O kurka wodna! Coś tu nie poszło…
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 7 lipca 2020 22:41
Legia w Krakowie nawet nie zipnęła. Dostała bęcki i to bardzo bolesne. Ale całkiem zasłużone. Najpierw dała sobie wbić dwa gole, które przecież nie były dowodem jakiejś wielkiej piłkarskiej maestrii Cracovii, a potem pchała się tak głupio do przodu, że co chwila nadziewała się na kontry. Mecz zamknęła bramka Mateusza Wdowiaka (dwa gole w półfinale PP!) na 3:0 w 82 min. meczu. W Warszawie ogromne rozczarowanie. Nie tak miała wyglądać końcówka tego sezonu, nie tak…
Gratulacje dla Michała Probierza i jego drużyny, choć gospodarze wcale nie grali wielkiego meczu. Ale grali skutecznie. I dlatego są w finale Pucharu Polski.
Kiedy Legia przegrywała już 0:2 zdesperowani kibice z Łazienkowskiej nerwowo przeglądali skład, kto tam siedzi na ławce rezerwowych i kogo można by wpuścić, żeby się zmienił obraz tego meczu. A tam hulał wiatr! Dużo młodzieży (Ariel Mosór, Szymon Włodarczyk, Piotr Pyrdoł, Radosław Cielemęcki), jeden wiekowy weteran (Astiz), zajechany fizycznie i będący daleko od optymalnej formy Paweł Wszołek. I kogo tu wpuścić?
„Vuko” w pierwszym ruchu sięgnął po Macieja Rosołka (od 46. minuty za Andre Martinsa), a niedługo później po Wszołka, bo sytuacja tego wymagała. Niezalenie od tego, w jakim facet jest stanie. A jest w kiepskim.
Końcówka tego sezonu jest tak mordercza, że teraz nawet Legia nie myśli już o tym, żeby wystawić silny skład, ale żeby wystawić… jakikolwiek. Po każdej kolejce z Legii ubywały kolejne silne ogniwa. A Krakowie Legia zagrała bez Jose Kante, bez Marko Vesovicia, bez Igora Lewczuka, bez Domagoja Antolicia i bez Radosława Majeckiego w bramce! I to nie jest już ten sam zespół. Jest co prawda na boisku 11 legionistów, ale jakościowo jest na placu jednak dużo słabiej. Szczególnie, że kilku liderów (właśnie Wszołek, ale też Andre Martins) zadołowało z formą.
Co oczywiście Legii nie rozgrzesza i nie usprawiedliwia. O pomstę do nieba wołały dziesiątki beznadziejnie wykonywanych raz za razem wrzutek w pole karne, które piłkarze z Warszawy oczywiście musieli przegrać, bo fizyczną i wzrostową przewagę mieli gospodarze. Zespołowi Vukovicia brakowało lidera, który wziąłby na siebie odpowiedzialność za cierpliwe rozgrywanie piłki i szukanie gry dołem, by piłka szybciej kręciła się po murawie. Zamiast tego widzieliśmy nerwowe, szarpane akcje tonącego desperata, którym była w środę Legia.
Czy naprawdę Legia nie ma innego pomysłu jak wrzucać piłkę górą na pałę, na głowy piłkarzy, którzy za przeproszeniem mają wzrostu metr pięćdziesiąt i to w kapeluszu, na rowerze…
Akcja, w której Wdowiak zdobył gola na 3:0, obnażyła kadrową biedę Legii. Dopiero co wszedł na boisko Paweł Stolarski. A on nie jest na dziś nawet cieniem zawodnika, który bił się o miejsce w młodzieżowej reprezentacji Polski. Jest cieniem…cienia. Niestety… Nie zagrałby ani w tym meczu, ani w żadnym innym, gdyby trener miał jakiekolwiek pole manewru. Ale nie miał. Wpuścił na boiska nieszczęsnego Stolarskiego, a ten pokazał cały wachlarz słabości: brak zdecydowania, średnią szybkość, brak czucia gry, „tajmingu” itd. Dramat…
Kibice Legii są wkurzeni porażką w Krakowie, ale już zaczynają się martwić, czy ich drużyna jest w stanie – w tej formie fizycznej i kadrowej – w ogóle doczłapać się do mistrzostwa. Potrzebuje co prawda tylko punktu w trzech meczach, ale dla tak poszarpanego zespołu to może być jak wejście na Mount Everest. Szczególnie, że w sobotę na Łazienkowską 3 przyjeżdża właśnie Cracovia. Ta drużyna nie tylko na tle Legii (bo w ostatniej kolejce ligowej 3:0 wygrała z Lechią w Gdańsku) wygląda na bardzo teraz mocną fizycznie. A Legia odwrotnie, na bardzo słabiutką….
Finał PP nie dla Legii. To trofeum zostało – bądźmy szczerzy – niespodziewanie przez zespół z Warszawy przegrane. Ale w tym sezonie jest jeszcze dużo do wygrania. Przed Legią jeszcze wielkie wyzwania.
Jedna uwaga na marginesie.
Przy tych wszystkich zachwytach jak to PZPN świetnie rewitalizował Puchar Polski i wzniósł go na niesamowite wyżyny organizacji, trzeba zauważyć także grube minusy. Bo do takich zaliczam pomysł by ćwierćfinałów i półfinałów nie rozgrywać z rewanżami. To jest idea mocno chybiona. I nie chodzi wyłącznie o ten konkretny sezon, który i tak jest mocno pokiereszowany przez koronawirusa i trudno o jakiekolwiek wolne terminy, bo piłkarze grają co trzy dni.
Już wcześniej PZPN uległ presji przeładowanego kalendarza i odpuścił rewanże w ćwierćfinale i półfinale Pucharu Polski. Niepotrzebnie, to obniża prestiż rozgrywek. Zamiast smakowitego rewanżu Legia – Cracovia na Łazienkowskiej, mamy poczucie, że Puchar jest rozgrywany w pośpiechu. Na tym etapie rozgrywek losowanie wskazujące gospodarza jednego, jedynego meczu staje się kluczowe. Warto o tym pomyśleć układając kalendarz krajowych rozgrywek na kolejne sezony.
Inne artykuły o: Legia Warszawa
-
xymoxon