Już nawet na Cypryjczyków jesteśmy za krótcy. Smuteczek

Autor wpisu: 26 sierpnia 2020 23:48

To przykra dla nas informacja, że zespół z Cypru to dla mistrza Polski zbyt wysokie progi, ale… taka jest smutna rzeczywistość. Omonia Nikozja – drużyna złożona z międzynarodowej armii zaciężnej – była o klasę lepszy od Legii, a od momentu gdy gospodarze musieli grać w dziesiątkę, to już w ogóle była poza zasięgiem. Gospodarze – przyznajmy to uczciwie – mieli swoje okazje (po jednej z akcji piłka uderzyła nawet w słupek, póżniej silnie z bliska uderzał także Mladenović), ale to były kapiszony przy „karabinach maszynowych”, jakimi dysponowali rywale. Trzeba też otwarcie powiedzieć, że sędzia robił starszne „klopsy” na niekorzyść Legii, ale trudno byłoby twierdzić, że zespół z Warszawy odpadł niezasłużenie.

Czasy kiedy drużyny z Cypru mogliśmy traktować jako prowincję futbolu minęły i nic nie zapowiada, że szybko wrócą. Nie tylko dlatego, że u nich klubowa piłka mocno poszła w górę, ale przede wszystkim z tego powodu, że w ostatnich latach to my się staliśmy tymi peryferiami rozgrywek europejskich. Ot piłkarskie ściernisko. I nie chodzi o to, że to Legia zaliczyła wtopę, tylko cały polski futbol, bo przecież ekipa z Warszawy na luzie sięgnęła po tytuł i potencjałem przerasta całą ligę. Jaki więc jest potencjał całej reszty wolę nie myśleć.

Cypryjska ekipa Henninga Berga to klasowa drużyna. I widać to było od samego początku środowego spotkania, nawet wówczas gdy Legia grała jeszcze w jedenastu. Goście to zespół doświadczony, wielu zawodników z solidną, międzynarodową, piłkarską przeszłością (tylko dwóch Cypryjczyków w składzie) i to tacy „grajcarzy”, co to z niejednego pieca chleb jedli i „nie pękają na robocie”. A już na pewno nie pękają przed takim rywalem jak drużyna z Polski. Omonia od początku grała bardzo odważnie, nie ograniczała się obrony, dążyła do zdobycia bramki.
A kiedy z boiska już w 57. minucie wyleciał Igor Lewczuk za drugą żółtą kartkę, to przewaga gości zrobiła się miażdżąca. Kilka razy z największym trudem interweniował Artur Boruc. Nareszcie pokazał, że jeszcze może.
A Igor Lewczuk musi sam ze sobą poważnie porozmawiać, bo to nie pierwsza jego czerwona kartka w Legii, po której człowiek ma poczucie, że wcale nie musiało do tego dojść. I nie chodzi wyłącznie o to, że belgijski sędzia trochę przesadził z oceną ostrości tej interwencji legionisty, bo to naprawdę nie był tak klarowny faul, za który trzeba było dać żółtą i w konsekwencji także czerwoną kartkę. Ale taki doświadczony wyjadacz jak Lewczuk, musi częściej antycypować, przewidywać rozwój wydarzeń na boisku, a nie tylko ratować się dramatycznymi i ryzykownymi wślizgami. Tym razem na pewno było to niepotrzebne i brzemienne w skutkach.
Legia w osłabieniu nie była w stanie toczyć wyrównanego meczu z Cypryjczykami. Potencjał piłkarski  i przygotowanie fizyczne było dużo większe po ich stronie. Zepchnęli Legię do rozpaczliwej obrony i ciągle drżało nam serce, że Omonia wciśnie tego zasłużonego gola w końcówce meczu. Do 90. minuty meczu to się gościom nie udało, ale niestety zdarzyło się od razu po rozpoczęciu dogrywki. Po Lewczuku błędy zrobili kolejni dwaj obrońcy. Najpierw Filip Mladenović stracił piłkę pod swoją bramką, a za chwilę próbujący naprawić pomyłkę kolegi Artur Jędrzejczyk sfaulował jednego z rywali w polu karnym. Stracony na początku dogrywki gol z „jedenastki” kompletnie zdeprymował Legię i odebrał jej nadzieję na pozytywne zakończenie tej konfrontacji. Z przebiegu gry widać było, że Legię może uratować co najwyżej seria rzutów karnych, ale nie była w stanie do nich dobrnąć: puchła w oczach! Bramka na 0:2 to znów brak koncentracji tuż po wznowieniu gry. A szkoda takiego gapiostwa, bo chwilę przed końcem pierwszej połowy dogrywki legioniści zrobili kilka groźnych akcji, które dawały nadzieję, że jest szansa na remis 1:1. Ale przy 0:2 nie było już żadnych podstaw do snów i marzeń o Lidzie Mistrzów. Nic z tego, nie tym razem. Legia nie była ani w szczytowej formie, ani w optymalnym składzie personalnym.

Już przed środowym meczem było jasne, że tym razem nie wystarczy by w formie było dwóch czy trzech legionistów i któryś z napastników – Tomas Pekhart czy Jose Kante – przepchnie Legię do następnej rundy. W meczu z Omonią potrzebna była wysoka dyspozycja każdego zawodnika, którego na boisko wysłał Aleksandar Vuković. A tu większość zawiodła. Poza Arturem Borucem nie ma kogo pochwalić. No może jeszcze Jose Kante okazał się być zawodnikiem z potencjałem, takim co to sam może mecz wygrać. Ale napastnik Legii albo miał pecha przy swoich strzałach, albo „skręcił” go sędzia, gdy za faul w dogrywce na Gwinejczyku powinien być podyktowany rzut karny dla Legii. Niestety, belgijski sędzia akurat tego przewinienia nie zauważył. Niech go drzwi ścisną!
Ja osobiście więcej się spodziewałem po Bartoszu Kapustce, po którym widać, że przez wiele miesięcy był poza poważną piłką. Dramatycznie zadołował też Andre Martins, mniej niż zwykle dawał także Domagoj Antolić. I można by tu jeszcze wielu piłkarzy z Łazienkowskiej wymienić. No to czego można było oczekiwać po takiej Legii?
Legia odpada z eliminacji Ligi Mistrzów, ale gra dalej – w kwalifikacjach do Ligi Europy. Po tym co zobaczyliśmy w środę kilka rzeczy jest pewnych. Drużyna Aleksandara Vukovicia ma swój limit i pułap, którego nie przeskoczy. Musi liczyć na to, że rywal, na którego teraz trafi, będzie z niższej półki niż Omonia Nikozja. Na domiar złego zespół Vukovicia boryka się już na początku sezonu z plagą kontuzji i zakażeń. Czy Legię uratował by Paweł Wszołek, który jest odseparowany od reszty zespołu? Raczej nie, ale gdy Vuković nie ma także Marko Vesovicia, Mateusza Cholewiaka, Rafaela Lopesa, Vamary Sanogoo, Jospia Juranovicia, a Jose Kante, Walerian Gwilia i Bartosz Kapustka dopiero dochodzą do formy, to potencjał piłkarski Legii mocno ubożeje.
Henning Berg na mecz z Legią wystawił 8 nowych zawodników, którzy w pierwszej rundzie eliminacji nie grali. Mógł sobie na to pozwolić. Legia „młóciła” wszystkie mecze w tym sezonie niemal samym składzie (poza Pucharem Polski z Bełchatowem). O czym to świadczy?
Otóż, czy nam się to podoba czy nie, jesteśmy jedynie ubogimi krewnymi bogatych Cypryjczyków. Smutne, ale prawdziwe.

Inne artykuły o: Legia Warszawa

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli