KALINOWSKI: Łyżka dziegciu po… truskawce w Podgoricy
Autor wpisu: Grzegorz Kalinowski 27 marca 2017 09:31
To nie była wisienka na torcie, to była, przynajmniej zdaniem Tomasza Hajty, truskawka. Zapamiętamy tę akcję, będziemy też wracać do gola Lewandowskiego, ale są powody do zadumy, bo momentami pachniało finiszem z Astany.
To nie była wisienka na torcie, to była, przynajmniej zdaniem Tomasza Hajty, truskawka. Mowa o podaniu Piotra Zielińskiego do Łukasza Piszczka, które ten drugi zamienił na zwycięską bramkę. Zapamiętamy tę akcję, będziemy też wracać do cudownego gola Roberta Lewandowskiego, ale tak naprawdę są powody do zadumy, bo momentami pachniało przykrym finiszem z Astany.
Gdyby Sofranac trafił po rzucie rożnym… Wygraliśmy i możemy się pocieszać, że to mecz z tych, które potwierdzają, że właśnie słabe, ale wygrane partie decydują o awansach i mistrzostwach. Inna, mniej popularna prawda jest taka, że gramy nierówno, i nie chodzi tu o zmianę tempa gry, tylko o zapaści, które w większości spotkań przytrafiają się drużynie prowadzonej przez Adama Nawałkę.
Gdyby tak było tylko w meczach z silnymi rywalami, takimi jak Szwajcaria i Portugalia… Ale to się przytrafia niemal za każdym razem. Remis z Kazachstanem oraz męczarnie z Danią i Czarnogórą, horror z Armenią, to widowiska, które nie powinny się nam przytrafiać.
Co ten Nawałka narobił? Chyba w dupach nam się od tego dobrobytu poprzewracało – czytaj TUTAJ
Jeśli chcemy odegrać jakąś rolę w Rosji, to musimy wyglądać tak jak w wyjazdowym meczu z Rumunią. Bo tylko w Bukareszcie wszystko poszło jak trzeba, tylko tam pokazaliśmy klasę na miarę naszych aspiracji oraz pozycji w rankingu FIFA. Jedno spotkanie na pięć rozegranych w tych eliminacjach to trochę mało. Brakuje koncentracji i dominacji przez dziewięćdziesiąt minut, nie ma zmiatania słabeuszy, są za to radość i wielki optymizm.
Na Boga, pokonaliśmy drużynę z siódmej dziesiątki rankingu FIFA, która wystąpiła bez kilku czołowych graczy, a w końcówce liczyła na cud przywołując z emerytury Mirko Vucinicia Tymczasem czytam w sieci „Triumf w piekle“, „Przeżyjmy to jeszcze raz“, „Orły pokazały charakter“.
Tak to mogło być 16 lat temu, gdy jechaliśmy na mistrzostwa świata po latach wielkiej smuty. Lider kadry Robert Lewandowski rozwija się wspaniale, jest coraz jaśniejszym punktem w historii polskiej kadry, ale do legendy nie przejdzie, jeśli cały zespół nie zrobi kolejnego kroku naprzód. Wymagajmy od siebie i reprezentacji czegoś więcej, bo w przeciwnym razie za rok w Rosji będzie rozczarowanie.
Inne artykuły o: Blogi | Reprezentacja
-
ursynów