Kaziu! Jesteś nieśmiertelny, na zawsze pozostaniesz legendą!

Autor wpisu: 1 listopada 2017 10:10

To jedna z tych postaci, o których pamięć jest wciąż żywa, mimo że od chwili śmierci upłynęło już sporo czasu. Kazimierz Deyna  – jeden z najlepszych polskich piłkarzy w historii – za życia był w Warszawie uwielbiany, był królem stolicy. A gdy odszedł stał się… nieśmiertelny. Jego postać otacza coś w rodzaju wiecznie żywego kultu.

Deyna jest legendą Legii. Ma na Łazienkowskiej swoją tablicę pamiątkową przy wejściu do klubu i pomnik od strony Wisłostrady. Dziś kibice przed meczami, umawiają się „pod Kazikiem”. Na trybunach zawsze wisi flaga Legii z jego podobizną. Kibice, którzy urodzili się już po śmierci Kazika i nawet nie mieli okazji widzieć na żywo jak gra, kupują koszulki z wizerunkiem Deyny. Ludzie kręcą o nim filmy, malują twarz piłkarza na muralach, jego postać pojawia się w wierszach i piosenkach. Stał się postacią legendarną, symbolem Legii.
W legendarnym meczu reprezentacji Polski przeciwko Anglii na Wembley w 1973 był wielki! Grał znakomicie, ogrywał Anglików jak chciał, a gdy zakładał im „siatki” na stadionie rozlegał się szmer podziwu kibiców angielskich: oooouuu..
A gdy witano reprezentację po przylocie 1974 roku, on pierwszy z pucharem, wyszedł z samolotu. Później gdy kibice stali pod hotelem i skandowali: Deyna, Deyna. On wychylił się do nich i pomachał przez okno.
Cztery lata później, po mistrzostwach w Argentynie, kibice też przyszli pod okna domu, gdzie mieszkał Deyna. Ale w innych nastrojach. Zamiast kwiatów mieli dla niego kamienie…

***
O geniuszu Deyny świadczą nie tylko wielkie mecze, jakie rozegrał w reprezentacji i ten jego niepowtarzalny, porywający styl. Świadczą o tym także wielkie rzeczy, jakich dokonywał w małych meczach. Był mistrzem rzutów wolnych.
Był taki mecz w 1969 roku z Pogonią Szczecin. Sędzia przyznał Legii rzut wolny sprzed pola karnego. Deyna uderzył w „okienko”, bramkarz był bez szans. Ale arbiter gola nie uznał i nakazał powtórzyć rzut wolny. Deyna podszedł raz jeszcze, uderzył i… znowu piłka wpadła do siatki. Coś niesamowitego, tego mógł dokonać jedynie geniusz futbolu.
W historii Deyny kluczowy był oczywiście ten karny w meczu z Argentyną na Mundialu ’78. Polacy przegrywali 0:1 i gdy – po uderzeniu głową Grzegorza Laty – piłka zmierzała do bramki, jeden z rywali wybił futbolówkę ręką z linii bramkowej.
Rzut karny!
W reprezentacji to Deyna wykonywał karne, bo robił to najlepiej. Tego dnia grał swój setny (według ówczesnych rachub) mecz w drużynie biało-czerwonych. Kazik podszedł do „jedenastki”, sędzia jeszcze cofnął mu piłkę, więc nasz kapitan ją o kilka centymetrów poprawił. Cała Polska wstrzymała oddech. Słychać było tylko głos komentatora telewizyjnego Jana Ciszewskiego jak mówi: – Ogromne napięcie.
Deyna wziął rozbieg, ruszył, uderzył w prawo. Ale tam właśnie rzucił się argentyński bramkarz Ubaldo Fillol. Złapał piłkę… Stadion, wypełniony po brzegi kibicami gospodarzy mundialu, wręcz zawył w zachwycie!
A w polskich domach jęk rozpaczy… Deyna nie strzelił karnego na mistrzostwach świata, Deyna zawiódł w najważniejszym momencie. On sam bardzo to przeżył…
Według Stefana Szczepłka, który nie tylko napisał o Deynie książkę, ale był też jego przyjacielem, w momencie gdy kapitan reprezentacji przestrzelił karnego, jego mama, która oglądała ten mecz w telewizji w domu rodzinnym w Starogardzie, powiedziała tylko z troską: – Jezus Maria! Co oni mu teraz zrobią…
Rozczarowanie było wielkie, a kibice bezlitośni. Mieszkanie Deyny, w Warszawie na rogu Emilii Plater i Świętokrzyskiej, obrzucono kamieniami… Ktoś próbował uszkodzić samochód Deyny, ktoś na ulicy rzucił pomidorem.
– Na treningach na pięćdziesiąt karnych wykorzystywał pięćdziesiąt. Do ostatniego momentu kontrolował uderzenie. Zawsze patrzył na bramkarza, nie na piłkę – opowiadał o Deynie Jacek Gmoch. Widocznie tamtego wieczora w argentyńskim Rosario wszystko się ułożyło źle. Strzelił dość lekko, blisko środka bramki.
Nigdy nie chciał o tym rzucie karnym rozmawiać.
Tydzień później skończył karierę w reprezentacji Polski, jego ostatnim meczem było spotkanie z Brazylią. Pożegnał się z reprezentacją, a za chwilę także z Legią. Po MŚ ‘74 interesowały się nim wielkie kluby: Real Madryt, Inter Mediolan, AC Milan, Monaco, Bayern Monachium – żeby tylko wymienić te największe. Ale w 1978 roku trafił z Legii do Manchesteru City, klubu przeciętnego i zbyt późno. Miał już 31-lat, gdy wyjeżdżał podbijać świat.

***
Grał do 40–tki, bo… nic innego w życiu nie umiał.
Najbardziej tragiczne są jego losy po wyjeździe do Stanów Zjednoczonych. Początkowo było jeszcze dobrze: grał, zarabiał, wierzył, że wszystko się poukłada. Niestety, za Oceanem życie Deyny nie było bajką, nie da się z tego ułożyć cukierkowej opowieści.
Kazik radził sobie słabo. Ale wtedy mało kto o tym wiedział. Nie było Internetu, do Ameryki nie dzwoniło się tak łatwo jak dziś, do Polski docierały strzępki informacji. Sam Deyna niechętnie o tym opowiadał. Nawet żonie Marioli. Miał kłopoty z pracą, a Ted Miodonski, któremu nierozważnie zaufał i pozwolił mu obracać własnymi pieniędzmi, okazał się nieuczciwy. Deyna stracił oszczędności całego życia, ponad pół miliona ówczesnych dolarów. Nigdy ich nie odzyskał.
Kazik coraz częściej pocieszenia szukał w kieliszku. Przestał panować nad swoim życiem. Wizyty w kasynach tylko pogarszały sytuację. Zaczęło się – co w takich wypadkach naturalne – psuć w małżeństwie. Kiedy potrzebował pomocy – on otaczany wcześniej przez tłumy wielbicieli – został sam. Nie dał sobie z tym rady.
Zginął w nocy 1 września 1989 roku. Jego stary biały dodge colt uderzył w tył zaparkowanej na pasie awaryjnym autostrady ciężarówki. Policja nie stwierdziła śladów hamowania. Prawdopodobnie Deyna usnął za kierownicą, był pod wpływem alkoholu.
Miał przy sobie 50 centów. W bagażniku wiózł 22 piłki, przy pomocy których tego dnia prowadził trening z dzieciakami w szkółce piłkarskiej.

***
Od sezonu 2006/2007 nikt w Legii nie zagrał i już nie zagra z jego numerem 10. Koszulka z „dychą” została zastrzeżona. Podobnie jak w San Diego Soccers, klubie, w którym Kaz – jak nazywano go w Ameryce – też został legendą.
Jak pisze Stefan Szczepłek w książce „Deyna” w klubowym magazynie San Diego Soccers pożegnano naszego piłkarza pięknym zdaniem: „Nie wiemy, czy w niebie gra się w piłkę nożną. Jeśli tak, można mieć pewność że The Magician Kazzie (Magiczny Kaziu) w niebiańskiej drużynie nosi na rękawie kapitańską opaskę”.

O ciekawy portret Deyny pokusili się Beata Dzianowicz i Jarosław Stypa (reżyseria) i Milena Laur (scenariusz). Film Deyna poniżej:

 

*W artykule wykorzystałem fragmenty książki „Legia to jest potęga” Dariusza Tuzimka, dla wydawnictwa Egmont a także biografię „Deyna” Stefana Szczepłka. Pasjonujące książki o Deynie wydali także Roman Kołtoń („Deyna, czyli obcy”) i Wiktor Bołba („Deyna, geniusz futbolu, książę nocy”.)

Inne artykuły o: Twarze futbolu

  • ursynów

    Nie było lepszego w historii polskiej piłki piłkarza od Kazika Deyny.Mimo upływu lat , pamiętam jego bramki na Łazienkowskiej,na Stadionie w Chorzowie.Szczególnie zapamiętałem tę bramkę , którą strzelił 40 lat temu( 29.10.1977r) na tym stadionie, w meczu kończącym eliminacji do mistrzostw świata w Argentynie.Byłem na tym meczu w Chorzowie i byłem świadkiem czegoś, czego ja kibic reprezentacji , a zwłaszcza Legii Warszawa nigdy wcześniej nie przeżyłem.Przez cały mecz stadion gwizdał, kiedy do piłki dochodził Kaziu.Szczególnie nie zrozumiałe były gwizdy, gdy Deyna zdobył bramkę bezpośrednio z rzutu rożnego.Mecz zakończył się remisem 1:1, remisem dającym nam awans na Mundial. Kiedy Deyna schodził z boiska(zmieniony przez chyba przez Erlicha), stadion wył i gwizdał.To było straszne- polska publika nie lubiła Deyny,geniusza piłki.W Warszawie był Bogiem, poza nią wygwizdywanym graczem.Ale ja pamiętam do dzisiaj, jak śpiewaliśmy na dawnej żylecie- Deyna Kazimierz, nie rusz Kazika bo zginiesz..Mimo że przez Legię przewinęło się setki dobrych ,ba świetnych piłkarzy, takiego jak Kazik nie było i śmiem twierdzić, że nie będzie.Najbardziej zasłużony dla Legii piłkarz Lucjan Brychczy,zapytany kiedyś o to, kto był najlepszym piłkarzem w polskiej piłce, odpowiedział krótko
    Kazek Deyna.A pan Lucjan na piłce się zna i wielu piłkarzy widział, z wieloma grał.Gdyby Deyna żył, skończyłby 23 października 70 lat.
    Kazimierz Deyna naszym przyjacielem jest, jego duch jest pośród nas.

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli