Nie mogłem jeść, nie mogłem spać – szczera spowiedź Radakovicia
Autor wpisu: Marcin Kalita 28 lutego 2021 22:36
"Wróciłem po meczu do domu. Byli tam wszyscy moi najbliżsi. Mama..., rodzina. A ja po prostu nie mogłem wykrztusić słowa"
Uroš Radaković po kilku minutach debiutanckiego występu w polskiej ekstraklasie w barwach Wisły Kraków znalazł się na czołówkach wszystkich portali internetowych. Po 8 minutach od wejścia na boisko strzelił gola dającego Wiśle prowadzenie z imienniczką z Płocka, ale to była zarazem jego ostatnia akcja w meczu. Na skutek nieszczęśliwego zderzenia głowa z rywalem musiał zejść z boiska – konieczne było odwiezienie piłkarza na badania do szpitala.
Na szczęście Radakoviciowi nic groźnego się nie stało, ale wejście do polskiej ligi zostanie zapamiętane, to pewne. Radaković to serbski stoper wypożyczony do Krakowa ze Sparty Praga, w której od ponad roku nie miał miejsca. Najpierw spędził kilka miesięcy na wypożyczeniu w rosyjskim Orenburgu, potem w Astanie. Postać to ciekawa, piłkarz o wielu wzlotach i upadkach w swojej karierze. Do futbolu na najwyższym profesjonalnym poziomie przywrócił go niegdyś trener Sigmy Ołomuniec (a potem Sparty Praga) Vaclav Jilek, który pracę z Radakoviciem – w czasie, gdy Sigma grała w drugiej lidze – zaczął zmuszając Serba do… zrzucenia kilku zbędnych kilogramów.
Na Futbolfejs.pl swego czasu opublikowaliśmy felieton o Radakoviciu inspirowany niezwykłą spowiedzią piłkarza po błędzie, który kosztował Spartę wyeliminowanie z europejskich pucharów. Poniżej przypominamy tekst artykułu z sierpnia 2018 roku.
Uroš Radaković – pewnie nie znacie gościa. A to istotny gość. Stoper Sparty Praga, 24-letni Serb, jeden z najlepszych obrońców ligi czeskiej poprzedniego sezonu, sprowadzony przez Spartę latem z Sigmy Ołomuniec. Sigma bez Radakovicia walczy o Ligę Europy. Właśnie – gdy seryjnie odpadały polskie kluby – dwa razy pokonała Kairat Ałmaty wystawiając w składzie… ośmiu wychowanków, ale akurat Radaković ze Spartą odpadł wyeliminowany przez serbski Spartak Subotica.
Sparta jest – obok Slavii – najbogatszą czeską drużyną. Stać ją na transfery piłkarzy kosztujących grubo ponad 3 miliony euro i płacenie niektórym piłkarzom kontraktów ponad milion euro rocznie. Dla takiej Legii to poziom dziś nieosiągalny.
A jednak Spartę i Legię łączy jedno – odpadły w eliminacjach Ligi Europy. Sparta nawet wcześniej – ze Spartakiem Subotica. Klubem serbskim, siłą rzeczy wyżej notowanym niż Dudelange, tyle że różnica poziomów (transfery, zarobki, wartość kadry) między Spartą a Suboticą była większa niż między Legią a Dudelange!
Sparta zawaliła sprawę w meczu wyjazdowym przegrywając 0:2. Jednak w rewanżu postawiła na atak bezkompromisowy. To był huragan, który zepchnął Suboticę do głębokiej defensywy. Sparta wyrównała straty, prowadziła 2:0, gdy w 75. minucie wspomniany Radaković popełnił koszmarny błąd. Mając piłkę przy nodze, na własnej połowie, zwrócony do własnej bramki – za daleko sobie futbolówkę wypuścił. Przejął rywal, wpadł w pole karne, Radaković faulował, karny, gol (jedyny celny strzał Suboticy na bramkę Sparty w całym meczu), Sparta nie odwróciła losów rywalizacji, mimo gigantycznej przewagi na boisku.
To było kilkanaście dni temu. Ale właśni teraz czeski „Sport” opublikował rozmowę z piłkarzem – pierwszą od tego zdarzenia. Wstrząsającą.
Nie ma tu stwierdzeń „wyciągniemy wnioski”. „trzeba walczyć dalej”, „futbol jest nieprzewidywalny”, „taki jest poziom/takie są wyroki piłki”, a już tym bardziej „sędzia podejmował specyficzne decyzje” (choć sporów co do spornej sytuacji z karnym i w meczu Sparty nie brakowało). Nie ma szukania usprawiedliwień. Nawet słynnego „obudźmy się”. No i żadnych wulgaryzmów.
Jest za to szczere zwierzenie człowieka, który przeżył osobistą tragedię.
„Doping stadionu był niesamowity, ale w jednej chwili zrobiło się cicho” – mówi Radaković. – „A mi zawalił się świat. Byłem w szoku.”
I dalej: „Wróciłem po meczu do domu. Byli tam wszyscy moi najbliżsi. Mama…, rodzina. A ja po prostu nie mogłem wykrztusić słowa. Nie mogłem przełknąć kęsa jedzenia. Nic. Przez dwa dni po meczu nie byłem w stanie jeść, nie mogłem spać. Byłem w szoku. Obudzili mnie dopiero trener Zdenek Sčasny i Tomaš Rosicky („szara eminencja” Sparty, zakończył karierę zimą, ale funkcjonuje w klubie jako doradca – red.). Człowiek upadnie, ale musi iść dalej.”
Jest też ciekawie o fanach. Ci Sparty bywają bardzo ostrzy, nieprzewidywalni, chuligańscy. A jednak Radaković mówi: „Musimy z nimi żyć. A gdy trzeba, wysłuchać gwizdy i obelgi”.
Nie wiem, jak na was. Na mnie to robi wrażenie, bo mówi o prawdziwych ludzkich emocjach. Piłkarza, ale przecież i człowieka.
I mam nieodparte wrażenie, że piłkarze polskich klubów potrafią stawiać sobie mocniejszy mur między tym, co zawodowe, a tym, co prywatne.
Może właśnie dlatego nas w Europie już nie ma, a liga czeska – mimo porażki Sparty – ma gwarantowane trzy miejsca w fazie grupowej Ligi Mistrzów (Viktoria Pilzno) i Ligi Europy (Slavia Praga i FK Jablonec) plus wciąż szansę na czwarte (Sigma).
Inne artykuły o: Blogi