegów po fachu siedzących przed monitorami, arbiter prowadzący zawody powinien otrzymywać jasny sygnał z wozu, że weryfikacja jest konieczna. Dziś to niemożliwe, bo takie są reguły wypracowane przez FIFA i IFAB. Głos decydujący ma więc sędzia główny, któremu zdarzają się pomyłki, a przecież równocześnie jeden z jego asystentów widzi dużo więcej na monitorze i ma możliwość obejrzenia nieskończonej liczby powtórek. Dlaczego ma mu nie ufać tak samo, jak ufa swojemu liniowemu? To jeden z naszych podstawowych wniosków po pierwszych miesiącach funkcjonowania – stwierdził.
Główni potrzebują podpowiedzi? Oczywiście. Udowodnił to chociażby sobotni mecz w Płocku, na którym akurat VAR-u nie było, co nie przeszkadzało sędziemu Mariuszowi Złotkowi zachować się tak, jakby VAR był.
Przypominamy:
67. minuta, na tablicy wynik 1:1, Wisła wychodzi z kontrą. Kante dostaje kapitalne podanie z głębi pola, mija Mariana Kelemena, po czym pada jak rażony gromem. Arbiter niby dyktuje rzut karny, jednak z pozwoleniem na wykonanie go ewidentnie się wstrzymuje. W kierunku sędziego natychmiast rusza wściekły Kelemen, próbując przekonać go, że żadnego faulu nie było. Na pomoc Kelemenowi idą obrońcy Jagi. Tymczasem zawodnicy Wisły ustawiają piłkę na 11. metrze…
Zobaczcie dokładnie całą tę sytuację i zwróćcie uwagę, jak długo to wszystko trwa:
Co sie tam VARuje :))))) Hahaha #WPŁJAG Ten sędzia chyb odpocznie:)) @watch_esa @WeszloCom @JOlkiewicz pic.twitter.com/xBya6CAWQY
— Polska Piłka (@live_now2) November 4, 2017
Ostatecznie Złotek decyzję o karnym anulował. Oczywiście zrobił słusznie, ale na jakiej podstawie? Ewidentnie widać, że czekał na to, aż dostanie sygnał od kogoś, kto obejrzał telewizyjną powtórkę, czego nota bene robić mu nie wolno. Po meczu powie, że decyzję podjął „cały zespół sędziowski”, ale nie byłaby ona poprawna, gdyby nie ten, kto Złotkowi podpowiedział już po obejrzeniu powtórki.
Dlaczego więc w VAR-ze nie mogłoby tak być, by to właśnie sędzia VAR-owy zwracał uwagę głównemu na konkretne sytuacje, gdy tylko zauważy, że coś się nie zgadza? Pisaliśmy już i zdania nie zmieniamy, że to idiotyzm, żeby arbiter, który jest na wozie i widzi w powtórce błąd swojego kolegi z boiska, nie mógł krzyknął mu do słuchawki: „Stop, moim zdaniem zła decyzja, zobacz tę sytuację na powtórce! Zarządzam wideo-weryfikację”. Tylko tyle. Przecież i tak to główny będzie podejmował ostateczną decyzję i albo się z VAR-owym zgodzi, albo nie. Ale od tego ten facet na wozie przecież siedzi – by być dodatkową parą oczu (w dodatku wyjątkowo szczegółową) dla trójki sędziowskiej.
Po co do systemu VAR przyucza się sędziów, i to ponoć najlepszych, skoro za tymi monitorami mają zachowywać się jak „ciecie” z ochrony, którzy tylko na polecenie głównego wcisną pauzę lub przewiną wideo do tyłu? Po to się chyba ich szkoli, by byli istotnym uzupełnieniem biegającej po boisku trójki sędziowskiej i reagowali na to, czego ta trójka nie widzi albo co źle interpretuje arbiter główny. No po to jest chyba ten cały VAR, prawda?
Drugi przykład z ostatniej kolejki. Derby Trójmiasta i starcie Joao Nunesa z Patrykiem Kunem. Na stopklatce wygląda tak:
Faul? No tak. A zatem Arce należał się rzut karny, jednak mimo iż na meczu był system VAR, prowadzący to spotkanie Daniel Stefański karnego nie gwizdnął.
Po spotkaniu jeden z trójmiejskich dziennikarzy napisał na Twitterze, że Szymon Marciniak (sędzia VARo-wy na derbach) krzyczał w kierunku głównego, tylko został zignorowany:
Szymon Marciniak twierdzi, że krzyczał do Stefanskiego, że jest karny, a ten go zignorował.
— Tomasz Galiński (@T_Galinski) November 3, 2017
Marciniak jednak temu zaprzeczał, tłumacząc, że od momentu tego starcia do wybicia piłki na aut minęły dwie, trzy sekundy. To za mało, by sprawdzić tę sytuację na wideo. A że zawodnicy Arki natychmiast wznowili grę, to zgodnie z zasadami VAR-u dalsza analiza tej sytuacji była już niemożliwa.
Ktoś powie, że arkowcy sami pozbawili się karnego, szybko wznawiając grę z autu, no ale jeśli tu był faul i należał się im rzut karny, to ewidentnie z tym VAR-em coś nie gra. Już niezależnie od tego, czy Marciniak krzyczał, czy nie krzyczał… Tu powinna być zasada, że sędzia VAR krzyczy głównemu: „Stop. Wstrzymaj wznowienie, robimy wideo weryfikację”.
Kolejną ciekawą rzecz a propos VAR-u powiedział w studiu Canal+ były szef Kolegium Sędziów Sławomir Stempniewski. Podczas dyskusji na temat wideo-weryfikacji pan Sławek przyznał, że sędziowie VAR-owi decyzję o spalonym podejmują na oko, a konkretnie na podstawie… pasów trawy ułożonej na murawie. Dlaczego? Bo przeznaczony dla sędziów system nie posiada programu, który takie linie by rysował. No to trochę kompromitacja tego urządzenia. Każda szanująca się stacja telewizyjna, pokazując powtórkę spornej sytuacji w kwestii spalonego, ma program, który nakłada na obraz linię i nikt nie ma już wątpliwości, czy spalony był czy nie. Że VAR tego nie ma… Dziwne i chyba też nie do końca normalne. Nie musimy takiej wady oprogramowania VAR akceptować. To jest rozwiązanie zbyt drogie, żeby było tak niedoskonałe.
Żeby była jasność – my z VAR-em nie walczymy, wręcz przeciwnie – też uważamy, że jest potrzebny i od wprowadzenia tego systemu nie ma już odwrotu. Ale potrzebna jest dyskusja na jego temat. Szczególnie teraz, kiedy już widać, ile luk jest w systemie. Pewnie, że najłatwiej zamknąć oczy lub schować głowę w piasek i wmawiać wszystkim, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Ale od tego na pewno się nie polepszy. VAR wymaga zmian. Widzimy to my, widzą kibice, trenerzy, być może również sędziowie. Może przyjdzie czas, że dostrzegą także ludzie w PZPN i zaczną wreszcie rozmawiać i słuchać tego, co do powiedzenia na ten temat ma środowisko. Wyjdzie tylko i wyłącznie z korzyścią dla polskiej piłki.
Błędy założycielskie systemu VAR nie są winą PZPN, dlatego nie ma co kneblować dyskusji, a wręcz przeciwnie. Trzeba ją otworzyć, notować wnioski i wysyłać je z rekomendacjami do UEFA. Tylko tak można naprawić coś, co źle ktoś wymyślił, siedząc przy biurku. Nie ma się co bać, Polska jest jednym z pionierów w stosowaniu VAR, mamy prawo wytykać błędy i wyciągać wnioski.
Daniel StefańskiMariusz ZłotekPatryk KunPiotr RutkowskiSławomir StempniewskiSzymon Marciniakzbigniew boniek
Inne artykuły o: Ekstraklasa | PZPN