Giorgos KARAGOUNIS: Sypniewski to był piłkarz! To był grajek
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek Piotr Wierzbicki 29 grudnia 2016 07:24
Giorgos Karagounis od lat ma status największej gwiazdy greckiego futbolu. Bajeczny technik, wszystko widzący rozgrywający, charyzmatyczny kapitan reprezentacji, z którą zdobył mistrzostwo Europy w 2004 roku na boiskach Portugalii. W kadrze występował przez półtorej dekady, a zagrał w niej aż 139 razy, co jest rekordem Grecji. W grudniu przyleciał do Polski wraz z kolegami ze „złotej drużyny” by bawić techniką kibiców na XVII Turnieju Mikołajkowym w Suwałkach.
O tym, jaką legendą jest w Grecji „Kara” świadczy fakt, że gdy tylko pilot greckich linii lotniczych dowiedział się, kto jest na pokładzie, natychmiast zaprosił Karagounisa do kabiny pilotów. Piłkarz spędził w tam całą podróż.
FUTBOLFEJS.PL: Co pan robił tak długo w tej kabinie? Prowadził pan ten samolot, czy co?
GIORGOS KARAGOUNIS: Nie, niestety poprowadzić mi nie dali, szkoda (śmiech). Ale to było bardzo miłe, że dostałem takie zaproszenie od kapitana.
Miło się wraca do Polski czy może niekoniecznie, bo ostatnie wspomnienia z naszego kraju nie są najlepsze? Mamy na myśli ten niewykorzystany przez pana rzut karny w meczu z Polską na inaugurację Euro 2012.
Polskę zawsze dobrze wspominam. Gdy zostałem powołany do kadry Grecji w kategorii U-15, to mój pierwszy wyjazd zagraniczny był właśnie do waszego kraju. Graliśmy turniej gdzieś pod Warszawą. Więc sentyment pozostaje. Mam też wielu polskich znajomych. Całe lata grałem z Krzysztofem Warzychą i Józefem Wandzikiem. Bardzo ich cenię i dzięki nim mam dobre zdanie o Polakach w ogóle.
Czyli niestrzelony Polsce karny w 2012 roku już nie boli?
A jakie to ma znaczenie… Liczy się wynik końcowy. To my wyszliśmy z grupy, a mój gol w meczu z Rosją przesądził o naszym awansie do ćwierćfinału. Bolałoby mnie, gdyby ten zmarnowany karny zdecydował o tym, że nie wychodzimy z grupy. Tak wiec wspomnienia z Euro 2012 mam całkiem dobre. W coś mnie chyba chłopaki wrabiacie! (śmiech)
Pytamy czy nie boli, bo nas samych to Euro 2012 ciągle jeszcze boli! (śmiech)
No was to rzeczywiście może boleć. Polska była gospodarzem turnieju, wielkie oczekiwania, presja i na końcu rozczarowanie. Zupełnie zrozumiałe, że boli do dziś.
Wspominał pan Warzychę i Wandzika, ale ich zapamiętać łatwo. Grali w Panathinakosie całe lata. A pamięta pan innych Polaków? Na przykład z Kubą Wawrzyniakiem to występował pan raptem kilka miesięcy.
Tak pamiętam go. Pamiętam też Arka Malarza. Dobre chłopaki, dobrzy piłkarze. Ale z Warzychą i Wandzikiem miałem większy kontakt, no bo jednak z nimi grałem bardzo długo.
Tuż przed tym pamiętnym dla was Euro 2004, zagraliście ostatni mecz przed finałami z reprezentacją Polski w Szczecinie. Biało-czerwoni niespodziewanie pokonali was 1:0, choć nikt wtedy nie przypuszczał, że wygraliśmy z drużyną, która za miesiąc zdobędzie złote medale mistrzostw Europy…
To nie był nasz ostatni mecz przed mistrzostwami, tylko przedostatni. Poza tym wtedy nasz trener sprawdzał jeszcze różne koncepcje personalne i – z tego co pamiętam – to w tamtym spotkaniu nie zagrało kilku podstawowych zawodników, dlatego nie przeceniałbym wagi tego meczu…
Ale my nie dlatego o tym mówimy, żeby się chwalić… Chcemy zapytać czy pamięta pan taką sytuację, gdy na wasz trening w Szczecinie – dzień przed meczem – przyjechał pewien polski piłkarz i wywoływał pana głośno z szatni, żeby się przywitać gromkim: „Kara! Kara! Kara!”?
Nie, nie pamiętam takiej sytuacji…
Nie wie pan o kogo chodziło? Co to był za piłkarz? Podpowiemy tylko, że swego czasu grał z panem w jednej drużynie…
Nie pamiętam, za cholerę nie pamiętam.
To był Igor Sypniewski. Pamięta pan jeszcze „Sypka”?
Pamiętam, ale nie mam z nim kontraktu. Ooo! To był piłkarz! To był grajek. Szybki, przebojowy, z ciągiem na bramkę. Tylko nie miał głowy. Co u niego słychać? Jak sobie radzi?
No nie najlepiej, niestety. Miał różne koleje losu, w życiu znalazł się na zakręcie, trafił do więzienia…
Szkoda. Duży żal, bo to był wielki talent.
W 2004 roku wygraliście mistrzostwa Europy i to nawet nie była niespodzianka. To była sensacja. Nikt się tego po reprezentacji Grecji nie spodziewał. Czy wy sami czuliście, że jest w waszym zespole taka moc, że możecie sięgnąć nawet po złote medale?
Wyszliśmy z grupy na drugim miejscu, a mieliśmy jako rywali Portugalię, Hiszpanię i Rosję. Ale absolutnie przełomowy był ćwierćfinał z Francją. Oni byli faworytem, ale to my wygraliśmy 1:0 po golu Charisteasa. Wtedy poczuliśmy, że na tym turnieju możemy zajść bardzo daleko. Bo skoro wygraliśmy z wielką Francją, to czemu mielibyśmy nie wygrać całego turnieju?
W którym kierunku zmierza dziś grecki futbol? Na waszą reprezentację ciągle się patrzy poprzez pryzmat tego turnieju z 2004 roku. Czy taki sukces może się wam jeszcze powtórzyć?
To mistrzostwo to był olbrzymi wyczyn. Trudno będzie go powtórzyć, szczególnie, że w naszej piłce panuje kryzys związany z kryzysem gospodarczym. Brakuje solidnych struktur. Wasz futbol stoi dzisiaj dużo lepiej.
NIKOPOLIDIS: Polska może wkrótce sprawić taką niespodziankę, jak Grecja w 2004 roku
Trenerem reprezentacji Grecji na Euro 2012 był Fernando Santos, z którym wielkiego wyniku nie zrobiliście. Zaledwie cztery lata później, ten sam szkoleniowiec – ale już kadrą Portugalii – wygrał mistrzostwo Europy na tegorocznym turnieju we Francji. Czemu temu trenerowi nie udało się wami – Grekami nic zwojować? Jakie pan tego widzi przyczyny?
Santos to bardzo dobry trener. Nie zapominajcie, że odpadliśmy z turnieju w 2012 roku po porażce w ćwierćfinale z silnymi Niemcami. A w mistrzostwach świata w 2014 roku przegraliśmy walkę o ćwierćfinał – także prowadzeni przez selekcjonera Fernando Santosa – dopiero po karnych z Kostaryką. Wierzyłem w tego selekcjonera, wierzyłem, że osiągnie sukces z Portugalią. A poza wszystkim ma w swoim zespole jednego z dwóch najlepszych piłkarzy na świecie, czyli Cristano Ronaldo.
A Claudio Ranieri? Nie poradził sobie z waszą reprezentacją, odszedł gdy nikt już na niego nie stawiał. Trafił do Leicester, z którym niespodziewanie i sensacyjnie zdobył mistrzostwo Anglii!
Klub i reprezentacja to zawsze dwie rożne sprawy w warsztacie trenera. Ranieri trafił do reprezentacji Grecji w bardzo trudnym momencie, tuż po mistrzostwach w Brazylii, gdy moja generacja zawodników już kończyła kariery. Przebudowa kadry to nie było łatwe zadanie, a jak przegrywasz to gaśnie wiara w zespół, mentalnie ciężko się z tego podnieść. Tak było tym razem. A w Grecji nie znają słowa cierpliwość.
Jak się panu podobało na Turnieju Mikołajkowym w Suwałkach? Wrócicie tu jeszcze?
Oczywiście, tylko musicie zbudować autostradę z Warszawy do Suwałk, bo troszkę długo się jedzie. (śmiech)
Rozmawiali Dariusz Tuzimek i Piotr Wierzbicki
Inne artykuły o: Fejs 2 fejs | Zagranica