Piłkarska mafia, czyli od zeznań trenera Michniewicza po spotkanie z Probierzem

Autor wpisu: 4 lipca 2017 18:22

Tę rozmowę z Dominikiem Pankiem, autorem blogu „Piłkarska mafia”, przeprowadziliśmy już jakiś czas temu, ale przypominamy – bo gorącym staje się temat nominowania na stanowisko selekcjonera reprezentacji młodzieżowej Czesława Michniewicza. A na jego wizerunku ciąży słynne 711 połączeń z jedną z najistotniejszych postaci afery korupcyjnej – „Fryzjerem”.

Sam Michniewicz w śledztwie prokuratorskim zeznawał tylko w charakterze świadka zgłaszając się dobrowolnie. Nigdy nie miał postawionych zarzutów. Ale, jak mówi Maciej Szczęsny – rozmowa TUTAJ, jego 711 połączeń z „Fryzjerem” powinno zostać publicznie wyjaśnione jeszcze przed nominacją. Dla przejrzystości sytuacji.
W rozmowie z Pankiem poruszyliśmy i ten wątek sprawy. Dziś przypominamy pełną rozmowę.

FUTBOLFEJS.PL: Gdy w 2004 roku po raz pierwszy zetknąłeś się z korupcją w polskiej piłce, spodziewałeś się, że to zjawisko przybierze aż tak monstrualne rozmiary?
DOMINIK PANEK*: Oczywiście, że nie. Pierwsza informacja dotycząca tzw. afery Polaru, jaka pojawiła się w „Gazecie Wyborczej”, nie wskazywała na to, że będzie to śledztwo na dużą skalę, że będzie to afera, która wstrząśnie polską piłką. Okazało się wtedy, że piłkarze rozmawiali między sobą o sprzedaży meczu. Napisała o tym „Wyborcza”, a śledztwo na podstawie tego artykułu wszczęła Prokuratura Rejonowa Wrocław Psie Pole.

* Dominik Panek. Dziennikarzem jest już ćwierć wieku, od dwunastu lat pisze o korupcji w polskiej piłce, a od kilku lat prowadzi na ten temat bloga Piłkarska mafia. Zamieścił już na nim ponad 1,5 tysiąca artykułów.

Od tego wszystko się zaczęło i później potoczyło jak kula śnieżna.
Tak, ale gdyby wtedy zostało to na tym Psim Polu, pewnie skończyłoby się tylko na tych kilku piłkarzach związanych z aferą Polaru. Natomiast dzięki temu, że „za chwilę” pojawił się Piotr D. (były prezes GKS Katowice, syn byłego prezesa PZPN – przyp. red.) ze swoim odważnym wyznaniem i że trafiło to na prokuratorów pasjonatów (Krzysztof Grzeszczak, Robert Tomankiewicz – przyp. red.), sprawa rozwinęła się na skalę, która pozwoliła w miarę oczyścić całe futbolowe środowisko z korupcji.

Z przerażeniem przeczytaliśmy informację, że wahasz się, czy dalej tę swoją działalność na blogu Piłkarska mafia prowadzić. Straciłeś do tego zapał, a może uznałeś, że misja się skończyła?
Nie, nie. Misja się nie skończyła. Po pierwsze, ze względu na ludzi, o których napisałem, że zostali oskarżeni, jeżeli sąd ich uniewinni, należy o tym oczywiście napisać. Nie chcę, by wyglądało na to, że kiedy była to głośna sprawa, to o tym pisałem, a teraz, gdy afera właściwie ucichła, już się tym nie zajmuję. Natomiast kwestia mojego zaangażowania jest teraz nieco inna. Z racji tego, że powiększyła się moja rodzina, mam po prostu mniej czasu na prowadzenie tego bloga. W dodatku po przeprowadzce do Warszawy mam mniejszy dostęp do tych wszystkich materiałów, które są we Wrocławiu. Dużo rzadziej mogę teraz bywać w prokuraturze, no i w zasadzie przestałem przychodzić na procesy sądowe. A relacja z procesów, kiedy można było na żywo posłuchać, co mówią ci ludzie, była silnym punktem tego bloga. Zwłaszcza że starałem się nagrywać i spisywać z taśmy dokładnie tak, jak zostało tam powiedziane. Myślę jednak, że jeśli nie nastąpi nic drastycznego, postaram się dokończyć tę całą sprawę. Nie jestem jednak w stanie telefonować do wszystkich prokuratur i sprawdzać, gdzie toczy się postępowanie w sprawie korupcji w futbolu. Z pewnością dużo łatwiej byłoby zajmować się tym dziennikarzom sportowym. Oni mają większą możliwość dowiedzenia się od rzecznika dyscyplinarnego PZPN, jakie postępowania dyscyplinarne prowadzi i z których prokuratur uzyskuje informacje.

Nie myślałeś nigdy o wsparciu od jakiejś instytucji? PKOl-u, PZPN-u, może nawet od Ministerstwa Sportu? By działalność, jaką prowadzisz, tę twoją pasję i ciężką pracę, przekuć w pewnego rodzaju instytucję, która przysłuży się polskiej piłce, spowoduje, że nigdy już do takiej patologii nie dojdzie.
Szczerze mówiąc, aż na taką skalę o tym przedsięwzięciu nie myślałem. Z drugiej strony trudno mi było szukać partnera w PZPN-ie. Dziś być może już tak, ale kilka lat temu… Nie do pomyślenia. PZPN to była instytucja, dla której byłem kimś bardzo niewygodnym. Osobą, która punktowała działaczy będących w jej strukturach, jednocześnie zamieszanych w korupcję. Kilka lat po wybuchy afery wciąż nie było wiadomo, komu w tym PZPN-ie można ufać. Wystarczyło przeczytać wyjaśnienia składane w trakcie śledztwa, by zauważyć, jak wiele pojawia się nazwisk prominentnych działaczy związku. Część tych wyjaśnień co prawda nie przełożyła się na zarzuty, natomiast na tamtym etapie śledztwa można było obawiać się kontaktu z ludźmi ze związku. Być może rzeczywiście należało dążyć do tego, by na bazie „Piłkarskiej mafii” powstała instytucja, która zajmowałaby się obserwowaniem tego, co dzieje się w polskiej piłce i pilnowaniem, by takie sytuacje już się nie powtórzyły.

Zostałeś z tym wszystkim sam.
Doskonale wiecie, bo pewnie obserwowaliście to zjawisko, jak szybko dziennikarze sportowi wyłączyli się z tego tematu. W zasadzie interesowały ich tylko wybrane elementy tej afery, natomiast afera jako całość przestała ich interesować.

Ale to też jest kwestia podania tego wszystkiego. Wiesz, jaki mamy największy problem z twoim blogiem? Czujemy się w nim zagubieni. Choć nie jesteśmy kompletnymi laikami i mamy pewną wiedzę na temat korupcji w polskiej piłce, to jednak żeby coś konkretnego na twoim blogu znaleźć, musimy wykonać benedyktyńską pracę. Nie ma w nim nutki publicystycznej. Wszystko od A do Z jest czysto dokumentalne. To celowy zabieg?
Nutka publicystyczna mogłaby doprowadzić mnie do spotkania się z ludźmi, o których piszę, na jednej sali sądowej. I nie byłoby tak, że oni siedzieliby na ławie oskarżonych, a ja na ławie dla dziennikarzy. Na początku na blogu faktycznie pojawiały się komentarze, ale spotykało się to z dużą liczbą zarzutów od czytelników. W pewnym momencie więc odszedłem na blogu od komentowania, zostałem tylko przy relacjonowaniu. Na krótkie formy komentarza pozwalam sobie na Twitterze i Facebooku. Publicystyki na tym blogu nie było i nie będzie. Swego czasu rozmawiałem na ten temat z kilkoma znajomymi dziennikarzami sportowymi, ale sprawa się rozmyła.

W relacjach, które zamieszczasz na blogu, pojawiają się też nazwiska konkretnych dziennikarzy sportowych – oczywiście jako wątki poboczne. Dla środowiska związanego z tymi konkretnymi ludźmi najłatwiej, jakby tematu nie było.
Myślę, że w mediach sportowych nastąpiła już zmiana pokoleniowa. Młodzi nie powinni mieć oporu przed takimi publikacjami. Natomiast co do tytułów prasowych i nazwisk dziennikarzy, którzy pojawiają się na moim blogu, to muszę podkreślić, że jest to kwestia czystego relacjonowania akt śledztwa. Zresztą myślę, że wątek dziennikarzy nie był jakoś szczegółowo badany, gdyż trudno by im było postawić jakiekolwiek zarzuty.

Czyli były wątki, które nie zostały przez prokuraturę ruszone?
Pewnie były. Tak samo jak wątki, które dotyczyły wydarzeń sprzed 1 lipca 2003 roku, czyli sprzed wejścia w życie ustawy o korupcji w sporcie. Prokuratorzy traktowali je jako materiały historyczne, ale także jako opowieści, które potrafiły wzbogacić ich wiedzę na temat tego, co działo się później. Tego wszystkiego po prostu nie dało się zweryfikować. Niektórzy z założenia kłamali i usiłowali powiedzieć coś mocnego na jakieś duże postaci, by je obciążyć, a samemu uniknąć odpowiedzialności. Wciąż możemy się zastanawiać, czy „Fryzjer” o Michale Listkiewiczu mówił prawdę, czy nie. Prokuratura uznała, że nie i nie postawiła byłemu prezesowi PZPN zarzutów.

Na blogu dzielisz się z czytelnikami pełną wiedzą, jaką masz na temat wrocławskiego śledztwa, czy wiesz dużo więcej, ale nie możesz tego publikować?
Staram się publikować wszystko, co wiem. Choć były rzeczy, o których wiedziałem, ale ich nie publikowałem. Dla własnego bezpieczeństwa, bo nie byłem w stanie tej konkretnej wiedzy potwierdzić. Była taka sytuacja chociażby z Łukaszem P. Dowiedziałem się o postawionym mu zarzucie, ale przez kilka dni nie byłem w stanie tego zweryfikować. Walczyłem ze sobą, gryzłem się, czy to podać, czy nie. No bo wiadomo, rzecz dotyczy piłkarza dużego kalibru. Moje źródło, które mi tę informację podało, było dla mnie stuprocentowe, ale nie miałem drugiego źródła, które by mi to potwierdziło.

A masz wiedzę na temat tego, czy były osoby, które dzięki temu, że same zgłosiły się do prokuratury i swoimi zeznaniami znacząco pomogły w śledztwie, uniknęły zarzutów?
Jeżeli były, to ja o nich nie wiem. Wszyscy znamy kilka nazwisk, wobec których zastanawiamy się, dlaczego nie usłyszały zarzutów. Ja też nie wiem dlaczego, ale prokuratorzy na każde pytanie o taką osobę odpowiadają: „Nie ma podstaw do postawienia zarzutów”.

Na twoim blogu znaleźliśmy taki fragment zeznań Czesława Michniewicza z okresu jego pracy w Lechu: „Zawodnicy przebrali się w lesie i wjechaliśmy na stadion tuż przed pierwszym gwizdkiem. Wygraliśmy spotkanie 2:0, po czym szybko wsiedliśmy do autobusu, byliśmy bardzo szczęśliwi ze zwycięstwa. Pozwoliłem zawodnikom wypić kilka piw zatrzymując się w przydrożnym barze. Również jako trenerzy mieliśmy przygotowany alkohol i się napiliśmy. Podczas jazdy autobusem doszło do takiego zdarzenia, że być może nasz masażysta, albo ktoś inny, z uwagi na alkohol nie pamiętam, przyszedł i powiedział, że jest specjalna premia dla drużyny za zwycięstwo. Była to dla mnie duża niespodzianka, a zarazem nagroda dla chłopaków, że wygrali ten mecz z podtekstami. Nie wiedziałem, jaka to jest kwota, ale podzieliłem ją na wszystkich chłopaków, którzy byli w autokarze. Ja nie pamiętam już dzisiaj, jaka to była kwota, wtedy wiedziałem, jaka była, bo przeliczyłem te pieniądze i równo każdemu z będących w autokarze dałem określoną równą kwotę. Nie pamiętam, czy pieniądze dostali również ci, co nie jechali z nami autokarem. Podejrzewam, że również te osoby, które nie jechały autokarem, a były takie, dostały pieniądze. Dokładnie nie pamiętam. Wszyscy dostali pieniądze, tzn. wszystkie osoby, które jechały w autokarze, również kadra trenerska, zawodnicy, kadra medyczna, cały sztab szkoleniowy, cały sztab, który był na meczu. Z tego co pamiętam, to były dolary amerykańskie. Nie jestem w stanie sobie przypomnieć, jaką kwotę sobie ja zostawiłem, ale taką samą, jak każda inna osoba, bo wszyscy dostali po równo. Po meczu te pieniądze dał mi w autokarze, z tego co pamiętam, Robert D. – masażysta i powiedział, że są to pieniądze od drużyn innych zespołów, które będą mogły przez nasze zwycięstwo utrzymać się w lidze (…)”.
To, co powiedział Michniewicz oficjalnie na papier, jest oczywiście jawne i można sobie przeczytać chociażby na moim blogu. A czy powiedział coś jeszcze poza protokołem? Nie wiem. Zarzutów nie ma. Według prawa jest niewinną osobą, która uczciwie prowadziła swoją karierę sportową.

Jak już jesteśmy przy Michniewiczu, to czytając jego zeznania, gdzieś się w człowieku po prostu burzy krew. Popatrzcie na takiego Wdowczyka, który został bardzo surowo skazany dlatego, że jest właśnie Wdowczykiem, człowiekiem z dużym nazwiskiem, który nikogo nie przeprasza, że żyje. A teraz na Michniewicza, o którym wiedza w środowisku jest bardzo duża. No bo mamy te 711 potwierdzonych połączeń z „Fryzjerem”, do tego ten porażający obrazek trenera dzielącego pieniądze w autokarze, a mimo to facet nadal funkcjonuje sobie w piłce jak gdyby nigdy nic. Zarzutów nie ma. Tomankiewicz z Grzeszczakiem mówią: „Gdybyśmy mieli podstawy do tego, by zarzuty mu postawić, to byśmy je postawili”.
I myślę, że gdyby mieli, to by je postawili. Jeśli nawet Michniewicz opowiedział prokuratorom o jakichś wydarzeniach, w których uczestniczył, a które były niezgodne z prawem, to my o tym nie wiemy. Natomiast jeszcze mała dygresja dotycząca połączeń telefonicznych. W wyjaśnieniach, czy materiałach ze śledztwa, które zamieszczam na blogu, raczej nie ma analizy tych połączeń, gdyż spisywanie tego byłoby pracą, z którą sam po prostu nie dałbym sobie rady. Ale jeśli się popatrzy na te połączenia, na momenty logowań aparatów, ile osób jednocześnie ze sobą rozmawiało, to wniosek, jaki się nasuwa, jest porażający. To są wszystko twarde fakty. Widać, jak „Fryzjer” rozmawia z tym i jednocześnie dzwoni do tego i tamtego. To, co zrobili Tomankiewicz z Grzeszczakiem, opracowując system analizy tych połączeń i logowań, było absolutnie czymś przełomowym w ich śledztwie. Nie da się już dyskutować z twardym faktem, że w tym samym miejscu logował się aparat działacza i sędziego piłkarskiego. I to na tak dużą skalę.

Najgłośniej o pozwaniu mnie mówił trener Michał Probierz” – przeczytaliśmy na stronie wszystkoconajwazniejsze.pl. Jak to było z tym Probierzem?
W zeznaniach Piotra D., które opublikowałem na blogu, jest historia pewnego meczu, który został rozegrany jeszcze przed 1 lipca 2003 roku, czyli przed wejściem w życie ustawy o korupcji w sporcie, dlatego prokuratura nie mogła nikomu postawić w tej sprawie zarzutów. Chodziło o spotkanie Górnika Zabrze z GKS Katowice. Probierz był wówczas piłkarzem Górnika i miał uczestniczyć w ustawieniu meczu swojej drużyny. Gdy opublikowałem na blogu zeznania D., w których pojawia się ta historia, Probierz był trenerem Wisły Kraków. Odebrałem kilka telefonów od niego i jego adwokata.

Grozili procesem?
Mecenas nie sprawiał wrażenia kogoś, kto ma zamiar iść ze mną do sądu. Natomiast trener w kilku gazetach opowiadał, że na pewno kogoś pozwie, tyle że, moim zdaniem, nie miał żadnych szans na wygranie takiego starcia. Spotkaliśmy się, on, jego adwokat i ja, w Złotych Tarasach. Próbowali mnie przekonać, że dysponują materiałem, który świadczy o niewinności Probierza. Potem Probierz odszedł z Wisły i już do tematu nie wrócił. Piotr D. będzie jeszcze zeznawał przed wrocławskim sądem i zapewne padnie pytanie, czy podtrzymuje swoje zeznania ze śledztwa.

Czytając twojego przepastnego bloga, mamy taki dyskomfort, że to wszystko zostanie tylko w kronikach. Że mimo iż prokuratorzy wykonali kawał ciężkiej pracy, mimo że ty wykonałeś kawał ciężkiej pracy, to jednak mnóstwo wiedzy nie ujrzało światła dziennego. Nie masz w związku z tym poczucia żalu?
Mam pretensje do dziennikarzy sportowych, że się tym tematem szerzej nie zajęli. Mój blog z założenia miał być źródłem informacji o tym, co dzieje się w prokuraturze, sądach i komisji dyscyplinarnej PZPN. Przez długi czas bardzo liczyłem na to, że dziennikarze sportowi będą tę wiedzę poszerzać. Przeliczyłem się.

Rozmawiali Krzysztof Budka i Dariusz Tuzimek

Inne artykuły o: Twarze futbolu

  • zgubek

    Szkoda,że takich ludzi jak Redaktor Panek jest mało w środowisku dziennikarskim związanym z piłką.Dobrze,że ich przypominacie.Trzeba ten syf zwalczać,ale to syzyfowa praca.Michniewicze,Probierze,Wójciki,itp.to gatunek trenera,który powinien być wyeliminowany z polskiej piłki.Niestety,to ciągle trwa.Ja wiem,że liczą się teraz pieniądze,a nie prawo i sprawiedliwość.Znałem trenera(niestety już nie żyje),który powtarzał swoim wychowankom- przyszłym trenerom piłki nożnej,prawda zawsze zwycięży.Tu się jednak pomylił.Mam jednak nadzieję,że red.Panek dalej będzie polskim Falcone.Cieszę się,że i Futbolfejs nie jest bierny.Piłka to piękna gra,pasjonuję się nią 60 lat i mam żal do piłkarskich władz,że promują ludzi,którzy jej szkodzą.

  • znużony

    Dziennikarze sportowi to w większości oportuniści i lizusy płynące zawsze z prądem.
    Dzisiaj zachowują się podobnie spijając wszystko z ust Bońka. Teraz oczywiście nie chodzi o korupcję ale o zaniedbania w szkoleniu. Boniek opowiada farmazony a oni to przemilczają ale jak się nie udało na ME21 to zaczęli rwać na części Dornę. To jest żałosne.

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli