Na jakiego grzyba „Lewemu” taki Der Klassiker? Czas uciekać
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 31 marca 2018 20:50
Gdyby w futbolu można było tak, jak w boksie rzucać ręcznik na znak poddania walki, Borussia Dortmund powinna go rzucić najpóźniej w 45. minucie, gdy przegrywała już 0:5. Mecz skończył się nokautem 6:0, którego nie tłumaczy ani klasa Bayernu, ani kryzys BVB. Z Bayernem zawsze można przegrać, ale nie tak wysoko. Nie w takim stylu… Robert Lewandowski zdobył hat-tricka. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że zrobił to bez większego wysiłku.
W piątek media w Polsce obiegła informacja, że w meczu IV ligi KS Kutno strzeliło zespołowi Zjednoczonych Gmina Bełchatów aż 30 bramek. Tak nam się ten wynik 30:0 przypomniał z początkiem sobotniego Der Klassiker. Oczywiście ani przez chwilę nie zanosiło się, że monachijczycy powtórzą wynik dzielnych piłkarzy z Kutna, ale pogrom od samego początku wisiał w powietrzu.
W niewiele więcej niż 20 minut piłka aż cztery razy wpadła do bramki Borussii. Na szczęście dla gości raz na spalonym był Ribery i gola nie uznano. Ale i tak pierwsze trzy gole: Lewandowskiego, Jamesa Rodriqueza i Thomasa Müllera, zamknęły mecz zanim się dobrze nie zaczął.
Czasy kiedy w grze Borussii zakochało się pół Europy to prehistoria, epoka kamienia łupanego. Znakiem tej obecnej BVB jest… chaos. Zmiany trenerów, dołująca saga z wymuszającym transfer Aubameyangiem, ucieczka w podobnych okolicznościach do Barcelony Ousmane’a Dembele i ciągłe problemy ze zdrowiem Marco Reusa. A jak się do tego dołoży także kontuzje choćby Shinji Kagawy, Erika Durma, Sebastiana Rode czy Andrija Jarmolenki, to było jasne, że goście będą mieć w Monachium problemy z piłkarską jakością.
Bo niby na Allianz Arenę w barwach Borussii wybiegło kilka dużych nazwisk, ale w rzeczywistości okazały się być jedynie papierowi tygrysami, które zęby mają z tektury. Niby „kapela”, która ma w składzie takie postaci jak Schmelzer, Sokratis, Piszczek, Götze czy Schuerrle prezentuje się personalnie dobrze, ale na boisku okazało się, że gra raczej stare przeboje i bardziej pasuje do ligi oldbojów niż do Bundesligi.
Nie ma w zespole z Dortmundu nawet pół zawodnika, który w trudnym momencie weźmie ciężar gra na siebie. Próbował to przez chwilę robić Gonzalo Castro, ale jak się raz grubo pomylił to rywale zabrali mu piłkę i zdobyli gola. A trener BVB uznał, że też się pomylił przy wyborze składu i zdjął Castro z boiska już w 29. minucie!
Borussia gra futbol nudny, przewidywalny i – jak twierdzą niektórzy – defensywny. Tyle tylko, że tego, co działo się w sobotę w grze BVB defensywnym trudno nazwać. Brak agresji, doskoczenia do rywala, nieudane próby pressingu, błędy indywidualne – cały repertuar nieszczęść.
Chwilę małej satysfakcji miał Łukasz Piszczek, gdy w jednej z akcji założył „siatę” Franckowi Ribery’emu. Dziurka między nogami Francuza rzeczywiście była dla naszego reprezentacyjnego obrońcy tylko chwilką radości. Bo niedługo później Ribery strasznie pokręcił Piszczka, ograł go przy linii końcowej i akcja ta skończyła się bramką, w której „Lewy” zdobył drugiego gola nabijając jeszcze po drodze piłkę o plecy Ribery’ego.
Ta akcja potwierdzałaby, że Łukasz nie jest obecnie w najwyższej dyspozycji, o czym wiedzieliśmy choćby od meczu reprezentacji z Koreą w Chorzowie. Piłkarz ma ostatnio głowę zajętą przyjściem na świat dziecka (z tego powodu wyjeżdżał ze zgrupowania kadry), a i fizycznie chyba nie jest z nim najlepiej. Musimy za niego trzymać kciuki, bo to kawał piłkarza gdy tylko jest zdrowy i gdy jest w formie. Może akurat tak się zdarzy w czerwcu?
Łukasz przeszedł z klubem z Dortmundu całą drogę – niczym „ludowe” Wojsko Polskie, które przemaszerowało od Lenino do Berlina. Piszczek był jednym z tych, którzy budowali wielkość klubu z Dortmundu. Miał niekłamaną przyjemność zdobywać z BVB mistrzostwa Niemiec, Puchar Niemiec czy choćby zagrać w finale Ligi Mistrzów na Wembley w 2013 roku (zresztą przegranym właśnie z Bayernem 1:2).
Dzisiaj „Piszczu” ma wątpliwą przyjemność grać w takich meczach jak ten sobotni z Bayernem, gdy jego drużyna jest jedynie tłem dla rywala i jedyne o co walczy to rozmiary kompromitacji. Żeby była jedynie duża, a nie gigantyczna. Przykre to dla Łukasza.
Co ma robić Lewandowski w takiej lidze, w której spotkanie nawet z takim rywalem jak BVB nie jest dla niego wyzwaniem? Kapitan reprezentacji zdobył swojego 177., 178. i 179. gola w Bundeslidze. Czy wyzwaniem dla Roberta może być gonienie swojego trenera Juppa Heynckesa w liczbie goli? Zostać w Niemczech tylko po to by przez dwa lata dogonić „staruszka”, który zdobył 220 bramek? Nonsens.
„Lewy” tuż przed pierwszym gwizdkiem rozpoczął spektakl na Allianz Arenie od „buziaczka”, jakiego dał Franckowi Ribery’emu. Po tym sezonie takiego „buziaczka” powinien dać całej Bundeslidze.
Bo na jakiego grzyba mu taki Der Klassiker?
Prawdziwe, męskie wyzwania czekają w Madrycie.
Inne artykuły o: Zagranica
-
ursynów