Tej rewolucji nie da się już cofnąć. Byle tylko VAR nie zajeździł sędziów
Autor wpisu: Krzysztof Budka 12 października 2017 18:13
PZPN i Ekstraklasa idą na całość. W najbliższej kolejce – jak zapowiada Łukasz Wachowski z Departamentu Rozgrywek Krajowych związku – „Wchodzimy na pełne obroty z VAR”. Co to oznacza? Aż siedem spotkań z wideoweryfikacją.
Nie wiedzieć czemu „olany” pod tym względem został tylko sobotni mecz Bruk-Betu z Arką, na którym pan Mariusz Złotek będzie sobie musiał radzić po staremu, czyli na nosa (plus oczy i uszy swoje i asystentów). Być może Nieciecza na VAR jeszcze nie zasługuje, natomiast najwyraźniej zasługują już wszystkie inne stadiony, na których odbędzie się 12. kolejka.
To niby dobra wiadomość, bo na VAR to my tu czekaliśmy trochę jak na jakieś piłkarskie zbawienie, szczególnie biorąc pod uwagę jaja, jakie miały miejsce w niektórych meczach poprzedniego sezonu (z gwoździem programu, czyli słynną ręką Siemaszki włącznie). Tyle że, jak pokazuje ten sezon, niekoniecznie ten cały VAR wychodzi naszej lidze na zdrowie, bo często jest tak, że on sobie, a rzeczywistość sobie. Miało być tak, że z VAR-em będzie sprawiedliwie i bez spektakularnych wpadek. – VAR jest po to, byśmy nie musieli już słyszeć, że sędzia wypaczył wynik – mówił niedawno jeden z ludzi odpowiedzialnych za wprowadzanie tej technologii. A tu się okazuje, że niekoniecznie, bo i z VAR-em potrafi być niesprawiedliwie i omyłkowo.
Żeby daleko nie szukać, pamiętacie mecz Śląska z Cracovią i karnego z końcówki, zamienionego na zwycięskiego gola dla gospodarzy przez Roberta Picha? Karnego podyktował Szymon Marciniak właśnie po wideoweryfikacji, tyle że my nie potrzebowaliśmy VAR-u, by stwierdzić, że faulu Lusiusa na Chrapku nie było:
W tym momencie noga Lusiusza była najbliżej nogi Chrapka. Zero kontaktu #ŚLĄCRA pic.twitter.com/e5Nad7uO27
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) August 25, 2017
Co ciekawe, Marciniak obejrzał tę sytuację na powtórce i po jej obejrzeniu zmienił swoją wcześniejszą decyzję. Za cholerę nie wiadomo, czemu nie podjął prawidłowej…
Albo spotkanie Śląska (znów) z Górnikiem w Zabrzu, na którym stosowanie VAR-u to już była typowa jazda bez trzymanki. Pogubił się prowadzący mecz Tomasz Kwiatkowski, zupełnie nie wiedząc, kiedy, dlaczego i w jakich sytuacjach system stosować, a w jakich nie. Przy ewidentnej ręce Suareza z VAR-u skorzystał, za to przy przy tej akcji z ręką (rękoma) Robaka nie chciał:
Dwie ręki Robaka w jednej akcji – pierwszej gwizdnąć nie sposób, ale co z drugą? pic.twitter.com/BgEVtuzWgb
— Jan Mateusz (@action_goal) September 16, 2017
Skończyło się na jednym wielkim zamieszaniu i poczuciu krzywdy rywali Śląska (znów). Krótko mówiąc, VAR miał wyjaśniać to, co skomplikowane, ale zamiast tego dotychczas częściej komplikował to, co jest proste.
Nic to, przed rewolucją nie sposób się już cofnąć. I w sumie chyba dobrze (z akcentem na słowo „chyba”), pod warunkiem rzecz jasna, że korzystania z VAR-u wreszcie nauczą się sędziowie. W tej kolejce kilku z nich dostanie solidną porcję podszkolenia się. Marciniak – posędziuje trzy mecze: w piątek jako główny Jagiellonii z Lechem, w sobotę jako VAR-owy Śląska z Wisłą, a w niedzielę – też jako VAR-owy Zagłębia z Górnikiem. Podobny maraton również przed Pawłem Gilem (on trzy razy jako VAR-owy – w piątek w Białymstoku, w sobotę w Gliwicach, w niedzielę – na meczu Legii z Lechią), Jarosławem Przybyłem (w sobotę jako główny na meczu Piasta z Sandecją, w niedzielę VAR-owy w Lubinie, w poniedziałek też VAR-owy na meczu Cracovii z Pogonią), Bartoszem Frankowskim (VAR-owy w piątek w Kielcach i w sobotę w Gliwicach, jako główny w poniedziałek w Krakowie) i Danielem Stefańskim (VAR-owy w piątek w Kielcach i w poniedziałek w Krakowie, jako główny w niedzielę przy Łazienkowskiej).
Oby wyszło im (i naszej lidze) na zdrowie. No i oby ten VAR nie zajeździł nam sędziów…
Inne artykuły o: Ekstraklasa | PZPN
-
Bartek Baran
-
Piotr Borkiewicz