Maciej RYBUS: Klub przysłał po mnie samolot, poczułem się ważny
Autor wpisu: Piotr Wierzbicki 29 grudnia 2016 13:50
Z Maciejem Rybusem wspominamy 2016 rok. Dla piłkarza reprezentacji Polski i Olympique Lyon był to wyjątkowo bogaty w wydarzenia rok – wydarzenia przyjemne, ale też nieprzyjemne. – Najwięcej emocji, tych przykrych, wzbudziła we mnie kontuzja, przez którą nie pojechałem na EURO 2016. Transfer do Lyonu był rekompensatą – mówi.
FUTBOLFEJS.PL: Gdy wspominasz 2016 rok, to jaka jest pierwsza myśl, która przychodzi ci do głowy? Które wydarzenie najbardziej zapadło ci w pamięć: to bolesne i przykre, czy przyjemne?
MACIEJ RYBUS: Najbardziej to chyba to bolesne, czyli kontuzja, przez którą nie pojechałem na mistrzostwa Europy. Szkoda tym bardziej, bo rok dobrze się dla mnie zaczął w Rosji, grałem w podstawowej jedenastce Tereka, strzelałem gole, z dziewięcioma bramkami byłem najskuteczniejszym strzelcem drużyny. Biorąc pod uwagę, że grałem na lewej obronie albo pomocy, to było to spore osiągnięcie. Forma była naprawdę wysoka. No i w ostatnim, setnym meczu w Rosji doznałem kontuzji barku, przez którą nie pojechałem na EURO, musiałem przejść długą rehabilitację.
Czyli jeszcze leży ci to na żołądku?
Może już nie leży, ale gdy wspominam cały rok, to najwięcej emocji – tych przykrych – było związanych z tym wydarzeniem.
A tym najprzyjemniejszym momentem było pewnie podpisanie kontraktu z Olympique Lyon?
Tak. To była rekompensata, nagroda za te przykrości. Tym bardziej że przez uraz transfer się oddalał. Groziła mi operacja. Przeszła mi przez głowę myśl, że może nic z tego nie będzie. Całe szczęście, że udało się to sfinalizować, po badaniach medycznych szefowie Lyonu uznali, że wszystko jest OK, okazało się, że operacja nie jest konieczna.
Po rehabilitacji kontuzjowany bark nigdy się nie odezwał?
Czasem się odzywa, głównie na siłowni. Na przykład gdy się podciągam, to ta lewa strona jest słabsza. Cały czas pracuję nad tym, żeby ją wzmocnić.
Początek w Lyonie też nie był szczęśliwy, bo zaraz przydarzyła się kolejna kontuzja?
Sporo było tych różnych zawirowań, na początku złapałem kontuzję kolana, naderwałem więzadła i ponad miesiąc musiałem pauzować. Potem wywalczyłem miejsce w składzie, następnie wypadłem ze składu. Miałem taką sinusoidę przez całą rundę.
Nie mogłem chodzić, nie mogłem spać, kolano bolało. Pojawiły się czarne myśli (ROZMOWA)
Raz byłeś w jedenastce kolejki Ligue 1…
…po czym przez kolejne trzy mecze siedziałem na ławie i nie mogłem z niej wstać. Lyon to jest wielki klub, więc takie rzeczy są normą.
Czyli wciąż nie bardzo znasz swoje miejsce w klubie?
Kolejny przykład: ostatnia kolejka przed świętami. Gramy z Angers, prowadzimy do przerwy 1:0, kontrolujemy mecz i słyszę, że wchodzę od początku drugiej połowy, choć w ogóle się na to nie zanosiło. Po prostu trzeba być przygotowanym do gry w każdym momencie. Ta nieprzewidywalność jest spora. Niektórzy młodzi zawodnicy, którzy nie trenują z nami na co dzień, wychodzili w pierwszym składzie w spotkaniach Ligi Mistrzów.
Ta rotacja nie miała więc nic wspólnego z twoją formą? Czy może fakt, że opuściłeś część okresu przygotowawczego miał na to wpływ?
Wydaje mi się, że nie. Na początku sporo grałem, klub przysyłał po mnie prywatny samolot, na przykład po meczu reprezentacji Polski z Armenią. Graliśmy we wtorek, w piątek czekał nas mecz ligowy. Szefom zależało, żebym miał więcej czasu na regenerację. Poczułem się wtedy ważny. Ale tak to bywa w wielkim klubie: raz jesteś na górze, innym razem tę górę trzeba zdobywać. Tak jak zdobywałem pod koniec rundy, kiedy kilka meczów zaczynałem na ławce.
#RétrOL2016, juin !! pic.twitter.com/hfaZYrIn6M
— Olympique Lyonnais (@OL) December 27, 2016
Wczoraj w podsumowaniu roku na oficjalnym profilu Lyonu na Twitterze można było zobaczyć różne zdjęcia. Na tym dotyczącym czerwca jesteś ty po podpisaniu kontraktu. To też o tym świadczy, że zdobycie reprezentanta Polski było dla Olympique ważnym wydarzeniem, bo reprezentant Polski w Europie to już jest ktoś?
Myślę, że tak. Po tym co się stało na EURO inaczej postrzega się nas w Europie. Widać zresztą w jakich klubach gramy. To było pierwsze takie pół roku, a myślę, że od nowego roku będzie jeszcze lepiej.
W 2017 roku pewnie trzeba ci życzyć przede wszystkim zdrowia?
Zdrowia i trochę szczęścia by się przydało. Ale gdy będzie zdrowie, to ze wszystkim sobie poradzę.
Kiedy mówisz o tym, że przydałoby się szczęście, to od razu przed oczami staje sytuacja z meczu z Monaco, gdy po twoim strzele piłkę sprzed linii bramkowej wybił Kamil Glik.
Śmiałem się po spotkaniu z „Gliksonem”, że skoro mecz był już w zasadzie rozstrzygnięty, to mógł mi dać trochę radości. No ale wiadomo, że Kamil nigdy nie odpuszcza. Jest we Francji uznaną marką, nie mógł sobie pozwolić na taki prezent. Nawet moi koledzy z drużyny mówili, że to twardy, nieprzyjemny obrońca.
Po rundzie jesiennej Lyon zajmuje 4. miejsce. To wynik na miarę oczekiwań?
Raczej nie. Za dużo było takich wpadek, jak u siebie z Guingamp (1:3), na wyjeździe z Dijon (2:4), czy Lorient (0:1). Traciliśmy głupio punkty z drużynami z dolnej części tabeli. A najlepsze występy, to dwa z Juventusem, w których powinniśmy zdobyć cztery punkty, a wywalczyliśmy tylko jeden. Z Sevillą rozegraliśmy dwa dobre spotkania, druga połowa z Paris Saint-Germain (1:2) oraz cały mecz z Monaco (3:1). Z tymi lepszymi drużynami gra bardziej nam się klei i nie wiem z czego to wynika. Musimy nad tym popracować, bo potencjał w drużynie jest olbrzymi, mam wielu młodych, obiecujących zawodników, mnóstwo indywidualności. Rok temu było zresztą podobnie. Pracę stracił wówczas trener Hubert Fournier jego miejsce zajął Bruno Genesion i zespół zajął 2. miejsce, chociaż strata była spora. W tym roku jest lepiej i wszyscy koledzy powtarzają: spokojnie, w nowym roku odpalimy.
Celem Olympique w Lidze Mistrzów było wyjście z grupy, skończyliście na 3. miejscu. Rozumiem, że jest rozczarowanie wynikiem?
Celem był awans, teraz jest nowy – wygrana Ligi Europy. Nie będzie to łatwe, ale trzeba mierzyć wysoko.
W 1/16 marzyło ci się wylosowanie Legii. Może spotkacie się w finale?
Pogratulowałem trenerowi Jackowi Magierze awansu po meczu ze Sportingiem. Pisaliśmy, że fajnie byłoby się spotkać. Szkoda, że się nie udało, może spotkamy się później. Legia gra naprawdę fajną piłkę, a nie zapowiadało się na to. I ma szansę zajść wysoko w Lidze Europy.
Miałeś okazję obejrzeć Legię w którymś meczu w Champions League?
Całego meczu nie, bo zawsze graliśmy w ten sam dzień, ale oglądałem skróty. Widziałem za to kilka ligowych meczów i wyglądało to obiecująco. Teraz trener Magiera będzie miał więcej czasu, żeby popracować na zgrupowaniach i powinno być jeszcze lepiej.
Wspomniałeś o dużym potencjale Lyonu. Czy w reprezentacji Polski też odczuwasz, że ten potencjał jest jeszcze większy?
Wszyscy obawialiśmy się wyjazdowego meczu z Rumunią, bo silny rywal, pełny stadion w Bukareszcie, fanatyczny doping, a tak naprawdę od pierwszej do ostatniej minuty mieliśmy mecz pod kontrolą. Nie pamiętam takiego spotkania reprezentacji, że nie martwiliśmy się o wynik końcowy. Sprawa została załatwiona szybko, wszyscy byli w szoku, Rumuni nie wiedzieli co się dzieje, nie stworzyli żadnej sytuacji bramkowej. Na pewno jest potencjał, jest wyśmienity fachowiec w roli selekcjonera. Będzie dobrze.
W Lyonie grywałeś i na lewej obronie, i na pomocy, w różnych ustawieniach.
W kilku meczach zagraliśmy systemem 3-5-2, w którym byłem takim wahadłowym. Ostatnio gramy taktyką 4-2-3-1, czasem 4-3-3 i jestem głównie lewym obrońcą, ale przeciwko Monaco wchodziłem na bok pomocy. Muszę być przygotowany na kilka wariantów.
Maciej RYBUS: Nowa pozycja? Nie ukrywam, lepiej się czuję
Żadna z tych pozycji nie jest ci obca, ale ty się czujesz bocznym obrońcą czy pomocnikiem?
Chyba już obrońcą, najwięcej meczów rozgrywam na obronie, ale ze względu na to, że często gramy atakiem pozycyjnym, to wychodzę wysoko pod bramkę rywala. Taka gra odpowiada mi w zupełności.
Było coś we Francji, do czego trudno było ci się przyzwyczaić?
Nie. Francja jest bardzo zbliżona do tego, z czym mamy do czynienia w Polsce. Bardzo łatwo było mi się przystosować. Trudny jest język, ale w szatni dogaduje się trochę po francusku, trochę po angielsku. Czasem jest wesoło, ale z każdym tygodniem widzę, że mój francuski jest coraz lepszy. Jestem odważniejszy jeśli chodzi o mówienie. To ważne, żeby się przełamać i mówić.
We Francji przeżyłeś dwa incydenty związane z kibicami: w Marsylii obrzucano wasz autokar kamieniami, w Metz na boisku poleciały w waszym kierunku race. Było to dla ciebie zaskoczenie?
W Marsylii wybili nam szybę w autokarze. Wrogość dało się wyczuć już w drodze z hotelu na stadion, czuło się nienawiść. Było dziwne obrazki, gdy widzisz jak idzie sobie rodzinka i nagle wszyscy pokazują nam środkowy palec. Marsylia to miasto ze specyficznym klimatem, wiedziałem to już podczas EURO, wszyscy znajomi o tym mówili. A w Metz to po prostu głupota kibiców. Nie wiem czy to się skończy walkowerem, czy nie.
Mariusz Piekarski pochwalił się niedawno na Twitterze, że minął dziewiąty rok waszej współpracy i przedłużyliście umowę na kolejne. Można powiedzieć, że jesteście jak stare dobre małżeństwo. To nie jest częste w relacjach piłkarz-agent.
Mariuszowi wiele zawdzięczam, odkąd ze sobą pracujemy, to na nic nie mogę narzekać, zawsze mi we wszystkim pomaga. Dzięki niemu jestem tutaj, gdzie jestem. I pewnie będziemy ze sobą pracować do końca mojej kariery.
9 lat razem ????????i razem na dłużej ???????? pic.twitter.com/6DUYz9OxlM
— Mariusz Piekarski (@sportmar_mario) December 11, 2016
Zimą jesteś stałym gościem turnieju w Łowiczu „Gwiazdy na Gwiazdkę”. Który to już twój raz?
Jako zawodnik zagrałem w trzech albo czterech ostatnich. Tej zimy miało nie nie być, bo turniej zaplanowany był na początek stycznia, a ja 30 grudnia wracam do Lyonu, bo w sylwestra zaczynamy przygotowania do kolejnej rundy. Zaproponowałem organizatorom, że może zrobimy turniej po świętach, a przed moim wylotem. Miałem tylko tydzień wolnego i mnóstwo spraw do załatwienia. Cieszę się, że mogę w tym uczestniczyć, bo z roku na rok impreza jest coraz ciekawsza.
Na licytacji pojawiło się mnóstwo gadżetów, wiele koszulek reprezentantów Polski. Rozumiem, że pomogłeś zbierać te fanty.
Na licytacji pojawiły się koszulki Roberta Lewandowskiego, Grześka Krychowiaka, Kamila Glika, Kamila Grosickiego, przywiozłem też swoją. Większość udało mi się zorganizować, ale organizatorzy turnieju też załatwiali swoimi kanałami.
Rozmawiał: Piotr Wierzbicki
Inne artykuły o: Reprezentacja | Zagranica