Takimi właśnie zwycięstwami wygrywa się mistrzostwo

Autor wpisu: 7 czerwca 2020 20:14

Legia wygrała w Krakowie dojrzałością. Całą pierwszą połowę piłkarze z Warszawy wyglądali jak muchy w smole. Wisła była lepsza i zasłużenie prowadziła 1:0. Zanosiło się na to, że goście mogą nie wywieźć z Krakowa nawet punktu. Ale w drugich 45-minutach zobaczyliśmy zupełnie inne spotkanie. Aleksandar Vuković w przerwie odmienił drużynę. Na plac gry wszedł Mateusz Cholewiak i rozruszał lekko śniętych kolegów. Legioniści błysnęli skutecznością, szybko zdobyli trzy gole i zamknęli mecz.

Dwa gole zdobył Tomas Pekhart, który co prawda nie biega jak Jose Kante, nie ma lekkości Jarosława Niezgody, ale za to imponuje skutecznością. Czech porusza się po boisku niezgrabnie, długimi fragmentami meczu jest niemal nieobecny, ale potrafi strzelać bramki i być tam, gdzie napastnik ma być.
Ale ten mecz oprócz Pekharta miał w Legii jeszcze trzech bohaterów. Trenera Vukovicia, który wykonał kluczową zmianę; Cholewiaka, który daje Legii więcej niż się po nim spodziewano i Marko Vesovicia, który ma jakość piłkarską jakiej mogą mu pozazdrościć wszyscy inni piłkarze Ekstraklasy. To on swoimi akcjami na skrzydle napędza grę Legii. A w takich meczach jak ten w Krakowie, piłkarz o wybitnych umiejętnościach decyduje o zwycięstwie lub porażce.
Legia przyjechała do Krakowa w roli murowanego faworyta. I to zarówno przez wzgląd na przeszłość (jesienią wygrała z Wisłą przy Łazienkowskiej aż 7:0), jak i teraźniejszość, bo przed tygodniem „Biała Gwiazda” zaliczyła baty 0:4 od Piasta w Gliwicach.
Legia zaczęła mecz bardzo ostrożnie, żeby nie powiedzieć, że bojaźliwie. Bez charakterystycznego dla tej Legii Vukovicia dominacji rywala, mało odważnie i asekuracyjnie. Dopiero w ostatnim kwadransie pierwszej połowy dało się zauważyć, że legionistów w końcu zirytowała ich własna niemoc i trochę śmielej ruszyli do przodu. Wcześniej trudno było dostrzeć, że dużo większy potencjał piłkarski ma drużyna z Warszawy.
Było to o tyle zaskakujące, że przecież Wisła przystąpiła do meczu z Legią mocno osłabiona plagą kontuzji (m.in. Paweł Brożek i Aleksander Buksa) i absencji za kartki (Maciej Sadlok).
Za Sadloka, teoretycznie mógłby wystąpić Mateusz Hołownia. Ale jest wypożyczony z Legii właśnie i według klauzuli zawartej w jego umowie, za grę przeciwko swojemu klubowi Wisła musiałaby dodatkowo zapłacić. W Krakowie oglądają każdą złotówkę dwa razy, więc stało się jasne, że Hołowni w niedzielę na boisku nie zobaczymy.
Na konferencji przedmeczowej trener Wisły Artur Skowronek dość ostro skrytykował Legię za zastosowanie takiej klauzuli. – Kiedy jest lepsza okazja żeby sprawdzić czy wypożyczony zawodnik zrobił progres, jak nie w meczu przeciwko swojemu klubowi? Nie rozumiem takich zapisów – grzmiał Skowronek mówiąc o tym, co w Hiszpanii – jak informował Rafał Wolski z Canal Plus – jest nazywane „klauzulą strachu”.

Wypowiedź trenera Wisły odbieram jako próbę podgrzania atmosfery i chęć dodatkowego zmobilizowania własnych zawodników na przyjazd do Krakowa lidera Ekstraklasy. I widać było już na początku spotkania, że szkoleniowiec gospodarzy osiągnął swój cel. Wiślacy wyszli na Legię bardzo zdeterminowani i odważni. Wyglądało na to, że w ich głowach nie ma już śladu ani po 0;7 w Warszawie czy po 0:4 sprzed tygodnia w Gliwicach.
Zadziwiająco dobrze z gwiazdorską Legią radziła sobie mieszanka weteranów (Rafał Boguski, Kuba Błaszczykowski) z młokosami (Dawid Szot) i piłkarzami przeciętnymi do bólu (Rafał Janicki).
Dość powiedzieć, że pierwszą okazję do strzelenia gola – i to też nie stuprocentową – Legia miała dopiero w 30. minucie gry, gdy głową –po wrzutce Marko Vesovicia – uderzał Walerian Gwilia.

Najbardziej aktywnym legionistą w pierwszej połowie był oczywiście Marko Vesović, który świetnie szarpał z prawej strony i dorzucał piłkę w pole karne. Tyle tylko, że przed przerwą jego kolegom nie udawało się błysnąć skutecznością.
Gola za to strzelił boczny obrońca Wisły Łukasz Burliga, który – kim jak kim – snajperem to na pewno nie jest.
– Trochę trenowałem z Pawłem Brożkiem, mam nadzieję, że to było widać – mówił z uśmiechem strzelec gola w przerwie spotkania.
Mimo zwycięstwa, to trzeba jasno powiedzieć, że słabszy mecz zagrało w Legii wielu piłkarzy. Przeciętny był Andre Martins, nieprzekonujący byli np. skrzydłowi – Paweł Wszołek i Luquinhas. Mniej efektywny niż zazwyczaj był Domagoj Antolić.
Wszystkich uratował Czech Tomas Pekhart. To taki rodzaj napastnika, który długo wydaje się nieobecny na boisku aż do momentu, gdy… strzela gola i wtedy wszyscy sobie o nim przypominają.
Tak właśnie było w Krakowie. Czech strzelił bramkę w 57 minucie, choć do tej pory miał może z pięć kontaktów z piłką. Kluczowe w tym meczu było wejście na boisko Matusza Cholewiaka (zmienił Andre Martinsa). Były gracz Śląska Wrocław nie tylko miał asystę przy golu Pekharta, ale w ogóle rozruszał grę Legii. Drugi gol Pekharta z 70 minuty, potwierdził, że Legia bez Jose Kante wcale nie musi być bezradna. Gol Gwilii zamknął mecz.
Dziwnie słabo wyglądał w niedzielę Michał Karbownik. Chłopak, który wszedł przebojem do Ekstraklasy i od razu go okrzyknięto – sam byłem w tym chórze – zawodnikiem, który przerósł tę ligę, teraz mocno spuścił z tonu. Jeśli ten zawodnik ma ustanowić rekord Polski w wysokości transferu zagranicę, to raczej trzeba będzie brać pod uwagę jego mecze z wcześniejszej części sezonu. Jedyne co go częściowo tłumaczy to fakt, że po tej przerwie spowodowanej wybuchem epidemii koronawirusa, wielu piłkarzy nie wróciło do normalnej dyspozycji. A „Karbo” to młody zawodnik i być może trzeci okres przygotowawczy to zbyt dużo w tym wieku. A może to tylko chwilowa zadyszka?
Po ostatnim gwizdku sędziego Aleksandar Vuković wyrzucił do góry ręce w geście triumfu. Widać było jak bardzo liczy się dla niego to zwycięstwo. Gdy zespół potrafi się wydobywać z takich tarapatów jak w Krakowie, to jest wielce prawdopodobne, że na koniec sezonu będzie także potrafił wspiąć się na najwyższy stopień podium.
Pogoń Piasta Gliwice za Legią oczywiście nie jest jeszcze rozstrzygnięta, ale coraz mniej jest tych, którzy wierzą, że mógłby się powtórzyć ubiegłoroczny – tragiczny dla zespołu z Warszawy – scenariusz.

Inne artykuły o: Ekstraklasa | Legia Warszawa

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli