Adam Matysek: Dziś bramkarz musi myśleć, a nie wariować
Autor wpisu: Marcin Kalita 10 października 2015 09:00
– Co najbardziej Cię zaskoczyło w meczu Szkocja – Polska?
Adam MATYSEK: – Najbardziej zmiana Milika na Jodłowca. Oczywiście wymuszona, to wiemy, ale według mnie zbyt pochopna. Może trzeba było ciut dłużej nad tym pomyśleć, nawet kosztem gry przez chwilę w „10”. Wiadomo – to są nerwy, trener też musi reagować w emocjach. Po zejściu Milika Lewandowski został sam z przodu, pozbawiony wsparcia i zaczął się bałagan. Aż prosiło się o drugiego zawodnika ofensywnego. Niestety, w tej pierwszej fazie drugiej połowy dla mnie bardziej istotne było pomyśleć nad tym, co zrobić z Błaszczykowskim. W drugiej połowie nie dawał już drużynie tej wartości, którą wniósł w pierwszej. Na jego stronie zaczęły się straty. Tu trzeba było pokombinować.
– Początek meczu nie wskazywał, że po 94 minutach będziemy modlić się o remis, a w końcu z euforią go przyjmiemy.
– Gol w 94. minucie ucieszył kibiców. To było fenomenalne. Nie pamiętam, by reprezentacja w takich okolicznościach, w ostatniej akcji meczu potrafiła tak odwrócić sytuację na korzyść. I to dość przypadkowo w sumie. Najpierw teatralne zagranie Glika na wolnego, choć nie mówię w złym tego słowa znaczeniu – ten „teatr” to też element futbolu, potem bilard w polu karnym, wreszcie dostawiona noga Lewandowskiego. Oczywiście, na końcu cieszyliśmy się z remisu, choć nasza pierwsza połowa była bardzo dobra. Szkoci nic nie mogli, kontrolowaliśmy to, co się działo. A potem ten niepotrzebny bałagan, o którym wspominałem.
– Wciąż jesteśmy w grze, baraże mamy zapewnione, ale wiele osób zwraca uwagę, że z meczów z poważnymi rywalami wygraliśmy tylko jeden – z Niemcami.
– Od początku tych eliminacji panujemy w grupie, można rzec, wizualnie. Długo liderowaliśmy. To wprowadzało spokój. Jak widać – pozorny. Oczywiście, że lepiej byłoby wygrać ze Szkocją, z Irlandią, a akurat tego byliśmy bardzo bliscy, ale tak naprawdę liczy się wynik końcowy. Gramy w niedzielę najważniejszy mecz ostatnich dwóch lat. Jak już pojedziemy na EURO do Francji, to wtedy będzie można rozbijać fakty na czynniki pierwsze i zastanawiać się nad remisami. Bo finałach EURO same remisy niczego nie dadzą. Ale póki co liczy się jedno – awans.
– Z Twojego doświadczenia: ważniejsze jest pozytywne uczucie sukcesu w ostatniej sekundzie, czy jednak to przykre wrażenie straty. Przez 44 minuty wszyscy mieliśmy poczucie, że zwycięstwo jest tuż, tuż. Myślę, że sami piłkarze też.
– Masz rację – jeśli chodzi o mentalne podejście do niedzielnego meczu z Irlandią dwa odczucia w głowach piłkarzy są kluczowe: kamień z serca w 94. minucie w Glasgow i jednak nutka niepewności, jaka się w to serce wdarła. Irlandia jednak w niedzielę musi wygrać, dlatego, także na podstawie wypowiedzi naszych piłkarzy, wydaje mi się, że ta 94. minuta to zdarzenie dające Polakom pozytywnego „kopa”. Niezwykle potrzebnego, bo mecz z Irlandią będzie niezwykle twardy, wyniszczający i psychicznie, i fizycznie. A przecież oba zespoły włożyły niesamowicie wiele wysiłku w czwartkowe spotkania. My mamy na to jako lekarstwo swoją 94. minutę, ale Irlandczycy zwycięstwo nad mistrzami świata, co daje im chyba jednak w sferze psychicznej lekką przewagę.
– Co można zrobić z organizmami i psychiką piłkarzy przez trzy dni dzielące oba mecze?
– To oczywiście ciężki moment dla selekcjonera, czy każdego trenera. Spokój, koncentracja, wypoczynek – to podstawa w takich wypadkach. Mówimy tu o sytuacjach ekstremalnych dla organizmów. Oczywiście – o fizyczny stan nie trzeba się obawiać. Dziś piłkarze grający w reprezentacji to zbyt wysokiej klasy profesjonaliści, by nie potrafili zagrać co trzy dni na pełnych obrotach. Problem leży gdzie indziej – w psychice, poziomie koncentracji. Im jesteś bardziej zmęczony, tym mniej informacji potrafisz przyswoić. I tu jest klucz do sukcesu. Musisz tak umiejętnie dawkować informacje – w sensie analizy, przygotowania taktycznego, wariantów gry – by jak najwięcej zostało w głowach. Też przecież grałem co trzy dni. I doskonale wiem, że odbudowanie fizyczne to dla wytrenowanego organizmu paradoksalnie najmniejszy problem. Ale każdy z tej 20-osobowej grupy ma swoją konstrukcję psychiczną, umysł każdego na ten wysiłek odbudowania fizyczności, fazę zmęczenia inaczej reaguje. Koncentracja i możliwość zapamiętywania informacji są wówczas osłabione. Jeśli trener w pełni dotrze ze swoim przekazem do 8, 10 graczy – to już dobrze. Reszta musi sobie sama poradzić.
– Jakbyś zagrał z Irlandią?
– Irlandczycy rzucą wszystko na jedną kartę, a piłka cały czas będzie fruwała w powietrzu. To wymusza rozwiązania taktyczne. Podobnie jak urazy. Czy zagra Milik? To kluczowy problem. Jeśli nie, to nie wolno zostawić Lewandowskiego osamotnionego w przodzie. Można postawić na Sobiecha, zaryzykować. Początek sezonu w Hanowerze w jego wykonaniu oceniam pozytywnie. Powinien unieść ciężar wspomożenia Roberta.
Co o meczu Polska – Irlandia sądzi Dariusz Wdowczyk czytaj tutaj
– Łukasz Fabiański na tę chwilę to bez wątpliwości numer jeden w kadrze. Świetnie ułożyła mu się kariera na Wyspach, choć przez lata uchodził za bramkarza, że tak powiem, ugrzecznionego, co kłóci się z wyobrażeniem specyfiki gry w Anglii.
– Gdyby nie miał w sobie pazura, chęci zwycięstwa, walki, to gwarantuję, że nie zrobiłby takiej kariery, jaką zrobił. To nie jest przypadek, że przez tyle lat jest w angielskiej lidze. Oczekiwanie, że dobry, czy wybitny, bramkarz musi być wariatem, w dzisiejszej piłce się już nie sprawdza. To oczekiwanie z zupełnie innej epoki futbolu, gdy tych szaleńców nie brakowało, a jednocześnie młodzi wpatrzeni w ich wizerunek próbowali gremialnie naśladować takie zachowania. To, że Łukasz jest kulturalnym, dobrze wychowanym człowiekiem w niczym mu nie przeszkadza w wykonywaniu jego fachu. Popatrzmy na Bundesligę, na tych najlepszych. Neuer, to samo ter Stegen dziś w Barcelonie, całe współczesne pokolenie bramkarskie. Ja bym nawet powiedział coś odwrotnego. Dziś już to bramkarskie „wariactwo” jest źle widziane. Bo we współczesnym futbolu bramkarz jest dla drużyny zbyt ważny taktycznie. On na boisku musi myśleć, a nie wariować.
– No, swoje momenty, może nie wariactwa, ale łagodniej – szaleństwa mają i Szczęsny, i może już teraz rzadziej Boruc. Ale w porządku, mimo że przytrafiają im się trudne momenty, ta grupa bramkarska z pewnością jest wielkim atutem kadry. Czwartym do brydża jest Tytoń, który w 2012 przez moment był bohaterem, a dziś tylko uzupełnieniem. W Bundeslidze wpuszcza gola za golem. Uzbierało się 17.
– Nie spodziewałem się, że tak ciężko będzie mu wejść w Stuttgart, w nowe środowisko. Nie do końca podoba mi się też ustawienie obrońców VfB, które Tytoniowi nie ułatwia sprawy. Choć faktem jest, że przy kilku wpuszczonych golach mógł się lepiej zachować, trudno mi go rozgrzeszać. No i dostał kompletnie niepotrzebną czerwoną kartkę. On musi się dopiero odnaleźć w tym Stuttgarcie.
– Szkoda formy Tytonia, ale oczywiście nie ona będzie istotna w niedzielę na Narodowym. Z jakim uczuciem zaczniesz oglądać to spotkanie?
– Jestem optymistą. Życzyłbym sobie, byśmy wygrali oczywiście po porywającej grze. Ale każde rozstrzygnięcie dobre dla Polski przyjmę pozytywnie. Bez narzekań!
Rozmawiał Marcin Kalita
Pierwszą część naszego wywiadu z Łukaszem Fabiańskim oglądaj tutaj. WIDEO
Inne artykuły o: Euro 2016 | Fejs 2 fejs | Reprezentacja | Zagranica