MACIEJ RYBUS: Co pięćdziesiąt metrów żołnierz z długą bronią. Jak tu żyć?
Autor wpisu: Piotr Wierzbicki 14 stycznia 2016 08:00
Maciej Rybus opowiada Futbolfejs.pl o tym, jak wyrwał się z Łowicza, o różnicy między życiem w Rosji i Czeczenii i torbie-reklamówce pełnej rubli, o długiej broni, a także o najbliższych planach. Tłumaczy, dlaczego ma dość życia na Wschodzie. Przekonuje, że poradziłby sobie i w niemieckiej Bundeslidze, i angielskiej Premier League.
FUTBOLFEJS.PL: Na początku ustalmy jedno: pozostało ci pół roku kontraktu z Terekiem i do czerwca nigdzie się nie ruszasz – to już przesądzone?
MACIEJ RYBUS: Tak, to jest klepnięte. Rozmawiałem z prezesem klubu i dyrektorem sportowym. Obaj powiedzieli, że nie ma możliwości, bym odszedł zimą. Mamy walczyć o europejskie puchary, jesteśmy na dobrej pozycji (7. miejsce – red.). Mamy też szansę zdobyć Puchar Rosji. Było fajnie pożegnać się z Terekiem jakimś sukcesem. Na pewno kontraktu nie przedłużę, klub już o tym wie.
Byłeś rozczarowany, że nie dostałeś zgody na odejście teraz? Bo o tym, że chcesz odejść, mówiłeś już przed letnim oknem transferowym.
Latem miałem większe ciśnienie, żeby odejść. Teraz przede mną najważniejszy cel, czyli EURO 2016. Zmiana klubu niosłaby ryzyko, że jeśli się nie odnajdę w nowym otoczeniu, to mógłby na turniej nie pojechać. Może to nawet lepiej dla mnie, że zostaję. Mamy do rozegrania 12 spotkań ligowych, zaczynamy na początku marca, kończymy 20 maja. Wydaje mi się, że to wyjdzie mi na dobre.
Jak szefowie klubu podeszli do tego, że nie chcesz przedłużyć umowy? Wiesz jak to się zazwyczaj kończy w Polsce?
Był moment, że jesienią nie grałem za dużo, to znaczy wychodziłem tylko na końcówki. Zazwyczaj było tak po zgrupowaniach kadry. Nie wiem, czy było to przez to, że odmówiłem podpisania nowej umowy, być może jakiś nacisk z góry był na trenera. Na szczęście końcówkę rundy grałem już normalnie w pierwszym składzie.
I jesteś spokojny o grę wiosną? Bo jesteś jedną z kluczowych postaci. Po meczu z Zenitem kibice żegnali cię brawami, skandowali twoje nazwisko.
Wiem, ile znaczę dla klubu, wiem że lubią mnie kibice, że są za mną. Nigdy nie spotkałem się z negatywną opinią na mój temat. Kibice proszą mnie na portalach społecznościowych, żebym nie odchodził. Prezes też mnie lubi, nie sprawiam żadnych problemów i staram się grać najlepiej, jak potrafię. Nie wiem, czy w Rosji są w ogóle takie sytuacje, jak w Polsce, że odsyła się zawodników do rezerw, czy jakichś Klubów Kokosa. Nie słyszałem o czymś takim. Był u nas jeden zawodnik z Brazylii, który grał sześć lat. W grudniu wygasł mu kontrakt i odchodzi za darmo do Schalke (Mauricio – red.), nikt mu jesienią żadnych problemów nie robił, zawsze grał od pierwszej do ostatniej minuty. Zresztą nie on pierwszy, bo też na podobnych zasadach odszedł Ailton do Arabii Saudyjskiej.
Tak Rybus gra i strzela dla Tereka:
Może w Rosji nie przejmują się tak pieniędzmi – milion w tą, czy w tamtą, to nie ma znaczenia?
Pewnie tak, bo z tego co wiem, Ailton mógł latem odejść za milion albo półtora miliona dolarów. I chociaż jego umowa wygasała za trzy miesiące, klub nie zgodził się na transfer.
Jak byś porównał ligę rosyjska z polską?
Jeśli chodzi o opakowanie – stadiony, frekwencję, transmisje telewizyjne – jesteśmy od nich lepsi. Pod względem finansowym i jakościowym, różnica jest ogromna na korzyść ligi rosyjskiej. To widać po występach w europejskich pucharach.
W Lidze Mistrzów jest pewien pułap, którego kluby rosyjskie nie potrafią przeskoczyć. Dlaczego?
Przede wszystkim przez limity obcokrajowców w lidze rosyjskiej. Wiadomo, że są kluby, które mogłyby ściągać wielkie gwiazdy, zbudować całą drużynę z obcokrajowców, stać je na to. Taki Zenit na przykład. Ale nie opłaca się tego robić tylko dla występów w europejskich rozgrywkach.
Dlaczego ty chcesz odejść z Rosji?
Muszę odejść, bo chcę się jeszcze rozwijać.
Pinokio Hämäläinen, skąpy Lech i majstersztyk Legii
Angielska Premier League i Bundesliga – to są kierunki, które obierasz?
Tak, bo to są najlepsze ligi, są tam pełne stadiony, świetna atmosfera.
Jest to w twoim zasięgu, czy rozmawiamy o marzeniach?
Jest w moim zasięgu, poradziłbym sobie spokojnie. Zobaczymy, jakie będą oferty po mistrzostwach Europy. Nie wykluczam jednak, że zimą trafi się jakaś oferta i podpiszę umowę już teraz, a przeniosę się w czerwcu. Jest jeszcze sporo czasu do zakończenia okienka transferowego.
Pytają się o ciebie?
Są zapytania, ale nic poważnego. Dopóki nie zobaczę czegoś na papierze, to w takie oferty za bardzo nie wierzę i nie zawracam sobie nimi głowy. Na razie skupiam się tylko na EURO.
Rozmawiamy w twoim rodzinnym mieście Łowiczu, do którego przyjeżdżasz co roku na turniej charytatywny. Gdy jesteś tutaj myślisz sobie – fajnie, że udało mi się stąd wyrwać?
Nie było mi łatwo, bo już w wieku 16 lat wyjechałem z domu i trafiłem do Akademii Piłkarskiej w Szamotułach. Moje lata młodzieńcze były inne niż życie większości kolegów z Łowicza. Ale z przyjemnością tu wracam, nigdy nie zapominam skąd jestem, nie zapominam o kolegach. Cieszy mnie, że raz w roku mogę wziąć udział w turnieju piłkarskim i w ten sposób komuś tutaj pomóc.
Koledzy z Łowicza zostali, czy rozjechaliście się po świecie?
Różnie. Część z nich została, część wyjechała do pracy gdzieś za granicę. Ale gdziekolwiek jesteśmy, pozostajemy w kontakcie. Przyjaciele, z którymi jako mały chłopak grałem w piłkę, z którymi coś broiłem, zostają na całe życie.
Do Łowicza wracasz jako gwiazda, ale nosa nie zadzierasz?
Nie, nie ma co gwiazdorzyć. I nigdy się pod tym względem nie zmienię. Zawsze chętnie stanę do zdjęcia i porozmawiam z bliższymi znajomymi i z tymi dalszymi. Nie mam z tym problemu.
Masz w głowie jakiś jeden moment w życiu, który zdecydował, że zostałeś profesjonalnym piłkarzem?
Decydujące było moje przejście z Szamotuł do Legii do drużyny Młodej Ekstraklasy. Zostałem zauważony chyba w jakimś meczu w młodzieżowej reprezentacji Polski prowadzonej przez Dariusza Dziekanowskiego. Od tego momentu wszystko ruszyło do przodu.
Większe znaczenie miał przypadek, czy po prostu byłeś dobry i to była tylko kwestia czasu aż ktoś cię zauważy?
Miałem w tym sporo szczęścia, chociaż od małego zawsze mi była w głowie tylko piłka.
W pewnym momencie w Warszawie trochę ci zaszumiało w głowie. W Rosji zarabiasz jeszcze więcej. Kapsla nie wysadziło?
W Warszawie, gdy mieszkaliśmy z Arielem Borysiukiem, była chwila. Pojawiły się spore pieniądze, jakieś pokusy. Każdy młody chłopak przez to przechodzi. Najważniejsze, by jak najszybciej się opanować. Mnie się to udało. W Rosji są jeszcze większe pieniądze, pokus wiele nie ma, bo Grozny to nie jest miasto do przyjemnego życia.
Mariusz Śrutwa: Legia? Dużo gwiazd, mało gry TUTAJ
Jak się żyje w Czeczenii?
Warunki do treningów są lepsze niż w Kisłowodzku, poprzednim mieście, w którym mieszkałem w Rosji. Tam było więcej swobody, tu w Czeczenii co 50 metrów na ulicy widzi się żołnierza z długą bronią. Nie jest łatwo żyć i także dlatego chciałbym zmienić otoczenie.
Zmęczyło cię to?
Tak. Jestem na Wschodzie już trzech i pół roku. Zawsze, jak wracam do Warszawy, to odżywam.
Co cię najbardziej dołuje?
Chyba to, że mieszkamy w hotelu. Czuję się jak na jakimś obozie czy zgrupowaniu.
Narzeczonej nie zabrałeś do Czeczenii?
Nie, tam nie. Mieszkaliśmy razem w Kisłowodzku, ale tutaj nie. W drużynie jest chyba tylko jeden piłkarz, który ściągnął żonę i gdzieś wynajmują mieszkanie.
Można powiedzieć, że odbębniasz służbę wojskową.
Coś takiego.
To prawda, że w Rosji wypłatę przywożą wam w walizkach?
Nie, to jest taki mit, że prezesi po meczach wchodzą do szatni z neseserami. Pensje mamy przelewane na konto. W gotówce dostajemy za to premie, ale to po jakimś czasie, nie zaraz po spotkaniu. Jeszcze nigdy nie było żadnych opóźnień pensji, najwyżej dzień, albo dwa.
Pytam o te walizki, bo ostatnio jeden z tabloidów zrobił ci sesję zdjęciową pod kantorem, do którego poszedłeś z siatką rosyjskich banknotów.
Miałem trochę gotówki z Rosji, której nie udało mi się wpłacić na konto i musiałem wymienić. Nie były to jakieś ogromne sumy. A że rubel stoi, jak stoi, więc tych banknotów musiało być więcej. Nie były to kwoty z kosmosu.
Co robisz z tymi grubymi kwotami?
Inwestuję w mieszkania. Nie bawię się w żadne fundusze i podobne sprawy. Wielu moich kolegów się na tym przejechało. A wiadomo, że wokół piłkarzy kręci się dużo ludzi, którzy niby chcą ci pomóc, a później okazuje się, że kasy nie przybywa, a raczej ubywa, nie da się jej wyciągnąć, a doradca nie odbiera telefonu. Mam jednego zaufanego człowieka, który pomaga mi inwestować w nieruchomości w Warszawie i tego się trzymam.
Co jest twoim największym atutem na boisku?
Hmm… Nie zastanawiałem się nigdy. Na pewno sprawność fizyczna, zwinność, wydolność, szybkość. Z piłką też nie najgorzej sobie radzę. Ostatnio grywałem na lewej obronie, więc może też wszechstronność.
Niektórzy wszechstronność uznają za przekleństwo, woleliby być specjalistami na jednej pozycji.
Nie spodziewałem się nigdy, że będę występował na lewej obronie i to w reprezentacji Polski. Nie wiem, jak to się stało, widocznie trener dostrzegł we mnie jakąś umiejętność. Ale to mi absolutnie nie przeszkadza.
Nauczyłeś się już trochę tej pozycji?
Cały czas się uczę. Gdy w Tereku zdarzało mi się zagrać na lewej obronie popełniałem błędy, szczególnie w ustawieniu. Trzeba tu trzymać linię, asekurować środkowych obrońców. Z każdym występem czuję się coraz pewniej. Nie wiem, jak to z boku widać.
Gdy wyszedłeś na tej pozycji w meczu z Niemcami, zastanawiałem się, jak sobie poradzisz przy dośrodkowaniach w pole karne. Ale nie było problemów.
Też o tym myślałem, ale trener Nawałka powiedział mi, żebym się nie przejmował, że wzrost nie ma znaczenia. Tym bardziej, że jestem skoczny i potrafię wygrać główkę z wyższym zawodnikiem. Oprócz skoczności liczy się też timing. Są wysocy piłkarze, którzy nie potrafią grać głową, a są mniejsi obrońcy, którzy potrafią to robić.
A propos innych pozycji, to pamiętasz swojego pierwszego gola w reprezentacji.
Tak, u trenera Franciszka Smudy w Bydgoszczy w meczu z Kanadą. Grałem jako ofensywny pomocnik, jako taka „dziesiątka”. Na bokach grali Sławek Peszko i Kamil Kosowski.
Transfery LIVE. Śledź u nas najważniejsze ruchy na rynku.
Na tej pozycji nigdy więcej nie zagrałeś.
W reprezentacji nie, ale w Tereku w ostatniej rundzie wystąpiłem dwa razy jako ten najbardziej wysunięty napastnik – raz w meczu pucharowym, raz w lidze.
Jak ci poszło?
W pucharze nieźle, zaliczyłem dwie asysty. W meczu ligowym musiałem zejść po 25 minutach z powodu kontuzji. Ale też w ostatnim spotkaniu rundy nasz napastnik doznał kontuzji i nie mógł wyjść na drugą połowę, ze względu na limit obcokrajowców trener nie mógł z kolei wpuścić napastnika bez rosyjskiego paszportu i zostałem przesunięty na tę pozycję.
I?
Nie ma się czym chwalić, nie wspominam tego występu dobrze. To było ciężkie spotkanie: minus 10 stopni, sztuczna murawa, na trybunach z 300 osób.
W wielkiej piłce mam większą szansę zaistnieć jako lewy obrońca – to twoje słowa.
Przede wszystkim dlatego, że jestem zawodnikiem ofensywnym. W lepszym klubie grałoby mi się łatwiej na tej pozycji, bo mógłbym się często podłączać do ataku.
Dobrzy lewi obrońcy są w cenie, bo mało ich w Europie.
Jest Jordi Alba w Barcelonie, Bernat z Bayernu Monachium. Obaj są przebojowi i też nie są zbyt wysocy. I też nastawieni raczej na ofensywę niż defensywę.
Rozumiem, że tych dwóch najbardziej podpatrujesz?
Tak, podglądam ich. Zwłaszcza Albę, to jak wykorzystuje wolną przestrzeń z przodu. Gdy rusza sprintem 30-40 metrów wiem, że dostanie podanie od Iniesty. To są takie automatyzmy.
Gdzie potrzebna jest większa wydolność – na lewej pomocy czy lewej obronie?
W pomocy robi się więcej krótkich sprintów, z obrony biega się do przodu rzadziej, ale ten dystans jest większy. Potem wracam do obrony i mogę sobie odpocząć, w pomocy niekoniecznie. Ale generalnie bez wydolności w dzisiejszej piłce ciężko jest zaistnieć.
Ty z płucami raczej nie masz problemów?
Raczej nie. I w klubie, i w reprezentacji zazwyczaj jestem w czołówce jeśli chodzi o przebiegnięte kilometry i liczbę sprintów.
To na koniec – jak to jest z twoim powrotem do Legii? Zadeklarowałeś, że kiedyś wrócisz. Były spekulacje, że może nawet zimą.
Chciałbym wrócić, żeby zdobyć mistrzostwo Polski. Była nawet propozycja, żeby wrócić teraz, ale sprawa się rozeszła.
Z twojego powodu?
Tak, uznałem, że jeszcze nie pora. Chciałbym się sprawdzić w silniejszych ligach.
Rozmawiał: PIOTR WIERZBICKI
Tu nagraliśmy, jak Maciej Rybus zaprasza na wywiad z sobą samym:
Inne artykuły o: Fejs 2 fejs | Hit | Polecane | Reprezentacja | Zagranica