Legia trzy punkty ma, czyli dożynanie ligi tuż przed zimą
Autor wpisu: Marcin Kalita 15 grudnia 2018 23:05
Dopiero co pierwszy grał z drugim i było bez goli, bez emocji, bez pieprzu, bez napięcia. Teraz drugi grał z czwartym i znów nudy. I znów cały pieprz poszedł w świąteczne zasoby, a emocje skończyły się na prognozie pogody. Były za to gole. Legia wygrała z Piastem 2:0 i nic by się nie stało, gdyby ten mecz skrócić po prostu do tych dwóch sytuacji. W telewizji to banalnie proste, w naturze się nie da, więc dla dwóch goli trzeba było się męczyć ponad półtorej godziny.
To wygląda jak dożynanie ligi. Zima prawie jest, święta za pasem, a tu dożynki w minusowej temperaturze. Jeśli komuś bić brawo, to kibicom, którzy na mrozie idą na stadion, kupują bilet/karnet, zawijają się w kocyki i mają nadzieję. Na rozgrzanie mają nadzieję, ma się rozumieć, ale okazuje się, że jak nie wziąć naczyń i napojów na stadionie zakazanych, rozgrzać się nie ma czym.
Jeśli taki mecz serwują, dajmy na to, czternasta z piętnastą – od biedy można zrozumieć. Pokiwać głową: no tak, nie dają rady. Ale jak druga z czwartą? Ta czwarta (Piast) co prawda bez czterech wykartkowanych podstawowych piłkarzy, ale bez przesady – z wyjściową jedenastką na nasze warunki całkiem przyzwoitą.
Czytam właśnie o wielkich kwotach za nowe rozdanie praw tv do ekstraklasy: że więcej, że drożej, że rozwój, że poziom? Hmm… To jaką ligę oni, przepraszam, kupili? Bo chyba nie tę, w której futbol statyczny okazuje się wystarczającym środkiem do osiągnięcia celu. „Lepiej mądrze stać niż głupio biegać” – zdaje się, że kilka ekip w tym coraz cenniejszym podobno „produkcie” zbyt dosłownie sobie wzięło do serca hasło służące zupełnie czemu innemu.
Jak się rzekło, dwa zdarzenia w meczu Legii z Piastem były do odnotowania. W 20. minucie kapitalne podanie tuż sprzed linii pola karnego w „uliczkę” Dominika Nagy’ego. Węgier jednym ruchem stopy minął linię obrony Piasta, a Sandro Kulenović z zimną krwią podanie od partnera wykorzystał.
Na drugie trzeba było czekać aż do końca. Tym razem ewidentnie świąteczny prezent Marcina Pietrowskiego dla legionistów. Oddana piłka za darmo pod linią boczną, przytomne zagranie Cafu do Sebastiana Szymańskiego, dogranie tego ostatniego do spryciarza Carlitosa i 2:0. Reszta do zapomnienia.
Dwa gole dwóch napastników – 19-letni Kulenović zaczął w pierwszej jedenastce zgłaszając aspiracje do regularnej walki o pozycję w zespole. Na początku sezonu, choć wystąpił tylko dwa razy i to epizodycznie, mimowolnie stał się jakimś symbolem (za wielkie słowo – raczej małym znaczkiem) niemocy. Ciekawa wolta dokonała się, gdy swoją ręką zamieszał Sa Pinto. Chorwat zaczął dostawać minuty, jeden mecz w pierwszym składzie, drugi, teraz trzeci. Strzelił gola na remis Jagiellonii, teraz otwierającego wynik Piastowi.
Pamiętam Kulenovicia z letnich sparingów Legii, po powrocie z wypożyczenia do młodego Juventusu. Starał się pokazać, dawał serducho i w ofensywie, i karnie biegał do defensywy. Naprawdę mógł się podobać, szczególnie na tle kilku nieruchawych kolegów – zdawało się, że dostanie więcej szans u trenera Deana Klafuricia, ale na rzeczywistą szansę musiał poczekać aż do czasu Sa Pinto. Jeśli taki klub jak Juventus wystawia młodego zawodnika w meczach Youth UEFA League, to raczej tam się nie mylą – coś w chłopaku musi być, z powodu czego warto go spróbować, nawet, jeśli my nad Wisłą w to nie wierzymy. Dobrze, że w Kulenovicia wierzy Sa Pinto. Natomiast jaka będzie przyszłość napastników Legii – to generalnie ciekawa kwestia. Kulenović w jedenastce, Carlitos z ławki, w kadrze meczowej wreszcie Jarosław Niezgoda (!), a Jose Kante w roli widza. Eduardo zaś pożegnany. Tak to wygląda na tę chwilę.
Jeszcze jedna kolejka i ta coraz więcej warta w Polsce, ale coraz niżej osuwająca się w Europie liga skończy się w 2018 roku. O dwie, a może o trzy kolejki za daleko. Na szczęście, przy łapaniu świątecznego karpia emocje szykują się dużo większe…
Inne artykuły o: Ekstraklasa | Legia Warszawa | Piast Gliwice
-
ursynów