Jak się nie ma skrzydeł, to się nie polata
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 11 października 2018 23:37
Może to jeszcze przedwczesna opinia, ale obawiam się, że lata karnawału w polskiej piłce to mamy już za sobą. Nasza reprezentacja w meczu z Portugalią była jedynie tłem dla rywali, który przewyższali zespół Jerzego Brzęczka piłkarskim szlachectwem. Jakość i mądrość była po ich stronie. U nas przeciętność, niedokładność, niepewność. I zły pomysł taktyczny selekcjonera na pierwsze kilkadziesiąt minut: gra bez klasycznych skrzydłowych.
Zdziwił mnie Jerzy Brzęczek swoją niekonsekwencją. Gdy pół Polski oszalałych hejterów „cisnęło” selekcjonerowi, że powołuje Kubę Błaszczykowskiego, bo to jego siostrzeniec, to trener nie dawał za wygraną. „Powołuję Kubę, bo jest tej drużynie potrzebny” – przekonywał Brzęczek. Ale gdy przyszło do meczu z Portugalią, gdy przydałaby się konsekwencja i charakterystyczny dla Brzęczka upór, to on Kubę posadził na ławce rezerwowych wystawiając bardzo przeciętnego Rafała Kurzawę. A przecież Kuba to serducho tej drużyny, co pokazał tuż po wejściu na boisko. I nie chodzi jedynie o gola, ale i o pazerność z jaką walczy o piłkę.
Drugie skrzydło i druga niekonsekwencja Jerzego Brzęczka. O Kamilu Grosickim na konferencji mówił: „Dużo wnosi do drużyny, na treningach prezentował się dobrze, jest gotowy do gry”. I selekcjoner mówi to z przekonaniem. A później, z tym samym przekonaniem sadza „Grosika” na ławce. A gdy tylko skrzydłowy Hull City wszedł na boisko, pokazał, że właśnie jego brakowało. I takich akcji przy linii w jego stylu.
Zupełnie jakby Brzęczek przy powołaniach był Brzęczkiem, a potem przy układaniu składu kłębiło mu się tysiąc myśli w głowie i się trochę pogubił. Jakiś diabeł złośliwy szeptał mu do ucha i przekonywał: postaw na tego, weź tamtego, graj tamtym. To szachy w głowie, w które można grać całą noc. I to bez szansy na zwycięstwo. Zawsze po dobrej myśli przyjdzie jeszcze lepsza.
A przed meczem w Chorzowie było tym trudniej, że wszyscy selekcjonerowi podpowiadali. Nie mógł się od podszeptów opędzić.
Najwięcej dotyczyło Krzysztofa Piątka. Były napastnik Cracovii i Zagłębia Lubin jest odkryciem i rewelacją Serie A, gdzie wali gola za golem. Na jego punkcie zrobiło się w naszych mediach szaleństwo. I to takie, że jakby spytać zarówno małej dziewczynki w przedszkolu, jak i staruszki przechodzącej przez pasy, to zgodnie by odpowiedziały: „Piątek musi grać”.
No dobra, głos ludu, głosem ludu, ale jak ktoś ma grać, to kto inny musi nie grać. Tylko kto? Przecież nie Robert Lewandowski, chodząca legenda polskiego futbolu. No i nie wolno rezygnować z Piotrka Zielińskiego, o którego co rano przy mojej porannej kawie, biją się europejscy potentaci. Na razie jedynie w krzykliwych nagłówkach w Internecie, ale to tylko kwestia czasu, gdy medialne doniesienia staną się rzeczywistością. Jedno magiczne zagranie piłki piętą przez „Ziela” wzbudziło aplauz na trybunach w Chorzowie, choć nie skończyło się niczym groźnym. Nie szkodzi. Na takich jak „Zielu” przychodzi się na stadiony, tacy podrywają ludzi z krzesełek.
To z kogo miałby ten Brzęczek zrezygnować? Bo przecież nie z Mateusza Klicha, który jest nową siłą w tej reprezentacji, dobrze pokazał się w Bolonii w meczu z Włochami.
Brzęczek stał się trochę zakładnikiem dobrej formy Krzysztofa Piątka. Nie chcąc wyjść na jedynego głupka w Polsce, który nie wystawiłby przeciwko Portugalii napastnika Genoi, musiał na niego postawić. I jeszcze pomieścić tych wszystkich, o których mowa powyżej. No to nie zmieścił mu się Błaszczykowski (103. występ w kadrze) i Grosicki.
Piątek, którego do dzisiaj mało kto rozpoznaje na ulicy (nie reklamuje ani chipsów ani dezodorantu) swoje zrobił. Znów strzelił gola! Teraz dla reprezentacji, więc już tego nie można skwitować śmiesznym: phi, ta liga włoska to teraz taka słaba… Przymierzył z głowy – po zagraniu z rzutu rożnego Rafała Kurzawy – i potwierdził, że jak napastnikowi idzie to idzie. Szkoda, że to taki jednorazowy przebłysk.
Polska wyszła na Portugalię ustawiona zbyt ofensywnie.
Czytając przedmeczowe zapowiedzi, w których pełno było entuzjastycznych zachwytów, że Polska musi zagrać w ataku z Krzysztofem Piątkiem i Robertem Lewandowskim, a najlepiej jakby ich jeszcze wspierał ofensywny pomocnik Piotr Zieliński albo Mateusz Klich – bałem się, żeby obecnego selekcjonera nie dopadła ta choroba ofensywnego szaleństwa. Przecież ostatnio taki pomysł na grę miał Adam Nawałka na mundialu. Konkretnie w spotkaniu przeciwko Senegalowi, ale na myśl o tym meczu 40 milionów Polaków do dziś dostaje dreszczy. I to nie z zachwytu.
Tyle, że u Nawałki na bokach pomocy w podstawowym składzie wyszli Kuba Błaszczykowski i Kamil Grosicki (obaj wówczas kompletnie bez formy), a Brzęczek poukładał to inaczej. Według rozpisanej przed meczem taktyki na bokach mieli pojawić się Rafał Kurzawa i Piotr Zieliński, ale trudno było się spodziewać, że pomocnik Napoli będzie szalał w rajdach przy linii bocznej. Zielu schodził do środka, szukał gry, rozgrywał
Przy golach dla Portugalii zawiniło kilku zawodników. Najpierw Rafał Kurzawa dał się „kupić” na prosty zwód Pizziemu, który go bujnął w kierunku środka boiska i poszedł do końca boiska, a potem stoperzy pobiegli w kierunku innym niż piłka. Taki Kamil Glik to nie ma najlepszego momentu w karierze. W klubie masakra, w kadrze niewiele lepiej.
Ale największy problem mam z Kurzawą. Pan Rafał ma taką precyzję podania, że – jak powiedział kiedyś garnizonowym językiem jeden z bohaterów książki, którą czytałem – ze stu metrów trafia muchę w dupsko. I to jest super. Ale jednocześnie Kurzawa ma problem z motoryką. Nie biega tak jak skrzydłowi, mimo że gra przy linii. Ma pewne predyspozycje do gry na pozycji numer 10, no ale w to miejsce boiska to mamy lepszych. W sumie nie do końca wiem, gdzie mógłby grać. Wydaje mi się, że w silnej drużynie to… nigdzie. Kurzawa był zamieszany w stratę dwóch goli.
Cienki jak wąż był Krychowiak, o którym wcześniej mówiono jedynie pozytywnie, bo ponoć się w Lokomotiwie Moskwa odbudował. W kadrze tego kompletnie nie potwierdził. Biegał słabo, patrzył na końcówki własnych butów, jakby nie miał sił. Przy trzecim golu „zabiegł się” gdzieś za plecy rywala, zamiast przejąć we własnej strefie przeciwnika, za którym Kurzawa nie nadążał.
Jeśli do tego dodać, że wielkim nieobecnym był – w tym setnym swoim meczu – Robert Lewandowski, to nie mogło być dobrze. Cały kręgosłup kadry mieliśmy przetrącony: „Lewy” przeciętny, Krychowiak słaby, Glik niepewny, a Fabiański też umoczył paluszki przy drugim golu. Zupełnie jak nie on.
Jerzy Brzęczek robił eksperyment, który mu nie wyszedł. Niestety, robił go niepotrzebnie, bo to był eksperyment, który nie miał prawa wyjść.
Inne artykuły o: Reprezentacja
-
smutas
-
zgubek
-
Dariusz Tuzimek
-
zgubek
-
zgubek
-
-