Lechia nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa
Autor wpisu: Jakub Kocięba 15 lutego 2020 01:22
Piłkarskie walentynki w Gdańsku zapowiadały się całkiem romantycznie. Miała to być randka nieźle „podmalowanej” po ostatnich przejściach Lechii, z poukładanym i ambitnym Piastem. Nie oglądaliśmy jednak spotkania, które rozpaliłoby wśród widzów namiętną miłość do ekstraklasy. Randka więc średnio udana, ale zwycięstwo Lechii potwierdziło, że zespół Piotra Stokowca nie zrezygnował w tym sezonie z medalowych ambicji.
Gra obu drużyn w wielu aspektach przypominała kolację we dwoje. Na samym początku piłkarze chcieli dać się wykazać stronie przeciwnej, badając na co mogą liczyć tego wieczoru. Dlatego kiedy początkowo zagajała Lechia, to i tak za chwilę przekazywała inicjatywę swojej „walentynce” z Gliwic.
Na romantycznym spotkaniu pojawiły się również… prezenty. Pierwszym był dany gospodarzom rzut karny, do którego podszedł Flavio Paixao. Chcąc oczarować wszystkich mocnym strzałem nad bramkarzem, Portugalczyk trafił w poprzeczkę.
Zdaje się, że Lechia również miała zamiar pokazać „jaki ma gest”. Tuż przed przerwą Duszan Kuciak „wypluł” przed siebie piłkę stwarzając doskonałą okazję do zdobycia bramki drużynie mistrza Polski. Jednak zaskoczony tą wspaniałomyślnością Jorge Felix nie zdołał przebić strzałem ściany obrońców wspomagających golkipera Lechii.
Trzeba powiedzieć, że pierwsza część tego walentynkowego spotkania nie zapowiadała emocji i miłosnych uniesień godnych „Titanica” czy „Przeminęło z wiatrem”. Obie strony chciały się wykazać, ale były w tym równie nieudolne. Zmiana stron nie przyniosła dużej odmiany dla tego „romansu”. Nadal brakowało tego wieńczącego magicznego dotyku i… piłkarskich uniesień. Gdy przez chwilę do ofensywy przechodziła Lechia, to za moment swoje uroki chciał pokazać Piast. Trzeba natomiast pokłonić się ładnie kilku piłkarzom, którzy robili różnicę w tym meczu. Po stronie Gliwic jaśniał Jorge Felix, który znacząco nabił licznik strzałów Piasta. Próbował szczęścia z wielu pozycji. Niestety tego wieczoru nie był skuteczny. W formie był Patryk Tuszyński, który aktywnie szarpał prawym skrzydłem i momentami Lechia tonęła w bezradności wobec wszędobylskiego zawodnika gości. Po drugiej stronie „stołu” swoje atuty prezentował Filip Mladenović. To właśnie jedna z oskrzydlających akcji Serba wprawiła w konsternację gości. Niewiele brakowało, żeby sędzia podyktował rzut karny. Jednak puścił grę i kiedy zdawało się, że najgorsze już za Piastem, fatalny błąd i stratę zaliczyła defensywa zespołu z Gliwic. W zamieszaniu do piłki dopadł na skrzydle Michał Nalepa, zacentrował w stronę Paixao, który tym razem skorzystał z podarunku i precyzyjnym strzałem z bliskiej odległości wpakował piłkę do siatki.
Po stracie gola Piast co prawda zaczął coraz śmielej atakować, ale jednak były to ataki nieskuteczne, Lechia tym razem (w odróżnieniu od tego, co stało się w poprzedniej kolejce) pokazała, że potrafi obronić nawet skromną zaliczkę bramkową. Znaczącą rolę odegrał tu fantastyczny Duszan Kuciak. To taki bramkarz, który wygrywa mecze, co Słowak potwierdził w walentynkowy wieczór w Gdańsku.
No bardzo ciekawi jesteśmy tej nowej twarzy Lechii w rundzie wiosennej, po zimowych transferach, gdy nowi zawodnicy na dobre wkomponują się do drużyny.
Inne artykuły o: Ekstraklasa | Lechia Gdańsk