Mateusz Borek: Jestem komentatorem, a nie klakierem

Autor wpisu: 12 czerwca 2016 13:26

Czasem z szelmowskim uśmiechem na twarzy mówi o sobie: „jestem skromnym reporterem z Dębicy”, ale tak to można go było scharakteryzować 20 lat temu, gdy zaczynał w zawodzie. Dziś Mateusz Borek to człowiek instytucja, duża postać w świecie mediów. Przez wielu uznawany za najlepszego komentatora piłkarskiego w Polsce. A jako, że znamy się te 20 lat z okładem, mogliśmy porozmawiać trochę bardziej bezpośrednio.

O tym dlaczego tak staje w obronie Hajty, Świerczewskiego i Kowalczyka, o tym czy bierze amfetaminę, albo czy miał operację plastyczną. Warto też poznać poglądy Mateusza na temat natury kobiet, dojrzewania w związku i czy warto całe życie być chłopcem.

FUTBOLFEJS.PL: Czy w Polsce – do czasów Lewandowskiego, Krychowiaka, Błaszczykowskiego – brakowało wyrazistych piłkarzy?
MATEUSZ BOREK:
Nie. O co ci chodzi?

Zawsze się nad tym zastanawiałem, gdy oglądałem reklamę bukmachera na Eurosporcie, w której grają same zagraniczne gwiazdy (Marcel Desailly, Arrigo Sacchi, Stefan Effenberg, Deco, Karel Poborsky, Thomas Bertold) byli wielcy piłkarze, a z Polski jest… komentator sportowy Mateusz Borek. Ty byłeś – w epoce przed Lewandowskim – największą gwiazdą polskiego futbolu?
Nie. Po prostu byłem tańszy… (śmiech)

No w to nie uwierzę. Stać ich było na piłkarzy i trenerów z Francji, Włoch czy Niemiec, a z Polski już nie? Raczej skłaniam się ku temu, że szukali wyrazistej postaci.
Zrobili badania, w których szukali kogoś, kto jest w stanie utrzymać formę przez 3-4 lata i kto nie jest takim „wyskokiem” jednego sezonu.

I padło na Borka!
No tak (śmiech), ale jak to nagrywaliśmy, to nie był jeszcze czas Lewandowskiego, Błaszczykowskiego czy Krychowiaka. Ich było już widać, ale musieli ugruntować swoje pozycje.

No zaraz, to Darek Szpakowski dłużej od ciebie trzyma formę…
Spokojnie, Darka wtedy w TVP odsunęli. Można powiedzieć, że leczył kontuzję, a ja wskoczyłem na boisko. A poważnie mówiąc, to Jurek Dudek miał wtedy inne kontrakty, a jak zrobiono badania wyszło, że albo jakiegoś zawodnika nie chcą, albo coś zawalił w życiu prywatnym i nie pasuje wizerunkowo. To było miłe, że wybrali mnie, ale szczerze powiem, że to nie był kontrakt na poziomie, jaki trzeba zapłacić Lewandowskiemu, Błaszczykowskiemu czy Krychowiakowi.

Czyli ty już jesteś takim celebrytą…
Oj, złe słowo. W Polsce określenie „celebryta” ma złą konotację. W Stanach, żeby być celebrytą, to trzeba coś osiągnąć, mieć jakiś sukces, zarobić dużo pieniędzy i dopiero na samym końcu korzystać ze swojego nazwiska i swoich osiągnięć zawodowych. W Polsce mówi się celebryci o tych ludziach, którzy są znani z tego, że są znani.

Rozumiem, że nie chciałbyś być lokowany, na jednej półce obok Joli Rutowicz…
Nie chciałbym stać obok wielu ludzi. Nie chce mi się chodzić na ścianki, nie zamierzam pożyczać w sklepach garniturów, ani brać trzech tysięcy w kopercie za to, że się pojawię na jakiejś imprezie.

No tak, finansowo to ty rozpuszczony jesteś…
Nie o to chodzi. Na „bywanie” mają czas ci, co nic nie robią. Jak normalnie chodzisz do pracy, to nie masz na to czasu.

Przechwytywanie w trybie pełnoekranowym 2016-06-010Ale ty już też dawno wyszedłeś ze swoją marką poza poletko sportowe. Przecież nie reklamujesz dużego banku BZ WBK dlatego, że jesteś najlepszym komentatorem piłkarskim w Polsce. Twoja popularność dawno wykroczyła poza sport.
To się samo stało. Nie miałem obsesji bywania na ściankach, nie miałem obsesji, że muszę komentować mecze na antenie otwartej, nie zabiegam o to. Nie mam menedżera, który dzwoni po redakcjach i namawia, żeby zrobić ze mną wywiad. W miarę rzetelnie – przez 20 lat – wykonuję swój zawód. Rzeczywiście wykroczyło to poza komentowanie meczów czy prowadzenie programów w studio. Zawsze lubiłem scenę, robiłem – przez te wszystkie lata – sporo konferansjerki, doszły też inne dyscypliny jak np. boks, więc otworzyłem się na nowe środowiska. Zająłem się też promowaniem i organizacją gali bokserskich. A bank? Kiedyś zostałem zatrudniony do tego, żeby pokomentować mecze w turnieju ich pracowników, a potem producent reklamy zadzwonił z propozycją, mówiąc, że drugą osobą w tych filmikach będzie Ania Lewandowska. Ale dla mnie najważniejsze i decydujące było to, że w tej reklamie nie musiałem nikogo grać. Ani stańczyka, ani króla, ani biznesmena. Ja w tej reklamie jestem sobą – komentatorem piłkarskim. Więc poza tym, że poznałem nowych ludzi, zarobiłem parę złotych, to reklama jedynie wzmocniła mój brand, mój wizerunek. Znów byłem komentatorem Mateuszem Borkiem. A miałem inne propozycje, np. żelu. Miałem wejść pod prysznic i polać się żelem (śmiech). Miałem też propozycję zagrania w reklamie tabletek na potencję (śmiech)

Uuu… Zupełnie nietrafione. Słynąłeś przecież ze zbyt dużego temperamentu! (śmiech)
Ale to było dawno. Zestarzeliśmy się (śmiech). Dostałem też propozycję od jednej sieci komórkowej, ale nie mogłem jej przyjąć, bo to konkurencja wobec Plusa. A ja jestem zawsze lojalny wobec mojego pracodawcy – pana prezesa Solorza.

 A Polsat nie robił ci problemu z tym, że udzielasz się w reklamie?
Nie. Bank ma z Polsatem duża kampanię na mistrzostwa. A poza tym mamy do siebie w firmie wzajemne zaufanie. Szef sportu w Polsacie Marian Kmita dobrze to przyjął, nie miał żadnych obiekcji prezes Błaszczyk ani prezes Solorz. On jest biznesmenem i wychodzi ze słusznego założenia, że dzisiaj – na tym trudnym rynku – niczego nie ma za darmo. Nie jest tak, że przyjdziesz z ulicy i ktoś ci da kontrakt. Prezes uważa, że jeśli ktoś dał mi propozycję reklamową, to znaczy, że ja sobie na nią zasłużyłem. I prezesowi to się nawet podoba, że jego ludzi ktoś inny także zauważa i docenia.

To ile ty w ogóle zarabiasz?
Za mało! (śmiech)

Grasz w reklamach, masz kontrakt w telewizji, prowadzisz imprezy, pochwaliłeś się nawet domem w Tajlandii. Czy ty jesteś już na takim etapie, jak Robert Lewandowki, który mówi: „ja już nie wstydzę się swoich pieniędzy. Tak, mam je.”?
Ludzie trochę przeszacowują moje zarobki. Na przykład pensję dziennikarską. Za moją podstawową działalność nie zarabiam nawet połowy tego, ile stanowiły kontrakty gwiazdorskie w telewizji publicznej. W Polsacie jestem 16 sezon i wciąż zarabiam tyle, na ile umówiłem się z Marianem Kmitą i śp. Piotrem Nurowskim 7 sierpnia 2000 roku.

Nie ma w Polsacie rewaloryzacji?
Nigdy o to nie zabiegałem. Dla mnie rewaloryzacją jest to, że mogę robić te wszystkie dodatkowe rzeczy. Nigdy nie chodziłem po podwyżki, po to żeby mi dołożyli, bo zrobiłem tyle i tyle finałów Ligi Mistrzów.

Ale mogłeś to rozegrać, bo miałeś propozycje z innych stacji.
Mogłem. Ale lepsze jest wrogiem dobrego. W Polsacie mam szefa, Mariana Kmitę, który najpierw jest kolegą, a potem szefem. Nie w każdej stacji mógłbym robić tyle fajnych rzeczy. W nie każdej stacji miałbym taki komfort jak w Polsacie, gdzie nikt mi nigdy nie powiedział: „nie wolno ci tego krytykować” albo „musisz zrobić w programie to i to”. Ktoś może ze mną rozmawiać, ale nigdy nie było takich bezpośrednich dyrektyw. To dla mnie bardzo ważne.

Cenisz sobie swobodę, ale i lojalność. Masz wokół siebie grupę trudnych chłopaków i jakoś ciągle z nimi trzymasz. Nawet jak narobią jakichś głupot albo wdepną w gówno.
Co masz na myśl?.

IMG_4576Tomek Hajto miał aferę papierosową i inne problemy. Nie odciąłeś się od niego. Wojtek Kowalczyk miał zakręt życiowy, nie przychodził na programy, Marian Kmita określał to jako „zniknięcie w niedźwiedziej gawrze”. Walczyłeś, żeby go nie wylali. Piotrek Świerczewski nawalił jakiegoś Polonusa na turnieju „dziadków”. Też mu pomagałeś. A przecież – szczerze mówiąc – wiedziałeś, że nabroili, że nie są niewinni.
Na tym polega koleżeństwo i przyjaźń w życiu. Dzisiejszy świat jest dla mnie trochę… skurwiony. Przecież każdy z nas ma coś za uszami, każdy z nas ma słabsze momenty w życiu, każdy robi błędy. W 2002 roku zarzucano mi, że się z piłkarzami koleguję, bo mam z tego profity. Cztery lata później, albo sześć lat później, kolejnym piłkarzom koledzy dziennikarze wchodzili do dupy, a ja zostałem stały w swoich starych przyjaźniach. Czasami ci moi koledzy robią błędy i nieraz – jak się wkurzę – mówię do nich: „zdejmijcie te krótkie spodenki! Czas dorosnąć!”, ale to nie jest powód, żebym się od nich odwrócił. Czasem muszę wziąć to na klatę, że ktoś mnie skrytykuje za to, że jestem ich kolegą. Ale nie mam z tym problemu, bo wiem, że jak się coś w życiu stanie i ja będę w potrzebie, to oni zawsze ode mnie telefon odbiorą i będą się starali mi pomóc w miarę swoich skromnych możliwości. A tych, co mnie dzisiaj pouczają i klepią po plecach, wtedy nie będzie.

No właśnie. Dzisiaj oni to mają – w porównaniu do ciebie – skromne możliwości. Ty tego poholujesz, tego podepchniesz, temu pracę załatwisz. A przecież się narażasz. Nie miał do ciebie pretensji prezes Boniek, że mu poleciłeś „Świra” do reprezentacji młodzieżowej, a on potem wstydu narobił wdając się bijatykę?
Znamy Piotrka. Wiemy, że to jest uczciwy, fajny chłopak z zasadami.

No wiesz… Zdania co tego są podzielone.
Czasami ponosi go jego temperament.

Tylko, że ten temperament to poniósł go z piętnaście razy!
Ciężko uciec w życiu od temperamentu, który na boisku doprowadził Piotrka do sukcesów. Ale widzimy takie rzeczy, a nie widzimy tego, że w środowisku dobrze funkcjonują ci, którzy sprzedawali i kupowali mecze. Trudniej zaakceptować że facet stanął po męsku naprzeciw innego niż to, że ktoś przez całe lata robił rzeczy moralnie naganne. A Piotrek wcale nie musiał tracić pracy w PZPN. Był pomysł, żeby go tylko ukarać, ale Piotrek sam poszedł do prezesa i powiedział, że zdaje sobie sprawę, że będzie z nim jazda, bo dziennikarze się na niego rzucą i sam się podał do dymisji. Piotrek przez swoje zachowania wiele rzeczy przegrał, ale taki już jest.

Masz słabość do trudnych charakterów.
Bo sam taki jestem. Jestem trudny. Tyle tylko, że czasem potrafię się ugryźć w język. Twitter to we mnie testuje, żeby czasem nie napisać zbyt dużo. Nie staram się żyć inaczej niż to medialnie deklaruję. Zawsze byłem otwarty, uśmiechnięty, towarzyski, lubiłem ludzi.

Ale teraz – jako człowiek rodzinny – nie możesz już żyć jak Rolling Stonesi, którzy wyrzucali z pokojów hotelowych telewizory.
I tak już nie żyję. Ale, jak przyjadę na kadrę, to nie zamierzam się zamykać w pokoju hotelowym. U nas postacie publiczne chciałyby korzystać z przywilejów, jakie daje im popularność, a nie chcą ponosić związanych z tym kosztów. Tego, że trzeba uważać, że trzeba się pilnować, że trzeba coś dać od siebie. Jeśli dzięki popularności zarabiasz, albo ktoś ci da szybciej stolik w restauracji, to zdaj sobie sprawę, że ty też masz jakieś obowiązki. Nawet jeśli jesteś po meczu zmęczony i podejdzie do ciebie 25. kibic tego wieczora i poprosi cię o zdjęcie, to trzeba wykazać cierpliwość. Nawet jeśli on ten telefon długo nastawia, żeby zrobić selfie, nawet jeśli jest po czterech piwach i się na tobie wiesza, to musisz to wytrzymać. To część tej pracy. Jednemu odmówisz to pocztą pantoflową pójdzie, że jesteś zarozumiałym bucem, któremu się poprzewracało w głowie. Ja chętnie z kibicami rozmawiam, polemizuję. Tak długo jak jest to dyskusja na argumenty a nie hejt internetowy.

Ostatnio mocno cię hejterzy pojechali, bo pozwoliłeś sobie nie zgodzić się z Adamem Nawałką i wolałeś Pawła Dawidowicza niż Thiago Cionka. W sztabie kadry też bez entuzjazmu przyjęto, że kwestionujesz wybór selekcjonera.
Miałem inne zdanie i je powiedziałem. Za kilka lat w kwestii Dawidowicza wyjdzie na moje. Ale gorsze jest to, że u nas nie ma kultury dyskusji. Jak nie jesteś z nami, maszerujesz przeciw nam. To chore. Ja jestem komentatorem reprezentacji Polski, a nie klakierem. Chcę dyskutować o kształcie reprezentacji, o taktyce, o personaliach. Trener Nawałka nigdy nie dał mi odczuć, że się na coś gniewa. W sztabie są inni ludzie, którzy monitorują media i to oni coś tam selekcjonerowi przekazują. Ja się tym nie przejmuję.

Kręci cię jeszcze piłka?
Oczywiście, a co miałeś wątpliwości?

IMG_8920Pytałem, bo od dziesięciu lat straszysz, że zaraz kończysz karierę, że musisz odpocząć, że nie masz siły i przechodzisz na emeryturę. Gdy się okazało, że kupiłeś dom w Tajlandii, ta twoja „abdykacja” stała się jeszcze bardziej realna. Na razie nie udało ci się od futbolu uciec i ja się z tego cieszę, myślę że widzowie też, bo cię lubią. Więc kiedy znowu rzucasz prace komentatora?
Gdy miałem 25 lat to myślałem, że maksymalnie pociągnę do czterdziestki. Bo nawet jeśli człowiek lubi tę pracę, to jednak pochłania ona mnóstwo energii i zdrowia. Ale zdałem sobie sprawę, że po pierwsze trudno uciec od pasji, a po drugie dziennikarstwo jest szansą na… zamrożenie chłopięcości. Że można jeździć, poznawać ludzi, robić rzeczy niezaplanowane, wszystko jest niepowtarzalne, nie ma rutyny: od poniedziałku do piątku, w godzinach 9.00 do 17.00. Ja bym się w czymś takim nie mógł odnaleźć.

To dom w Tajlandii chwilę na ciebie jeszcze poczeka.
Kupiłem go, bo chciałem mieć taką własną oazę spokoju. Już dziś wiem, że wracam 11 lipca z EURO, a 14 lipca zabieram ze sobą rodzinę i lecimy do Tajlandii. Bo znowu potrzebuję resetu, odpoczynku. Tam wstaję o 7.00 rano, idę na plażę pobiegać, idę na śniadanie, wracam do domu, spędzam czas z rodziną. Nie zaglądam w telefon już trzeciego dnia. Oglądam seriale amerykańskie, dużo śpię, jem co trzy godziny. Wtedy czuję się znakomicie, ale po miesiącu mam już tego dość. Już potrzebuję wrócić do akcji: podróże, walki, mecze. Potem po 4-5 miesiącach bateria mi się wyczerpuję i znów uciekam do Tajlandii.

Jak to znosi twoja żona Asia? Rozumiem, że okres kiedy tłukły się u was w domu talerze macie za sobą?
(Śmiech) Jak jestem tydzień w domu, to już się pyta kiedy gdzieś jadę (śmiech). To nawet nie jest dziwne. Nauczyła się innego rytmu życia, takiego beze mnie. Ona swoje życie ma uporządkowane, a gdy jestem na miejscu, to jej wszystko burzę (śmiech). Wiadomo, że jak jestem w Warszawie, to trzeba zrobić obiad, kolację. Ja chodzę, brudzę, rozrzucam rzeczy i męczę. Każda kobieta…

…o dobrze się zaczyna to zdanie. Chętnie posłucham, bo uchodzisz za znawcę kobiet.
No więc kobiety wiedzą, że facet może naprawdę kochać tylko wtedy, gdy żyje w zgodzie sam ze sobą. Gdy ma jakąś pasję, gdy się spełnia. Gdy kocha chodzić do swojej pracy. Wtedy jest szansa na szczęście w związku, bo miłość się przekłada z jednego na drugi segment.

Ale wy musieliście się tego nauczyć.
Kobieta cię poznaje, dowiaduje się, co robisz, i wydaje jej się to, co robisz zawodowo, szalenie atrakcyjne. Potem zostaje częścią tego atrakcyjnego życia, ale za chwilę okazuje się, że nie jest tak różowo. Pojawiają się pierwsze wyjazdy, wątpliwości, kryzys zaufania. Ale potem dojrzewa. Zaczyna zdawać sobie sprawę, że tylko gdy jesteś szczęśliwy w swojej pracy, możesz być szczęśliwy w związku.

Jesteś po czterdziestce, ale czas jest dla ciebie łaskawy. Ludzie zastanawiają się, jak ty to robisz, że tak dobrze wyglądasz? Szczególnie, że dziennikarstwo to jest życie w podróży, zarwane wieczory, noce, alkohol itd. Wiec jak ty wytrzymujesz to tempo? Mówią o tobie: albo pije herbatki, albo uprawia jogę, albo wciąga amfetaminę. No chyba że wszystko na raz.
Na jogę nie chodzę, „amfy” nie biorę (śmiech). Ale mam dobre geny, mój ojciec do pięćdziesiątki wyglądał jak mój brat. Ludzie w ogóle nie wierzyli, że to mój tata.

Czyli żadnych operacji plastycznych nie przechodziłeś?
No jeszcze nie. Ale może jeszcze przejdę. (śmiech) Ważne jest jedzenie. Mama zawsze mnie uczyła, że jedzenie to jest nasze paliwo. Że nie można oszczędzać na jedzeniu. Trzymam się tego. Poza tym nawet jeśli żyję intensywnie, nawet jeśli jestem o 10 kilogramów za stary, to lubię sport. Potrafię wstać, pobiegać, pójść do siłowni. A poza tym podejście mentalne. Ja zawsze mam uśmiech i luz. To bardzo pomaga. Ostatnio oglądałem program w tv, w którym profesor wyjaśniał, że 90 procent nowotworów ma podłoże w stresie. Człowiek myślący, inteligentny musi umieć sobie z tym radzić. Umieć od tego uciec. Podstawą jest zapewnienie sobie godnego życia. Mnie się o tyle udało, że ktoś mądry przekonał mnie kiedyś, żebym zainwestował w nieruchomości i to była dobra rada. Mam swoje kontrakty reklamowe, mam pracę w telewizji, w gazecie, w internecie. Powolutku dochodzę do takiej sytuacji, że mogę już żyć bez pieniędzy z tej swojej podstawowej działalności. Być może już niedługo zainwestuję w projekt związany z deweloperką, z przestrzeniami hotelowymi. Można uprawiać zawód chłopca, ale tylko wtedy gdy się pamięta, że odpowiedzialność za rodzinę to podstawa.

Przechwytywanie w trybie pełnoekranowym 2016-06-09 145259Jakie masz odczucia przed tym EURO? Dominuje nadzieja czy niepokój?
Wierzę w drużynę Adama Nawałki, ale czuję też niepokój. Mamy swoje problemy w defensywie. Przyzwyczaiłem się już, że nie mamy w obronie ani Laurenta Blanca, ani Lucio, ani nawet Jacka Bąka czy Tomasza Hajty, którzy potrafili zagrać prostopadłe podanie przez dwie linie i uruchomić szybki kontratak. Ale teraz doszły też problemy z kryciem, z przekazywaniem, z odpowiedzialnością. Na dodatek pojawiły się kłopoty zdrowotne, wypadł z kadry Maciek Rybus, ważne ogniwo. Artur Jędrzejczyk przestawiany jest na inną pozycję, Kuba Wawrzyniak leczy piętę, Łukasz Piszczek miał kłopoty żołądkowe, a Bartosz Salamon nie przekonał na tyle trenera, żeby dać mu od początku turnieju szansę. Nam się nie udało przed Euro zagrać dwóch meczów z tą samą defensywą i Grzegorzem Krychowiakiem przed obrońcami. To niepokoi, nie wszystko mamy sprawdzone.
Na szczęście widzę po raz pierwszy od czasów kadry Engela, że ludzie się tak bardzo utożsamiają z reprezentacją, że to jest ich drużyna. To od 2002 troku teraz wróciło. Ludzie się interesują bo mamy kilka gwiazd, na czele z piłkarzem klasy światowej – Robertem Lewandowskim. Bez niego kadra traci 30 procent, bo chodzi nie tylko o umiejętności „Lewego”, ale też umiejętność wpłynięcia na zespół, przy nim inni piłkarze czują się dużo pewniejsi.

Ale mamy się bać Irlandii Północnej? To po co tam w ogóle jedziemy?
W tych ostatnich turniejach mistrzostw świata i Europy nie mieliśmy tak słabego rywala jak Irlandia Północna na inaugurację. No może jeszcze Ekwador w 2006 roku. Oglądałem parę spotkań Irlandczyków i jest to futbol dosyć toporny, siłowy. Wiadomo, że zagrają czwórką, może nawet piątką w obronie, kolejnych czterech będzie ciasno stało przed obrońcami. Oni w tym będą konsekwentni i tą konsekwencją będą silni. Ale umówmy się, jeśli chcemy coś na Euro osiągnąć, to takie mecze musimy wygrywać. I to wygrywać przekonująco.
Dla mnie kwestią absolutnie podstawową jest to, czy odzyskamy świeżość i dynamikę. Bo podstawą sukcesu jest przygotowanie. Jeżeli będziemy dobrze „gonić” i będziemy w stanie robić sprinty w 80. minucie, to możemy coś ugrać. Jeśli nie, to nie mamy czego szukać na tej imprezie. Wierzę, że będziemy dobrze przygotowani, bo w 20-osobowym sztabie nic nie powinno umknąć uwadze trenerów. Te nogi zawodników, które były ciężkie w Gdańsku, w meczu z Holandią, mają teraz nosić naszych piłkarzy. Sztab uspokaja, że zmęczenie niedługo puści, ale ja to się zawsze boję takich deklaracji. Może dlatego, że widziałem tych kilka ostatnich turniejów… Miejmy nadzieję, że jesteśmy mądrzejsi o tamte doświadczenia.

Rozmawiał Dariusz Tuzimek

Inne artykuły o: Euro 2016 | Fejs 2 fejs | Polecane | Reprezentacja

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli