Czy sprowadzenie do Legii Grosickiego to dobry pomysł?
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 7 lutego 2021 13:52
Trzeba powiedzieć jasno, że mecz zapowiadany jako hit Ekstraklasy nie zachwycił. Momenty co prawda były, ale też chwilami człowiek łapie się za głowę, że tak bardzo obniżył się sportowy poziom ligi. Dwa czołowe zespoły rozgrywek – na dodatek ekipy wskazywane jako główni kandydaci do tytułu mistrzowskiego – powinny mieć dużo więcej do zaproponowania. Tymczasem niektóre zagrania wołały o pomstę do nieba. Na przykład takie, gdy nieatakowany zawodnik, w prostej sytuacji, kopie piłkę do rywala. Oczy bolą…
Przede wszystkim rozczarował Raków. Wygląda to tak, jakby zespołowi z Częstochowy zaszkodziły te wszystkie zachwyty, których ostatnio było w prasie sporo. Czytaliśmy, że to najlepiej rozwijający się projekt, że ten zespół potrafi grać widowiskowo, że trener Marek Papszun to w niedalekiej przyszłości kandydat na selekcjonera. I to wszystko może i prawda, tyle tylko, że teraźniejszość tego nie potwierdza. Najpierw Raków niespodziewanie przegrał przed tygodniem u siebie z Pogonią Szczecin 0:1, a teraz przyszła porażka – absolutnie zasłużona – z Legią 0:2.
I nawet nie chodzi o samą porażkę, bo mecz zawsze można przegrać, szczególnie z mistrzami Polski na Łazienkowskiej. Gorzej jednak, że była to przegrana w zawstydzającym stylu. Jeśli chcesz się bić o mistrzostwo, to do Warszawy trzeba przyjeżdżać z większą odwagą i wiarą we własne umiejętności. Tymczasem Raków zagrał niepewnie, wręcz bojaźliwie. Piłkarze byli momentami jakby sztywni. Jakieś tam sytuacje do zdobycia gola wykreowali (w jednej kapitalnie wybronił Boruc), ale jak na oczekiwania wobec częstochowian, było to jednak dramatycznie mało. Kłuła w oczy ubogość piłkarska Rakowa, której przecież nie było widać jesienią. Ma więc nad czym myśleć trener Papszun.
A Legia? Tym razem zagrała dużo lepiej, ale patrząc po beznadziejnych dwóch ostatnich meczach drużyny Michniewicza (z Podbeskidziem Bielsko-Biała i ze Stalą Mielec) to poprzeczka nie była zawieszona zbyt wysoko.
To co najciekawsze to to, że sprawdziło się w meczu z Rakowem nowe ustawienie taktyczne Legii z trzema obrońcami (Hołownia, Wieteska, Jędrzejczyk) i dwoma wahadłowymi, w rolę których wcielili się Paweł Wszołek i Filip Mladenović. Pierwszy gol dla Legii padł po akcji ze skrzydła, gdy Wszołek (chyba najlepszy piłkarz gospodarzy w tym spotkaniu) dograł w pole karne do Luquinhasa. Było też kilka innych dobrych akcji skrzydłami, łącznie z tą, po której pięknie z przewrotki uderzał Tomas Pekhart. Okazało, że Czech potrafi pokazać inne atuty niż uderzenie głową i skuteczność z rzutów karnych (jak przy drugim golu Legii). Z wyciąganiem daleko idących wniosków i oceną pomysłu na grę trzema stoperami trzeba jeszcze poczekać. Także dlatego, że Raków nie postawił Legii wielkich wymagań.
Na pewno sobotni mecz pokazał, że narzekania Michniewicza na to, że ma słaby skład są mocno przesadzone. Legia cały czas ma w kadrze jakość, więc tezę, że trener nie ma kim grać mogą kupić jedynie naiwni. Na mecz poprzedniej kolejki do Bielska, Michniewicz zabrał aż trzech bramkarzy, bo niby już nie było z kogo dobierać. Tymczasem w rezerwach byli do dyspozycji Luis Rocha i Jose Kante, którymi na pewno można się było podeprzeć. Na pewno taki Kante – nawet jeśli ostatnio długo nie grał w pierwszej drużynie – mógł być opcją do wykorzystania, gdy mecz z Podbeskidziem się nie układał.
Podsumowując, mecz z Rakowem potwierdził, że nie potrzeba na siłę ściągać do Legii piłkarzy już w tej chwili. Mistrzostwo to Legia ma obowiązek zdobyć tym składem, jaki ma. A wymuszanie transferów w lutym może nie skończyć się dobrze. Bo teraz to warto kupić piłkarza nie na już, ale takiego, który Legii da jakość w kwalifikacjach do europejskich pucharów. A to musiałby być bardzo dobry zawodnik i przemyślany, przygotowany transfer. Na dziś nic nie wskazuje na to, że Legia taką opcję, choć zapewne jeszcze kogoś sprowadzi, bo presja się już zrobiła ogromna. Tylko czy warto wydawać pieniądze pod presją?
Czy np. sprowadzenie Kamila Grosickiego w lutym ma sens? Mam olbrzymie wątpliwości. Po pierwsze „Grosik” grał ostatnio mało i nie byłby od razu w stanie pomóc Legii grając w niej całe mecze. Poza tym ma olbrzymie – jak na polskie warunki – oczekiwania finansowe. Nic w tym dziwnego, skoro zarabia pieniądze w klubie z Premier League. To byłby olbrzymi wysiłek finansowy dla Legii, która akurat w tym aspekcie wygląda na mocno już wyczerpaną.
Istotne jest również to, że Grosicki wracając do Polski chciałby podpisać dłuższy kontrakt (na minimum 2,5 czy trzy sezony). To byłoby gigantyczne obciążenie dla klubowego budżetu, a Kamil w czerwcu skończy 33-lata, więc de facto dla Legii byłby już zawodnikiem niesprzedawalnym. Chyba nie w tym kierunku miała podążać polityka transferowa klubu z Łazienkowskiej.
Na pewno na dziś taki transfer byłby atrakcją dla kibiców Legii, bo to zawodnik z nazwiskiem, nadal gwiazda reprezentacji, ale czy ryzyko (w stosunku do kosztów) jest warte podjęcia? Niewiele na to wskazuje.
Raczej trzeba podążać inną drogą. Szkolić, wprowadzać do gry i sprzedawać młodych Polaków. Taki klub jak Legia, z nową infrastrukturą dla swojej Akademii (Legia Training Centre) powinien na takim właśnie modelu działalności się skupić. Jak podał Zbigniew Mucha z „Piłki Nożnej” na 20 najwyższych transferów z Ekstraklasy, aż 19 to byli młodzi polscy piłkarze (najstarszy był 25-letni Adrian Mierzejewski) i jeden młody Słowak, Ondrej Duda. Polskie kluby na tych dwudziestu zawodnikach zarobiły 60 mln euro! Czy potrzeba jeszcze jakichś innych argumentów by znaleźć odpowiedź, którą drogą podążać i kogo do Legii sprowadzać?
Bo wygląda na to, że tymczasem to Pogoń Szczecin bardziej idzie w tym kierunku niż Legia. I wcale nie traci na tym sportowo. Wręcz przeciwnie, zyskuje.
Właśnie wygrała 6. ligowy mecz z rzędu (1:0 z Cracovią). To naprawdę imponująca seria. Jeśli dziś jakiś trener w Ekstraklasie imponuje, to jest to na pewno Kosta Runjaić. O tym niemieckim szkoleniowcu z chorwackimi korzeniami mówi się, że to trener z naszej ligi, który może dostać ofertę z zagranicy.
Widać, że Runjaić czuje nie tylko swoją drużynę, ale i cały klub. A prezes Pogoni Szczecin Jarosław Mroczek zbiera dziś żniwa tego, że nie zwolnił tego trenera, gdy przydarzyła się zespołowi seria porażek. Trzeba przyznać, że Runjaić przygotował drużynę tak, że Pogoń dla rywali z Ekstraklasy, jest nie do zabiegania. Co ciekawie, trener „Portowców” nie narzekał i nie rozdzierał szat, gdy z jego zespołu sprzedano mu dwóch tak znaczących piłkarzy jak Adam Buksa i Sebastian Walukiewicz. Runjaić po prostu wprowadzał kolejnych młodych piłkarzy i – co ważne – świetnie potrafi uchwycić balans pomiędzy zawodnikami z zagranicy a Polakami. W sobotnim mecz Pogoni zagrało aż jedenastu (łącznie z tymi, którzy weszli z ławki) zawodników z Polski lub z polskimi korzeniami. To też ma znaczenie w dzisiejszym futbolu, gdy drużyny budowane tak, jak np. Cracovia mają syndrom wieży Babel, czyli trudno się w tej ekipie dogadać, trudno znaleźć nić porozumienia, trudno zbudować wspólnotowość. W Pogoni to się na razie udaje. I choć wielu kibicom trudno uwierzyć, że to szczecinianie mogliby sięgnąć po mistrzostwo, warto przypomnieć, że na tytuł dla Piasta Gliwice też nikt nie stawiał. A jednak ekipa Waldemara Fornalika go wygrała.
Pogoń – mimo, że jej kadra nie wytrzymuje porównania z kadrą Legii – też na to stać. Choć, szczerze mówiąc, w dużej mierze będzie to zależeć od postawy wiosną drużyny z Łazienkowskiej. Od tego jak sobie poradzi z własnymi słabościami. Bo nadal aktualne jest to, że mistrzostwo Polski to Legia może przegrać wyłącznie z Legią.
Inne artykuły o: Ekstraklasa | Legia Warszawa