Polska przegrywa z Nigerią. Czyli drużyna, którą porządził przypadek. Plus Krycha bez głowy
Autor wpisu: Marcin Kalita 23 marca 2018 23:01
Polska przegrała z Nigerią 0:1 pierwszy test w roku mistrzostw świata. Drużyna, która była zestawiona po części przez przypadek i która zagrała w nowym zestawieniu, dostała dobrą lekcję agresji, siły i techniki afrykańskiego rywala. Aczkolwiek gola straciliśmy po karnym podyktowanym za wątpliwy faul Marcina Kamińskiego w drugiej połowie. Z drugiej strony – sami niczego nie strzeliliśmy.
To był trzeci z rzędu mecz towarzyski z pozaeuropejskim finalistą MŚ, jaki zagraliśmy. Bilans? Słaby. Dwa remisy, porażka, żadnego zdobytego gola, dwa stracone.
Ale trzeba przyznać, że ustawieniem drużyny przeciwko Nigerii – jak lotami w Planicy przy porywistym wietrze – rządził przypadek. Adam Nawałka wymyślił sobie, że przetestuje grę na trzech obrońców i, jak się uparł, tak zrobił, ale niekoniecznie tak, jak chciał. W ostatnim momencie wypadł Michał Pazdan, który pewnie by grał. W ostatnim momencie od rodzącej żony wrócił Łukasz Piszczek, który pewnie i tak by grał, ale inaczej.
Do absencji spodziewanych dołączyły te niespodziewane: wspomnianego Pazdana, ale i Macieja Rybusa, Kamila Grosickiego (usiadł na ławce), Sławomira Peszki, a wcześniej i Bartosza Bereszyńskiego, i Damiana Kądziora przecież.
Efekt? Eksperymentalna trójka na środku obrony: obok Kamila Glika wspomniany Piszczek i wracający do składu po ponad czterech latach Marcin Kamiński z VfB Stuttgart.
Do tego eksperymentalne skrzydła (czy też „wahadłowi”, jak się mówi): debiutant Przemysław Frankowski i prawie debiutant Rafał Kurzawa. No i eksperymentalna szpica: za placami Roberta Lewandowskiego Piotr Zieliński i następny debiutant Dawid Kownacki. Swoją drogą to też jakiś znak czasów, że uznawany przez nas za tak wielki talent piłkarz (na dodatek mający ogromne – jak na swój wiek – doświadczenie klubowe) debiutuje w seniorskiej kadrze mając już 21 lat…
Szybko eksperyment wyjściowy został poddany jeszcze eksperymentowi dodatkowemu, bo mocno zaatakowany przez rywali Karol Linetty musiał zostać zastąpiony przez Jacka Góralskiego. I tu akurat dobrze się stało. Na piekielnie twardo grających Nigeryjczyków taki zdrowy – przepraszam – cham jak Góralski był jak najbardziej potrzebny. Raz potraktowany „z główki”, jak się zawziął, jak się odkręcił raz i drugi – rywale wreszcie poczuli, że Polacy też mają łokcie i nie zawahają się ich użyć. Gość świetny do tego, by swego czasu „wyłączyć Vadisa”, okazał się dobrą bronią i na celujących piłkarsko ze dwie półki wyżej od Belga nigeryjskich asów. Góralski tej kadrze jest potrzebny i to jak najczęściej na boisku! Może nawet bardziej niż niejeden z pozoru bardziej efektowny piłkarz.
To paradoks – Nigeryjczycy są kapitalnie wyszkoleni technicznie. Jeden w jeden, ale biało-czerwonym dali rewelacyjną lekcję agresywnej gry bark w bark, łokieć w łokieć, piszczel w piszczel. No i tej z pierwszej piłki. Plus wysoki pressing. Tak to będzie na mundialu – i z Senegalem, i z Japonią. Paradoksalnie może najłagodniej z Kolumbią. Bo tak się gra na takim turnieju.
Idealnym na takich rywali powinien być Grzegorz Krychowiak, ale „Krycha” zaczął mecz w stylu absurdalnym, wariacko wręcz. Dwa faule, dwa złe podania, piłka w aut, nerwy, „fuck off” do bocznego arbitra, gdy ten nie uznał gola dla Polaków. Gol był, bo Balogun po wolnym Piotra Zielińskiego wybijał piłkę zza linii bramkowej – sędzia tego nie zauważył, ale taka odzywka z jakiejkolwiek okazji podczas mundialu to żółta kartka.
„Przemotywowany” – takie modne hasło się używa do wyczynów podobnych, jak te serwowane przez Krychowiaka w pierwszej połowie. Ale od takiej postaci jak „Krycha” chyba można wymagać czegoś więcej niż „przemotywowania”. No i kilku prób strzałów – bo „Krycha” za wszelką cenę chciał oprócz wszystkiego strzelić gola. Ale te jego próby też jakieś takie „przemotywowane” były. Taki jeździec bez głowy drużynie się nie przysłuży.
„Przemotywowani” jakoś nie byli za to dwa nowicjusze: Kurzawa, a przede wszystkim Frankowski. Oni po prostu starali się być waleczni i użyteczni. Momentami się udawało. W pierwszej połowie najgroźniejsze, co Polakom wychodziło, to stałe fragmenty gry. Piłka ustawiona przez duet Zieliński – Kurzawa i mocna, dobra centra. Nieuznany gol był po uderzeniu Zielińskiego, ale i Kurzawa nie stracił rezonu i cennej cechy pokazywanej w Lotto Ekstraklasie – tego precyzyjnego oka i precyzyjnej nogi. To było dobre!
Najlepszą sytuację mieliśmy w 8. minucie – po świetnym, mijającym linię obrońców dograniu właśnie Kurzawy do Lewandowskiego. Kapitan biało-czerwonych w trudnej sytuacji nabił piłką słupek.
Świetną sytuację miał Lewandowski także w drugiej połowie (56. minuta), ale uparł się, że – mając komu oddać piłkę – sam wjedzie z nią do bramki rywali – rewelacyjnie interweniował nigeryjski bramkarz Francis Uzoho.
Było kilka niezłych rzeczy po stronie ekipy Nawałki, ale faktem jest, że to już trzeci mecz z rzędu z finalistą MŚ (po Urugwaju i Meksyku), w którym nie strzelamy gola. To słabe.
No i znów tracimy gola, aczkolwiek w tym wypadku kontrowersyjnego. Nigeria strzeliła go z karnego podyktowanego za rzekomy faul Marcina Kamińskiego. Taki… „na dwoje babka wróżyła”. Cóż, trzeba było uważać.
POLSKA – NIGERIA 0:1
Moses 61. (karny)
POLSKA: Fabiański (46. Białkowski) – Piszczek (46. Jędrzejczyk), Glik, Kamiński – Frankowski (87. Kędziora), Krychowiak, Linetty (17. Góralski), Kurzawa – Zieliński, Kownacki (72. Milik) – Lewandowski (66. Świerczok).
Inne artykuły o: Polecane | Reprezentacja
-
dziadek
-
oeriel