Marek KOŹMIŃSKI: Dzisiejsza Portugalia jest podobna do tej z 2002 roku
Autor wpisu: Piotr Wierzbicki 28 czerwca 2016 10:43
Porozmawialiśmy w La Baule z Markiem Koźmińskim, wiceprezesem PZPN. O współczesnej piłce, różnicach między obecną reprezentacją a tą z mistrzostw świata w 2002 roku, o zarządzaniu drużyną przez Adama Nawałkę i oczywiście o Portugalczykach.
FUTBOLFEJS.PL: Patrzę na obecną reprezentację Polski i próbuję ją porównać z tą z 2002 roku, w której pan grał i główna różnica…
MAREK KOŹMIŃSKI: …to wyniki.
Też. Ale miałem na myśli co innego, to stonowanie. Zadać piłkarzowi kadry Adama Nawałki pytanie o finał Euro 2016, to jest faux pas. Wtedy w Korei i Japonii deklarowaliście: jedziemy po medal.
Racja. Wtedy była większa pompka, ale to jest tylko otoczka, która nie ma większego przełożenia na grę. Dzisiaj mamy w kadrze kilku zawodników doświadczonych, którzy tłumią takie zapędy u innych. Ten zespół umiejętnie radzi sobie z dwoma stanami: euforii i krytyki. Pamiętajmy, że po towarzyskich meczach przed EURO ocena mediów była dosyć ostra. W drużynie panowała cisza wtedy i tak samo teraz po sukcesie, jakim jest awans do ćwierćfinału. To świadczy o świadomości własnej siły.
Piłkarze sami się temperują, żeby nie wyjść przed szereg? Po selekcjonerze widać jak się cieszy, kiedy zawodnicy nie mówią nic kontrowersyjnego na konferencjach.
To też jest ważne, żeby przekaz medialny był spójny i logiczny. Wiem, że fajnie by było, gdyby ktoś zadeklarował na konferencji: panowie, jedziemy po mistrzostwo Europy. Ale wiadomo, że ktoś by sobie pomyślał na chłodno, że facet zerwał się z choinki. Ale to jest jeden z elementów pracy, umiejętnego zarządzania drużyną.
Wasze deklaracje z 2002 roku wynikały z tego, że byliście pewni swych umiejętności, czy chcieliście się podbudować?
Wynikało to z kilku rzeczy. Po pierwsze, awansowaliśmy na wielką imprezę po 16 latach przerwy i nie mieliśmy doświadczenia – ani my, ani nasz sztab. Po drugie, wynikało to z naszych osobowości. Po trzecie, przecież sam trener Jerzy Engel powiedział: panowie, jedziemy po medal. Skoro nasz przywódca tak mówi, to drużyna to podłapała. I absolutnie nie chcę tu krytykować trenera. Pomni tych wszystkich doświadczeń dziś na ten turniej przygotowaliśmy się inaczej – jedziemy grać jak najwięcej meczów, każdy mecz może nas zweryfikować, może być tym ostatnim, ale jesteśmy świadomi, że mamy pewne ukryte atuty, które jeszcze się nie ujawniły. I na tym turnieju to widać, bo nasze wielkie gwiazdy nie zdecydowały jeszcze o wynikach spotkań. Lewy walczy i pomaga, ale jeszcze nie wygrał nam meczu.
Awansować do ćwierćfinału w sytuacji, gdy zawodzą napastnicy, to duża sztuka.
Robert i Arek Milik mają sytuacje, nie można powiedzieć, że grają źle. OK, nie strzelają bramek, ale według mnie Lewy został takim pracusiem na boisku. Daje swoje umiejętności dla wszystkich innych. W meczu ze Szwajcarią były takie sytuacje, że doskakiwali do niego trzej rywale, gdy on był tyłem do bramki. A to oznacza, że dwóch przeciwników zabrakło w innym miejscu na boisku. Trzeba docenić to, że Robert jest najczęściej faulowanym zawodnikiem, a jednak przytrzymując piłkę pozwala drużynie przesunąć się do przodu. Na razie brakuje mu tylko wykończenia.
Ten brak skuteczności to jest kwestia tego skrupulatnego pilnowania przez rywali, czy może jest trochę tu jednak brakuje mu optymalnej dyspozycji?
Na pewno może czuć się trochę zmęczony ze względu na liczbę spotkań w sezonie i krótki odpoczynek. Tego nie da się wymazać, widać to po innych wielkich zawodnikach. Ale też widać jak trenerzy przeciwnych drużyn uczulają swoich piłkarzy na Roberta: ty go kryjesz, ty idziesz mu z pomocą, a ty jeszcze asekurujesz. Tak samo będzie, gdy zagramy w czwartek z Portugalią. Trener powie, że do „Krystyny” musi podejść kilku zawodników, nie można go zostawić jeden na jednego. Bo to jest piłkarz zbyt dużej klasy, trzeba się pod niego w jakimś fragmencie boiska pod niego ustawić. To samo dotyczy Roberta.
Na ile te doświadczenia z poprzednich turniejów wpływają na to, co się dzieje teraz w tej kadrze?
Choćby wspomniane wyciszenie. To nie jest tak, że wszyscy teraz usypiają. Jest tak, że gdy trzeba się sprężyć, to się sprężamy, gdy trzeba się wyłączyć, to się wyłączamy, chłopaki mają wolny dzień. Chodziło też o to, żeby trener i sztab nie zajechali piłkarzy, bo w ostatnich turniejach z przygotowaniem fizycznym było coś nie tak. Teraz ta drużyna bardzo dobrze wygląda pod tym względem. Pierwsza połowa z Ukrainą była świetnym przykładem turniejowego zmęczenia – każda drużyna ma słabszy dzień. To był nasz moment słabości, a i tak wygraliśmy.
Jaki wpływ na zespół ma Marek Koźmiński? Podpowiada, dzieli się doświadczeniami?
Nie, oni nie potrzebują podpowiedzi. To, co oni mają robić, mówi im trener. Ja nie jestem od tego, żeby się wpierniczać w takie sprawy. Natomiast jeśli ktoś się zapyta o jakieś zachowanie na boisku na pozycji, na której grałem, to inna kwestia. Ale śmieszą mnie takie opinie, wyrażane w taki sposób: „jak ja grałem w piłkę…”. Zawsze mówię: czasy, w których ty grałeś, to już jest archiwum. Piłka poszła tak szybko do przodu, że nie sposób porównywać jej do tego co było 14 lat temu, nie mówiąc 30 lat. Dziś jeśli ktoś ma gaz w nogach, to może grać w wielką piłkę, jeśli go nie ma, to niech gra w mniejszą piłkę. Wszyscy obecni wielcy piłkarze mają petardę w nodze. Wszystko jest inne teraz.
A można zadać sobie pytanie: czy to jest najsilniejsza reprezentacja w XXI wieku? A może od jeszcze dłuższego czasu?
Nie cofajmy się poniżej lat 90-tych, bo to nie ma sensu. Tamte drużyny cyklicznie coś wygrywały. Po drugie – takie porównywanie to jest forma zabawy. Artur Boruc jest jedynym piłkarzem, z którym grałem, więc jak to można porównać? To zabawa zastrzeżona wyłącznie dla dziennikarzy. Gdy były piłkarz porównuje się z obecnym, to jest najgorsza rzecz. Byli piłkarze mogą najwyżej oceniać pewne zagrania, bo to jest zupełnie co innego.
To w mojej dziennikarskiej ocenie obecna reprezentacja jest najlepsza pod względem organizacji na boisku. W tym, o czym najczęściej mówi trener. Zgodzi się pan?
Na pewno jest duża dyscyplina, która daje wyniki sportowe. To czuć. Ale to rodzaj dyscypliny, w której jednostka ma coś do powiedzenia. To nie jest totalitaryzm: ja tu jestem szef, a w nie macie o niczym pojęcia. Tu jest dyskusja w kuluarach, oczywiście do pewnego stopnia, bo trener nie może dyskutować z 23. zawodnikiem. Może z nim porozmawiać, ale nie dyskutować. Ale z pierwszymi pięcioma w kuluarach jest dyskusja.
A czy zgodzi się pan, że na tej drużynie czuć bardzo wyraźnie pieczątkę trenera Adam Nawałki?
Na pewno jest to drużyna Adama Nawałki. To on miał taki pomysł, on ułożył sobie w głowie pewien schemat, on dokonał pewnych subiektywnych wyborów. On sobie wymyślił, że weźmie tego, chociaż dziesięciu innych wolałoby tamtego. Ale to on z tym czy tamtym wygrał.
Pana zaskoczyły jakieś wybory i decyzje selekcjonera?
Nie. Jak się się patrzy na to z bliska, to do pewnych rzeczy jest się przekonanym. Matematycznie i schematycznie – jeśli tak do tego podejdziemy – to Nawałka nas nie zaskakuje. On nie jest trenerem, który zmienia coś ot tak i wszyscy są zszokowani. Zobaczmy na zmiany, które były w ostatnim meczu ze Szwajcarią – ich sekwencja, czas, to wszystko jest powieleniem jego schematu myślenia. Widzę, co się dzieje na boisku, wiem jakie mam możliwości na ławce i wiem co mogę zrobić. Oglądałem ten mecz i przyszła mi taka myśl: ocho, gaśniemy, potrzebna jest pomoc. Ale za chwilę na chłodno pytam się: ale kto za kogo? W perspektywie mamy karne i wiem, że pewnych nazwisk nie można ruszyć. Tak sobie układasz to w głowie i dochodzisz do wniosku, że zmiany, które były, to były zmiany wymuszone. Padł nam Kamil Grosicki, padł Krzysiek Mączyński. Ale nie jest wykluczone, że gdyby nie padli, to trener zrobiłby takie same zmiany.
Przed nami mecz z Portugalią. Rozumiem, że odniesienia do sytuacji z 2002 roku, kiedy Polska przegrała na mundialu w Korei 0:4, nie mają sensu?
Akurat w tym przypadku mają. Jestem w stu procentach przekonany, że gdybyśmy zagrali w nim tak, jak graliśmy w eliminacjach, czyli bardzo wysoką defensywą, to nie przegralibyśmy go tak wysoko, Portugalczycy mieliby z nami ciężko. Może nawet udałoby się nam wygrać. Tamci piłkarze portugalscy są możliwościami zbliżeni do dzisiejszych: Luis Figo to taki Ronaldo, wtedy mieli Pedro Pauletę, dziś go nie mają, ale mieli jeszcze kilka podobnych nazwisk w obronie i pomocy. A my na nich ruszyliśmy na hurra, wyprowadzili cztery kontry i się skończyło.
Taki był wtedy plan?
Tak mieliśmy grać. Odsłoniliśmy się na własne życzenie i daliśmy im grać w sposób dla nich najbardziej komfortowy. Po drugie sami nie byliśmy w stanie tak grać. W eliminacjach ustawialiśmy się na 40 metrze i broniliśmy, w mistrzostwach mieliśmy grać do przodu. I tu jest analogia: gdybyśmy zechcieli zagrać z Portugalczykami tak, jak nie gramy na tym turnieju, to byłoby źle. My w tym turnieju gramy bardzo taktyczną piłkę i to nam wychodzi. Jest czterech z tyłu, plus dwóch pomocników, a reszta jak najszybciej wraca. Ile kontr dostaliśmy w tym turnieju? Jedną, może dwie. Tak samo trzeba zagrać z Portugalią – uważnie z tyłu, a z przodu Lewy z Milikiem niech się przepychają z Pepe, niech się włączają do tego boki.
Oni mają Ronaldo, my Lewandowskiego.
Tak, ale są to różni piłkarze. Lewy jest typową „9”, to piłkarz drużynowy, Ronaldo przeciwnie – on wygrywa drużynie mecze, ale czasem się wyłącza. Nie ma tak, że zasuwa tu, zasuwa tam. Robert to robi. Gra na zasadzie: daj mi piłkę, pomogę wyjść drużynie. A Ronaldo? Daj mi piłkę, ja będę strzelał.
Rozmawiał w La Baule: Piotr Wierzbicki
Inne artykuły o: Euro 2016 | Fejs 2 fejs | PZPN | Reprezentacja