Boruc skończył czy został skończony?
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 2 marca 2017 18:54
Dziwna sytuacja. Artur Boruc skończył karierę w reprezentacji Polski. Nie jest dziwny sam fakt, że skończył, tylko jak skończył. Bez wielkiego meczu, nie na konferencji prasowej, nie w świetle fleszy, tylko poprzez wpis na Instagramie. Zamieszczony już po zjedzeniu angielskiego śniadania, ale jeszcze zanim zasiadł do lunchu. Tak w środku tygodnia, bez żadnej okazji – jakby go nagle jakaś depresja dosięgła i kazała skończyć: tu i teraz.
Są uściski, są pożegnania, ciepłe słowa od kolegów z drużyny, prezesa PZPN i dziennikarzy. Nawet dziennikarzy „Przeglądu Sportowego”. Jeden z nich, który jest zawsze dobrze poinformowany (potrafi nawet się dowiedzieć, z jakim programem będzie startował Boniek do Komitetu Wykonawczego i napisać o tym duży tekst; zapewne uraczy nas kolejnymi odcinkami tych produkcyjniaków) powiedział o Borucu nawet takie słowa: „Będzie cię brakowało…”
Trochę się zdziwiłem i poskrobałem w głowę, bo przecież w październiku 2016 roku ten sam reporter, w wyniku śledztwa dziennikarskiego, ujawnił na łamach „Przeglądu Sportowego” nazwisko Boruca jako jednego z bohaterów afery alkoholowej (tutaj więcej na ten temat). Pisząc jednocześnie, że selekcjoner „zamierza wyciągnąć konsekwencje wobec zawodników, którzy nadużyli jego partnerskiego podejścia do pracy i podjąć twarde decyzje”. Gazeta napiętnowała wtedy publicznie Łukasza Teodorczyka, a Tomasza Iwana wręcz rozniosła na butach potężnymi kopniakami.
Wówczas jeszcze dziennikarzom „PS” się wydawało, że gniew prezesa PZPN i selekcjonera jest taki, że polecą głowy. Ale życie się zaczęło komplikować, bo związek był przed wyborami, nikt nie chciał afery, a Nawałka bronił Iwana jak niepodległości.
Departament Cichych Kroków w PZPN doradził, żeby sprawę rozwiązać stanowczo. Czyli stanowczo nie robić hałasu, wszystko po cichutku. Piłkarze-balangowicze dostali kary, ale związek nie ujawnił, którzy to piłkarze. PZPN zamiótł sprawę pod dywan, selekcjoner określił ją jako „przesilenie”, a „Przegląd Sportowy” schował armaty do piwnicy, choć wcześniej pisał, że do wybryków alkoholowych dochodziło już na zgrupowaniu w Arłamowie oraz w La Baule, podczas mistrzostw Europy.
I tu pojawia się kwestia Boruca. Po aferze alkoholowej uradzono – i o to prosili też piłkarze – że nikt nie zostanie publicznie napiętnowany, wszyscy zostaną powołani na listopadowe mecze z Rumunią i Słowenią, a dopiero wiosną, gdy czas upłynie, zrobi się porządek z niektórymi.
Artur Boruc zaczął w tej kadrze zbyt wielu ważnych ludzi uwierać. Jego dusza piłkarskiego „Rolling Stonesa”, co jakiś czas dawała o sobie znać. Potrafił świetnie grać i dobrze się bawić. Miał afery alkoholowe za Smudy (w samolocie) oraz za Beenhakkera (w hotelu we Lwowie). Charakter człowiekowi nie zmienia się z dnia na dzień, a świadomość, że jest tylko trzecim bramkarzem kadry nie pomagała mu utrzymać koncentracji.
Bujne życie hotelowe Artura, częste odwiedziny żony i przyjaciół – coś co tolerowano wcześniej – teraz, gdy rozbawiła się cała kadra, gdy spadła dyscyplina, stało się dla sztabu kadry i dla związku nie do przyjęcia. Nie chciano tego dłużej tolerować, bo drużynę trzeba było znowu wziąć w karby.
Stało się jasne, że z Arturem trzeba się rozstać. Tym bardziej, że na listopadowe zgrupowanie powołano już także Łukasza Skorupskiego.
Boruc wiedział, że na marcowy mecz z Czarnogórą nie dostanie zaproszenia. Pozwolono mu uprzedzić fakty i samemu ogłosić decyzję o zakończeniu kariery w reprezentacji. W końcu od afery alkoholowej minęło już prawie 5 miesięcy. W listopadzie nie można było tego skończyć, bo sprawa była zbyt świeża.
Gdyby teraz nie przyszło powołanie dla Boruca, a on nie ogłosiłby zakończenia kariery, pojawiłyby się trudne pytania. Czemu nie ma Artura? Czy jest gorszy od Skorupskiego? Czy nie warto go mieć pod ręką, gdy ostatnio słabszy moment ma Fabiański?
A przecież Boruc w Premier League wygląda znakomicie. Rezygnacja z kadry tu i teraz, nie ma żadnego uzasadnienia sportowego. Nie broni się. Bo nie ma ze sportem nic wspólnego. Jest pokłosiem październikowej afery alkoholowej w kadrze.
Szkoda, że nie pożegnano Artura od razu po Euro 2016. To był najlepszy moment.
Inne artykuły o: Hit | PZPN | Reprezentacja
-
ursynów