Barykada Arki padła późno, ale padła. Legia liderem!

Autor wpisu: 3 listopada 2019 20:03

Trudno się grało Legii w Gdyni. Bardzo trudno. Arka (od 30. minuty w „dziesiątkę”) zamurowała się przed własnym polem karnym na tyle skutecznie, że goście bili głową w mur. Dość bezradnie i bez pomysłu. Często brakowało im cierpliwości i konsekwencji w prowadzeniu ataku. No i skuteczności. Na szczęście dla Legii ma ona takiego piłkarza jak Jarosław Niezgoda, który pokazuje, że napastnik może grać w trochę innym stylu niż taki Jose Kante. Stylu… młota do kruszenia betonu. Legia wygrała 1:0 i została…liderem Ekstraklasy, przynajmniej do poniedziałku. Jeszcze niedawno, gdy domagano się głowy trenera Vukovicia, nie bardzo można było sobie to wyobrazić.

Legia – od zwycięstwa z Lechem Poznań – wróciła na właściwe tory. Kreuje dużo sytuacji podbramkowych, choć nadal na spore problemy ze skutecznością. Tą cechą mógł się pochwalić w Gdyni jedynie Jarosław Niezgoda. Wszedł na plac i zrobił co swoje. „Lobik” nad bramkarzem Arki Pavelem Steinborsem znamionuje klasę napastnika. Niejako „w nagrodę” Niezgoda w sobotnim meczu z Górnikiem Zabrze wyjdzie w podstawowym składzie, bo – niebezpieczny dla zdrowia rywali – Jose Kante złapał właśnie czwartą żółtą kartkę w sezonie i musi pauzować.
Do Gdyni Legia przyjechała jako zespół, który wygrał trzy ostatnie mecze. Wysokie zwycięstwo z Wisłą Kraków i wyjazdowy triumf nad Widzewem, odniesiony po ciężkiej walce, podbudowały Legię i nakręciły do lepszej gry. Piłkarze Vukovicia dostali konkretny dowód na to, że są w stanie w tym składzie personalnym, osiągać duże rzeczy i wygrywać wysoko. I być liderem Ekstraklasy.

Oczywiście oczekiwania wobec Legii są dużo większe i kibice chcieliby – docelowo – żeby ich drużyna miała taką przewagę nad krajowymi przeciwnikami, że swobodnie wygrywa mistrzostwo i dominuje nad całą ligą. Tak jak to bywało z Legią dawniej, czy tak jak to było udziałem Wisły Kraków, gdy Bogusław Cupiał ściągał do klubu najlepszych polskich piłkarzy i jeszcze dokładał kilku zagranicznych, z tej wyższej półki.
Ale jeśli chodzi o dzisiejszą Legię, to jeszcze nie ten etap. Może jest to dopiero melodia przyszłości. I to nie najbliższej. Na dzisiaj drużyna „Vuko” musi się nauczyć spokojnie i – co ważne – regularnie zwyciężać, bo bez tego wygranie tej bardzo wyrównanej ligi będzie niemożliwe.

Ekstraklasa jest nieprzewidywalna. Wszyscy narzekamy (i słusznie), że poziom rozgrywek poszedł w dół. Ale on się przy tym jednocześnie bardzo wyrównał. Nie ma hegemona w tej lidze. Lider Ekstraklasy zmienia się często i bywają nim różne drużyny, także takie, których przed sezonem nikt nie wymieniłby jako ewentualnych liderów: Pogoń Szczecin, Wisła Płock czy Cracovia. Dlatego w tej lidze każdy może wygrać z każdym, wszystkie mecze są istotne, a faworyci muszą uważać na autsajderów. I jak Legia przyjeżdża do Gdyni na mecz z ostatnią w tabeli Arką, to też musi być skoncentrowana, też musi grać na sto procent. Bo jak się zapomni to się może obudzić bez punktów. No taka to liga…

Jak się szuka stabilizacji wynikowej (zwycięstw), to dla Vukovicia zaczyna się ona od stabilizacji składu. Dlatego w Gdyni zespół z Łazienkowskiej znów wystąpił niemal w tym samym składzie co w ostatnich spotkaniach. Do bramki – po meczu pucharowym z Widzewem Łódź, gdzie grał Cierzniak – wrócił Radosław Majecki i nastąpiła jedna zmiana w obronie.
Nie wystąpił w Gdyni Michał Karbownik (dopadło go przeziębienie) i to wielka szkoda. Nie dlatego, że na lewej obronie musiał Luis Rocha (rzemieślnik, tylko rzemieślnik niestety), ale dlatego, że „Karbo” był ostatnio wymieniany w gronie tych piłkarzy, którzy mają szansę być powołani na listopadowe mecze reprezentacji. Że za szybko? Nie wydaje mi się. Taki Sebastian Szymański był sztucznie i niepotrzebnie trzymany zbyt długo w „młodzieżówce”, bo PZPN chciał zrobić wynik na MME, więc ówczesnego legionisty nie puszczono do kadry Brzęczka. Karbownik też gra już w młodszych reprezentacjach, ale otarcie się kadrę A i  spotkanie z Robertem Lewandowskim czy Łukaszem Piszczkiem (pożegnalny mecz w reprezentacji obrońcy Borussii Dortmund), dałoby mu pozytywnego kopa w górę. Od tych dwóch facetów mógłby się nauczyć profesjonalizmu i bezpośrednio przekonać, że w poważnym futbolu nie ma drogi na skróty, jest tylko praca. Jeśli Karbownik ma się nam szybko rozwijać, to niech się uczy od najlepszych. Teraz, nie później.
Zapytany przed meczem o tę kwestię Aleksandar Vuković cieszył się, że nazwisko Karbownika pada w kontekście reprezentacji, choć jednocześnie tonował nastroje. Po pierwsze, żeby nie psuć chłopaka, a po drugie serbski trener zawsze chłodzi głowy swoim piłkarzom. Tak, żeby ego nie odpłynęło im zbyt wysoko, gdzieś na poziom chmur. Żeby kierowali się pokorą.
I w Gdyni potwierdziło się, że ta pokora jest potrzebna. Legia od początku dominowała, miała większe posiadanie piłki, grała wysoko. Tyle tylko, że nie mogła swoich akcji skończyć golem. Może także dlatego, że najczęściej kończył je… obrońca Artur Jędrzejczyk. I to nie głową, a nogą… Właściwie poza próbami „Jędzy” groźnie uderzał jedynie Jose Kante. Raz sytuacyjnie, raz głową. Bez skutku.
Paweł Wszołek kilka razy też miał okazje, ale jakoś nie mógł trafić z właściwym wyborem miejsca pod bramką rywali. W koncepcji Vukovicia skrzydłowy (właśnie Wszołek) ma przy kończeniu akcji schodzić do środka i domykać ofensywę Legii. Stąd częsta obecność Wszołka w polu karnym, który zajmuje miejsce po Jose Kante, gdy Gwinejczyk wyciągnie za sobą któregoś ze stoperów. Taka właśnie akcja przyniosła Legii drugiego gola w meczu z Widzewem. Ale w Gdyni jakoś to wyjść nie chciało. Ciekawe, że tę zasadę zamiany pozycji szybko pojął Wszołek, a drugi skrzydłowy Arvydas Novikovas niemal w ogóle nie zamyka ofensywnych akcji Legii. Albo robi to bardzo rzadko. A co robi często? No często – jak dla mnie zbyt często – spektakularnie upada próbując wyłudzić rzut wolny. Co mu się nie udaje i rywal rusza z kontrą. Strasznie to jest irytujące.
Novikovas trafił w Gdyni w poprzeczkę, więc nie był to jego najgorszy mecz, choć nadal gra nierówno. Może dać drużynie więcj, ale widać, że trzeba będzie jeszcze na to poczekać.

Wrócił do drużyny Marko Vesović i to jest świetna informacja dla kibiców Legii. Na pewno doda jakości i da możliwość gry kombinacyjnej, jakiej Legii brakuje w meczach z rywalami, którzy bronią pod własną bramką tak szczelnie jak Arka właśnie.
Na razie za to nadal nie odnalazł się Walerian Gwilia. Gruzin dał w Łodzi przeciw Widzewowi, beznadziejną zmianę. W Gdyni było lepiej, ale… niewiele. Długo wraca Gwilia do równowagi po niegroźnej kontuzji.

Legia – nawet jeśli tylko na chwilę – liderem Ekstraklasy. Vuković po raz kolejny potwierdza, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Tylko trzeba mu dać czas, żeby mógł ułożyć tę drużynę po swojemu. Najtrudniejsze – czyli sprzątanie szatni – już za nim. Teraz powinno być z górki.

Inne artykuły o: Ekstraklasa | Legia Warszawa

  • smutas

    Panie reaktorze podziwiam pana za obronę Vukovica To gość nie do wymiany. Już się z tym pogodziłem. Meczu nie oglądałem .Wierzę na słowo.Jutro może się inaczej wypowiem. Ale dobrze jest. a może być jeszcze lepiej.

  • Paweł 1916

    Przydałoby się jednak trochę rzetelności panie Tuzimek, bo Arce karny, a nawet dwa karne się należały i mecz mógł skończyć się 2:1, a oba karne gdynianie zarobiliby, gdy grali w 10, a to legionistom nie wystawia dobrej noty. 2 połowa w wykonaniu piłkarzy ze stolicy była bardzo słaba…

  • smutas

    Mecz obejrzałem.Legia bardzo nieskuteczna. Tak samo nieskuteczny był sędzia Myć. Skaleczył Arkę niemiłosiernie- tak nie można sędziować- dwa karne ewidentne.No cóż, wczoraj Legii szczęście dopisało.Zobaczymy czy w następnym meczu z Górnikiem zagrają na takim poziomie do jakiego są predestynowani.Rocha to strasznie słaby zawodnik. Każdy mecz w jego wykonaniu to obawa co zmajstruje- czerwona kartka, karny lub obie rzeczy naraz.Zgoda,że Niezgoda wczorajszym,,Lobikiem” pokazał,że ma papiery na granie. Tylko czasami odzywa się w nim syndrom znikania, niby jest na boisku, ale go nie widać.A czy ulubieniec redaktora Vukovic będzie miał z górki ?-zobaczymy. Idzie zima .

  • xymoxon

    Niestety obrona Legii jest tragiczna. W meczu z Widzewem Lewczuk zrobił karnego z niczego, a wczoraj Jędrzejczyk był bliski pozbawienia Legii 2 punktów, bo koniecznie chciał powalić w swoim polu karnym główkującego rywala. To są przecież najbardziej doświadczeni zawodnicy Legii.

  • meriva

    Jestem kibicem Legii i każda wygrana tej drużyny powinna mnie cieszyć. Niestety ta nie mogła. Panowie Myć ze Stefańskim udowodnili,że sędziowanie w Polsce jest tragiczne.Sędzia Myć to gość ,który w błyskawiczny sposób awansował do grona sędziów prowadzących mecze ekstraklasy.Ma słabe notowania w środowisku piłkarskim, wystarczy tylko poczytać o nim w internecie. Pan Stefański to mój ulubieniec. Ma ksywę ,,Dwunasty sprawiedliwy z Bydgoszczy” – mieszka na stałe w Warszawie. Niby sędzia doświadczony, międzynarodowy, a gwizdek lub monitor mu przeszkadzają.Panowie Myć i Stefański nie idźcie dalej tą drogą.Legia i bez was może wygrywać.A co do tytułu wpisu pana redaktora – to z tą twierdzą to chyba ciut na wyrost. Nie tyle jej obrońcy dzielnie jej bronili, co słabi byli atakujący.Ma o czym myśleć Vukovic- zwłaszcza nad zestawieniem obrony. Kolejny mecz gra bardzo źle.

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli