Tym razem bez błysku, ale i tak bliżej tytułu
Autor wpisu: Damian Krawczyk 24 czerwca 2020 23:36
W Białymstoku, jak to w Białymstoku – Legia zagrała… mecz walki. Bez fajerwerków, bez pokazów futbolowej sztuki, ale w gruncie rzeczy skutecznie. Nie na gole, a na punkty. Remisy z Jagą już nieraz okazywały się znaczące – choć przede wszystkim wtedy, gdy sami białostocczanie walczyli o czołowe lokaty. Tym razem uciułany punkcik także, co zaskakujące, jest zyskiem. Nad rywalami Legia ma już 11 punktów, bo Lech tylko zremisował (z Pogonią), a Piast przegrał (z Lechią).
W sobotę przed Legią mecz z Piastem Gliwice i to zdaje się mocno wpłynęło na to, co zaprezentowała ekipa Aleksandara Vukovicia w Białymstoku. „Jak się uda, przeczekajmy” – można było odnieść wrażenie, że takie właśnie hasło towarzyszyło tym razem legionistom. I trudno mieć za to jakieś poważniejsze pretensje oprócz bardzo ogólnego życzenia, aby taka drużyna jak Legia zawsze grała widowiskowo i „do przodu”. Tyle, że w praktyce nie zawsze się tak da.
Legia niby ma szeroką kadrę, ale na finiszu sezonu okazuje się, że kluczowi piłkarze są trudni do zastąpienia jeden do jednego. Bez Marko Vešovicia trzeba będzie sobie radzić nie do końca sezonu, a do końca roku. Jose Kante nie pomoże już zespołowi przed końcem tych rozgrywek. Na dodatek na treningu kontuzji Achillesa nabawił się Vamara Sanogo, który pewnie w takim meczu jak ten z Jagą dostałby szansę. A na domiar złego uraz podczas rozgrzewki wykluczył Tomaša Pekharta. Zespół został bez dobrze naoliwionego napędu, a co gorsza, i bez napastników.
Do gry został desygnowany Walerian Gwilia, choć miał zacząć na rezerwie, ale tym razem nie był tak skuteczny, ani błyskotliwy jak ze Śląskiem. Na „dziewiątkę” zaś przesunięty został Mateusz Cholewiak. Niby to nie pierwszyzna dla niego, przecież i na taką pozycję swego czasu był rzucany w Śląsku, ale – mimo uznania dla jego wielu talentów – ta akurat pozycja zdaje się dla niego niekoniecznie wymarzoną.
Przeciwko Jadze owszem zdarzyły się momenty (zwłaszcza w drugiej połowie), gdy Cholewiak potrafił pokazać swoje groźne dla rywali oblicze, ale akurat działo się to wtedy, gdy wędrował – co za zaskoczenie – na skrzydło. Tak czy siak – zabrakło skuteczności, bo dwa zagrania były na piłkę meczową.
Warto odnotować jeszcze występ młodych – kolejne minuty Macieja Rosołka czy pierwszy występ w „11” Bartosza Ślisza, zresztą zupełnie udany. Może właśnie to postać Ślisza warto zapamiętać z tego meczu? Zobaczymy.
Na ławce tym razem przesiedział spotkanie Artur Jędrzejczyk, co trzeba odczytać jako ochronę przed 12. żółtą kartką, która eliminowałaby go z meczu nie tylko z Piastem, ale potem i z Lechem.
Taka troszkę „łatana” Legia nie zdominowała rywala, co rzadko się jej w ostatnich czasach zdarzało. Tym razem więcej z gry zdawała się mieć Jagiellonia, ale i tak gospodarze krzywdy ekipie z Warszawy nie potrafili zrobić. Nie potrafili też tej krzywdy zrobić Piast i Lech tracąc punkty w swoich meczach. Z pewnego punktu widzenia to taka kolejka, której w zasadzie równie dobrze… mogłoby nie być. Czy to tak zwane „zmęczenie sezonem”? Nie przesadzajmy. Dopiero co mieliśmy długą, nieplanowaną przerwę, więc chęci do roboty powinno być sporo. Miejmy nadzieję, że zachowana w środę energia zostanie uwolniona ze zdwojoną siłą już w sobotę.
Inne artykuły o: Ekstraklasa | Jagiellonia Białystok | Legia Warszawa