Czeka nas zVARiowana kolejka z pytaniami: a co by było, gdyby…
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 6 kwietnia 2018 12:00
W sobotę o 18.00 zaczyna się 30. kolejka Ekstraklasy, po której mnóstwo będzie pytań: a co by było, jakby jednak na tym spotkaniu był VAR? Bo jak wiadomo PZPN – nie będąc w stanie obsłużyć wszystkich spotkań w kolejce – zdecydował, że sędziowie z powtórek telewizyjnych nie będą mogli skorzystać… nigdzie. Przy okazji posypała się cała argumentacja PZPN o dobrodziejstwach płynących z wideo-weryfikacji. Bo skoro w decydującej kolejce można powtórki od tak wyłączyć, to dlaczego są konieczne przez cały sezon? PZPN wydał kupę forsy na cały system VAR, poświęcono wiele czasu i energii na szkolenie sędziów, kibice przyzwyczaili się, że nie dochodzi do wypaczeń wyników meczu i teraz co? Jedną, arbitralną decyzją wypacza się sens tych wydatków i działań. Chętnie bym przeczytał co o tym sądzi Ekstraklasa, ale ta jest chyba w jakiejś defensywie…
Decyzja jest po prostu głupia, niezależnie do kompletnie kuriozalnych tłumaczeń związku, które po prostu obrażają zdrowy rozsądek ludzki. I niezależnie od pokrętnych, mętnych argumentów na poziomie podstawówki, wstydliwie wciskanych kibicom przez dziennikarzy dyspozycyjnych.
Dziś PZPN łapie się wyjaśnień – niczym tonący brzytwy – że nie chciał arbitralnie ustalić, które mecze mają być grane z VAR-em, a które bez. No, cóż to za nonsens… Jakoś do tej pory ten sam PZPN, w tej samej kwestii takich oporów nie miał. Wyznaczał! Przecież nie robił ankiet wśród kibiców, nie losował, prawda? Wyznaczał. Więc sensu w tej argumentacji i konsekwencji w tłumaczeniach za grosz.
Opowieści, że nie dało się wcześniej niż we wtorek rano podjąć żadnych decyzji, bo dopiero w Wielki Poniedziałek wyjaśniło się, które kluby będą walczyły o udział w grupie mistrzowskiej, traktuję jako żart. Oznaczałoby to, że PZPN wymyślił system, w którym sam musi liczyć na… fart, że istotnych spotkań w 30. kolejce będzie tyle, ile ma wozów VAR do dyspozycji. A jak się zdarzy więcej to co? Nie dawać VARu nigdzie, niech wozy na które ten sam PZPN wydał 2 mln złotych zostaną w w sobotę garażu. Wow, co za rozwiązanie! Co za tęga głowa to wymyśliła?
Opowieści, że nie dało się rozwiązać problemu z VAR-em są warte funta kłaków. Nagle okazało się, że według PZPN losowanie byłoby niesprawiedliwe… Ciekawe co na to UEFA i FIFA, które losowań się jakoś nie brzydzą. Co na to ten sam PZPN, który przecież losuje pary w rozgrywkach o Puchar Polski? Tam też jest niesprawiedliwie?
Ale nawet, gdyby uznać, że PZPN nie chce VARu losować, były inne rozwiązania. Można było w lipcu gdy startowały rozgrywki (lub najpóźniej w lutym, przed startem rundy wiosennej) ogłosić, że VAR będzie rozdzielony sprawiedliwie, według kryteriów sportowych. Pojedzie na mecze drużyn z czołówki tabeli. Bo w końcu gra się toczy o mistrzostwo Polski. Jeśli mamy cztery wozy, jadą na mecze pierwszych czterech drużyn. Jeśli tak się zdarzy, że dwa zespoły z lokat 1-4 grają w 30.kolejce ze sobą, to wóz jedzie na mecz piątej drużyny w tabeli po 29. kolejce spotkań. Jeśli tak by się ułożyło, że drużyny z lokat 1-4 grają ze sobą aż dwa mecze (np. 1 z 2 oraz 3 z 4), to VAR jedzie na mecze 5. i 6. drużyny w tabeli. I nikt nie może mieć pretensji, kryteria są jasne, sportowe i znane wcześniej.
Wszystko mieści się w piłkarskiej logice. VAR jest w Ekstraklasie, a nie w 1.lidze, bo ESA ma priorytet i to nikogo nie dziwi, że lepsze warunki ma wyższa klasa rozgrywkowa. A całe lata bywało tak (nie wiem jak jest dzisiaj, ale pewnie tak samo), że na mecze niższych klas lub juniorów jechał tylko jeden sędzia. On był głównym, a liniowymi (asystentami) byli przedstawiciele obu drużyn. Albo główny gwizdał spalone z boiska, na czuja. Że się mylił? No, pewno, ale wszyscy wiedzieli czemu tak się dzieje. Bo to B lub C klasa. A jeśli drużyna awansuje wyżej, to jej mecze będzie obsługiwało trzech sędziów. I czy tam – w tych niższych ligach – nie ma ważnych, decydujących meczów? Są, dla tych ludzi to są mecze na śmierć i życie, ale wiedzą, że jak są niżej w futbolowej hierarchii, to mają gorsze warunki. Jasne reguły.
I tak samo z VAR-em w Ekstraklasie. Każdy ma prawo walczyć o czołowe lokaty i mieć lepszy „serwis” sędziowski. Decyduje sport. Ale i na to nie wpadł PZPN. Lepiej wylać dziecko z kąpielą, nikt nie będzie miał VAR-u.
Proponuję następnym razem – jeśli PZPN trwale utracił zdolność arbitralnego podejmowania decyzji – skorzystać z tego sportowego kryterium. Na przykład za rok, jeśli związek nie dorobi się do tej pory ośmiu wozów.
Kwestii bałaganu wokół VAR podjąłem we wczoraj opublikowanym w portalu Wirtualna Polska/Sportowe Fakty felietonie. Żeby się nie powtarzać, poniżej wklejam obszerne fragmenty:
Tego się po PZPN-ie nie spodziewałem. Zbigniew Boniek z ekipą – widocznie zainspirowani dokonaniami Romy w Lidze Mistrzów – zapakowali sobie dwa mega samobóje. Najpierw wyskoczyli z propozycją zgłoszoną za pięć dwunasta, żeby rozbić całą – ustaloną wcześniej – sobotnią kolejkę spotkań Ekstraklasy, a jak dostali odpowiedź, że to niemożliwe i głupie, to poinformowali, że zabierają swoje wozy VAR. Zupełnie jak dziecko zabawki, gdy idzie się bawić do innej piaskownicy. Dziecinada.
W poświąteczny wtorek – termin raczej nieprzypadkowy, sprzyjający powrotom z Wielkanocy spędzanej w domu – Zbigniew Boniek postanowił zrobić w polskim futbolu rewolucję. Zaproponował klubom i Ekstraklasie, żeby zmieniły terminy meczów w… tym tygodniu. Żeby pół ligi grało w sobotę o 18.00 (tak była zaplanowana cała kolejka), a pół w niedzielę. Bo wtedy PZPN da radę na wszystkie spotkania „ogarnąć” system VAR.
Propozycja kosmiczna, żeby nie powiedzieć… komiczna. Na cztery dni przed wyznaczoną kolejką spotkań nagle pomysł, żeby połowę spotkań przenieść na niedzielę. Jakby nie było sprzedanych biletów na konkretny dzień i godzinę, jakby nie było ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, która nakłada obowiązek dużo wcześniejszego zgłoszenia imprezy, jakby nie było całej logistyki organizacji meczów we wszystkich klubach, w którą są jest zaangażowane setki ludzi.
Co ludzie cisnęli Bońkowi za „złoty” pomysł… Byli zaszokowani, że taki światowiec wyskoczył czymś takim, że nie ma lepszego dowodu na zlekceważenie kibiców, którzy w tym całym biznesie piłkarskim są chyba trochę ważniejsi niż system VAR. Pojawiły się zarzuty o brak szacunku do kibiców i o tym, że prezes ma kibiców w – delikatnie mówiąc – głębokim poważaniu. I że w ogóle z choinki się urwał.
Faktem jest, że gdyby z tak „przemyślaną” propozycją wyskoczył Grzegorz Lato, śmiech w mediach niósłby się od Bałtyku po Tatry. A tak tylko konsternacja i cisza…
W klubach propozycję Bońka przyjęto ze zdziwieniem (widać nie miał z kim w związku odbić swoich przemyśleń). Ekstraklasa na tak „genialny” pomysł się nie zgodziła, bo w klubach ludzie wiedzą, co to jest logistyka. Gdyby to planować w lutym, to ok, ale teraz?
Trudno, żeby funkcjonowanie Ekstraklasy zależało od tego, kiedy pan Zbyszek ze świąt wróci…
Boniek nie lubi przegrywać. Zadziorny charakter. Wnioskując z jego wpisów na Twitterze, nie mógł się pogodzić z tym, że jego pomysł nie zyskał poklasku. Ale zamiast wycofać się godnością, przeprosić za jakość pomysłu „naprawiającego” polską piłkę, zwalić winę na poświąteczną niedyspozycję, prezes PZPN popisywał się arogancją i kpiną z kibiców. W jednym z kolejnych tweetów napisał: „Tak sobie myślę o tych wszystkich charterach, wykupionych wycieczkach, zapłaconych biletach, zarezerwowanych hotelach, ciężkie życie kibica po takim meczu, oj ciężkie”.
Na odpowiedzi kibiców Boniek długo nie musiał czekać. Przykładowo dwie pierwsze, ale reprezentatywne: „Tak to jest jak się widzi czubek własnego nosa i żyje w innym świecie. „Aniu, zarezerwuj mi tam bilecik do Rzymu. Na jutro” albo drugi: „Prezes związku piłkarskiego kpi z kibiców piłkarskich. Chyba władza zaczyna za mocno uderzać do głowy”.
A przecież lepiej, żeby Boniek myślał o czym innym. Na przykład o logistyce związanej z VAR, co należy do obowiązków PZPN.
Bo czy PZPN dowiedział się dopiero we wtorek, że 30. kolejka Ekstraklasy będzie w całości rozgrywana w ten sam dzień, o tej samej godzinie? Trudno w taką abnegację uwierzyć… Przecież to było wiadomo, latem ubiegłego roku.
Co ciekawe, w styczniu tego roku PZPN poinformował, że w rundzie wiosennej WSZYSTKIE mecze Ekstraklasy będą obsługiwane przez VAR, bo PZPN pozyskał kolejny wóz do obsługi tego systemu. Ale chyba się chłopakom zapomniało o tej 30. kolejce, tak ważnej przecież w obecnym systemie ESA-37.
Już wtedy powinno się działaczom PZPN zapalić światełko, że nie mają tylu wozów ile mieć powinni i należało ogłosić co z tym zrobią. Najwyraźniej jednak zaspali i obudzili się z poświątecznym pomysłem Bońka… To już lepiej było spać do końca i siedzieć cicho.
I jak PZPN rozwiązał problem z wozami na sobotę? No niesamowicie, z całą mądrością, jaką miał akurat do dyspozycji. VARu nie będzie… nigdzie. I to będzie – według PZPN – sprawiedliwie!
Ktoś tu chyba strzelił focha, co?
Boniek – w stylu Romy – wali sobie samobója za samobójem. To najpierw PZPN przekonuje przez ponad pól roku wszystkich jak ważny jest ten VAR, Boniek nawet jest gotów mecze 30. kolejki przenosić na niedzielę (BO TAK TEN VAR JEST WAŻNY), a potem słyszymy: Jeśli nie wszędzie, to nigdzie nie dajemy… Jaja…
Co ciekawe, PZPN zapowiadał, że wprowadza system VAR na cały sezon. Teraz wyjmuje z tego jedną kolejkę, więc zmienia zasady gry w trakcie rozgrywek. Niepojęta logika. Trudno ją sobie inaczej wytłumaczyć niż tylko fochem.
Czyli jeśli mielibyśmy uratować wypaczenia wyników jedynie w połowie spotkań – bo na tyle nas na dzisiaj stać – to lepiej tego nie robić, niech się błędy dzieją wszędzie. Np. taki gol Siemaszki strzelony ręką, który zdecydował o degradacji Ruchu Chorzów.
Podobną logiką mogliby się kierować strażacy (nie wysyłamy wozów nigdzie, bo nie jesteśmy ich w stanie wysłać wszędzie) albo dyspozytorzy karetek pogotowia. Przejaskrawiam? Może. Ale nie mogę pojąć logiki, w której zmniejszenie prawdopodobieństwa wypaczenia wyników o 50 procent, nie jest atrakcyjne dla PZPN. Lepiej oddać całe 100 procent i samemu – w sposób niezamierzony – podważyć konieczność korzystania z VAR. Bo jeśli nie w decydujących chwilach rozgrywek to kiedy?
Co ciekawe jeszcze niedawno VARu nie było na wszystkich meczach Ekstraklasy i jakoś wtedy to Bońkowi i PZPN-owi nie przeszkadzało. Nie wyrzucali całego systemu do kosza. To co się teraz stało? Foch?
Inne artykuły o: Ekstraklasa | PZPN
-
ursynów