Zbigniew SMÓŁKA: Mówię prosto w oczy bez względu na to, czy to jest ksiądz, prezydent, czy właściciel klubu

Autor wpisu: 2 grudnia 2016 13:14

Zbigniew Smółka do pierwszej ligi nie spadł z nieba. Przedarł się do niej przez trzewia lokalnego futbolu, konsekwentnie budując markę bezkompromisowego szkoleniowca. W poprzednim sezonie sięgnął półfinału Pucharu Polski z Zawiszą, teraz walczy o uchronienie przed degradacją Stali Mielec. – Na pewno moim zawodowym celem jest praca w ekstraklasie – nie ukrywa.

FUTBOLFEJS.PL: Wreszcie zimowa chwila wytchnienia?
ZBIGNIEW SMÓŁKA: A skąd?! Teraz piłkarze dostali tydzień wolnego, żeby mogli się spotkać z rodzinami, żeby zeszła z nich presja. Ale potem wracają jeszcze do klubu i kolejne dwa, może trzy tygodnie poświęcimy na testy, ćwiczenia i nauczanie samodzielnego wykonywania treningów funkcjonalnych. A to ma na celu poprawienie ich organizmów. I jeśli będziemy przekonani, że oni to już sami potrafią robić i że idzie to wszystko w dobrym kierunku, wtedy zawodnicy dostaną trzy tygodnie i będą pracować na indywidualnych rozpiskach – każdy będzie wiedział jak ćwiczyć, kiedy ćwiczyć i ile ćwiczyć. Nagrywamy także te wszystkie zajęcia w klubie po to, by zawodnik, jeśli będzie miał w domu wątpliwości, czy dobrze je wykonuje, będzie mógł sobie włączyć nagranie i zobaczyć jak wygląda sylwetka w czasie pracy, ja wygląda ruch, ile trwa przerwa i tak dalej.

Piłkarze w pierwszej lidze wciąż mają duży problem z takimi rzeczami?
Myślę, że w każdej lidze. Ja zawsze staram się robić wszystko, żeby poprawić zawodnika. A każdego można poprawić. Jeśli mówi się, że ktoś ma ograniczony ruch biodrowy albo słabszą siłę mięśnia dwugłowego względem czworogłowego, powinien mieć świadomość, że w okresie przejściowym musi wykonywać określone ćwiczenia, które pomogą mu ten problem zmniejszyć. I wtedy od 7 stycznia wszyscy możemy zacząć z grubego pułapu, by skrócić okres przygotowawczy. Do wyjazdu zagranicznego, czyli do 7 lutego, chcę być gotowy z formą moich piłkarzy. Na obóz zagranicznych chcemy pojechać już tylko grać, doskonalić schematy ofensywne, defensywne, scalać zespół, analizować.

To, co pan mówi, jest bardzo dalekie od takiego obrazu polskich piłkarzy lat minionych, którzy kończyli ligę, jechali do domów, a po świętach wracali ku rozpaczy swojego trenera…
… ciężsi o pięć kilo? To się już zmieniło. Ale, by gonić Europę, trzeba docierać nie do gotowych piłkarzy, a już do świadomość młodzieży. Ja na przykład cieszę się, że powstał narodowy model gry. Jeśli zawodnik będzie świadom co do zalet, ale i ograniczeń swojej osoby, a także wymogów swojego zawodu, podejścia do treningu, ale także żywienia, prowadzenia się jako sportowiec, to obojętnie w jakim klubie będzie grał, jaki trener będzie go prowadził, zawsze wyjdzie na jego korzyść.

A jak ze świadomością w Stali Mielec?
Uważam, że to podejście do zajęć, do profesjonalnego myślenia w ostatnich dwóch miesiącach bardzo się zmieniło. Chłopcy potrafią za własne pieniądze w czasie urlopów wykonywać badania krwi ze wszystkimi parametrami, jakie potrzebuję, żeby móc poprawiać ich organizmy. Przekonali się do rolowania mięśni, odnowy biologicznej, trzymania tkanki tłuszczowej na określonym pułapie, do limitów wagowych, prowadzenia się poza klubem. Jestem z tego bardzo zadowolony. Powiem, że kara była… tylko raz.

Oj, to musiała zaboleć, skoro tak podziałała!
A właśnie że nie. Nie była mocna. Ale piłkarze trzymają formę. Każdy w zespole zszedł o około pięć stopni, jeśli chodzi o tkankę tłuszczową. Ten, który miał 15 ma teraz 10, a ten który miał 11 ma teraz 7. A wystarczyło, że wyrzucili śmieci ze swojego żywienia i zaczęli pilnować organizmów. Każdy szczegół łapią, każdą nowość chłoną. Chcą.

Czyli… po Stali wiosną możemy się spodziewać całkiem sporo.
To nie zawsze w futbolu tak działa. Zawsze można mecz przegrać, wygrać, zremisować. Nie zawsze wynik jest odzwierciedleniem tego, co się robi. Natomiast nie zwalnia to z pracy na sto procent. Trzeba zawsze tak pracować żeby potem nie żałować: a tego nie zbiliśmy, tamtego, a coś tam nie tak jak trzeba. Musimy pokazać piłkarzom, z którymi pracujemy, że nasze zaangażowanie, pasja, a w moim przypadku być może nawet obsesja na punkcie każdego szczegółu, są na sto procent. Wtedy, jeśli drużyna za nami pójdzie, będzie progres. Zróbmy wszystko, by nie mieć do siebie pretensji. A jak piłkarz da z siebie wszystko, co może, to i kibic zawsze mu przebaczy. Nawet po przegranym meczu.

Zimą będą zmiany w Stali? Duże?
Trochę za wcześnie o tym mówić. Jak piłkarze wrócą z tego tygodniowego urlopu, będę rozmawiał z tymi, których uważam, że klub powinien oddać na wypożyczenie, albo zakończyć współpracę. I na pewno takowi będą, bo kadra w Mielcu jest bardzo szeroka, a bywały momenty, gdy zastąpienie podstawowych piłkarzy było trudne. Chciałbym też doprowadzić do sytuacji, w której w kadrze będę miał 5 juniorów. Podkreślam – juniorów rocznik 1998-99, nie młodzieżowców. Bo nasi młodzieżowcy, Marciniec czy Buczek, to dziś podstawowi zawodnicy. Oni by grali bez względu na to, czy są młodzieżowcami, czy nie. Zależy mi na tym, bo ci juniorzy zaliczając treningi przy pierwszym zespole, zaliczając minuty w meczach mogą zrobić rzeczywisty progres. Dzięki temu, że grają jeszcze w Centralnej Lidze Juniorów. Z młodzieżowcami jest inaczej, bo nasze rezerwy grają w piątej lidze, a to za niski poziom, więc gdyby nie grali w pierwszej drużynie, nie mieliby gdzie grać. Zresztą dlatego też z rezerwami chcielibyśmy awansować.

Wiosną, wszystko się będzie strasznie mieszało w tej waszej pierwszej lidze. Jest całkowicie nieprzewidywalna…
… tak jest. Liczą się serie. Ta liga stała się taką, w której może coś wyjść, a może coś nie wyjść. W poprzednim sezonie Arka, Wisła Płock i Zawisza, do czego możemy dodać niespodziankę Derbina, to byli faworyci. W tym sezonie według mnie jest osiem zespołów, które walczą o utrzymanie i 10, które walczą o awans.

No, chyba te kręgi się bardziej przeplatają. W dolnej połówce jest nawet Drutex-Bytovia, za wami nawet Tychy.
I to mnie niepokoi. Bo Tychy mają duże możliwości wzmacniania zespołu – to zupełnie inne możliwości finansowe niż Stal. A ja przede wszystkim patrzę na to, z kim będę musiał toczyć tę trudną walkę o utrzymanie. Tychy się wzmocnią, Znicz się nie poddał, sytuacja z pozoru beznadziejna jest w Kluczborku, ale to też ludzie ambitni i się nie położą. Naszym minusem jest to, że dużo meczów z tymi bezpośrednimi rywalami będziemy musieli zagrać na wyjazdach. Niestety, w początkowej fazie rozgrywek potraciliśmy z nimi punkty u siebie. Teraz musimy być bardzo dobrze przygotowani do rundy wiosennej. W tej chwili analizując tabelę i rozkład gier szanse Stali na utrzymanie oceniam na poziomie 35-45 procent.

To nie jest specjalnie dużo.
Analizowałem to bardzo dokładnie i to jest bardzo poważna sprawa. Dlatego wszyscy w klubie muszę zejść na ziemię i zrobić wszystko, żeby – po tak złym początku tego sezonu – się w tej lidze jednak utrzymać. W tej lidze nie wolno mówić o „faworytach”. Bywały kolejki, że żadna z pierwszych czterech drużyn nie wygrała meczu. Poza tym to jest liga, w której walczy się więcej niż w ekstraklasie. Trzeba zasuwać cały mecz, walczyć, a przebłysk jednego piłkarza może dać albo zabrać punkt.

Jest pan młodym trenerem, a zdążył pan sporo klubów już „zaliczyć”…
Przez ostatnich 10 lat nie pracowałem tylko sześć miesięcy, no i może to dziwne w dzisiejszych czasach, ale… nigdy nie zostałem zwolniony. Współpraca zawsze kończyła się na skutek nieprzedłużenia umowy albo na skutek mojej rezygnacji – bo jakiś tam kwestii dla drużyny nie udało mi się wywalczyć. Jestem człowiekiem stanowczym. Jeśli ktoś nie jest w stanie zapewnić mi spokoju pracy, swobody pracy, a przede wszystkim gwarancji na rozwój zawodników i szacunku dla zawodników, nasze drogi muszą się rozejść.

Podobno był pan jedynym w Zawiszy Bydgoszcz, który potrafił kłócić się z Radosławem Osuchem.
Mówię prosto w oczy bez względu na to, czy to jest ksiądz, prezydent, czy właściciel klubu. Jeżeli właściciel klubu nie będzie szanował osoby, która jest z nim szczera i nie jest marionetką, to nic dobrego z tego nie wyjdzie. Dlatego – tak, byłem ostry i bywało, że kłóciliśmy się i to nie raz. Ale jeśli to jest konstruktywne i jeśli ma pomóc zespołowi, to taka burza mózgów jest potrzebna. Osuch naprawdę zna się na piłce i miał swój pomysł na prowadzenie Zawiszy. Te konflikty z kibicami spowodowały, że nie poszło to tak miało. Natomiast ja jestem człowiekiem stanowczym i konsekwentnym. Obserwował moją pracę, wyciągnął mnie z niższej ligi, dał mi szansę, jestem mu za to wdzięczny. Uważam, że sobie w Zawiszy poradziłem i on pewnie uważa podobnie.

W Mielcu też zdarzają się mocniejsze różnice zdań?
Ciężko pracujemy od rana do wieczora wszyscy – prezes i dyrektor Jaskot, ale bywają i kłótnie, zdarzają się różnice zdań. Piłka to męski sport i nie można się tylko głaskać, klepać po plecach i mówić to, co druga osoba chce usłyszeć. Tylko trzeba być szczerym i stanowczym po to, by klub mógł się piąć w górę.

Nowa Sól, Oława, Jarocin, Świdnica – startował pan z miejsc w polskiej piłce niespecjalnie widocznych.
Ale Moto-Jelcz Oława na przykład to był klub, w którym pracowało mi się bardzo przyjemnie, mimo że za niewielkie pieniądze. Jechałem na trening z przyjemnością. Bo trafiłem na grupę ludzi, z którymi do dziś się przyjaźnię. Mieliśmy fajne eksperymenty i taktyczne, i filozofii gry. To był chyba najmilszy okres w mojej przygodzie z trenerką. Mieliśmy walczyć o utrzymanie z małą grupą zawodników, kompletnie bez pieniędzy, a okazało się, że skończyliśmy rozgrywki na drugim miejscu w trzeciej lidze.

Ale w powszechnej świadomości kibiców to są klubiki na uboczu. Pan zaliczył szybki przeskok od tych klubików do dużego futbolu. Na pewno jeszcze nie największego, ale Zawisza i półfinał Pucharu Polski plus gra o ekstraklasę to już stawia w światłach jupiterów. Stal Mielec – niby nisko w hierarchii, ale jednak klub-legenda.
Uważam, że w tych klubach niższych lig, w których byłem, pracuje się trudniej. W Zawiszy, Stali, Odrze Opole – która na pewno trafi kiedyś do pierwszej ligi, nawet Kluczborku – jedzie się dzień wcześniej na mecz, nocuje się w porządnym hotelu, wszystko jest poukładane. Natomiast w tych klubach niższych klas ładuje się schabowego w chleb i jedzie w dniu meczu 400 kilometrów. Takie rzeczy trzeba przeżyć, doświadczyć. Mówiąc obrazowo – jak człowiek sobie poradzi kilka dni szukając pożywienia w lesie, to w restauracji poczuje się komfortowo. Jeśli trener przetrze się w niższych ligach, w klubach, które nie mają pracowników – gdzie często trzeba być jednocześnie kierownikiem drużyny, asystentem, trenerem naraz, to będzie wiedział jak to wszystko naprawdę funkcjonuje. Na poziomie pierwszej ligi to już są duże sztaby, dyrektorzy, zaangażowanie ludzi, historia! W takich klubach jest łatwiej. Musisz umiejętnie zarządzać grupą ludzi, a ja sobie z tym radzę świetnie.

Jak pan mówił o schabowym, to mi się przypomniało jak Tadeusz Pawłowski wspominał Polar Wrocław – gdzie się spotkaliście. Jego syn z żoną gotowali makaron dla piłkarzy, by ci mieli co zjeść.
Jedliśmy w autobusie i ruszaliśmy na mecz. Przez pół roku klub nie płacił pieniędzy. Sklejona w miesiąc drużyna po rundzie była na pierwszym miejscu. Ale dlaczego? Bo to był zespól charakternych ludzi – to bardzo ważne. Proszę zauważyć – inaczej trenuje się ludzi, którzy o dziewiątej wstaną i o dziesiątej przyjdą na trening z kosmetyczką, a inaczej traktuje się ludzi, którzy o 17. przyszli na trening, bo o 16. skończyli pracę. To jest niebywale trudniejsze. Grupa jest podzielona, jeśli chodzi o możliwości. Siedmiu przychodzi z budowy, z dachu w upale, z układania bruku, trzech wyczerpanych nauczycieli ze szkoły. Pierwsze pytanie to, czy w ogóle zjedli cokolwiek po tej pracy. Potem dobieranie obciążeń na różne grupy treningowe. W niższych ligach pracuje się o wiele trudniej. Oczywiście – jeśli chce się pracować profesjonalnie.

Czego życzyć na święta? Jeszcze chwila została, ale choinki już stoją.
Zawsze jestem za tym, żeby życzyć zdrowia dla rodziny i najbliższych. Spokoju. I żeby… jak najmniej w naszej pracy zależało od szczęścia.

Rozmawiał Marcin Kalita

Inne artykuły o: Fejs 2 fejs | I Liga | Stal Mielec

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli