Słabość, niemoc i bezsilność. Oj, jak niedobrze, jak źle
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 6 października 2019 19:56
Łoj Legio, Legio… Co to było? Poważny mecz? Czy słabo zagrany sparing? Bo tak to właśnie wyglądało. Niemoc Legii była irytująca. Od początku – mimo przewagi w pierwszej połowie – drużynie gości gra się nie kleiła. Nie potrafili ułożyć sobie rywala, nie byli w stanie zdominować Piasta i co gorsza nie umieli utrzymać odpowiedniej koncentracji. Strata do lidera to co prawda tylko 4 punkty, ale Legii i „Vuko” dostanie się za to, że znaleźli się w dolnej ósemce. Znaczenie tego faktu przy tak niewielkich różnicach jest żadne, ale będzie się je nadmiernie eksponować, bo z kibicami jest zawsze tak, że jest albo euforia, albo histeria.
– Potrzebna jest nam stabilizacja i wygrane – mówił przed wyjazdem do Gliwic Aleksandar Vuković. I akurat w tej kwestii zgodni z trenerem są zarówno jego zwolennicy jak i przeciwnicy. Tak długo jak Legia nie wróci na właściwie tory, nie będzie regularnie wygrywać, tak długo kibice z Łazienkowskiej nie dadzą trenerowi spokojnie popracować. Tak więc gra idzie z jednej strony o punkty i miejsce w tabeli, a z drugiej o uspokojenie nastrojów i komfort pracy.
W piątek „Vuko” zdążył powiedzieć, że Legia – poza meczem w Glasgow – nie była w tym sezonie słabsza na boisku od żadnego z rywali (a to już 20 meczów), mimo że parę bolesnych wpadek się jej zdarzyło, jak choćby w spotkaniu z Wisłą Płock czy drużyną Piotra Stokowca przed tygodniem. No i powiedział to w złą godzinę, bo jego drużyna w Gliwicach od Piasta była wyraźnie słabsza.
Jeszcze w meczu z Lechią, Legia nie wyglądała źle, choć tamten egzamin był niezdany. Ale już po niedzielnym meczu żadnych usprawiedliwień nie ma. Zawiedli wszyscy. Łącznie z trenerem.
Cały ten sezon w wykonaniu drużyny z Łazienkowskiej to taka „wańka-wstańka” – raz jest dobrze, raz jest źle i przydałby się jakiś sygnał potwierdzający, że w Legii rzeczywiście idzie ku prawdziwej stabilności. Mecz z Piastem doskonale się do potwierdzenia takiej tezy nadawał. No i do podgonienia rywali. Bo zwycięstwo dawało pozycję wicelidera i punkt straty do Pogoni. Ale przyszła porażka, więc zamiast wesela jest stypa.
Bo gdy się w lidze sypią nagle takie wyniki, że „wszyscy grają dla Legii” (niespodziewane porażki Pogoni Szczecin i Lechii Gdańsk, tylko remis Cracovii) to byłoby dobrze, żeby też Legia… zagrała dla Legii. Wszyscy wiedzą, że drużyna z Łazienkowskiej od dłuższego czasu ma problem ze skutecznością, bo okazje do zdobywania goli to jeszcze jakoś się udaje kreować. Ale ze skończeniem są już nie tylko kłopoty, ale wręcz dramat… Nie ma komu tej bramki zdobyć.
Wtedy zazwyczaj pojawiają usprawiedliwienia ze strony piłkarzy i trenera Vukovicia w stylu: „gdyby udało się wykorzystać te dogodne sytuacje to…”. No, ale chyba nie ma w futbolu bardziej skompromitowanego słowa niż „gdyby”… Lepiej tego zaklęcia nie używać.
No więc mecz w Gliwicach miał być tym, w którym Legia zamknie „gdybologię”, a w końcu zacznie strzelać to, co jest do strzelenia. Piast to co prawda aktualny mistrz Polski, ale obecna drużyna tej z finiszu poprzedniego sezonu personalnie nawet nie przypomina. I to nie tylko dlatego, że w klubie nie ma już Patryka Dziczka, Aleksandara Sedlara i Joela Valencii. Piast spuścił w tym sezonie z tonu, a dodatkowo w meczu z Legią nie mogli zagrać także inni istotni w mistrzowskim sezonie zawodnicy: Jakub Czerwiński (kontuzja) i Tomasz Jodłowiec. To znaczy ten ostatni teoretycznie mógł, ale gdy Legia oddawała go latem do Gliwic za relatywnie nieduże pieniądze (100 tys. euro), to zastrzegła sobie bonus, jeśli „Jodła” miałby zagrać przeciwko drużynie ze stolicy. Wiadomo, że Piast nie zamierzał do występu Jodłowca dopłacać, więc Waldemar Fornalik w praktyce przeciwko Legii wystawić tego pomocnika nie mógł. Ale nawet nie był mu „Jodła” do niczego potrzebny. Przebudowywany Piast mądrze się w niedzielę przeciwstawiał drużynie Vukovicia. W pierwszej połowie oddał inicjatywę Legii, a w drugiej zimno wykorzystał błędy i słabość gości.
Legia bez dwóch kreatywnych piłkarzy – Cafu i Marko Vesovicia (Czarnogórzec ma być gotowy na mecz z Lechem za dwa tygodnie), stała się drużyną, która ma wielki kłopot ze stwarzaniem sytuacji bramkowych. Zbyt dużo w tym układzie zależy od Waleriana Gwilii. A jeśli Gruzin ma słabszy dzień, to w ofensywie niewiele się dzieje. Na przykład musi w akcjach do przodu szarpać… Jędrzejczyk. No chyba nie tak to miało wyglądać, prawda?
Akurat w Gliwicach wcale nie chodziło o nieskuteczność. Bo nie było tych okazji dużo. Piast wygrał zasłużenie, bo grał mądrzej. Legii brakuje jakości. Jeśli w tej drużynie gra Rocha to wiele to mówi o tym, jaki wybór ma trener.
W składzie pojawił się Paweł Wszołek. Niby się starał, ale trudno mi uwierzyć, że on potrafi więcej niż taki Kucharczyk, z którego Legia zrezygnowała.
Ciekawym posunięciem Vukovicia była zmiana pozycji Arturowi Jędrzejczykowi, który ze środka defensywy został przesunięty na prawą obronę. Zastąpił Pawła Stolarskiego, z którego – jak widać – Vuković nie był zadowolony po meczu z Lechią. „Jędza” – ku powszechnemu zaskoczeniu – grał bardzo ofensywnie, często włączał się do akcji zaczepnych Legii. I miało to swoją jakość. Kapitan Legii wypracował znakomitą sytuację np. Novikovasowi, którą ten – tradycyjnie już – spartolił. Najgorszą informacją dla kibiców Legii jest to, że żółta kartka, jaką złapał Jędrzejczyk w Gliwicach eliminuje go z meczu z Lechem Poznań w następnej kolejce. Ale jeśli ktoś się w Legii wyróżnił na plus to chyba tylko „Jędza”.
Arvydas Novikovas zagrał od początku, co było dla mnie osobiście o tyle zaskoczeniem, że w meczu z Lechią Litwin dał beznadziejną zmianę. Vuković liczył, że Litwin w końcu odpali, ale się przeliczył.
Trener Legii zostanie poddany krytyce. Słusznie, bo przegrał.
A z drugiej strony gdzie jest w Legii ta jakość, z której „Vuko” nie skorzystał? Obradović? Nagy? Kostorz? Praszelik?
Inne artykuły o: Ekstraklasa | Legia Warszawa
-
xymoxon
-
ursynów
-
zgubek
-
smutas
-
Ja