Co z powiększeniem ekstraklasy do 18 zespołów? Wszyscy są za, a nawet przeciw…
Autor wpisu: Krzysztof Budka 13 lutego 2018 11:16
Nic się tak często w polskiej piłce nie reformuje jak ligowe rozgrywki. Temat nowego kształtu ekstraklasy co chwila wraca jak bumerang. W czwartek i piątek mają o tym zadecydować same kluby. Czy zostanie, tak jak jest – czyli 16-zespołowa liga z sezonem zasadniczym, a potem podziałem na grupę mistrzowską i spadkową (ale już bez dzielenia punktów), czy powiększamy ekstraklasę do 18 zespołów i gramy w niej po prostu 34 kolejki.
W grę wchodzą tylko te dwie opcje, choć w tak zwanym międzyczasie pojawiło się kilka innych roboczych wariantów, włącznie na przykład z takim, by w tym sezonie w ogóle nie było… spadków z ekstraklasy. To oczywiście w przypadku zgody na powiększenie ligi już od następnego sezonu. Byli zwolennicy takiego rozwiązania, choć ono ze zdrową, sportową rywalizacją nie ma oczywiście nic wspólnego. Liczono na to, że haczyk może połknąć spora grupa klubów szykujących się do walki o utrzymanie i całą resztę skutecznie do tego rozwiązania namówić – w końcu dla wielu gra idzie o być albo nie być, o czym głównie decydują pieniądze z kontraktu telewizyjnego. Pomysł – na szczęście – przepadł.
Kwestia powiększenia ekstraklasy do 18 drużyn zostaje więc „po staremu”. Gdyby miało do tego dojść, następny sezon byłby przejściowy i z technicznego punktu widzenia wyglądać miałby tak:
– spada 16. zespół ekstraklasy
– z pierwszej ligi awansują trzy pierwsze drużyny
– 4. zespół pierwszej ligi z 15. zespołem ekstraklasy rozgrywa baraż o ostatnie wolne miejsce
A od kolejnego sezonu, czyli 2019/20, tak:
– z ekstraklasy spadają trzy ostatnie zespoły
– z pierwszej ligi awansują bezpośrednio dwa pierwsze
– o trzecie premiowane awansem miejsce walczyłyby w barażach zespoły z miejsc 3.-6. (półfinały: 3. z 6. i 4. z 5. zespołem – na boisku plasującego się wyżej w tabeli; a potem finał, którego gospodarza wyłaniano by na takich samych zasadach)
Zwolennikiem tej opcji jest prezes PZPN Zbigniew Boniek. Zresztą o tym projekcie opowiedział już pod koniec października na polsatsport.pl. Zapowiedział tam, że nie ma co z reformą zwlekać i trzeba przeprowadzić ją „już”, czyli od najbliższego sezonu. Wtedy z interwencją ruszyła Rada Nadzorcza Ekstraklasy SA wydając suchy komunikat i zamykając temat zmian w obecnych rozgrywkach: „27 listopada odbyło się posiedzenie Rady Nadzorczej Ekstraklasy S.A., podczas którego ustalono, że w sezonie 2017/2018 nie będą dokonywane żadne zmiany regulaminowe, w tym dotyczące możliwości zwiększenia lub zmniejszenia liczby zespołów już od sezonu 2018/19”.
Teraz Boniek „zmienił swoją retorykę. Już nie upiera się co do modelu gry, dając pole do popisu władzom Ekstraklasy” – czytamy na łamach „Przeglądu Sportowego”.
Władze Ekstraklasy kwestię reformy rozgrywek zamierzają oczywiście przedyskutować ze wszystkimi klubami. Jaka będzie konkluzja tej dyskusji, na dziś naprawdę trudno przewidzieć. Jeśli popytać ludzi w środowisku, to zaraz okazuje się, że głosy są podzielone, a stanowiska poszczególnych prezesów i decydentów nie do końca sprecyzowane. Trudno nie odnieść wrażenia, że wciąż nie mają oni do końca wyrobionego poglądu w tej sprawie, choć wałkowana jest ona od niepamiętnych czasów.
– Coś w tym jest – mówi Cezary Kulesza, prezes Jagiellonii Białystok i wiceprezes PZPN. – Rzeczywiście, trudno przewidzieć, w którą stronę ta dyskusja będzie zmierzać. Powiem szczerze, że nie wiem, jak dziś większość prezesów zapatruje się na powiększenie ekstraklasy. Z jednej strony pomysł nie jest nowy, pojawia się od dawna, więc można było sobie na ten temat wyrobić zdanie. Z drugiej, dochodzą wciąż nowe okoliczności. Trzeba się będzie poważnie zastanowić, czy zespoły z pierwszej ligi – nikomu oczywiście niczego nie ujmując – nadają się do ekstraklasy. I nie chodzi mi o kwestie czysto sportowe, ale o stadion, bazę i warunki. Krótko mówiąc, chodzi o to, by nie okazało się, że powiększenie ekstraklasy będzie dla niej marnym interesem z wizerunkowego punktu widzenia – tłumaczy.
Kulesza nie chce powiedzieć tego wprost, ale przykład Sandecji skutecznie odstrasza zwolenników powiększenia ekstraklasy. Zespół z Nowego Sącza na każdym kroku udowadnia, że do gry w najwyższej klasie rozgrywkowej kompletnie nie był przygotowany, a już historia ze stadionem, który miał być, a którego wciąż nie ma i nie wiadomo, czy będzie, jest tego kwintesencją. Władze miasta sprawiają wrażenie, jakby czekały na to, aż drużyna spadnie z ekstraklasy, wtedy będą mogły hucznie ogłosić, że budowa nowego obiektu nie jest już potrzebna i że zaoszczędziły na tym ileś tam milionów złotych. Sandecja rozgrywająca swoje mecze w Niecieczy to nie jest coś, co promuje ekstraklasę. Z całą pewnością.
Ale tak naprawdę chodzi nie tylko o zespół z Nowego Sącza, bo gdy przyjrzymy się czołówce pierwszej ligi, to wyłania się z niej smutny obraz stadionowej biedy. Z pierwszej piątki tylko Miedź Legnica ma stadion, który spełnia wszystkie wymogi licencyjne dotyczące gry w ekstraklasie. Pozostałe potrzebują większej lub mniejsze modernizacji.
W Mielcu brakuje podgrzewanej murawy. Stadion, na którym swoje mecze rozgrywa Stal, to obiekt miejski, którym zarządza OSiR, więc kasa na zainstalowanie takiej murawy musiałaby pochodzić ze środków budżetowych miasta. W klubie przekonują jednak, że radni już od jakiegoś czasu są „uświadamiani”, że coś w tym temacie może się w czerwcu wydarzyć, a że i klimat do piłki jest tam przychylny, więc raczej problemów z tym być nie powinno. Podobnie rzecz ma się ze stadionem lidera, czyli Chojniczanki. W Chojnicach trwają prace, które mają doprowadzić stadion do używalności nawet w najwyższej klasie rozgrywkowej. Działacze lidera przekonują, że te najważniejsze prace uda się zakończyć do początku przyszłego sezonu, więc Chojniczanka na ekstraklasę przygotowana będzie zarówno pod względem sportowym, jak i infrastrukturalnym.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w Opolu i w Częstochowie. Stadion Odry wymaga gruntownej modernizacji (podgrzewana murawa, pojemność co najmniej 4500 miejsc, z których minimum 1000 zadaszonych – tego brakuje). Co prawda mówi się coś o nowym obiekcie – w budżecie gminy na 2018 rok zabezpieczono 200 tys. zł na projekt – ale jasne jest, że gdyby Odra skończyła sezon tak jak jesień (albo oczko wyżej), to w ekstraklasie grać będzie musiała na emigracji – dokładnie tak jak w tym sezonie robi to Sandecja (byłoby to podobno w Tychach).
Jeszcze gorzej wygląda sytuacja z obiektem Rakowa, który nie bez przyczyny uchodzi za najgorszy stadion w pierwszej lidze. Władze miasta są w stanie zimnej wojny z klubem, więc szans na budowę nowego obiektu piłkarskiego w Częstochowie jak na razie nie ma żadnych. Jeśli więc zespół Marka Papszuna wywalczyłby awans, w przyszłym sezonie będzie sobie musiał poszukać stadionu zastępczego.
I teraz załóżmy, że Sandecja obroni się przed spadkiem, a z pierwszej ligi awans wywalczą Odra i Raków (scenariusz jak najbardziej możliwy). Trzy drużyny w przyszłym sezonie w ekstraklasie nie będą mogły grać na własnych obiektach. Słaba to promocja dla najwyższej klasy rozgrywkowej. A przecież za chwilę odbędzie się przetarg na prawa telewizyjne do pokazywania meczów ekstraklasy na lata 2019-2022. I są już tacy, którzy zapewniają, że ekstraklasa chce wygenerować produkt, który z tego tytułu ma jej przynieść roczne wpływy rzędu 280-300 mln zł (dziś to poziom 150-160 mln zł rocznie).
– Na razie to nic innego jak wróżenie z fusów. Jak dziś ktoś może wiedzieć, jakie będą pieniądze? Takie rzeczy pisze ktoś, kto uczestniczył już w rozmowach? Śmiechu warte – dziwi się Kulesza.
Tak czy inaczej od pieniędzy się zaczyna i na pieniądzach się kończy. Jeśli kluby ekstraklasy nie zostaną przekonane do tego, że na powiększeniu ligi do 18 drużyn nie stracą, to reforma pewnie pójdzie w gwizdek i wszystko zostanie tak jak jest dziś. Natomiast jedno jest w tym wszystkim pewne – za powiększeniem ekstraklasy opowiada się cała pierwsza liga.
– Oczywiście jesteśmy za. Jednomyślnie. Podczas niedawnego spotkania prezesów klubów pierwszej ligi przeprowadziliśmy głosowanie w tej sprawie i nie było ani jednego głosu sprzeciwu. Oczywiście ważne dla nas jest zwiększenie puli miejsc gwarantujących awans, ale jeszcze ważniejszą będą baraże na koniec sezonu. One zdynamizują tę naszą ligę – mówi nam Martyna Pajączek, prezes Pierwszej Ligi Piłkarskiej i Miedzi Legnica.
No, ale pierwszej lidze akurat trudno się dziwić…
Inne artykuły o: Ekstraklasa | PZPN
-
Piotr Borkiewicz