Rodzice nie wierzą w szkolenie młodzieży w Polsce. I mają rację
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 22 sierpnia 2018 14:03
Trudne dla polskiej piłki lato 2018, czyli kompromitacja najpierw reprezentacji na mundialu, a później klubów w europejskich pucharach, spowodowały, że trochę podyskutowaliśmy nad stanem polskiego futbolu. Jednym z problemów, który cały czas wraca w rozmowach jest kwestia szkolenia młodzieży, z którym – jak twierdzi PZPN – podobno jest coraz lepiej (bo mamy programy, pomysły, modele itd. bla, bla, bla). Tymczasem młody polski piłkarz, z potencjałem na grę w pierwszej reprezentacji, to nadal w Ekstraklasie rzadkość i wyjątek. Nawet ci, z którymi wiązano największe nadzieje – Szymański z Legii czy Żurkowski z Górnika – przestali tak bardzo się wyróżniać. Innych nie widać.
W poniedziałkowym programie „4-4-2” na antenie TVP Sport, Jerzy Engel rzucił szokujące zdanie: – Co roku z Polski, w skali całego kraju, wyjeżdża 300-400 nastolatków by robić karierę za granicą – stwierdził były selekcjoner. Siedzący obok niego w studio redaktor Piotr Żelazny z „Rzeczpospolitej” omal nie spadł z krzesła. Nic dziwnego, nas też zaskoczenie wcisnęło w fotel.
– 300-400 chłopaków co roku wyjeżdża z Polski? – dopytywali zdumieni dziennikarze w studiu, ale Engel był pewien swoich racji. – Tylu wyjeżdżało już wówczas, gdy jeszcze ja pracowałem w PZPN, czyli dotyczy to lat 2008-2010, a myślę, że to zjawisko teraz jest jeszcze większe. Myśmy wtedy stworzyli komórkę w związku, która miała odzyskiwać tych chłopaków dla polskiej piłki, przekonywać ich do gry w naszych reprezentacjach juniorskich, spotykając się np. w Niemczech z zawodnikami i ich rodzicami – wspominał Engel działania, które rozpoczynał wówczas Maciej Chorążyk, główny koordynator skautingu zagranicznego w PZPN.
O ile Jerzy Engel się nie myli – bo przecież dzisiaj emigracja z Polski „za chlebem” do Irlandii, Wielkiej Brytanii czy Niemiec, nie jest już na tak wysokim poziomie, co kilka lat temu – to skala tego swoistego exodusu, który drenuje polską piłkę klubową jest gigantyczna. Rzeczywiście, co chwila media podają informację, że kolejni bardzo młodzi zawodnicy wyjeżdżają z Polski. Ale do prasy przedostają się nazwiska tylko tych najbardziej znanych. Ostatnio z Legii do Genoi wyjechał 16-letni bramkarz Tomasz Woźniak. Wcześniej z Lecha Poznań też wyjechało dwóch zdolnych juniorów, 16-letni Łukasz Bejger trafił do Manchesteru United, a 17-letni Szymon Czyż do Lazio Rzym. A że polska bramkarzami stoi to mamy Kamila Grabarę w Liverpoolu (19 lat), Marcina Bułkę w Chelsea (18 lat), Mateusza Górskiego w Ajaksie Amsterdam (18-lat), Tomasza Kucza (19 lat) i Marcela Lotka (18 lat) w Bayerze Leverkusen, Michała Koziorza (16 lat) w Schalke Gelsenkirchen.
W AC Milan jest Przemysław Bargiel, który wyjechał tam z Ruchu Chorzów. Pod skrzydła Anderlechtu trafił jego rówieśnik Jakub Kwior, wychowanek GKS Tychy. Z kolei 17-letni Olaf Kobacki trafił do Atalanty Bergamo z Lecha Poznań już rok temu. Podobnie 12 miesięcy temu z Pogoni Szczecin do RB Lipsk wyemigrował wychowanek Warty Poznań Mateusz Maćkowiak. O nich wszystkich pisała ostatnio Wirtualna Polska/Sportowe Fakty. To chłopcy, którzy trafili do dobrych klubów, znanych marek. Sami już grają w juniorskich reprezentacjach Polski lub za chwilę będą w nich grać.
To najzdolniejsza piłkarska młodzież, która emigruje jeszcze zanim zacznie w Polsce uprawiać dorosłą piłkę. To jest wyssanie z naszych klubów najzdolniejszych, najbardziej obiecujących chłopaków. Dlatego nasi ligowcy sięgają po Słowaków, piłkarzy z Bałkanów, czy Afryki.
Z drugiej strony, patrząc jak polski system szkolenia młodzieży jest niewydolny, musi paść pytanie, czy to jednak nie lepiej, że ci chłopcy wyjeżdżają z kraju? Jako dzieciaki z Polski wyjeżdżali Wojtek Szczęsny, Grzegorz Krychowiak czy Piotr Zieliński. Czy na pewno graliby w reprezentacji, gdyby się za nich wzięła na miejscu „polska myśl szkoleniowa” do spółki z organizacją krajowego futbolu, który oczekuje szybkich wyników, natychmiastowych rezultatów, nie daje czasu na wieloletnią pracę trenerom? Mamy ligę pełną przeciętnych, ale tanich Słowaków, ściągamy mnóstwo średniaków z Bałkanów, bo podaż dobrych młodych piłkarzy z Polski jest mała. Między innymi dlatego, że Polacy (głównie ci dobrzy, choć nie tylko) szybko wyjeżdżają za granicę.
Po odpadnięciu Legii z Ligi Europy z Dudelange, w studiu TVP Sport dyskutowano o Sebastianie Szymańskim. Trener Robert Podoliński rzucił mocną tezę: – Mówimy teraz, że to zbyt wcześnie dla Sebastiana żeby wyjeżdżał do innej ligi, bo jeszcze w Legii nie pokazał wszystkiego na co go stać. Że powinien okrzepnąć w Ekstraklasie. A ja się zastanawiam: po co on ma tutaj zostawać? Czego i od kogo ma się w Polsce uczyć? A może to właśnie za granicą ten chłopak jest w stanie się rozwinąć? Tam na pewno na moment jego kariera na początku przyhamuje, ale jeśli wykona dobrą pracę i trafi w odpowiednie miejsce, to jest szansa, że będziemy mieli z niego za jakiś czas pociechę – mówił Podoliński.
Czy może być mocniejszy akcent niewiary w nasz system szkoleniowy? I to wypowiedziany przez polskiego trenera, który zna polską piłkę na każdym poziomie? Czyż nie grozi Szymańskiemu to, że w Ekstraklasie ten chłopak przepadnie? Dziś nie gra na miarę swojego talentu, ale czy ktoś z nim indywidualnie pracuje? Poświęca mu czas?
Czy może, jeśli Szymański kompletnie spuści z tonu, to szybko zastąpi się go sprowadzonym zawodnikiem, który nie będzie tak perspektywiczny i utalentowany jak Sebastian, ale będzie tani. I na tu i teraz, na daną chwilę, będzie od niego lepszy. A Szymański straci miejsce w składzie, potem przestanie się łapać do meczowej 18-tki, zacznie być wypożyczany, a na koniec bez żalu oddany. To droga, jaką w Legii przeszło już wielu, żeby długo nie szukać w pamięci, choćby Patryk Mikita czy wcześniej Marcin Smoliński.
A i ostatnio na Antypody, czyli peryferie futbolu, oddano Michała Kopczyńskiego. Bez szumu i żalu, bo chłopak się zatrzymał w rozwoju. Czy ktoś mu pomógł? Czy ktoś zdiagnozował co się stało z piłkarzem, który jeszcze niedawno radził sobie w barwach Legii w Lidze Mistrzów? Nie ma na to czasu. Albo jesteś gotowy na tu i teraz, albo cię nie ma.
Dziś Zbigniew Boniek mówi, że PZPN nie jest odpowiedzialny za stan polskiej piłki klubowej, ale jakoś tak się stało, że gdy była wybierana reprezentacja Polski na mundial, to Adamowi Nawałce nie zmieścił się w kadrze żaden (sic!) perspektywiczny piłkarz młodego pokolenia z krajowej ligi. Ani Szymański, ani Szymon Żurkowski, ani nikt inny z Ekstraklasy. Liczyło się tylko tu i teraz – dokładnie tak jak w klubach. Bardziej się przydał Nawałce Sławomir Peszko…
Można – tak jak PZPN – zaklinać rzeczywistość, opowiadać banialuki o stworzeniu świetnego systemu rozgrywek młodzieżowych w Polsce, udogodnień, zwolnień z opłat itd. Tylko na końcu jest jedna weryfikacja: jest ta zdolna polska młodzież czy jej nie ma?
Na dziś większe są szanse na to, że nasze reprezentacje zasilą chłopcy wychowani i nauczeni futbolu w zagranicznych klubach, którzy masowo (nawet jeśli Engel nie jest dokładny w swoich obliczeniach, to skala exodusu jest i tak gigantyczna) wyjeżdżają z Polski. Tam będą mieli warunki do treningu, bazy, szkoleniowców i czas na rozwój.
U nas stan polskiej piłki juniorskiej jest dramatyczny. System nie produkuje piłkarzy na poziom Ekstraklasy. Od lat też nie odnoszą żadnych sukcesów nasze reprezentacje. Nie kwalifikują się do dużych imprez, a na turniej możemy się załapać jedynie w roli gospodarza. Ale co z tego, jeśli kończy się to taką kompromitacją jak występ naszej młodzieżówki w ubiegłorocznym Euro U-21…
A przecież z młodzieżową piłką w klubach jest jeszcze gorzej. W uszach jeszcze brzmi kompromitujący wynik 17-latkow Legii, którzy swego czasu przegrali z rówieśnikami z Bayernu Monachium aż 0:14…
Czy ktoś się naprawdę z troską pochyli nad szkoleniem młodzieży, czy zostaniemy na etapie chwytliwych frazesów i żartów na Twitterze?
Inne artykuły o: Ekstraklasa | Inne | PZPN
-
ursynów