Moja choroba, to taki rywal, przy którym muszę być czujny: nisko na nogach, podwójna garda

Autor wpisu: 8 marca 2016 00:40

Arkadiusz Onyszko opowiada Futbolfejs.pl o walce z chorobą, poglądach politycznych, Nickim Bille Nielsenie i książce „Fucking Polak. Nowe życie”. – Stresowałem się trochę, czy znowu nie wybuchnie jakaś afera, tak jak w Danii. Ale na razie odbiór jest pozytywny, przerósł moje oczekiwania. Piszą do mnie ludzie i gratulują – mówi.

FUTBOLFEJS.PL: Domyślam się, że znajomi zaczynają z tobą rozmowę od pytania „jak zdrowie”?
ARKADIUSZ ONYSZKO: Tak. Przeważnie pada takie pytanie jako pierwsze. To miłe, że ludzie się martwią, bo znają moje perypetie, gdzieś o tym usłyszeli, czy przeczytali.

Pytam, bo mówiłeś w jednej z rozmów, że po przeszczepie nerki jesteś zdrowym człowiekiem. Nie irytują cię więc takie pytania?
Nie. Odbieram je za miłą troskę.

To jak zdrowie?
Super, dzięki. Tak się nastawiłem w głowie, że jestem zdrowy i w ogóle nie myślę o chorobie. Jedyne, co mi o tym przypomina, to fakt, że dwa razy dziennie muszę brać leki i od czasu do jeździć na kontrolę.

Jak często jeździsz na kontrolę?
Wcześniej obowiązkowo musiałem stawiać się w szpitalu na Lindleya w Warszawie raz w miesiącu, teraz raz na trzy miesiące. Sprawdzają mnie wtedy dokładnie jak działają leki immunosupresyjne. Pani doktor, która mnie prowadzi jest bardzo skrupulatna, martwi się o mnie. Ale w międzyczasie robię też badania prywatnie, tak dla siebie. W tych testach mam sprawdzany poziom kreatyniny i ogólne wyniki krwi. Podwyższony poziom kreatyniny oznacza, że organizm walczy z nerką.

Jest stres, gdy masz odebrać wyniki badań?
Oczywiście. Niestety moja choroba, to taki przeciwnik, że trzeba być czujnym: nisko na nogach, podwójna garda. Nie można pozwolić sobie na moment zawahania czy zaniedbania, bo to może się źle skończyć.

A miałeś taki moment, po którym badania wyszły ci gorzej?
Nie, na szczęście nie.

Co oznacza „być nisko na nogach”, w sensie jak bardzo musiałeś zmienić tryb życia, czego nie możesz robić? 
Przede wszystkim muszę unikać stresu. Stres podnosi ciśnienie krwi, a zbyt duże ciśnienie może uszkodzić nerkę – mówiąc tak ogólnie. Muszę też ograniczyć cukier ze względu na to, że biorę leki sterydowe, które podwyższają poziom cukru we krwi. Nie mogę się też zbytnio przemęczać, dopuszczalny jest tylko umiarkowany wysiłek, bo gdy ostro ćwiczymy, kreatynina uwalnia się z mięśni i podwyższa się jej poziom. Ale przyznam się, że już mentalnie wypadłem z mocnego treningu, teraz już nawet nie chciałoby mi się zbytnio przemęczać.

Ojciec i syn. Krew z krwi. Zgodni? Różni?

Ale fizycznie dobrze się chyba trzymasz?
Jestem szczuplejszy w porównaniu do czasów, gdy grałem w piłkę. Straciłem masę mięśniową.

Nie zapuściłeś brzucha.
Nie, bo jestem na tyle ambitny, że nie mógłbym spojrzeć w lustro, gdybym miał brzuch. To jest niemożliwe, bym go zapuścił. Jedyna opcja, to gdyby mnie ktoś przywiązał do łóżka. Biegam, jeżdżę na rowerze.

Leki, które przyjmujesz, powodują jakieś skutki uboczne? Są to dość mocne sterydy.
Problem z lekami sterydowymi jest taki, że działają bezpośrednio na układ nerwowy, a więc pobudzają mnie. Problem ten mam zwłaszcza po porannej dawce. Ponieważ z natury jestem dość nadpobudliwy, to mały problem potrafi urosnąć do potężnych rozmiarów. Tak samo jest w drugą stronę: drobna rzecz, która normalnie sprawiłaby mi lekką radość, potrafi wprowadzić mnie w stan euforii. Muszę ten efekt wyciszać przyjmując dużo magnezu.

Z czasem organizm nie przyzwyczaja się do tego i te skutki nie wyciszają się same?
Na razie nie zmienia się. Biorę coraz mniejsze dawki leków, ale będę musiał je brać do końca życia. Gdybym przestał, organizm odrzuciłby nowy organ. Pamiętam, że na początku, gdy te dawki były największe, miesiąc w ogóle nie mogłem spać, taki byłem pobudzony.

Dużo zdrowia i nerwów kosztowało cię napisanie książki?
Stres był bardzo duży, sporo też włożyłem w nią wysiłku. Godziny rozmów, spotkań, ale współautorka książki miała jeszcze gorzej. Myślę, że Iza Koprowiak wykonała znacznie większą robotę.

FuckingPolak

Czym się stresowałeś pisząc książkę? Że kogoś urazisz?
Nie. Zawsze byłem szczery i bezkompromisowy. Stresowałem się tym jak ludzie ją odbiorą. W Danii moja książka została oceniona na zero gwiazdek. Ale nie dlatego, że była słaba, tylko dlatego, że skrytykowałem w niej Duńczyków. Można powiedzieć, że to była ocena polityczna,  bo ogólnie sprzedawała się bardzo dobrze, trafiła na półkę z bestsellerami.

Czym książka, która właśnie ukazała się w Polsce, różni się od tej duńskiej?
Różnica jest spora. W polskiej książce przypominam niektóre ważniejsze wątki, które ukazały się w tej duńskiej, ale piszemy w niej o tym, co działo się po ukazaniu duńskiej wersji na rynku. Są też opisane szczegółowo moje perypetie zdrowotne, cała moja walka o życie, którą stoczyłem w Polsce.

Po aferze, jaką wywołała książka „Fucking Polak” w Danii do pisania „F*cking Polak. Nowe życie” podszedłeś inaczej, ostrożniej?
Nie, nie kalkulowałem. Miałem tylko wątpliwości co do rozdziału na temat byłej żony, nie bardzo chciałem do tego wracać. Doszliśmy jednak do wniosku, że gdybym pominął ten wątek, byłoby to zakłamanie z mojej strony. Nie chciałem się też wybielać, tylko napisałem jak było. Prasa różnie przedstawiała tę sytuację, nie zawsze prawdziwie, czasem historie były podkręcone. Ja napisałem jak było, przedstawiłem fakty. I wcale nie chcę przez to powiedzieć, że postąpiłem dobrze. Absolutnie nie. Ale niech czytelnik oceni mnie rzetelnie na podstawie tego rozdziału. Czy to, co mi się przydarzyło, czyli wyrok, był adekwatny do popełnionego czynu.

Była żona jest jedną z osób, której dziękujesz i przepraszasz w książce.
Tak. Mamy teraz poprawne kontakty.

Stresowałeś się tym jak książkę odbiorą ludzie, których w tej książce opisujesz?
Nie, tym się nie przejmowałem, dlatego, że w książce nie kłamałem. Nikomu nie robiłem krzywdy, tylko napisałem prawdę. Stresowałem się trochę, czy znowu nie wybuchnie jakaś afera, tak jak w Danii. Ale na razie odbiór jest pozytywny, przerósł moje oczekiwania. Piszą do mnie ludzie i gratulują. Widziałem też raczej dobre recenzje.

Wojtek Kowalczyk odzywał się? Twoja wersja wydarzeń po igrzyskach olimpijskich jest nieco inna od tej, którą on przedstawił w swojej książce. Chodzi mi o powrót z olimpiady w Barcelonie i wizytę u prezydenta. Ty piszesz, że spędził te godziny śpiąc na tylnym siedzeniu w autokarze.
Powiem tak: w Barcelonie byłem najmłodszy w ekipie, bo miałem 18 lat. Byłem chłopakiem na posyłki: od noszenia sprzętu, do przynoszenia piwa chłopakom. W drodze powrotnej zostałem oddelegowany do pilnowania „Kowala”, bo Wojtek nie był w stanie o własnych siłach kontynuować podróży. Zakończył ją na tylnym siedzeniu w autokarze, gdzie odpoczywał. Tak było i ja to opisałem, nie miałem zamiaru go oczerniać. Wojtek zresztą nigdy nie ukrywał tego, że lubił sobie golnąć.

Ty też w Barcelonie miałeś już 18 lat, więc pić mogłeś z kolegami w drodze powrotnej. Wiek nie stał ci na przeszkodzie.
Mogłem, ale nie piłem. Na lotnisku czekali na mnie rodzice. Jakby to wyglądało, gdybym wytoczył się z samolotu nachlany jak świnia?

Obawiając się powtórki z afery, jaką książka wywołała w Danii, zdecydowałeś zostawić taką samą pierwszą część tytułu. Również okładka jest zbliżona, do tej duńskiej. Celowy zabieg?
Chciałem, żeby tytuł i okładka odzwierciedlały mocnego człowieka, przywiązanego do Polski. Mam ogromne doświadczenie, jeśli chodzi o życie za granicą. Myślę, że okładka jest na czasie, bo w Polsce nastroje są raczej nacjonalistyczne.

I to ci się podoba?
Uważam, że nie powinniśmy słuchać bezkrytycznie wszystkiego, co nam dyktuje Europa Zachodnia.

Na przykład?
Napisałem w książce, że Polska powinna zamknąć granice dla uchodźców. Napisałem, bo tak uważam. Mieszkałem w Danii w Odense, gdzie były specjalne osiedla dla uchodźców, wiem jak to wygląda i na podstawie tego wyrobiłem sobie poglądy. Słyszę, jak ludzie wypowiadają się na ten temat w telewizji. Weźmy taki TVN. Siedzi jakaś kobieta i mędrkuje, chociaż nigdy nie miała do czynienia z takim środowiskiem.

Już raz obraziłeś dziennikarki sportowe w Danii…
Chodzi mi o to, że wypowiadają się ludzie, którzy nie mają zielonego pojęcia na ten temat. Ich kontakt z zagranicą zazwyczaj ograniczał się do dwutygodniowych wakacji.

Sam w Danii byłeś  imigrantem. Pojechałeś za lepszym życiem.
Nie byłem imigrantem. Byłem pracownikiem w klubach, z którymi podpisywałem zawodowe kontrakty. Od pieniędzy, które zarabiałem, odprowadzałem 62 procent podatku. Nigdy nie byłem na utrzymaniu obcego państwa. Wręcz przeciwnie, to ja utrzymywałem innych, którzy nie chcieli pracować.

Patrzysz teraz na to, co się dzieje w Danii i co myślisz?
Dania zamknęła granice. Dziwna sytuacja, bo wcześniej zapraszali wszystkich do siebie i chwalili się: zobaczcie jacy jesteśmy otwarci. Podczas Eurowizji byli dumni, że wygrała kobieta z brodą, a teraz idą w drugą stronę. Odbijają się od ściany do ściany.

Wracając do spraw krajowych. Powiedziałeś, że Polska jest najbardziej tolerancyjnym krajem, jaki znasz. Co miałeś na myśli?
Gdy byłem w Danii nie widziałem, żeby jakiś Polak występował w jakimś programie typu talent show. A u nas? Konkurs gotowania i połowa uczestników mówi z obcym akcentem. Ewa Chodakowska pokazuje się w telewizji w mężem, który mówi po angielsku. Facet ma żonę Polkę, mieszka w naszym kraju tyle lat i nie mówi słowa po polsku. To jest nie do pomyślenia na przykład w Danii. A dostanie obywatelstwa duńskiego? Musisz zdać egzamin z języka, musisz mieszkać w tym kraju cztery lata, nie możesz mieć na koncie nawet mandatu, bo to wydłuża procedurę. A u nas? Rozdawano obywatelstwa na życzenie, a później facet stawał w telewizji i słowa po polsku nie potrafił powiedzieć. Narzekamy, że z PiS-em przy władzy Polska będzie państwem policyjnym. Dania takim krajem policyjnym jest od 40 lat. Wyobraź sobie, że tam bank, w którym masz konto, wysyła do urzędu skarbowego informacje ile masz pieniędzy. Nie pójdziesz do banku i nie wymienisz 10 tysięcy euro, bo zaraz jest telefon na policję. Kupujesz samochód, dowalają ci 180 procent podatku.

Nigdy nikt cię nie namawiał do wstąpienia do jakiejś partii? 
Nie, nikt mi nie proponował i ja politycznie nigdy nie będę się udzielał.

Wyczuwam, że do Danii i Duńczyków czujesz pewnego rodzaju niechęć, żal?
Nie, nie mam żalu. Spędziłem tam 11 lat i było to ogromne doświadczenie. Sporo osiągnąłem sportowo, coś po sobie zostawiłem. A że miałem swoje zdanie? Że byłem sobą? Taki jestem, nie zamierzałem się zmieniać i być taki, jak oni. Przepaść kulturowa między nami jest ogromna.

Pojawiasz się w mediach w Danii? 
Dzwonią do mnie, ale nie odbieram od nich telefonu. Nie chcę, żeby znowu zrobili jakąś aferę. Wiem jak to jest: wyciągną jakieś dwa zdania i rozdmuchają je. Nie jest mi to niczego potrzebne. Nie chcę, żeby moje dzieci, które mieszkają w Danii, miały przez to jakieś problemy.

Jeśli będą chcieli zrobić aferę, to zrobią, bo ktoś im przetłumaczy z polskiego. 
Ale ode mnie niczego nie usłyszą.

Twoja historia w książce kończy się na awansie Górnika Łęczna do ekstraklasy. Od tamtej pory wydarzyło się coś takiego, z czego mógłby powstać następny rozdział?
Na razie nic ciekawego się nie wydarzyło.

W jednym z wywiadów porównałeś Nickiego Bille Nielsena do Zlatana Ibrahimovicia. Co miałeś na myśli?
Niektórzy zrozumieli mnie, że porównuje ich sportowo, ale nie to miałem na myśli. Chodziło mi o charakter. To odważny chłopak, bez żadnych kompleksów, z dużym poczuciem własnej wartości.

TOMASZ HAJTO: Nie będę pracował w ekstraklasie za 20 tysięcy

I skandalista. Zupełnie jak Arek Onyszko.
Trochę, ale to też nie jest tak. Mieliśmy wspólnego menedżera i znam jego przypadki. Wiem jak rozdmuchana została afera z jego rzekomą bójką gdzieś pod pubem. Wiem jak go prowokowano. A w Danii nie możesz nikomu powiedzieć: „zaraz ci przypierdolę”, bo będziesz sądzony za to. Jest to groźba karalna. Gdyby tak było w Polsce, musieliby pozamykać wszystkie zabawy wiejskie i połowę dyskotek, a w więzieniach nie byłoby wolnych miejsc. Nicki miał problemy, bo gdzieś poszedł, ktoś do niego coś krzyczał, podpuszczał go, on odpowiedział, wezwano policję, on się wyrywał, to zaraz napisali, że jest agresywny, że atakował policjantów. Znam to środowisko i wiem, jak to jest podkręcane.

We wstępie do książki piszesz, że w życiu stoczyłeś już kilka walk. Jaką walkę toczysz teraz?
Ostatnie pięć lat były bardzo burzliwe, teraz jest spokojnie i stabilnie. Choroba przybliżyła mnie do Boga, wyciszyłem się, spokorniałem. Oczywiście do jakiegoś stopnia, bo natury nie oszukasz. Pewnie te rzeczy, które mi się przytrafiły, to nie był przypadek. To efekt tego, że w pewnym momencie od Boga się oddaliłem. Gdy tak siadłem i przeanalizowałem swoje życie, to doszedłem do takiego właśnie wniosku. Teraz wróciłem do Niego, chodzę do kościoła, codziennie odmawiam różaniec. Jest mi z tym dobrze, czuję się szczęśliwszy. Walkę toczy teraz tylko mój organizm.

Do książki dołączone jest oświadczenie woli, czyli zgoda na pobranie po śmierci narządów. Rozumiem, że ma to związek z twoim przypadkiem?
Tak. Ja żyję, bo ktoś miał taką deklarację w dokumentach. Oprócz mnie dzięki tej osobie uratowane zostały jeszcze dwa inne życia. Jeśli dzięki tej książce ocalona zostanie chociaż jedna osoba, to znaczy, że warto było ją napisać.

ROZMAWIAŁ: Piotr Wierzbicki

Inne artykuły o: Fejs 2 fejs | Polecane

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli