Mocny głos liderów, który obudził tę reprezentację

Autor wpisu: 13 października 2019 23:03

Reprezentacja Polski wygrała 2:0 z Macedonią Północną i awansowała do mistrzostw Europy 2020. Jerzy Brzęczek osiągnął życiowy sukces, choć w ostatnim czasie przekonywał się głównie o tym, jak trudno być bohaterem we własnym kraju. Sukces da mu trochę komfortu pracy, choć i tak jestem przekonany, że z pogłębiającego się marazmu tę reprezentację wyrwali jej liderzy: Robert Lewandowski i Kamil Glik. Ich wypowiedzi może i były nieprzyjemne dla drużyny, ale pokazały, że nie ma zgody na minimalizm, że stać nas na więcej.  To był dzwon, którego bicie obudziło śpiących rycerzy.

Co by nie mówić sytuacja była trochę schizofreniczna: reprezentacja wygrywała mecze i była liderem grupy, a jednocześnie niemal nieustannie zbierała cięgi od mediów i kibiców. Niezależnie od dobrych wyników, selekcjoner Jerzy Brzęczek – tak uczciwie rzecz biorąc to przecież dobry chłop – nie tylko nie przebierał w ofertach reklamowych (jak Leo Beenhakker czy Adam Nawałka), ale wręcz przeciwnie: był zachęcany do jak najszybszej emigracji z kraju.
Teraz ten rozdział powoli się domyka. Awans do mistrzostw Europy jest sukcesem wymiernym i nie da się go negować. Zresztą nie ma takiej potrzeby. Awans oczywiście był obowiązkiem, ale trzeba go było go wypełnić i Brzęczek – może i w nieefektownym stylu, ale jednak – to zrobił.
Teraz on i drużyna mają czas żeby sobie wszystko wyjaśnić i poukładać. Pogadać szczerze co komu nie pasuje, kto ma jakieś pretensje, kto jest zawiedziony, a kto wręcz rozczarowany. Przecież nie wszyscy muszą grać w reprezentacji, nie z każdym będzie selekcjonerowi po drodze, nie każdy zawodnik, który dobrze gra w piłkę będzie pasował do drużyny pod względem charakteru. Czas podejmować trudne i niepopularne decyzje. Powietrze w kadrze musi być trochę lżejsze niż ostatnio.

Te niepokojące sygnały z życia reprezentacji to przecież były nie tylko głośne już wypowiedzi Roberta Lewandowskiego i Kamila Glika. Po meczach wrześniowych huczało, że obraził się Wojciech Szczęsny (sam to poniekąd potwierdził na Instagramie), po meczu w Rydze rozczarowany był Bartosz Bereszyński, a Kamil Grosicki też wracał ze stolicy Łotwy w kiepskim humorze.
Te wszystkie „przecieki” z szatni, fochy i wybuchy złości są nie tylko dowodem na kryzys przywództwa w reprezentacji. Nie są też jedynie potwierdzeniem dość prostej tezy, że Jerzy Brzęczek nie jest dla tej grupy piłkarzy wielkim autorytetem, co w sumie mnie aż tak bardzo nie dziwi.
Bo obecni kadrowicze grają w dobrych klubach, o jakich selekcjoner mógł jedyne pomarzyć i zarabiają pieniądze, jakich „Brzęk” nigdy nie zarabiał. Także dokonania trenerskie pana Jerzego (nazywanego powszechnie Jurkiem, co też mu powagi nie przydaje) nikogo nie powalają.
Ten cały foch i te wewnętrzne tarcia w drużynie są przejawem troski o reprezentację. O jej poziom sportowy. Zbigniew Boniek zbyt optymistycznie założył, że trener reprezentacji będzie miał autorytet tylko dlatego, że jest selekcjonerem. Że jest nominowany, że ma władzę, że rozdaje powołania itd. I tu się Boniek pomylił. Piłkarze – a już w szczególności ci najlepsi – mają wilcze charaktery. Lubią sprawdzić z kim mają do czynienia i na ile sobie mogą pozwolić. Jeśli wyczują słabość delikwenta, to już po nim.
I właśnie doświadczeń w takim „próbowaniu” się z piłkarzami, którzy mają ego jak Syberia (cytat z poety Świetlickiego) Brzęczkowi zabrakło. Koń, na jakiego wsadził go Boniek, był zbyt wysoki. Wujka miał trochę wspomóc Kuba Błaszczykowski, ale – jak wiemy – jego rola w reprezentacji stała jednak epizodyczna i marginalna.

Zawodnicy w każdej drużynie patrzą czy trener może im pomóc, czy dzięki niemu coś ugrają (zaszczyty albo kasę), czy facet się szamocze i sam nie wie dokąd  zmierza. Dzisiaj trudno byłoby obronić tezę, że jest to trener, za którym pójdą w ogień. Czują, że jako grupa mają większy potencjał i powinni być w innym miejscu, już dużo dalej. A kibice nie mają poczucia, że to trener w tej ekipie „trzyma lejce”. W butach po Nawałce łatwo się utopić. Awans uspokoi nastroje, ale też nie wolno przysnąć.
Brzęczek już wie, że z reprezentantami nie jest łatwo. Pielgrzymował po Europie (zarówno na początku kadencji, jak i ostatnio), szukając wspólnego języka z liderami kadry, ale – jak widać – autorytet można zbudować jedynie w boju, w czasie zgrupowań, gdy na bieżąco trzeba podejmować decyzje, pokazywać siłę, pewność siebie i trzymać towarzystwo w ryzach. Już widać, że to był najtrudniejszy egzamin dla nowego selekcjonera i musi on podejść do poprawki. Stosunki w tej reprezentacji trzeba zbudować na nowych fundamentach.
Być może na zupełnie innych niż za Nawałki, gdzie wszystko było „tajne/poufne”, selekcjoner nie udzielał wywiadów, obowiązało sprzysiężenie milczenia, a na końcu w drużynie i tak się gotowało „pod pokrywką” tak mocno, że wręcz rozsadziło to drużynę na mundialu i zmiotło trenera, który do dziś nie wrócił do równowagi.

Teraz odważnie o problemach reprezentacji mówi Lewandowski, odważnie głos zabiera Glik. Pewnie także dlatego, że gdy drużyna za „późnego Nawałki” zmierzała donikąd byli bierni. Nie byli w stanie mądrze przeciwstawić się trenerowi, nie byli w stanie zrobić nic, co by zawróciło reprezentację ze ślepej uliczki. Teraz liderzy kadry są mądrzejsi o tamte doświadczenia. Reagują wcześniej, mówią odważniej. To dobrze, mydlenie oczu nic nie da. Kibice sami widzą, że było cholernie daleko od OK.
Zbigniew Boniek reaguje alergicznie na te próby rozmów przy otwartej kurtynie. Wolałby rozgrywać wszystko zakulisowo. W to grać umie, w to jest mocny. Ale dziś piłkarze wiedzą jak używać mediów. Korzystają z tego kiedy im wygodnie. Taktyka „uciszania liderów”, jaką obrał Boniek jest co najmniej dziwaczna. A wiara w to, że może być skuteczna, jest po prostu naiwna.
Boniek zaczął uciszać Lewandowskiego „kopiąc go po kostkach”. Po meczu z Austrią stwierdził, że jakby Robert strzelił z głowy tę „setkę”, którą miał, to Polska by wygrała 3:0. Czyli co? Roberta wina? Później poradził „Lewemu”, żeby lepiej szafkę w szatni rozpieprzył, zamiast wypowiadać się krytycznie o grze reprezentacji. Na koniec – po meczu z Łotwą, w którym „Lewy” zdobył hat-tricka i był bohaterem – prezes PZPN powiedział publicznie do reportera TV, że „to były takie bramki z metra, też byś je strzelił”. Po co umniejszać osiągnięcie kapitana kadry, który w Rydze niósł tę drużynę na własnych plecach? W jakim celu to Boniek robi?
Trudno w tych wypowiedziach dopatrzeć się głębszego sensu… Dobrze, żeby przed mistrzostwami Europy kapitan kadry nie tracił energii na przepychanki z prezesem.

Co do samego meczu.
Wprowadzenie do pierwszego składu Jacka Góralskiego dało szansę na przetestowanie mitycznych już zdolności ofensywnych Grzegorza Krychowiaka, który w Lokomotiwie Moskwa jest ustawiany wyżej, tuż za napastnikiem. I w Rosji strzela bramki, asystuje. W meczu z Macedonią Północną Krychowiak parł do przodu i grał wyżej. Ale pożytku z tego nie było za wiele (jeden strzał z dystansu, jedno dobre podanie). Trudno mi uwierzyć, że postawienie Krychowiaka za napastnikiem jest odkryciem na miarę wynalezienia koła. Bardziej uwierzę w to, że w tym miejscu – na pozycji numer 10 – lepiej się sprawdzi Sebastian Szymański. Ale musi dostać taką szansę.
Swoją szansę wykorzystał Przemysław Frankowski, który świetnie sobie radzi w amerykańskiej MLS, ale na poprzednie zgrupowanie nie został powołany, bo piłkarz podróżujący zza Oceanu wydał się komuś zbędną egzotyką… W meczu z Macedonią otworzył wynik ważną bramką, choć w tej akcji największą robotę zrobił Robert Lewandowski pięknie gasząc piłkę.
Bartosz Bereszyński pokazał w niedzielę, że szkoda marnować jego potencjał na lewą obronę. Niech gra na prawej, bo przecież daje tej drużynie więcej niż Tomasz Kędziora.
Dyskusja o Piotrze Zielińskim po tym meczu też się nie skończy. Ale widać, że on lubi mieć piłkę przy nodze, bez niej się męczy. Powinien grać niżej, w środku pola, na pozycji nr 8 a nie 10. No i trzeba pracować nad tym chłopakiem. Samo w głowie nic mu nie przeskoczy.
Polacy awansowali do Euro 2020 i teraz najważniejsze, żeby nie przespać tego okresu do samej imprezy, tak jak to się stało przed mundialem w Rosji. Żebyśmy coś ugrali na turnieju, żebyśmy nie chwalili się jedynie trzecim kolejnym awansem na dużą imprezę („Tria Avanco” napisał w języku esperanto PZPN na koszulkach, w których w niedzielę celebrowali piłkarze).
I dobrze, żeby kadrowicze ze sobą rozmawiali. Także z selekcjonerem i z prezesem PZPN. Niekoniecznie w języku esperanto. Wystarczy po polsku. Tak żeby się dogadać.

Inne artykuły o: Reprezentacja

  • smutas

    Tak się składa ,że 13 października to ważna data z dwóch powodów.pierwszy to wygrana PIS, drugi zwycięstwo reprezentacji i awans do finałów Mistrzostw Europy. Pierwsze mi wisi i mówiąc delikatnie olewam je ciepłym moczem, drugie cieszy. W tym dniu są jednak ludzie , którzy potrafią dać człowiekowi chwile szczęścia.
    Ale do meczu- no właśnie czytając komentarz pana redaktora, to więcej dowiedziałem się o sprawach związanych z atmosferą panującą w szatni i poza nią. Taktyka uciszania liderów kadry jest nie co najmniej dziwaczna – jest po prostu chora redaktorze. To przypomina zamykanie ust, tym którzy mają inne zdanie niż prezes. Nomen omen, jaką stosuje inny ważniejszy Prezes. Ale popieram pana redaktorze.
    A mecz? Mecz się odbył, wygrana zasłużona,. zmiany trafione w 10. Jest trzon drużyny- bramkarze, Bereszyński , Glick, Szymański, Lewandowski.
    Zieliński w dalszym ciągu bez wyrazu i to czy on ma grać niżej czy wyżej – nic nie zmieni.Poczekajmy do wiosny. Może nowe orły na wzlecą. Jednego już mamy Bielika.
    Zastanowiły mnie te odniesienia do Świetlickiego. W Wiązance Pieśni Patriotycznej -jest taki taki fragment,,Człowiek o ego ludzika z klocków lego robi dla człowieka o ego wielości Syberii”. Czyżby redaktor sugerował ,że Boniek to taki gość z klocków lego.No może źle zrozumiałem. Ale to wina dzisiejszego dnia.Ludziki z lego rządzą w Polsce.

  • meriva

    Jest taki program Jana Pospieszalskiego w TVP Info i TVP1 HD- Warto rozmawiać- to tak a propos,tego,że kadrowicze ze sobą rozmawiali. No więc też tak uważam. warto rozmawiać, może nie tak jak Pospieszalski ze swoimi gośćmi..Kiedyś przypadkiem widziałem fragment jego programu gdzie temat rozmowy brzmiał ,,Co z tym Judaszem”. Zwalało z nóg- tak jak gadki Bońka.Niestety gadaniem meczów się nie wygrywa i dobrze o tym wiemy.Grupa , w której gra nasza reprezentacja- to najsłabsza ze wszystkich grup eliminacyjnych. Ale jak brakuje umiejętności ( na tę chwilę)- to dobrze,że szczęście nam sprzyja.A napis na koszulkach w esperanto- Trzeci Awans, to taki średni pomysł.

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli